płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
- Nie wiem o niej zbyt wiele. - To było trochę kłamstwo, ale trochę też prawda. Sameen zdążyła poznać Inej podczas ich wspólnej wyprawy do Włoch. Zadawały sobie pytanka i o sobie opowiadały. Nie czulaby się komfortowo opowiadając Zoyi o Inej. Nie dlatego, że nie ufala Zoyi, ale po prostu nie bez powodu tacy ludzie jak Sameen czy Inej żyli zdeka w cieniu i na uboczu. Nie chcieli się rzucać w oczy i nie chcieli żeby o nich rozmawiano. Chociaż ubiory i zachowanie Inej sugerowały, że ona jednak nie miałaby z tym problemu. Co nie zmienia faktu, że Sam nie chciałaby o niej opowiadać.
Słuchała opowieści Zoyi o tym przygodnym, szybkim numerki na gali charytatywnej i nie wiedziała czy powinna być pod wrazeniem czy oburzona czy zniesmaczona czy cokolwiek. Zoya opowiadała to tonem głosu, którego Sameen nie rozpoznawała. W sumie Henderson nigdy też tak swobodnie nie opowiadała o jakis swoich jednorazowych przygodach. Sam nawet nie mogła sobie przypomnieć czy kiedyś o jakiś słyszała. - Jesteś na mnie zła za coś? - Zapytała wprost, bo nie miała ochoty na zgadywanki i domysły. Te do niczego by nie doprowadziły. Zaraz jednak zapaliła się w jej głowie mała lampeczka. Zaczęła się domyślać, ale nie wiedziała czy to może byc to, a nie chciała palnac głupoty. Czy być może chodziło o to, że Sam nie była w stanie dać Zoyi odpowiedzi na jej pytanie na Bora Bora? - Opowiadasz mi o tym szybkim numerki na złość? - No trudno, nie ma owijania w bawełnę. - Czy ty jesteś zazdrosna? - Niby miała brzmieć poważnie, niby miała trochę się obrazić za takie traktowanie jej osoby, ale no nie mogła, więc po zadaniu tego pytania uśmiechnęła się lekko. Tak czy siak to pytanie było strzałem w ciemno, bo Sameen nie rozumiała dlaczego ktokolwiek miałby być zazdrosny o nią.
- Myślę, że to nie jest moją decyzja do podjęcia. - Uśmiechnęła się delikatnie i pewnie trochę Zoya jej polechtala ego. Każdy w końcu chciał być podziwiany za swoje ciało. Czy się do tego przyzna czy nie. Każdy chciałby być dziełem sztuki, które kogoś fascynuje. Nawet taka Sam. Chociaż ona to jest dziełem sztuki po przejściach. Trochę jak ten obraz tego Jezusa z memów "nie chcę".
- Dobra, dobra. - Wzięła ta paskudna bombkę od Zoyi i nawet na nią nie spojrzała, bo chciała mieć to wszystko z głowy. Przyłożyła ja do jakiejś gałązki. - Tu? - Zapytała i jak Zoya potwierdziła to Sam ja tam przywiesila. Przeciągnęła się nawet po wszystkim aż jej kości postrzelaly. - Zobaczymy za rok, bo na razie to moje pierwsze święta wiec nie mam porównania jak powinny wyglądać. - A wiadomo, że takiego doświadczenia z dupy sobie nie wyjmie albo nie będzie go bazować na filmach, które gdzieś tam z Zoya obejrzała. Oparła dłonie na biodrach i z dumą spoglądała na bombkę, która przywiesila. Odwaliła kawał dobrej roboty. - Hm? - Mruknęła i spojrzała na creepy bombkę, która wskazała Zoya. - Zabiorę ja do domu. - Postanowiła po tym jak już poprzygladala się tej creepy bombce przez kilka chwil. Chyba Sameen lubiła kolekcjonować brzydkie rzeczy. Chciała im nadawać sensu. Bo sama była brzydka rzeczą, która potrzebowała sensu. (Vanessa K. sweetie, im so sorry, I'm so sorry that a ugly ass bitch like this would even say that, oh my god!).
- No jest kilka opcji. - Stanęła spoglądając raz na Zoye, a raz na drzewko i drapała się przy tym po głowie. - Mogę klęknąć i po prostu na mnie wejdziesz jakbym była pufa. Będę stabilniejsza. - No chyba, że plecy jej jebna to wtedy nici że stabilności. - Mogę cię wziąć na barana, albo chwycę cię w okolicach ud i uniose. - Nie obawiała się ciężaru Zoyi. Była silna i niezniszczalna, a Henderson malutka.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- No chyba, że tak - Zoya chciała zapytać czy jest ładna, ale się ugryzła w język. To nie byłoby odpowiednie. Zresztą uroda była przecież bardzo subiektywna. No i chyba nie chciała wiedzieć, że Sameen ma jakąś śliczną, długonogą, seksowną morderczynię o spoko cyckach, z którą moze rozmawiać na tematy, o których Zoya nie ma pojęcia i na, które nawet nie może rozmawiać. A co lepsze, mogą sobie robić wszystkie te rzeczy, które Sam robi z nią, a dodatkowo mają możliwość wspólnych wyjazdów na misję, których Zoya nigdy na oczy nie zobaczy. Aż jej się słabo zrobiło od tylu informacji stworzonych w jej głowie. Fuj. Chyba musi się napić. Nie spodziewała się jednak, że Sam jej zada takie dziwne pytanie. Trochę nie wiedziała o co jej chodzi. - Nie, czemu mam być na Ciebie zła? - Zapytała, bo może stało się coś, czego Zoya nie wyłapała. Nie wpadłaby na to, że blondynka trochę odkryła jej karty, a Henderson myślała, że sie tak dobrze kryła. - Nie, mówimy sobie przecież o takich rzeczach - o całowaniu sie z jakimiś lamerskimi morderczyniami na przykład. Zoya już nawet chciała wyciągać kartę Logana i opowiadać Sameen o ich seksie, ale poczuła pewien dyskomfort, że musiałaby do tego wracać myślami. Nie chciała. - Ja? Zazdrosna? Nie - odpowiedziała od razu, szybko i prawie bezboleśnie, trochę też jej zachowanie było sztuczne. Problem był taki, że nie wiedziała. Czuła to dziwne coś w żołądku, ale nie miała pojęcia jak to nazwać. Z Loganem było łatwiej, bo tam po prostu była wkurwiona i zraniona. No, ale jego kochała. Sameen też kochała, ale do tej pory myślała, że to tak bardzo po przyjacielsku, a później się zaczęły te wszystkie akcje i teraz to już nie wiedziała. Znaczy okej, była pewna, że nie jest w niej zakochana, zauroczona? No już prędzej. Chyba. Może się myliła. - A tak naprawdę to nie wiem, ciężko mi powiedzieć - westchnęła i wzięła głębszy oddech, bo jednak nie chciałaby okłamywać przyjaciółki i po prostu też się do niej uśmiechnęła. - Chyba po prostu wizja tego, że są rzeczy, do których ja się nie nadaje i są osoby, które nadają się do tego bardziej i dobrze sie razem bawicie - tak mówiły tu wciąż o mordowaniu ludzi, żeby była jasność - to po prostu sprawia, że czuje się trochę niepewnie... tak mi się wydaje. Po prostu chyba smuci mnie to, że nie mam Ci co dać, ani wielkich podróży, ani szalonych przygód, ani nawet pomalowania ścian w terminie - nagle poczuła się jakoś dziwnie mała i nie wiedziała gdzie się ma patrzeć, chciała sie schować przed całym światem, bo było jej bardzo głupio. Przyjęła więc bardzo obronną pozycję obejmując się ramionami i stała tak, jak taka bezbronna, niewinna kobieta, która tak bardzo chciiała być przez kogoś zauważona i doceniona. - Nie mogę Ci dać czegoś co byłoby tylko nasze, bo to co robimy razem możesz robić z kimkolwiek, a to co robisz ze swoją całującą koleżanką to jest coś co możesz robić tylko z nią - okej, nie miała pojęcia czy Sameen ją rozumie, czy nie. Chodziło o unikatowość ich relacji. Z kim innym jak nie z drugą najlepszą morderczynią Galanis mogłaby mieć szalone misje? No tylko z nią. To było coś czym ta kobieta nad nią górowała. Zoya nie mogła zapewnić Sameen niczego oryginalnego i to ją smuciło i przerażało, bo co jak zabawy w święta się Sameen znudzą i Henderson nagle ją straci. Nie chciała tego, a zaczęła się tego obawiać.
