-
To dobry plan. Jeśli nasza budka przyjęłaby się z tymi smakami, to można dodać takie jak kokosowy, orzechowy, słony karmel, kawowy i przydałby się jaki smak trochę alkoholowy, bo sporo ludzi lubi. Może coś z rumem? - zamyślił się. -
I chociaż jeden jakiś sorbet dla klientów, którzy nie tolerują glutenu. W ogóle gdyby udało nam się otworzyć budkę z wegańskimi lodami, to myślę, że byłby hit - zauważył i miał dobre podstawy, żeby tak myśleć. Coraz częściej mówiło się o problematyce nadmiernego konsumpcjonizmu, to jak masowa produkcja mięsa i produktów zwierzęcych wpływa źle na środowisko i to jak często zwierzęta te były niehumanitarnie traktowane. Gilbert często słyszał, że ktoś zaczął próbować wegetariańskiej lub wegańskiej diety i chłopak musiał przyznać, że był coraz bardziej zachęcony tym, żeby samemu tego spróbować. Już używał o wiele mniej mięsa, gdy przygotowywał dla siebie i sióstr posiłki i zwracał dużą uwagę, żeby żadne jedzenie w lodówce się nie zmarnowało. Chętnie kupowałby od miejscowych rolników mięso, ale niestety nie znalazł żadnej informacji w internecie o ewentualnych takich ofertach. Może kiedyś czegoś się dowie? A może od samej Cherry? Ostatecznie mieszkała w okolicy, która sprzyjała w znalezieniu chętnego do sprzedaży swoich własnych produktów, nie tylko mięsnych, ale też roślinnych.
No, ale zdrowe żywienie zdrowym żywieniem. Gilbert starał się o to dbać, a że lubił gotować i piec, nie było to dla niego przykrym obowiązkiem wykonywanym z racjonalizacji długoterminowych korzyści takiego działania - po prostu lubił i chciał jeść zdrowiej. Wciąż miał słabość do fast foodów, a perspektywa DARMOWEGO jedzenia, szczególnie śmieciowego, w ogóle potrafiła go przekonać do niemożliwego.
Ech, jednak był tani...
Gilbert otarł niewidzialną łzę, udając, że jest niepocieszony brakiem kolejnych komplementów, ale zaraz potem uśmiechnął się, wyraźnie dając znać, że żartuje. Co racja to racja - nie ma co spoczywać na laurach, a ostatecznie Hargreeves nie przepadał za pochwałami w większych dawkach. Nigdy nie wiedział, jak je przyjąć i szybko się peszył, bo nie uważał, żeby na nie zasługiwał. No, ale tutaj wychodziły już problemy chłopaka z samooceną.
-
I jak długo ta owca uciekinierka żyła w dziczy? - dopytał, bo skoro hodowlane mają marne szansy przeżycia, to ciekaw był ile ta dała radę wytrzymać, że musiała tak mocno obrosnąć. I trzeba przyznać, że trochę było imponujące to, że wytrzymała tyle i jako owieczka nieprzystosowana do dziczy i tak obrośnięta. Gilbert słyszał, że wełna ma chronić przed atakami, ale wciąż robiło to wrażenie.
Hargreeves nic nie powiedział na stwierdzenie Cherry, a jedynie przytaknął, dając cicho znać, że rozumie. No tak, to była logiczna i zrozumiała konkluzja. A czy Gilbert nie pochwalałby innego sposobu zarobku Whitehouse? Tak prawdę powiedziawszy, to nic by o tym nie sądził. Chłopak funkcjonował w myśl zasady "żyj i daj innym żyć", więc po prostu uznałby, że to była decyzja Cherry i tyle. Nikogo tym nie krzywdziła.
Potem spojrzał na kelnerkę z współczuciem, gdy usłyszał o jej sytuacji rodzinnej. Nic nie powiedział odnośnie tego, bo nie uważał, że powinien. Nie znał się na tyle z Cherry i uważał, że młoda kobieta raczej nie czułaby się z tym komfortowo. Widać było, że stara się trzymać wszystko w ryzach i nie poddaje się tak łatwo, a jej postawa kojarzyła się chłopakowi z osobami, które, choć chętnie dostałyby wsparcie emocjonalne, jak każdy człowiek, to wciąż nie są chętne do uzewnętrzniania się i rozczulania nad sobą. Możliwe, że Gilbert się mylił, a nawet liczył na to, bo wiedział z autopsji, że takie osobowości są często po prostu samotne.
-
Okej - powiedział nagle, z determinacją. -
Chętnie przyjdę ci pomóc, tylko będziesz musiała mi wszystko pokazać, jak robić - dodał z ciepłym uśmiechem i miał nadzieję, że oferta Cherry nie była tylko rzucona żartobliwie, bo Hargreeves na pewno tak nie mówił. Chciał pomóc swojej koleżance z pracy i przy okazji zyskałby nowe doświadczenia oraz umiejętności. -
Chętnie też dostałbym nalewkę twojej mamy, skoro taka dobra - powiedział po chwili z małym uśmiechem, aczkolwiek było widać, że akurat to traktuje żartobliwie, bo nie pójdzie pomóc tylko dla alkoholu. -
Masz mój numer, żeby w razie czego napisać do mnie? - zapytał i wyciągnął już swoją komórkę.
Cherry Whitehouse