(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Zginając się na moment wpół, jedną dłonią trzymając się chyba jakiegoś śmietnika, drugą zaś intensywnie przyciskając do nadbrzusza, wydał z siebie serię najlepszej jakości przekleństw. Ktoś wędrujący obok uskoczył z przerażeniem, prawdopodobnie kilkakrotnie się oglądając za siebie, dając tym samym sobie szansę na odnalezienie w swym egoizmie odrobiny człowieczeństwa. Próżny był to jednak trud, skoro zniknął zaraz gdzieś za rogiem, a Theo został na ciemnej ulicy sam, oddychając ciężko. I tak nie skorzystałby z jakiejkolwiek formy pomocy. Wystarczyło przecież tylko kilka kolejnych wdechów, by odzyskać resztki sprawności — tak więc tkwił w tej swojej pozie, wyglądając jak przyszła ofiara zawału i myślał tylko o tym, że chyba przesadził. No bo tak pijany, jak dzisiaj, to nie był od wielu lat, zdecydowanie. Nie potrafił sobie nawet przypomnieć teraz jak do tego doszło, ani skąd wracał — chyba rzygał, no i nos go bolał, więc może zaliczył zderzenie z jakąś pięścią, albo po prostu drzewem, którego nie zauważył. Najważniejszy był ten kurewsko paraliżujący ból brzucha, którego pijany umysł nie był w stanie zdiagnozować. Podczas gdy świat wirował (lepiej było nie zamykać oczu, bo było tylko gorzej), usiłował zrozumieć, gdzie jest. Ulica zdawała się jednak obca, a brak toczących się po niej maszyn odzierał go z szans na dotarcie do domu. Krzywiąc się i przeklinając nadal, wyprostował się, nieomal przy tym przewracając. Gdzieś tam krążąc za niemym głosem rozsądku zaczął poszukiwać w kieszeniach czegokolwiek — telefonu nie miał, dziwne, portfel tak, ale bez jakichkolwiek pieniędzy. Zatoczył się, opadł ciężko na ścianę jakiegoś domu i znów walczył z oddechem. W kieszeniach coś zadźwięczało, a po chwili w jego dłoni znalazło się kilka monet. Za mało, by wezwać taksówkę. Prawie odpowiednio wiele, by zadać sobie ostatni cios. Uniósł więc głowę i wypatrzył rozmazanym wzrokiem jakiś podświetlony szyld, w stronę którego ruszył slalomem. Okazało się w dodatku, że jakieś samochody tu jednak jeszcze jeżdżą, bo któryś zatrzymał się milimetr za nim z głośnym klaksonem w tle, a jego kierowca wykrzykiwać coś zaczął o pojebanych pijakach. Nie było jednak obecnie nic, co mogłoby jakkolwiek Theo wzruszyć, tak więc kontynuował ten swój pochód, dłoń wciąż przyciskając do obolałej wątroby. — Pszy — gdzieś obok niego zabrzmiał jego własny głos, zwrócony w kierunku jakiejś drobnej panny, która miała to nieszczęście stanąć na jego drodze. Nie obdarzył jej jednak spojrzeniem, bo balansując w celu utrzymania równowagi, przeliczać zaczął raz jeszcze trzymane monety. — Na mleko mi wrakuje — pokazał jej dłoń, licząc na to, że nie ukradnie mu tej nędznej zbieraniny drobnych, przeznaczonych na jakiś alkohol. Chociaż może nawet, jeśli nie wypije, umrze już i tak, bo to kurwa tak bolało, jak tych dwadzieścia lat temu.

xxxzz
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Tylko tego nie spierdol, Sollie.