- Jeżeli jest moja, to sobie pozwolę dalej je uważać za fascynujące - powiedziała z uśmiechem patrząc na przyjaciółkę. Te blizny mówiły więcej niż tysiąc słów. - Możemy kiedyś zrobić quiz, czy pamiętam te, które się pojawiły po moich opatrunkach - zaproponowała, bo byłaby to możliwość znów po dotykania jej ciała, które Zoye tak fascynowało.
- Tak, może byc tu - kiwnęła głową gdy Sam wieszała te bombki i spoglądała na nią z lekkim uśmiechem mając nadzieję, że ubieranie choinki przypadnie jej do gustu. - To dobrze, za rok to ja Cię gdzieś zabiorę - może to będzie nowa tradycja, zamiast spędzać święta w Lorne, albo na morderczych misjach będą gdzieś jeździć. Chyba, że do tego czasu wydarzy się coś niespodziewanego co mogłoby to zmienić. - Dobra, kupię Ci jakiegoś kwiatka i będziesz sobie mogła na nim zawiesić łamiąc wszelkie stereotypy - czy w ten sposób Henderson chciała przemycić jakąś roślinkę do mieszkania Galanis? Tak.
- Nie będę na Tobie stawać - powiedziała oburzona, bo jednak bez przesady. - Może po prostu Ty wejdź na tą pufę, ja Cie potrzymam i dasz tam tą gwiazdkę - tak chyba będzie najbezpieczniej, bo nie chciała zrobić Sameen krzywdy, a skoro to były jej pierwsze święta to mogła czynić honory i udekorować czubek.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Spojrzała na Zoyę podejrzliwie i jeszcze przez chwilę starała się ją rozgryźć, ale było ciężko. Nie miała problemów z rozgryzieniem kogoś na jakiejś misji. Czytała ludzi jak książki, a jednak rozmowa na prywatne tematy nieco ją przerastała. Nie była pewna czy w ogóle ogarnia to co się dzieje. –Po prostu… odnoszę wrażenie jakbyś mnie informowała o swoim piłkarzu w ramach jakiejś dziwnej konkurencji. – No nie zamierzała chować swoich obaw. Wcześniej o nim nie wspomniała, a teraz rzuciła o tym szybkim numerku co najmniej jakby Sameen miała jej zazdrościć, albo jakby… jakby chciała zranić Sam tym, że przespała się z kimś randomowym. Nie wiedziała. –Okej. – Nie była pewna czy opowiadają. A przynajmniej Sameen nie opowiadała, ale to głównie dlatego, że ona naprawdę nie miała o czym rozmawiać. U niej to wszystko ograniczało się do przygodnego seksu, albo seksu podczas misji. Albo chociaż zalążku seksu. No, ale nie chwaliła się tym jakoś wybitnie. Ale czuła, że gdyby się chwaliła to Zoya byłaby dziwna. Nie wiedziała czemu. –To dobrze. – Kamień spadł jej z serca, że Zoya nie była zazdrosna. Nie chciała o tym rozmawiać, bo nie lubiła rozmawiać o takich rzeczach, a jednak były na wyjeździe i były święta i ostatnie czego Sameen chciała to, żeby Zoya była na nią zła, albo obrażona. A zapytać zapytała, bo jakby tego nie zrobiła to albo by się to jakoś dziwnie kumulowało, albo nie dawałoby jej to spokoju i zapytałaby o to za kilka miesięcy i nie byłoby już tego kontekstu więc pytanie byłoby co najmniej beznadziejne i absolutnie nie na miejscu.
No i Sameen miała już ostro minding her own business, ale się okazało, że jednak rozmowa nie była zakończona tak jak ona tego oczekiwała. A przynajmniej tak jak się tego spodziewała. Jak już Zoya się odezwała to Sameen nawet na nią nie spojrzała. Wiedziała o co chodzi. Miała dokładnie tak samo kiedy myślała o Zoyi i jej innych przyjaciółkach. Że robią sobie jakieś normalne rzeczy, których Galanis nie jest częścią i nigdy nie będzie. Oparła dłoń o stolik, przymknęła oczy, zaczęła głębiej oddychać, wypuszczała powietrze przez nos, zacisnęła szczęki. Osiągnęła wszystkie poziomy irytacji i potrzebowała chwili, żeby się uspokoić. Wiedziała, że jak się nie uspokoi to rozpierdoli im wyjazd. Nie tylko ten, ale też ten na Kretę. A tak łatwo było ją zirytować, bo miała tak dużo rzeczy na głowie. Wiedziała, że dla Henderson to o czym mówiła było ważne, ale dla Sam to były po prostu… nic nieznaczące pierdoły. –Powiem ci jak wygląda moja praca jeśli bardzo tego chcesz. – Zaczęła i otworzyła oczy, ale nie podniosła wzroku. Wpatrywała się w jakiś punkt na ziemi. –Latam do państw, których nie znam. Chodzę po miastach, których nie znam robiąc wszystko, żeby nie rzucać się w oczy jako ktoś obcy. Od piętnastu lat nie zawarłam nawet przelotnej znajomości. Jedyni ludzi jakich spotykam, ostatecznie kończą martwi, bo ja ich zabijam. – Mówiła spokojnie, a przynajmniej starała się brzmieć spokojnie. Mimo wszystko gdzieś tam przemawiała przez nią irytacja. –Czasami tygodniami nie mam do kogo otworzyć gęby. Przyzwyczaiłam się do braku kontaktu z ludźmi do tego stopnia, że dłuższa rozmowa z kimś często przyprawia mnie o ból głowy. Porzuć wizje, że moja praca to jakiś film akcji i dobrze się bawię. Nie ma tam wielkich przygód i podróży. Jest kurewsko samotnie. Chcesz się do tego nadawać? – Gwałtowanie obróciła wzrok patrząc prosto na Zoyę. –Chcesz samotnie podróżować po to, żeby odbierać życia? W tym świecie nie ma, Zoya partnerstwa i przyjaźni. Jesteś sama. – Ludzie tak bardzo gloryfikowali z jakiegoś powodu zawód szpiega czy zabójcy wzorując się na beznadziejnych filmach akcji zapominając o tym, że tak nie było. Nikt nie chodził w garniturku sącząc sobie wstrząśniętego, niemieszanego drinka. Jasne, zdarzały się misje, które były fajnie, ale Sameen, z reguły jej robota kojarzyła się z wilgocią, pleśnią, zimnem, samotnością, krwią, smrodem, tygodnie niesamowitej nudy, żeby zdobyć albo osiągnąć to po co się przyjechało. Nie było tam nic co przedstawiały filmy akcji.
