The way to a man's heart is through his stomach
: 29 gru 2021, 10:52
- Czy jest na sali mój ulubiony dyspozytor? - ruda głowa przecisnęła się przez szparę w drzwiach, a za nią również para bladych dłoni trzymająca plastikowy pojemnik. To tak w razie, gdyby towarzystwo Eimer nie było wystarczająco przekonujące, resztę załatwić miał słodki zapach domowych, czekoladowych babeczek. Właśnie dlatego pewna siebie dziewczyna nie czekała zbyt długo z wejściem do środka, w ulubionych kapciach z Pusheenem zajmując jedno z wolnych stanowisk w pobliżu chłopaka.
- Mam turbo kaca - przyznała, wciągając nogi na krzesło. Właśnie zaczynał się poranek drugiego dnia świąt i Sage w swoim wygodnym dresie raczej nie oczekiwała nagłych wezwań. To miał być spokojny dyżur, do tego w okrojonym składzie. Większość strażaków została w swoich domach, gotowa jednak przybyć na każde wyzwanie. Eimer? Nie miała ani dzieci, ani chłopaka, z którym mogłaby ten czas spędzić, dlatego zgłosiła się na służbę. Timothy zapewne miał podobnie. Ciekawe czy też ucieszył się nieco widząc nazwisko szkolnej przyjaciółki w rozpisce. Poza nią mógł już liczyć tylko na gburowatego Jeffa, który zaraz po dotarciu do remizy wpakował się do pierwszego wolnego łóżka. Gdyby się wysilili, na pewno daliby radę usłyszeć z dystansu jego chrapanie.
- iiiii... zapomniałam o kawie - pomimo narzekań, ruda dość sprawnie zerwała się z miejsca, zamiatając powietrze kitą gdy cofnęła się do kuchni po dwa wysokie kubki pełne czarnej dobroci, które odstawiła na blat. Potem jak gdyby nigdy nic znów zwinęła się w krześle, sięgając po pierwszy łyk. Nawet oczy teatralnie przewróciła do tyłu jakby właśnie dostąpiła zbawienia - Totalnie nie rozumiem jak ktoś mógł nazwać to kawą, a nie 'soczkiem życia'.
Timothy Callaway