Zawsze przed występem, gdy w zmrożonej tafli wody odbijały się cudze twarze i koncert kolorów, a szepty brzmiały jak stado wzburzonych pszczół, zawsze przed piątkową kolacją, gdzie odbyć miał się konkurs na dokonania tygodnia, który z góry skazany był na jej przegraną i czasem na lotnisku, gdzie witać miała brata z podkrążonymi oczyma i stertą ubłoconych walizek. Pięć razy przed poruszeniem palącej ciało kwestii, która prowadzić mogła tylko do kłótni, dwa razy przed ubieganiem się o staż i tylko jeden raz przed zsunięciem z siebie sukienki, co generalnie było jej pierwszym razem, ale to już nie ona spierdoliła. A teraz codziennie, sekunda za sekundą, oddech za oddechem, krok za krokiem, bo cholera Sollie, to nie jego i potem tylko porażka, bo jego spojrzenie odbierało jej głos, telefon zacinał się, gdy miała wysłać to smsem, a chcąc napisać prawdę w liście, nie mogła nigdzie znaleźć długopisu. Więc tylko myślała: to nie twoje Jude, nie gniewaj się, no i mnie nie zostawiaj, błagam. I tak przynajmniej wszystko układało się po jej myśli, ale czy w ogóle coś takie było? Nadchodzący ślub skalany zdradą, narzeczony uwiązany do niej przez to rosnące dziecko, które kiedyś trzymając jego rękę w szpitalu usłyszeć miało “to nie ta sama grupa krwi” i jeszcze to przeklęte miasto, które - dałaby sobie rękę uciąć - szczerze jej nienawidziło. Jakże by inaczej myśleć miała, gdy ze zwykłej spacerowiczki przemieniła się w topielicę ze smugami tuszu pod oczyma (zanotować: kupić jednak wodoodporny), skrzypiącymi sandałami przypominającymi teraz materac wodny i nitkami włosów brzydko odstającymi od głowy, poplątanymi gdzieniegdzie i płaczącymi na chodnik, choć to ona teraz najchętniej by się rozpłakała. Przepadnij Divina, przepadnij i nie wracaj, nieszczęścia zsyłasz, tak usłyszała z góry, z czyjegoś nierównego balkonu, z którego cement się ukruszył i deszcz spadł, a potem ludzie wytykali ją palcami i coś szeptali, ale ona kroczyła niewzruszona udając, że tak to wszystko wyglądać miało, bo już nie miała siły na więcej porażek, już za dużo spierdoliła. Aż w końcu to pytanie o mleko płynące skamieniałym tonem, przez które zatrzymała się niepewnie i obejrzała dłoń nieszczęśnika, który prosząc o pomoc, wybrał najprawdopodobniej najgorzej. - Mleko? - powtórzyła za nim ze zmieszaniem, ręce krzyżując na klatce piersiowej, jak to zawsze bywało za jej gorszych dni. - Nie mam, przepraszam, to znaczy gotówki nie mam, chciałabym, ale nie mam - wyjęczała żałośnie, bardzo pragnąć dać mu te pieniądze na mleko, ale i to nie wyszło. - Ja za pana w sklepie kartą zapłacę, niech mi pan pozwoli kupić sobie mleko - oddychała teraz jakoś tak nerwowo, wzrokiem wywijając na wszystkie strony i trzęsąc się lekko, ale i tak posłała mu uśmiech, którym miała go do siebie przekonać, ale zamiast tego chyba wystraszyła, bo on tak nagle dziwnie na nią spojrzał.