Nie pociągnęła tematu swojego ciała, swoich blizn, bo to już nie był nastrój, żeby mogła to wszystko kontynuować. Czuła się brudna i paskudna i najchętniej to by się poszła umyć i wyszorować, bo pewnie miała pod paznokciami krew kogoś kogo zamordowała parę tygodni wcześniej. Nawet niezauważalnie zerknęła na swoje dłonie. A przynajmniej myślała, że robi to bardzo dyskretnie.
-Dam radę. – Odchrząknęła i przesunęła pufę bliżej choinki, żeby nie musieć się za bardzo gimnastykować. No i trochę się potelepała, ale była baletnicą, tancerką, akrobatką i ostatecznie się nie wyjebała tylko założyła gwiazdkę. –Jest okej? – Zapytała zeskakując z gracją leśnej sarny i spojrzała na choinkę. Cofnęła się nawet o dwa kroki, żeby objąć ją wzrokiem całą.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Nie - odpowiedziała spokojnie - ty mi o czym opowiedziałaś, ja Ci odpowiedziałam nawiązując do czegoś co uważam za podobne doświadczenie - stwierdziła i wzruszyła ramionami. Teraz już sobie obiecała gdzieś w duchu, że nigdy nie będzie z Sameen o czymś takim rozmawiać, nigdy nie zapyta, nigdy nic nie powie o swoim życiu erotycznym, skoro tak to wyglądało. W ogóle nie będzie nic mówić. Tak, by było najlepiej, a słysząc ten cały wywód kobiety to tylko się zdenerwowała. Zrobiło jej się głupio i absolutnie miała już dość tych wyjazdów, które najwyraźniej musiały zawierać w sobie jakąś kłótnię, albo przynajmniej lekką spinę, bo czemu nie? Może takie wypady nie były stworzone dla nich, może lepiej jak się widują raz na trzy tygodnie czy na dłużej i Zoya tylko się zastanawia czy jeszcze kiedyś zobaczy swoją przyjaciółkę czy nie. Wkurwiała się też dlatego, że czuła się jak ostatnia kretynka dając się omotać Sameen w jakąś głupią, nawet nie wiedziała jak to nazwać, grę? Na której traciła tylko ona, jej duma, jej uczucia, a zamiast spokoju ducha od rozstania z Loganem miała tylko serię wielkich niewiadomych, ciągłych pytań, na które nie mogła dostać odpowiedzi i niepewności, jaka teraz kierowała jej życiem. Miała tego serdecznie dość i gdyby miała możliwość cofnąć czas to wolałaby tkwić w związku bez przeszłości, w którym przynajmniej wiedziała co ją czeka i czego się może spodziewać, niż dostawać coś takiego.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło - powiedziała twardo. Wiedziała, że jej praca zazwyczaj nie była łatwa. Widziała jej rany, widziała w jakim stanie przyjeżdżała, bo nie raz jej pomagała, o nic nie pytając i na nic się nie skarżąc. Zdawała sobie sprawę, że o wielu rzeczach nie może wiedzieć i to był dla niej największy ból, bo ta druga mogła. - Możesz się czuć samotnie nawet wśród setek ludzi - i akurat o tym Zoya też dobrze wiedziała. Kusiło ją też, żeby jej powiedzieć, że skoro tak bardzo jej przeszkadza praca to może powinna rzucić to wszystko i spierdolić w jakieś odległe miejsce, tak żeby jej nikt nie znalazł. Miała hajsu jak lodu, nie potrzebowała więcej pieniędzy. Tylko, że najwyraźniej było w jej robocie coś co sprawiało, że chciała to kontynuować. Lubiła to robić i może w tej chwili Zoya powinna zacząć się jej bać. - Ale bardzo dziękuję za zlanie moich obaw, zapomniałam, że nie powinnam w ogóle mówić o niczym bardziej emocjonalnym niż grzyb na ścianie, obiecuje że to się nie powtórzy, żeby nie wprawić panienki w zły nastrój - teraz Zoya dostała tylko kolejne zapewnienie, że tak naprawdę to jest gówno warta, ona, ich przyjaźń czy cokolwiek. Nie miała ochoty na dalsze rozmowy, ale choinka musiała zostać ubrana. Tak bardzo żałowała, że w ogóle zaczęły rozmawiać na ten temat, ale z drugiej strony, przynajmniej teraz już mogła określić swoją rolę w tej relacji. Zabawka. Można się nią pobawić, można się do niej przystawiać, można ją zabierać ze sobą jak się będzie miało ochotę, czasem nawet można ją zaruchać, a jak będzie robić problemy to odstawić w kąt, albo oddać komuś innemu do zabawy. - Tak, ładnie - odpowiedziała, ale nawet nie za bardzo zerknęła na to drzewko. Nastrój jej odleciał. - Idę zapalić - powiedziała, bo chęć na papierosa miała wzmożoną odkąd tylko została sama w kuchni. Nawet już jej się jeść nie chciało. Ubrała na siebie płaszcz, założyła zimowe buty i wyszła sobie na zewnątrz żeby odpalić fajkę i zaciągnąć się porządnie. Drugą ręką robiła sobie kulki ze śniegu i nawet zimno jej nie przeszkadzało.


Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zmarszczyła brwi bo aż nią wzdrygnelo na myśl, że Zoya myśli, że pocałunek z Inej na misji jest tym samym co bezmyślne zaruchanie kogoś na szybko na akcji charytatywnej. - Jakim cudem to są podobne doświadczenia, Zoya? - Nie pytała w złości, ani nawet złośliwie. Była naprawdę szczerze ciekawa jakim cudem w mniemaniu Zoyi to były bardzo podobne rzeczy. Czyżby nie znała Zoyi tak jak myślała, że ja zna? Czy lepiej byłoby gdyby opowiedziała przyjaciółce o tym, że zaruchala jakiegoś typa chwilę przed tym jak go zamordowała? Może chodziło o to, że Zoya jednak była romantyczka i pocałunek znaczył dla niej więcej niż bezmyślne ruchanie się po kątach? Absolutnie niczego nie rozumiała. Nie rozumiała też jakim cudem ta rozmowa osiągnęła taki koniec. Gdzieś w głębi duszy dotarło do niej też to, że gdyby Inej tu była i słuchała tej rozmowy to smialaby się z tego, że wzmianka o niej wprowadza takie nieporozumienia w życiu Sameen. Byłaby z siebie na pewno dumna.
Przewróciła oczami jak Zoya jej zarzuciła jakaś mądrością z onetowych blogów z roku 2006. Jasne, nie była w błędzie, ale Sameen absolutnie nie o to chodziło. - Mówię o rzeczywistej, fizycznej samotności, a nie o uczuciu osamotnienia, bo nikt mnie nie rozumie. - Troche teraz syknęła zdając sobie sprawę z tego, że nigdy nie użyła takiego tonu w stosunku do Zoyi. - Nie idę sobie do pierdolonego biura i nie pierdole o bananowych wtorkach i o tym, że muszę uczestniczyć w jakiś pierdolonych callach, albo, że jebana Karen wysłała maila, którego i tak nie przeczytam. Wolałabym słuchać o tym jak komuś urodziło się dziecko niż mieć świadomość tego, że ja się wychowałam w pierdolonej piwnicy jak jakiś dzikus i nie potrafię przeprowadzić normalnej rozmowy. I wpadasz ty i mi narzekasz, że się do tego nie nadajesz? - Już nawet nie próbowała panować nad tonem swojego głosu. Czuła jak wylewa się z niej jad. Czuła jak przejmuje nad nią kontrolę frustracja, która zbierała się w niej przez ostatnie kilka dni. Od momentu kiedy pojawiła się wizja powrotu na Krete wszystko się w niej kumulowało, myślała, że towarzystwo Zoyi, jedynej przyjaznej twarzy, która znała, coś zmieni. Tak bardzo się myliła. Obróciła się od Zoyi i zaczęła się wpatrywać w okno. Bała się tego, że jak na nią spojrzy to coś w niej pęknie i zapomni, że Zoya nie była Inej i nie będzie w stanie się przed nią obronić. Oddychała głęboko, klatka piersiowa unosiła się wysoko, że Sameen dosłownie czuła fizyczny ból.
- Zlanie twoich obaw? - Zapytała rozbawiona i nadal patrzyła na jakiegoś ptaka za oknem, który wylądował sobie na płocie i szukał pewnie padliny czy chuj wie czego. - Nigdy nie powinnaś mieć żadnych obaw jeśli chodzi o moją lojalność wobec ciebie. Jestem tobie tak lojalna, że niejednokrotnie zdradziłam sama siebie. - Odpowiedziała ze spokojem. Odwróciła się w stronę Zoyi. Wycelowała w nią palec i podeszła bliżej. - Mówiłam ci, że jesteś moim bezpiecznym miejscem. Że jesteś moją jedyną dozą normalności na jaką mogę liczyć. Mówiłam ci to. Nie mogę mieć tego co mam z tobą z kimkolwiek zechce. - Mówiła podniesionym głosem i cały czas celowała w Zoye palcem. Powychodziły jej z wkurwienia żyły na czole i szyi. - Wybacz, że to ja jestem pierdolonym grzybem na ścianie i nie mam głębi na jaką liczysz i nie potrafię ci ofiarować deklaracji których ode mnie oczekujesz. Chcesz zobaczyć czy się do tego nadajesz? Chcesz posłuchać o wszystkich gwałtach i morderstwach? Opowiedzieć ci o rzeczach, które robiłam zanim skończyłam dziesięć lat? Jesteś ciekawa jak to jest mordować dzieci? Albo może jak dzieci zlecają morderstwa swoich rodziców z najdurniejszych powodów? O, albo mogę ci opowiedzieć o moim ulubionym jak musiałam zabić kobietę w zaawansowanej ciąży upewniając się, że dziecko też nie przeżyje, bo okazało się, że tatuś jednak nie jest gotowy na takie zobowiązania. Wisienka na torcie mogą być opowieści o tym co robiono mi. I wtedy jeszcze raz mi powiesz czy żałujesz, że się do tego nie nadajesz i czy nadal czujesz się niepewnie, bo po moich spierdolonych tygodniach w pracy wole spędzić kilka dni z tobą niż całując się z kimś kto jest równie spierdolony co ja. OPOWIEM CI KURWA O WSZYSTKIM JAK TAK BARDZO KURWA TEGO CHCESZ. BĘDZIEMY DZIELIC TRAUMĘ CZESCIOWO, ALE HEJ, PRZYNAJMNIEJ BĘDZIEMY MIALY COS CZEGO NIE MAM Z KIMŚ INNYM. - Na koniec swojego monologu nie panowała nad sobą w ogole. Czuła to, więc w ramach odzyskania chociaz minimalnej kontroli postanowiła kopnąć pierdolona pufe. Nie był to najlepszy pomysł, bo poczuła jak po nodze rozlewa jej się ból, ale trudno. Przynajmniej się uspokoiła. W międzyczasie nawet nie zauważyła jak podczas całej tej wentylacji uleciała z niej łza. Zgarnęła ja jak poczuła wilgoć na policzku i spojrzała w sufit bo była pewna, że przecieka, bo przecież ona nie płacze. Ale jednak, to była jej łza. Mruknęła pod nosem przekleństwo i obróciła się tylem do Zoyi.
- Idź zryj te swoje pierdolone papierosy. - Warknela nie obracając się i poczekała aż usłyszy zamykane drzwi i dopiero wtedy sama, kulejąc, poszła do swojego pokoju.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Rozmawiałyśmy o adrenalinie, obie rzeczy są robione w oparciu o jej skok więc cóż, podobne doświadczenie - wytłumaczyła, bo oczywiście, że Zoya była romantyczką, ale nawet romantyczka mając tak chujowe przeżycia w ciągu ostatnich kilka miesięcy potrzebuje chwili zapomnienia. Tej jednej chwili, w których nie będzie się liczyło nic więcej poza tą drobną przyjemnością. Na dłuższą metę oczywiście to zupełnie nie było w stylu Henderson, bo ona się wolała zadręczać i smucić i szukać wiatru w polu.
Wysłuchała słów kobiety, chociaż było jej cholernie ciężko. Nigdy wcześniej się do niej w ten sposób nie odezwała, w sumie nikt się do niej w ten sposób jeszcze nie odezwał. Nie miała takich kłótni z żadną inną osobą, a najlepsze, że na nikim jej przecież nie zależało tak jak na Sam. - A co zrobiłaś żeby to zmienić? Co? Tak wiem, miałaś chujowe dzieciństwo, tak wiem, że moje chujowe dzieciństwo nie jest nawet zbliżone do tego gówna, które Ty przeżyłaś, doskonale to rozumiem, ale teraz jesteś kurwa dorosła i co z tym robisz? Samotność jest taka chujowa? To może przestań mnie od siebie odpychać! - Warknęła nie odsuwając się nawet na moment. W dupie miała to, że właśnie się poważnie kłóci z seryjnym mordercą. Jebać to. Co miała do stracenia? Najwyżej umrze. W życiu i tak jej się nie układało, więc było jej wszystko jedno. - Na chuj pytasz skoro nie chcesz znać odpowiedzi? Wolałabyś, żebym Cię okłamała i powiedziała, że wszystko jest w porządku tyko po to żeby było miło? Tak?! Kiedy ja się w końcu nauczę, że szczerość najwyraźniej nie popłaca. - Strasznie ją to wkurwiało. Czego po niej oczekiwała? Że jest na tyle płytka, by co najwyżej martwić się o to czy jej koleżanki mają lepsze cycki niż ona? Czy swojej koleżance też mówiła, jaka to nie jest super i jak to nie zasługuje na wszystko co najlepsze i, że ona jej pokaże jak to jest być szczęśliwa? Może tak. Może z tamtą wyszłoby lepiej. No, ja wiem, że na bank, by wyszło, bo Inej, by wyśmiała Sam przy pierwszej lepszej okazji, a Zoya tego nie potrafiła zrobić.