othello lounsbury
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Wyciągnięta dłoń trzęsła się żałośnie, podczas gdy druga uparcie podpierała najbardziej obolałą część brzucha — zupełnie tak, jakby powstrzymując ten konkretny fragment przed kompletną destrukcją. W głowie jakiś świst, do tego dreszcze i paskudne mdłości, co stanowiło mieszankę najgorszych doświadczeń — prawie na tyle paskudnych, by podjąć decyzję o dalszym niepiciu. Ale to od jutra, bo teraz jedynie kolejne łyki alkoholu mogłyby mu jakkolwiek pomóc. — Do nie musi być użo, kilka grorzy — wyjąkał, biorąc przy tym głębokie (tak się mu zdawało) wdechy, żeby nie umrzeć, cholera, na tym przeklętym chodniku. Spodziewał się odmowy, naturalnie, bo ludzie zwykli przed nim uciekać, ale cóż innego miał zrobić? Mógł zajrzeć do Steve’a, bo on zawsze ratował go wódką, ale nie pamiętał teraz, gdzie pieprzony Steve mieszka. Oczy jednak rozjaśniły się mu po chwili, gdy dotarł do niego sens wypowiedzianego zdania — chciała zapłacić. Chciała mu pomóc. — Dobr, to mlego nazwa się vV…B — wydukał, cofając dłoń i upuszczając te nieszczęsne monety, bo cholerny ból był coraz mocniejszy. Dłońmi oparł się o kolana i przez moment tkwił w tej pozie jasno wskazującej, że coś jest nie tak, ale ostatecznie udało podnieść się mu głowę i zerknąć na tę miłą osobę, oferującą mu pomoc. Naturalnie chciał podziękować, ale malująca się przed nim kreatura wywołała w nim niemy okrzyk strachu i zdziwienia, a także sprawiła, że kompletnie stracił równowagę i jak pajac upadł na chodnik. — Oo kurwa — wydusił z siebie gniewnie, wciąż uważnie przyglądając się zjawie z najgorszego koszmaru. Cóż z tego, że siedział na chodniku, cóż że zdarł sobie skórę na dłoniach — liczyło się tylko to, że chyba umierał faktycznie i zaczął mieć omamy. — Kurwa Helena, ty kretynko, ja wiedziałem! — rzucił oskarżycielko, równie przerażony jak kilkanaście lat temu na morzu. — Wiedziałem, że przyjdziesz! — dodał jakby z dumą w głosie, by nie sądziła, że wcale jej nie oczekiwał. Taka mokra i paskudna jak tamtego dnia, gdy umierała, a on nie miał odwagi jej ratować. No przecież, że wiedział, że Helena po niego wróci; sądził tylko, że pijaństwo go jakoś od tego uchroni.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Brzęk wirujących monet, niczym deszcz spływających na ciemniejący chodnik, zapowiedzią był problemów, w które nieświadomie uwikłała się parę sekund temu, pragnąc po prostu pobyć przez chwilę miłą. Nic w tym jednak dziwnego, zawsze pakowała się w tarapaty w ten konkretny sposób, prawda? Nigdy inaczej, za każdym razem kierowało nią tylko cudze dobro, a potem w rezultacie kończyło się to dla wszystkich dużo gorzej. Jak i teraz, gdy nietrzeźwym mężczyzną wstrząsnął ból, wykrzywiając jego sylwetkę i nasączając sumienie Sollie równie bolesnymi wyrzutami. Choć to bowiem głupie i niepoważne, dziewczyna odnosiła wrażenie, że gdyby to kogoś innego poprosił o pieniądze, wcale nie targnęłoby nim takie nieszczęście. - J-jezu, co się panu stało? Mam wezwać pomoc? - zapytała z troską, na bok odstawiając własne zmartwienia, które teraz wydawały się dziwnie małe i zupełnie nieistotne. Starała się przy tym udawać, że nie uderza w nią wcale smród wódki i nie wywołuje u niej odruchów wymiotnych. A także, że ten pijany człowiek nie zrobi za moment nic gorszącego, jak to miało w zwyczaju wiele widywanych pijaczyn, siejących odrazę swoją obojętnością wobec pewnych utartych zasad społecznych. Pragnęła wykazać się swoją wrodzoną, jakże naiwną wiarą w ludzi, dlatego też tym większy był jej szok, gdy obrzucona została nienawistnym spojrzeniem, przekleństwem, wyzwiskiem i jeszcze cudzym imieniem. Znowu. Raz Divina, raz Helena, ale nigdy nie Isolde. Jeszcze trochę w tym miasteczku i sama uwierzy w swój brak istnienia… - Uhm… Proszę pana, pan ma chyba jakieś… halucynacje - zauważyła smutno i ostrożnie, a zmartwienie zmarszczyło lekko jej czoło. Pochyliła się delikatnie nad leżącym mężczyzną, kilka krótkich spojrzeń rzucając dookoła i nie zauważając nikogo, kto byłby w stanie jej (czy raczej im) teraz pomóc. Z pokrzepiającym uśmiechem wyciągnęła ku nieznajomemu rękę. - Chodź, musisz się podnieść, pomogę ci, złap mnie za rękę - zdecydowała się na moment porzucić zwrot grzecznościowy per pan, łudząc się, że sam ten szczegół pomoże im nieco w tejże problematycznej sytuacji, ale po jego oczach widziała, że nie ma na to najmniejszych szans.