- Jak mogę ich nie mieć kiedy wszystko się kurwa jebie - chciała to mówić na spokojnie ale nie potrafiła. - Nie jestem dzieckiem Sameen, wiem czym się zajmujesz widziałam to kurwa na własne oczy, nie pamiętasz jak do mnie celowałaś? Myślałaś, że nie widziałam tych wszystkich trupów, ciał rozwalonych na środku chodnika... że siedziałam sobie w aucie i nic, a gdy odleciałaś to magicznie, nie wychodząc nawet z samochodu przetransportowałam Cię do środka... ile razy Ci powtarzałam, że chcę wiedzieć. Nie mam z tym problemu więc przestań mnie traktować jak dziecko, które nie wie o czym mówisz. Dobrze, wiesz, że nie o to mi chodziło! Żałuje, że się do tego nie nadaje tylko dlatego, że nie mogę zrozumieć przez co przechodzisz, żałuje, że nie potrafiłabym Ci pomóc gdyby coś Ci groziło, żałuje, że jedyne w czym mogłabym Ci kiedykolwiek pomóc to sprawdzenie jebanych rachunków w momencie, w którym Ty możesz się zerwać o drugiej w nocy, bo ja mam jakąś pojebaną zachciankę - tu mówiła o strzelaniu do misia. - Żałuje, że nie jestem na tyle silna, żeby Ci w tej chwili przywalić, bo mnie tak strasznie wkurwiłaś, żałuje, że nie mam pięćdziesięciu domów na całym świecie i nie mogę Cię do żadnego zabrać w momencie, w którym wracasz z misji żeby spędzić ze mną te kilka dni. Żałuję, że nie mogę dać Ci tego co Ty dajesz mi, nie mogę ci dać poczucia bezpieczeństwa, bo każdy głupek, by sobie ze mną poradził. Nie mogę dać Ci super prezentów, nawet świętego spokoju Ci nie mogę dać - początkowo wszystko wykrzykiwała, ale z każdym kolejnym słowem zaczynało jej brakować sił na dalszą kłótnię więc ściszała głos powstrzymując łzy. Udało jej się to zrobić więc starała się dalej wytrzymać.
Dała radę. Musiała dać. Po prostu się na Sam nie patrzyła, mało odzywała i wsłuchała w świąteczne przeboje, które teraz były jak dla niej zbyt wesołe i powinny wylecieć do kosza, który później spłonąłby ogniem piekielnym. Nie patrzyła na blondynkę więc nawet nie widziała tej wilgoci na jej twarzy, ale za to mogła jej pokazać środkowy palec, gdy wychodziła jeszcze z domu. Nie skończyło się na jednym papierosie, nawet na dwóch się nie skończyło, nawet na trzech. Sterczała tam naprawdę długo, aż w końcu z nerwów zaczęła rzucać tymi śnieżkami w drzewo znajdujące się niedaleko. Trafiła tylko raz, więc wkurwiła się na siebie jeszcze bardziej. Spaliła szóstego papierosa i dopiero wtedy wróciła do mieszkania. Nie miała pojęcia gdzie jest Sam i nie wiedziała czy chce wiedzieć. No dobra chciała. - Kurwa - jęknęła zakrywając sobie twarz dłońmi. Przez chwilę stała tak pod tą jebaną choinką nie mając pojęcia co teraz. Jeżeli to miał być koniec ich przyjaźni to nie chciała tego robić w ten sposób. Poszła więc do pokoju Sam i zapukała do drzwi, a później weszła, bo miała w dupie to czy jej łaskawie pozwoli wejść czy nie. Prywatność Zoyi była wiele razy przez nią naruszona, więc here we are. - Nie chcę Cię stracić - powiedziała na wstępie - chyba że umrę ja, albo ty, tylko w takim wypadku mogę to zaakceptować, ale w żadnym innym nie. - Chociaż wiadomo, że ostatnie czego chciała to żeby którakolwiek z nich umierała. Spojrzała na Sam i nawet zrobiła kilka kroków w jej stronę. - Przepraszam za to, nie chciałam się kłócić. - Powiedziała i tym razem już łza spłynęła jej po policzku. - Wybaczysz mi? - Zapytała i podeszła jeszcze bliżej cały czas wpatrując się w blondynkę, którą miała nadzieję jeszcze móc nazwać swoją przyjaciółką.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Miała Zoyi tak wiele do powiedzenia. Tak wiele chciała jej wykrzyczeć. Tak bardzo chciała jej powiedzieć jak się myli i jak źle ją ocenia. Obawiała się jednak tego, że w pewnym momencie przestanie krzyczeć, a zaczną działać jej pięści. Wiedziała, że wrogiem w tej sytuacji nie była Zoya, tylko sama Sameen. Nie miała gorszego wroga niż siebie. Raniło ją każde słowo wypowiedziane przez Henderson. I to nie w ten sposób, że słyszała prawdę, której zawsze bała się usłyszeć. Bolało ją to jak bardzo Zoya się myliła co do jej osoby.
Oskarżała ją o to, że nic nie robiła, żeby zmienić swoją sytuację, kiedy prawda była inna. Gdyby nie próbowała tego zmienić to kilka lat temu nie wymordowałaby ludzi, którzy ją uprowadzili i zrobili z niej człowieka, którym jest teraz. Gdyby nie próbowała to nadal by pracowała dla nich i była pozbawioną wszelkich emocji zabójczynią. A teraz? Nadal była zabójczynią, ale pracowała dla siebie. I miała pięć czy sześć emocji. Próbowała. Próbowała tak bardzo, że czasami doprowadzała się do wymiotów i bezsenności, a teraz Zoya jej wmawiała, że nic z tym nie robiła. Z samotnością też walczyła. Spędzała czas z Zoyą, były teraz na drugim wyjeździe, miała Raine, widywała się z Eve. Nie była taka samotna jak kiedyś. Nie chciała być.
Opuściła ręce i stała jak kołek słuchając wszystkiego co Zoya miała jej do powiedzenia. Prawdopodobnie wszystkiego co przez ostatnie trzynaście lat się w niej kumulowało, a czego nigdy, z jakiegoś nieznanego Sameen powodu, jej nie powiedziała. Parsknęła śmiechem kiedy Zoya wspomniała sytuację, w której się poznały. Było to nic w porównaniu ze wszystkim co musiała robić później, a co robiła wcześniej. Sameen nawet nie byłą odpowiedzialna za tą akcję. Nie zabiła wtedy nawet większej połowy znajdujących się tam ludzi. Jasne, upewniła się, żeby nikt nie wyszedł stamtąd żywy, ale ostatecznie nigdy nie przypisywała sobie zasług za tamten wieczór. Bawiło ją też to jak Zoya, umawiając się z podrzędnym gangsterem czy tam handlarzem narkotyków, będąc jeszcze nastolatką, myślała, że znała świat Sameen. Bolało ją to, że Henderson w ogóle nie rozumiała tego przed czym Sameen tak bardzo starała się ją chronić. Może gdyby wiedziała więcej to ostatecznie powiedziałaby Sam, że jednak powinny wrócić do tej części relacji, gdzie Sameen nie zdradza jej zbyt wielu szczegółów. Bała się jednak, że jak powie jej za dużo to Zoya zacznie na nią patrzeć przez pryzmat tego co robi w pracy i dopiero wtedy Sameen pozna prawdziwą samotność. A teraz jak tak bardzo związała się z Raine, nie wchodziło w grę po prostu opuszczenie Lorne i nie wracanie tutaj nigdy więcej. Może jeszcze pół roku temu nie miałaby problemu z tym, żeby zamieszkać w samotnej chatce, na zaśnieżonej górze, gdzie nikt nigdy by jej nie odnalazł, bo dotarcie na szczyt graniczyłoby z cudem. Tak samo odnalezienie samej chatki.