othello lounsbury
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
W istocie w pragnienieach jego kłębiła się wielce gorsząca czynność — oto bowiem, gdy w umyśle wszystko trzeszcząc poruszało się z przewrotną prędkością, wirując niebezpiecznie gdy przymykał oczy, gotów był zwrócić wszelkie posiłki tego dnia. Choć w jego przypadku stosowanie eufemizmów znacznie sprawie umniejszało; Theo po prostu był o krok przed podłym, paskudnym rzyganiem. — Nie-ee-e, niz nie tzeba — wydukał oddychając głęboko, czując, że to kurestwo z brzucha zaraz eksploduje i tyle z tego będzie. Był jednak pewien, że i utrata wątroby nie pozbawi go życia; o nie nie, to byłoby zbyt proste. Oblepiała go gorączka, podczas gdy ciało rozpaczliwie domagało się lekkiego choćby powiewu zimnego wiatru — nic z tego jednak, wieczór ten należał do dość ciepłych i spokojnych. Cholera. Nie miał pewności przy tym, w którym to dokładnie momencie znalazł się na ziemi i jak długo, tak właściwie, się na niej znajduje, ale zdawało się to wielce nieistotne teraz, kiedy to oto stała przed nim demoniczna Helena. — Owszm, halcucnacje! — krzyknął głośno, prychając. No nie był głupi przecież, wiedział, że zmarli nie mają szans na przedostanie się do świata żywych. A więc halucynacje, ale mimo to Helena wyglądająca jak dawniej, to znaczy, chyba. Przyglądał się więc topielicy uważnie, marszcząc przy tym czoło. Gotów odsunąć się prędko, gdy znalazła się bliżej; ba — niemalże z krzykiem przerażenia zacząłby spieprzać jak najdalej, ale Helena była jakaś milsza, pogodniejsza, zupełnie nie jak ona. Więc wpatrywał się w nią tylko pustym wzrokiem, wbrew swemu przerażeniu podając jej dłoń. — Gzie mnie zabierzersz? — spytał, gdy jakimś cudem udało mu się już stanąć i lekko wyprostować, choć chwiał się przy tym przeraźliwie. Zapragnął teraz tak bardzo umrzeć, że niemalże odczuwał realne tego nadejście — oto Helena, niby prawdziwa, niby nie (pijany umysł ciężko walczył z rzeczywistością) zaprowadzić go miała na plażę, a potem pociągnąć do morza. Bo jedynie w tenże sposób mógł w tym życiu umrzeć — dając się wciągnąć i pokonać ciemnej morskiej toni.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Nie potrafiła stwierdzić, jak wówczas by zareagowała - to znaczy gdyby nieznajomy jednak zdecydował się wcielić swoje odrażające plany w życie. Oddaliłaby się prędko, udając, że nigdy nie zamieniła z nim słowa i że w ogóle mężczyzna nie istnieje? Czy jednak lojalnie trzymałaby się swojego dobrego serca, starając się wmówić sobie, że nic obrzydliwego się właśnie nie dzieje i że do jej nozdrzy nie trafia wcale żaden przykry zapach? Cóż… na szczęście póki co mogła odłożyć tę decyzję nieco w czasie. Modląc się w duchu, by życie nie nakazało jej do niej wrócić. - Na pewno? Jest pan taki blady - zauważyła wciąż nie kryjąc swego zmartwienia jego stanem. Bardzo przykro patrzyło jej się na wykrzywiający go ból, któremu bardzo by chciała, a jednak nie potrafiła zaradzić. Gdyby chociaż mogła podarować mu tych kilka podmuchów chłodnego wiatru! Przegryzła policzek od środka, szukając odpowiedniego rozwiązania zaraz po tym, gdy potwierdził jej obawy. - To źle, prawda? Choć halucynacje przecież nigdy nie są dobre, chyba… - zastanowiła się na głos zamiast zacząć jakkolwiek działać. Bo powinna już przecież wpaść na jakieś rozwiązanie, prawda? Zacząć dobijać się na linię pogotowia chociażby. Kiedy jednak podał jej dłoń, nie potrafiła powstrzymać