Spuściła wzrok i zacisnęła szczęki kiedy po raz kolejny usłyszała o tych podróżach i o „pięćdziesięciu” domach na całym świecie. A więc po raz kolejny przesadziła z okazywaniem tego co ma i dzieleniem się tym z bliskimi. Raine nie chciała jej auta, a Zoya nie chciała jej domów i podróży z nią. W dodatku dosłownie powiedziała, że ma ochotę ją uderzyć. W tym momencie Sameen poczuła jak traci grunt pod nogami. Nie upadła jak coś. Po prostu dotarło do niej to, że tak naprawdę to nie ma niczego i zawsze będzie sama. Zoyi też nigdy nie miała. Długo też wierzyła w to, że Zoya Henderson jest jedyną osobą na całym świecie, która nigdy, przenigdy jej nie zrani. Jak bardzo się myliła.
Zamknęła drzwi od pokoju i przez długą chwilę stała i gapiła się na obrazek na ścianie. Podeszła bliżej, żeby się przyjrzeć namalowanemu statkowi, który samotnie pokonywał niezbadane morskie tereny. Obserwowała obraz jeszcze chwilę, ale zaraz usiadła na łóżko i zdjęła skarpetę, podwinęła nogawkę swoich modnych, dresowych joggerów i zaczęła oglądać zranioną nogę. Widziała zaczerwienienie i początki obrzydliwego siniaka, ale nic nie puchło, więc przynajmniej się nie połamała. Opuściła nogę na ziemię i wpatrywała się w ścianę tak długo, aż dostrzegła małego pająka, który zaczął się wspinać po ścianie. No i tak sobie siedziała i się na niego gapiła, aż usłyszała pukanie. Drgnęła i sięgnęła po skarpetę i zaczęła ją ubierać. Chciała wyglądać na bardzo czymś zajętą.
Słuchała Zoyi i miała trudności z uwierzeniem w jej słowa. Była zbyt zraniona, żeby przejść przez jakąś pozytywną analizę. Dodatkowo, naprawdę nie miała ochoty na żadne analizowanie. I tak nie będzie spać całą noc, bo jeszcze raz będzie analizować wszystko co jej Henderson powiedziała. Słuchała jej w milczeniu udając, że założenie skarpetki to czynność, która naprawdę zajmuje więcej niż 10 sekund. Kątem oka dostrzegła jak Zoya się zbliża. W jednym musiała się z nią zgodzić. Ona też nie chciała się kłócić. –Okej. – Odpowiedziała nie podnosząc wzroku, ale ostatecznie uznając, że skarpetka jest dobrze ubrana. –Wybaczone. – Powiedziała i tym razem podniosła wzrok i posłała Zoyi uśmiech, który jednak wiele ją kosztował.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Ze wszystkich osób na świecie, Zoya nie spodziewała się, że to Sameen zrani ją tak dotkliwie, wykorzystując jej naiwność i całkowity brak jakiejkolwiek bariery ochronnej po rozstaniu. Sądziła, że z Sam zawsze będzie bezpieczna, że kobieta będzie z nią szczera i nie będzie jej wodzić za nos. Słuchała jej ładnych słów, które mówiła jej w Lorne Bay, myśląc, że rzeczywiście coś w tym jest. Wygłupiła się, dała się nabrać i teraz płaciła za to cenę. Najwyraźniej była kolejną nagrodą do zdobycia, albo czymś co się Sam należało po tych trzynastu latach. Najpierw traktowana jak cenny skarb, który trzeba chronić, a później jak zwykła rzecz, której w sumie szkoda było wyrzucić, bo może jeszcze kiedyś się przyda. Miała się teraz za taką głupią, że az nie wiedziała co z sobą zrobić. Myślała, że Sameen zawsze może być pewna, nawet nie tak dawno mówiła jej, że jest wszystkim tym kogo szukała. Teraz zdała sobie sprawy jak bardzo było to jednostronne. Mogła robić co chciała, ale najwyraźniej nigdy nie będzie dla blondynki nikim tak istotnym jak chciałaby być, a jej słowa o bezpiecznym miejscu teraz dla Zoyi brzmiały jak jedna wielka ściema. Coś co faceci mówią laskom, żeby czuły się wyjątkowe, takie "jesteś jedyną", "nie ma drugiej takiej jak ty", a później cóż. Wychodziło zupełnie inaczej. Bolało ją to. Bolało ją to, że najwyraźniej w momentach, w których chce być z Sam szczera i powiedzieć jej wszystko co ją boli, co jej leży na sercu, to nigdy nie jest dobrze, bo ona tego nie chciała słuchać. Wolała nie wiedzieć nic, bo tak było wygodniej. Wyjebane w wygodniej, życie nie było wygodne, było cholernie trudne i kto jak kto, ale Galanis powinna o tym wiedzieć. Zoya chciała być dla niej wszystkim, lekarstwem na całe zło, na samotność, na ból, na stres, nie jej wina, że Sam tego nie chciała. Henderson była gotowa, by jej wysłuchać, by dowiedzieć się o wszystkich okropieństwach jakie miały miejsce w życiu blondynki, bo wiedziała, że cokolwiek, by jej nie powiedziała, to nie będzie w stanie zmienić tego jak ją postrzega. Gorsze były same wyobrażenia, to co Zoya sobie musiała dopowiadać nie mając możliwości dowiedzenia się konkretów. Henderson miała dość półprawd, miała dość zwodzenia jej za nos. Chciała wrócić do domu, zakopać się w kołdrę i przesiedzieć tam całe święta i sylwestra, może Nowy Rok okaże się dla niej bardziej łaskawy. Może ta Anglia nie była jednak takim złym pomysłem, może powinna się wyprowadzić, chociaż kilka dni temu, że nie chciała tego zrobić ze względu na Sam. Teraz czuła, że w końcu dostała odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania, a to oznaczało, że nic ją w Lorne nie trzymało, chociaż serce jej krwawiło.
Gdy przeszły nerwy pojawił się ból, coś co Zoya dobrze znała. Czuła to po zerwaniu z Corvo, czuła gdy dowiedziała się o Loganie i jego dziwkach, różnica była taka, że wtedy u boku zawsze miała swoją przyjaciółkę, a teraz? Teraz była sama jak palec i chyba do tego uczucia musiała się przyzwyczaić, chociaż tak bardzo nie była na to gotowa. Miała jeszcze chwilę nadziei, że może jakoś się wszystko ułoży, gdy weszła do jej pokoju. Ta mała iskierka zgasła jednak słysząc dwa słowa, które w uszach Zoyi tak naprawdę nic nie znaczyły. Wiedziała, że to co powiedziały będzie nad nimi wisieć i, że nigdy tego nie wyjaśnią, bo Sam nie będzie chciała tego robić. Bo po co? Lepiej olać. Stało się też dla Zoyi jasne to, że gdyby teraz spakowała swoje rzeczy i chciała wrócić do domu, to pewnie bez przeszkód, by to zrobiła. Później może kiedyś, za miesiąc, dwa, trzy, usłyszałaby jak ktoś krząta się za ścianą, ale byłaby zbyt dumna, żeby zobaczyć czy to Sam czy sprzątająca Anezka. Wiedziałaby, że prawdopodobnie chwila, w której powiedziałaby, że wyjeżdża byłaby ostatnią kiedy widziałaby Galanis, a jedyne co, by usłyszała to "okej", co mogłoby być równoznaczne ze "spierdalaj". - To dobrze, cieszę się - odpowiedziała i uśmiechnęła się dość niemrawo. Nie wiedząc za bardzo co teraz zrobić więc podeszła i usiadła sobie na łóżku obok niej patrząc przed siebie.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Dobra, nie ma co tutaj się za bardzo rozkręcać dalej rozpisując te przemyślenia, bo każda miała swoją rację i każda czuła się zraniona i obrażona z zupełnie innego powodu. Sameen na przykład w ogóle, podczas tej całej kłótni, nie myślała o tym, że się ze sobą przespały. No i może to był jej błąd. Może gdyby o tym myślała to wiedziałaby skąd pochodziło to zranienie Zoyi. A tak to ona sobie o tym nie myślała i była pewna tego, że żyją w świecie, gdzie obie założyły, że była to jednorazowa sprawa. No, ale być może tak nie było. W sensie z tym założeniem. Może to jak zwykle Sameen zrozumiała wszystko tak jak chciała zrozumieć, żeby nie musieć liczyć się z konsekwencjami swoich czynów. Typowa Sameen. Myślała, że chodzi sobie po tej ziemi jak pani i władczyni i że nic jej nigdy nie dotknie, bo zobowiązania i konsekwencje są dla marnych, ludzkich istot.