efemerycznego śmiechu, niosącego się w powietrzu dźwiękiem rozkołysanych przez wiatr srebrnych dzwoneczków. - Nie wiem, dokądkolwiek chcesz, może choćby na ławkę? Przychodnia jest już chyba zamknięta? Ale apteka jest niedaleko, może w niej bym coś kupiła? - zaproponowała pogłębiając tylko swoje przepełnione troską i życzliwością spojrzenie, którym obdarzała go nieprzerwanie już od kilku minut. Miała przy tym nadzieję, że mężczyzna nie przewróci jej swoją siłą znacznie przeważającą nad tą jej, dlatego w razie czego zaparła się silnie nogami i szarpnęła ciałem do tyłu, by pomóc nieznajomemu wzbić się ku górze. - Jak masz na imię? - dopytała jeszcze, stwierdzając, że miło byłoby wiedzieć, komu właśnie pomagała.

othello lounsbury
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Blady. Jakim cudem mógł być blady, jeśli ciało jego trawione było właśnie rozżarzonym ogniem? A jednak stojąc o krok przed śmiercią, pewien był, że doświadcza właśnie całego możliwego skurwielstwa; nawet serce bijąc nazbyt prędko, raniło tak, jakby pokryte było setką igieł o zaostrzonych końcach. Spoglądając więc na sprawę racjonalnie, istniało opcji kilka. Helena w istocie wypłynęła z morza, by pomóc mu w przejściu na drugą stronę. Miał tylko omamy wywołane silnym bólem. Był na tyle pijany, że obcą kobietę napastował niegodziwie, a twarz jej pewnie w żadnym stopniu helenowa nie była. Tylko dlaczego ktokolwiek, na miłość boską, miałby dobrowolnie przy nim trwać, emanując tak nieprzyzwoitą troską? — Chba nje — mruknął niechętnie, bo i tak mu się zdawało, ale skąd mógł to teraz wiedzieć? Może jednak w halucynacjach kryło się coś dobrego? Skoro jednak tej nocy umrze, nigdy już się nie dowie. Dźwięk jej śmiechu nieco go wystraszył, ale dodał też dziwnej otuchy. Nie tak się śmiała Helena. Nie tak. I to mu się podobało. — Łwka yba bdźie ok — lepsza ona, niż brudny i zimny chodnik, który zdecydowanie do siedzenia się nie nadawał. Może popełniał błąd ufając (nie)Helenie, ale i tak wiedział, że spotkanie ich skończy się dla niego marnie. Prędzej czy później, czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Mogła zabić go tu i teraz, mogła za kilka godzin — mu bez różnicy. — A zo? — spytał marszcząc czoło, nie wiedząc, cóż takiego mogłaby odnaleźć w aptece. Coś na bazie alkoholu? Przygarnie z wielką chęcią. — Och, co, imiję? Rzecież ty wież, Helena, wiesżz! — zaperzył się, piorunując ją wzrokiem. Czy było to podchwytliwe pytanie? Czy oczekiwała jakiejś poetycznej odpowiedni, ujawniającej jego przewinienia? Choć szli już (jakim cudem noga wędrowała za nogą?) kawałek, zatrzymał się gwałtownie i chwycił ją za dłonie. Musiał zrobić coś, na co nigdy nie otrzymał szansy. Na co nigdy nie odnalazłby odwagi. — Helena. Ja cię przeprarzam. Mocno. Z całeko serdzca. Ja nie chziałem, żebyś umarła — powiedział smutno, mając nadzieję, że mu wybaczy. Że powie, że to wie i że oboje wtedy popełnili błędy, nie tylko on. Tyle że nie była to przecież prawda — jej śmierć była wyłącznie jego winą.