Obserwowała jak Zoya przechodzi obok niej i siada na łóżku. Obawiała się tego, że jednak będzie między nimi teraz jakiś dystans i jedzenie w piekarniku się spali, bo żadna nie będzie chciała iść do kuchni tego wyjąć. W sumie Sameen to by nie poszła, bo by nawet nie wiedziała jak to się robi. Chociaż nie. Kiedyś złamała komuś szczękę drzwiami od piekarnika, a jeszcze innego razu upozorowała samobójstwo piekarnikiem. Także coś tam wiedziała. Nie było z nią aż tak źle. No, ale po słowach Zoyi to nie wiedziała nawet co powiedzieć. Co się mówi w takich sytuacjach? Kolejny jakiś spierdolony i nieudany żart? Bo przecież to nie tak, że Sameen miała w rękawie jakieś śmieszne żarty, którymi mogłaby rozbawić towarzystwo. Jedyne co mogła zrobić to rozbawić ludzi swoim spierdoleniem. No, ale nie chciała tak siedzieć w milczeniu. Tym bardziej, że czuła, że teraz jest jej kolej na wykonanie jakiegoś ruchu. Przesunęła się więc w stronę Zoyi, wyciągnęła dłoń w jej stronę i złapała ją za rękę. Po chwili nawet splotła swoje palce z jej palcami. Nadal nie odezwała się słowem. Miała nadzieję, że Zoya zrozumie co Sam chciała przekazać tym gestem, bo sama Galanis nie wiedziała. No poza tym, że chciała, żeby Henderson miała świadomość tego, że tak czy siak przetrwają to co się teraz odjebało. Ich trzynastoletnia więź była silniejsza niż jakaś durna sprzeczka, co nie?
Odchrząknęła. –Czyli naszą pierwszą, oficjalną, małżeńską kłótnię mamy za sobą. – A jednak postanowiła zażartować nawiązując do tego, że Sameen jest mężem, a Zoya żoną. Nawet kątem oka spojrzała na Zoyę, żeby wybadać czy jej żarcik się udał i czy będzie mogła go wpisać do księgi żartów. A miała zapisaną tylko 1/3 strony, więc fajnie jakby coś mogła sobie dopisać.
-Nie chcę lecieć na Kretę sama. – Powiedziała po chwili, bo jedną z jej większych obaw, na chwilę obecną, było to, że Zoya jej powie, że chce wrócić do domu.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
To nawet nie o ten seks chodziło, bo Zoya pewnie wiedziała, czuła w kościach, że prędzej czy później do tego dojdzie. No i brałaby to za nic takiego, gdyby obie były wtedy pijane, albo gdyby to było bardzo randomowe, tak jak wtedy u Sam na chacie czy w aucie. Nie wiedziała tylko co myśleć o tym wszystkim, gdy jednocześnie ostatnie kilka tygodni wypełnione były także takimi czułymi gestami, jak ten poranek w jej łóżku. Była skołowana, bo widziała też zmianę zachowania blondynki od tamtych chwil w Lorne, do tego co przeżywały na Bora Bora i absolutnie nie miała pojęcia co się stało i o co w tym wszystkim może chodzić. Dlatego trochę ją to irytowało, bolało i dezorientowało, czego upust nastąpił kilka chwil wcześniej. Zoya nie pomyślałaby, że Sam obierze jej słowa w ten sposób, bo nie chodziło jej o to, że nigdy nic nie robiła ze swoim życiem żeby je zmienić. Chodziło jej o to, że teraz miała wolność. Mogła wybierać to co chciała, nie musiała mordować kobiet w ciąży, bo takiego zlecenia po prostu nie musiała brać. Była niezależna w pracy i finansowo, miała wolność, której nawet taka Zoya nie miała.
Henderson tak bardzo nie chciała żeby było między nimi dziwnie, a jednocześnie obawiała się, że trochę jest to nieuniknione, bo nie wiedziała co mogłaby jeszcze powiedzieć. Nie sądziła też, ze Sam cokolwiek zrobi dlatego była zaskoczona, gdy się do niej przysunęła i złapała ją za rękę. Spojrzała jednak na przyjaciółkę i uśmiechnęła się do niej delikatnie mocniej chwytając jej dłoń. - Zdecydowanie - zaśmiała się pod nosem - ale też odhaczyłyśmy kolejny fragment świąt, bo nie ma świąt bez sprzeczki i Kevina - dodała uśmiechając się szerzej i przenosząc wzrok na ich splecione dłonie. Przez chwile tak się w nie wpatrywała, jakby były czymś zupełnie nowym. Ten widok był dla niej jakiś dziwnie kojący, nie potrafiła tego wyjaśnić. Słysząc słowa przyjaciółki znów uniosła głowę, by przyjrzeć się jej dokładnie. - A ja nie chcę Cię zostawiać - chwilę temu chciała wrócić do domu, a teraz gdy spojrzała na jej twarz wiedziała, że nie może tego zrobić, jej kobieca intuicja podpowiadała jej, że coś jest nie tak. Nie chciała jednak ciągnąć Sam za język, pomyślała, że dowie się wszystkiego w swoim czasie. - Wiesz jak nas widzę? - Zapytała, chociaż sama chciała udzielić odpowiedzi. Spojrzała ponownie na ich złączone dłonie i delikatnie kciukiem zaczęła gładzić rękę Sam. - Jak taki stary gobelin, który jest zrobiony z dwóch potencjalnie nie pasujących do siebie fragmentów materiału, a jednak złączony razem jest niezwykle okazały i zapiera dech w piersiach. Z czasem jakieś pojedyncze nitki się przecierają, ale jest tak ważny, że warto poświęcić czas i wszelkie fundusze, by go wzmocnić nowymi nićmi, a z biegiem lat tylko zyskuje na wartości - wydawało jej się, że jest to naprawdę ładna metafora ich przyjaźni i była totalnie dumna, że jej użyła. Po chwili wzięła też głębszy oddech i spojrzała przed siebie zbierając słowa w swojej głowie. Westchnęła. - Miałaś na sobie krew w mojej fantazji ponieważ byłaś na misji, ja Cię odebrałam w jakimś wybitnie zajebistym sportowym czarnym autem i musiałyśmy uciekać, jak najdalej. Jechałyśmy bardzo szybko, aż w końcu zatrzymałyśmy się w środku nocy, gdzieś przy zejściu na plażę. Trochę panikowałam, jak to ja, a Ty złapałaś moją twarz w zakrwawione dłonie, co absolutnie mnie nie obrzydzało, wręcz przeciwnie... i pocałowałaś mnie tak stanowczo i namiętnie, a później uprawiałyśmy seks na masce tego boskiego auta, ale obudziłam się w połowie więc nie powiem Ci, czy się skończyło dobrze, czy źle - może nie powinna tego mówić, ale pomyślała, że to może w jakimś stopniu załagodzi sytuację i Sam się ponownie zaśmieje, tak jak wtedy w aucie.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen absolutnie nie wiedziała, że jest tradycja odnośnie tego, żeby w święta koniecznie się pokłócić. Gdyby wiedziała to może by się tak tym wszystkim nie przejęła. Chociaż jednocześnie nie było po niej widać jakiegoś przejęcia. Ale wiadomo, posągiem była nie od dziś. –Kogo? – Zapytała podejrzliwie, bo no nie znała żadnego Kevina, a już z pewnością żadnego tu nie zapraszała i teraz nie wiedziała czy ktoś tu przyjdzie. Czy może Zoya poznała kogoś w markecie jak się rozdzieliły? Albo jak paliła te dziewiętnaście papierosów? Nigdy nie wiadomo. Dużo mogło się wydarzyć podczas tych dwóch chwil.