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Czuła się mniej winna obdarzając kogoś swą pomocą. Czuła, że zwyczajnie nie ma innego wyboru, bo inaczej piekło ją pochłonie. A więc nie, nie była Heleną przychodzącą zza bram barwy kutego żelaza, rozgrzanego wściekle i buchającego wiecznym udręczeniem; nie była, ale właśnie tam zmierzała. Jeszcze więc Isolde, jeszcze nie Helena, jeszcze nie wysłanniczka piekła rozpoznawalna już po piwerwszych literkach imienia. Ta jednak z każdą chwilą była jej bliższa; bo oto, stojąc nad mężczyzną wijącym się z bólu o twarzy niezdrowo białej, nosić się dała dźwiękom swego śmiechu, choć tak przecież nie przystawało. Na próżno co prawda doszukiwać się było w nim złośliwości - nieznajomy rozczulił ją nieco swym pytaniem, to tyle i aż tyle, ale nie zmieniało to w niczym faktu, że zachowała się niegrzecznie, trochę upiornie, co także wyczytała z jego twarzy. - Przepraszam, że się zaśmiałam, to takie niegrzeczne z mojej strony. Rozbawiło mnie po prostu to pytanie, ale nie powinno, skoro ty tu tak cierpisz, a ja… - westchnęła ze smutkiem, wkładając na oczy skruszenie. Nie była chyba zwyczajnie przystosowana do życia wśród ludzi, co nie powinno nikogo dziwić, jako że większość lat spędziła za oknem swego pokoju i pustym lodowisku. Powiew wytchnienia jednak nadszedł - w tej chwili, gdy nie uciekł od niej z krzykiem, a zgodził się, by pomogła dotrzeć mu do ławki. Tam miała upewnić się, że już mu lepiej, wstąpić do sklepu po mleko, wręczyć mu je i odejść. Upewniwszy się, że wykonała swój dzisiejszy dobry uczynek i że więcej od siebie już dać nie mogła. Że karne punkty nieco zmalały. Taki właśnie był plan.
Gdy już podparł się o jej ramię, nieco drżące pod tym chyboczącym się ciężarem (głównie ze stresu), skupiała się już tylko na ławce. Wcześniej wydawała się stać bliżej, a teraz jakby w innym mieście. Zanim do niej dotarli (była już tak niedaleko!), chwycił ją nagle za dłonie, sprawiając tym samym, że o mały włos oboje nie runęli. Zaskoczona, słysząc w głowie już tylko swoje wystraszone serce, zamarła całkowicie i pozwoliła mu mówić. Mówić coś, co bardzo się jej spodobało, choć było to takie dziwne i bardzo, bardzo przykre. Co niby nie dotyczyło jej, a jednak skierowane mogło być wyłącznie do niej. Przez dłuższą chwilę nie wiedziała, co powiedzieć, patrząc się tak na jego pogrążoną w bólu twarz i przez jego skruszone, nieco zbyt ciepłe jak na pierwsze spotkanie spojrzenie czuła, że powinna być już tylko Heleną. - Oczywiście, że nie chciałeś - odparła lekko, unosząc kąciki ust w półuśmiechu. Wcześniej nie zauważyła, że miał błękitne oczy. Dopiero w tej odległości nie dały się stłamsić atramentowi nocy. - Jeszcze tylko trochę, zaraz będziemy - przypomniała mu, by tylko na nowo pozwolił jej doprowadzić się do ławki. W tej nieoczekiwanej bliskości czuła się niekomfortowo i trzęsła się z zimna, choć noc była ciepła. Gdy już dotarli do upragnionego przez nią miejsca, sama pozwoliła sobie usiąść na chłodnej drewnianej powierzchni i głośno wypuściła z płuc nadmiar powietrza. - Masz taki kojący głos - zauważyła z lekką zadumą, po chwili płonąc rumieńcem z obawy, że jej życzliwa uwaga mogłaby zostać źle zrozumiana. - Mógłbyś wprowadzać innych w hipnozę albo prowadzić medytacje. Albo być psychologiem - dodała z rozbawieniem, podniosła się i stanęła naprzeciwko niego, odrobinę pochylając się w jego stronę. - A w połączeniu z twoimi oczami, mógłbyś naprawdę przekonać ich do wszystkiego - nikt o to nie pytał, nikt nie prosił, a ona i tak idiotycznie dzieliła się swą opinią. Typowa szurnięta Sollie, oto cała ona. - Jakieś krople żołądkowe? Coś rozkurczowego? Trochę się na tym nie znam, moi rodzice zawsze mieli na szybkim wybieraniu naszego prywatnego lekarza, który zawsze podawał rozwiązanie na tacy… Na pewno nie mam dzwonić po karetkę? - wolała się upewnić, tak w razie czego.