Skinęła głową i odetchnęła z ulgą wiedząc, że Zoya jej teraz nie zostawi. Dobrze, że nie wiedziała o tym, że planowała ją jednak opuścić. Pewnie trochę by złamało jej to serce. Gdyby owe oczywiście miała. Ale nie miała. Ona również zerkała na ich dłonie, ale zawiesiła na nich wzrok na dłużej kiedy Zoya zaczęła ją gładzić kciukiem. Pokręciła głową, bo oczywiście, że nie wiedziała jak Zoya je widzi. Trochę się tego obawiała, bo jaka mogła być jej wizja po tym wszystkim co usłyszała? Bała się porównania do jakiejś bajki o potworze, który zakochuje się w księżniczce czy tam na odwrót. Nie wiem, bo to zawsze była głupia bajka i Sam oglądała to z Zoyą i udawała zainteresowaną, ale tak naprawdę nie była. No, ale teraz skupiła swoją uwagę na słowach przyjaciółki i słuchała jej uważnie. Nie wiedziała skąd Zoya wyjebała takie porównanie, bo nie wiedziała, że Zoya jest jakimś Czesławem Miłoszem. Myślała, że Zoya jest psychologiem i księgową, a tu wychodziły takie kwiatki. Uśmiechnęła się po jej słowach. –Coś jak Yin i Yang? – Zapytała, bo to jedyne co przyszło jej na myśl do czego mogłaby porównać słowa Zoyi, żeby mogła je rzeczywiście zrozumieć.
Kolejne wyznanie nadeszło tak niespodziewanie, że Sameen pierwszy raz od czasu kłótni przeniosła wzrok na twarz Zoyi i zatrzymała się tam na chwilę. Wpatrywała się jak Henderson bez cienia zażenowania opowiada jej o swojej fantazji. Trochę Sam miała ochotę się pośmiać, ale jednocześnie nie mogła, bo była pod wrażeniem tego, że Zoya jej to mówiła. Zastanawiała się dlaczego o tym mówi teraz.
-Zoya… – Zaczęła, bo jednak czuła, że nie była to sytuacja, którą jednak mogłaby pozostawić nieskomentowaną. Chociaż bardzo tego chciała. –Ty sprośna babo. – Powiedziała, bo nic innego nie przyszło jej na myśl. Po tych słowach trochę nawet parsknęła śmiechem i pokręciła głową z niedowierzaniem. –Seks na masce auta… kto by pomyślał. – Mruknęła bardziej do siebie niż do Zoyi i teraz wgapiała się w jakiś punkt na ścianie i wyobrażała sobie tą całą scenę. Nigdy nie uprawiała seksu na samochodzie. Głównie dlatego, że za bardzo kochała samochody i nie chciałaby mieć odciśniętych czyiś pośladków na lakierze. –Poza pierwszą częścią to nie jest to w sumie coś co byłoby niewykonalne. – Powiedziała po chwili zastanowienia się. Chociaż musiałaby mieć do tego jakieś specjalne, wynajęte auto, bo swojego by nie poświęciła.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zasmiala się. - Kevina - mogła podejrzewać, że Sameen nie wie o co chodzi. - Kevin Sam w Domu, to taki świąteczny film, który co roku od chyba 20 czy 30 lat leci w telewizji na święta, to już też jest tradycyją- wyjaśniła przyglądając się przyjaciółce z uśmiechem. Cieszyła się, że może ja wprowadzić w kolejną część popkultury. Wątpiła żeby Sam się to spodobało ale musiały spróbować i chociaż raz ten film obejrzeć. Gdyby nie znała Galanis to pewnie by się jej zrobiło smutno, że nie do końca zrozumiała jej metafory. Całe szczęście wiedziała jak to jest z Sameen i dlatego nie miała z tym problemu i uśmiechnęła się do niej lekko. - Tak, coś jak Yin i Yang - kiwnęła głową, bo też można było tak to nazwać. Sądzila, że są jaj ogień i woda, a jednocześnie potrafią znaleźć wspólny grunt i zazwyczaj potrafiły się dogadać. Może jednak ta kłótnia była im potrzebna, bo przynajmniej zniknęła jakaś irytacja, która mogła się w obu kumulować. To czasem było oczyszczające. Czując jednak jej dłoń, Zoya wiedziała, że mają zbyt solidne fundamenty ich przyjaźni, by coś mogło je zniszczyć.
To też nie tak, że Zoya nie była jakoś zażenowana tym co mówiła, bo trochę czuła się głupio, że coś takiego przyszło jej w ogóle do głowy kiedykolwiek, aczkolwiek Sam była jej najbliższą przyjaciółką więc jeżeli nie jej, to komu miałaby to powiedzieć. Wyzbyła się więc wstydu, bo to nie miało po prostu sensu. Nie spoglądała jednak na Sam, wolała skupić wzrok na ścianie, bo wtedy łatwiej było jej to wszystko mówić. - Sprośna babo? - Zapytała i wybuchła śmiechem dopiero teraz patrząc na przyjaciółkę. - Absolutnie - pokrecila głowa dalej rozbawiona, bo wcale się nie uważała za sprośną, no chyba że powinna zmienić to postrzeganie samej siebie. Była po prostu otwarta i dopiero teraz przypominała sobie, że przecież lubiła i potrafiła bawić się we flirty. Ostatnio wychodzilo jej z Morganem, z Sam trochę też, nie mogła więc na siebie narzekać. - Nie uprawialaś seksu na masce? - Zapytała zdziwiona, bo nawet taka Zoya miała coś takiego za sobą i było to bardzo ciekawe doświadczenie. - Czyli mówisz, że mogłabym Cię rozdziewiczyć w tym wypadku - przymrużyła lekko oczy cały czas uśmiechając się dość tajemniczo. - Myślę, że jest to coś nad czym warto się zastanowić - mogła dac swoje auto, nie było problemu, jej nie przeszkadzały odbite pośladki. - Przyjdź za chwilę, myślę że obiad już będzie gotowy - powiedziała wstając z łóżka, ale zanim wyszła to jeszcze dała jej dziwny pocałunek w czoło. Zostawiła ją samą z myślami o aucie i poszła do kuchni żeby wyciągnąć jedzenie i zacząć nakładać wszystko na talerze.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
ODPOWIEDZ