othello lounsbury
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Umysł uwięziony gdzieś na francuskim morzu, widzący przed sobą wyłącznie Helenę w kilku kluczowych pozach: oto stoi na pomoście i wywraca oczyma, oto bose stopy stawia na pokładzie śnieżnobiałej łodzi, oto niknie w dzikich szarych falach. A teraz tu gdzieś przed nim, diaboliczna, niby ta sama, a jednak inna. Czy śmiała się czy nie, nie miało przecież znaczenia — kiedy ktoś powraca z zaświatów, człowiek nie zwraca wcale uwagi na otaczający go nastrój. — Powinnaś się śmiać — rzucił ochryple, bez źdźbła pretensji. Siły na jakąkolwiek walkę nie miał, oczywiście, bo i po co walczyć z tak wielką potęgą? Ból coraz mocniej wykręcał jego ciało, a on niemalże bezgłośnie już błagał o to, by oszczędziła mu tego wszystkiego. By po prostu zabiła, by wykazała się miłosierdziem, w imię tejże ich fałszywej utraconej miłości. — Nie chciałem — powtórzył ciszej, wgapiając się w tę jej piękną pogodną twarz, czekając na ostateczne rozgrzeszenie. To jednak nie nadeszło — prowadziła go dalej przez uśpione miasto, pod morzem gwiazd, wprost w nieznane. Na ławce naturalnie przysiadł, co było odruchem dość mimowolnym — ileż to nocy przespał pod gołym niebem, pogardliwie omijany przez mieszkańców Przylądka? Prawą nogą wystukiwał nierówny rytm, podczas gdy palce obu dłoni nerwowo ocierały się o siebie. Głos jej dudnił w sposób przedziwny, jakby równocześnie docierając stąd i bardzo daleka. Zerknął na nią nieśmiało czując, że nie da rady. Że nie może tak, kiedy ona jest miła, a nie powinna. Czy jednak nie chodziło po prostu o to, że z niego drwiła? Że wyśmiewała to jego żałosne życie, które jej katastrofą było ścielone? Jego ciałem wstrząsnął spazm bólu, a dłonie powędrowały do twarzy — jakby tak prosta czynność uchronić miała go przed tym całym wstydem. — Prze…prze-praszammm — załkał głośno, czując się jakby miał lat dwadzieścia, jakby byli we Francji, jakby to była tamta konkretna noc. — Ja… jakbbymm wsyko-oczył za tobąą-ą t-t-o też… też bym-m u-umarł Helena — szlochał, wciąż skrywając twarz w drżących dłoniach. — Ja tak strasznie się boję wody — wydusił szeptem, ale wiedział, że to kolejna wymówka, że nie ma prawa, że szuka dla siebie wyjaśnienia. — A-ale tym-m-m raz..em bym skocz-czył — dodał żałośnie, nie słuchając wcale tych jej słów o kroplach, lekarzu, karetce. Dla Othello był to niezwykle ważny moment, bowiem po raz pierwszy, od czasu śmierci Heleny, myślał o niej tak dużo. Mówił tak wiele. I chyba też płakał po raz pierwszy po niej tak prawdziwie i szczerze.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Ten jego głos, chrypki i nierówny, mogący przybrać materię skórki wyschniętego chleba, zardzewiałej łodzi lub niewyszlifowanego drewna, drapał ją po całym ciele i przyprawiał o ciarki. Jasno wskazując swą nieprawidłowość, wprawiał w przerażenie. To coś innego, kiedy ktoś wyszukuje u ciebie podobieństw utraconej miłości, kiedy w pierwszym odruchu wierzy w jej niemożliwy do urzeczywistnienia powrót, kierowany często tak złudnym zmysłem wzroku, a co innego, kiedy jest święcie przekonany, że jesteś ów nieżywą osobą, wypełzającą wprost z nieznanej tobie przeszłości. Było z nim gorzej, niż podejrzewała - gorzej, niż chciała wierzyć. Ten zdarty ton, te zgnębione słowa, te niepokojące halucynacje… wszystko to wskazywało, że sytuacja poczęła ją przerastać. A jednak, świadoma zagrożenia i powinności znalezienia pomocy u kogoś innego, nie potrafiła wykonać żadnego kroku. Wrośnięta w ziemię, chłonęła lament posyłany ku Helenie, zmarłej przedwcześnie i tragicznie, ale kochanej. A więc tak to było, pomyślała sobie z goryczą. - Nie wskakuj - wyrwała jej się nagle rozżalona i niepewna prośba, nakazująca na powrót zająć przy nim miejsce. Ławka wciąż zimna i niezachwianie stabilna, co nie pasowało ani do temperatury jego ciała, ani dreszczy targanych szlochem. Była pewna, że ta oparzy ją i zrzuci ze swej powierzchni. - Nie winię cię, nigdy nie winiłam - oznajmiła łamliwie, wpatrując się w zamazane kształty przed sobą. Pochłonięta rozmyślaniami, straciła na moment kontakt z rzeczywistością. To było jak w filmie - kiedy podziwiając obrazy malujące się na ekranie, chcesz coś wykrzyczeć do pogrążonej w cierpieniu postaci. Kiedy myślisz o tym, że pasowałabyś do niej lepiej, niż przeznaczona jej bohaterka i nie dopuściłabyś do tragedii mającej już wkrótce na zawsze ich rozdzielić. Tak łatwo przychodziło jej być kimś innym… - Nie wiem co teraz zrobić. Czy powinnam cię zostawić - tchnęła głucho, zastanawiając się, ile właściwie było w niej jej samej, a ile refleksów innych, nieznanych jej bytów.

othello lounsbury
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Jako dziecko nie płakał nigdy. Nie wzruszały go wyświetlane w małym kinie bajki, nie zasmucił pogrzeb dziadka, nie poruszyła wieść o śmierci Oriona, jego czekoladowo-orzechowego labradora. Był taki czas, kiedy tego smutku nie czuł, wierząc, że po prostu jest zbyt mądry na tego typu fanaberie. A teraz szlochał głośno, bez całego możliwego wstydu i skrępowania. Płakał przez Helenę, ale też dlatego, że w przeddzień śmierci dziadka Phelipe byli razem na spacerze i dziadek upadł, rozcinając sobie skroń, a potem już się nawet nie ocknął i uciekły mu z pudełka wszystkie żaby, które zbierali. Płakał, bo wybrali się z mamą w osiemdziesiątym ósmym do kina, Akira zmarł, a jego mama stwierdziła, że bajka ta jest nudna. Płakał, bo Orion był już za stary, by chodzić z nim do lasu i przestawał się cieszyć, gdy Theo wracał ze szkoły. On sam był teraz tym morzem, które niegdyś pochłonęło Helenę.
— A-ale… m-móww-wiłaś… — czy jednakże miało znaczenie to, co wykrzykiwała tamtego dnia? Teraz mu wybaczała, choć tak ciężko było mu w to uwierzyć. Wybaczała. Wróciła z zaświatów by powiedzieć, że nie musi wcale za nią skakać, że o nic go nie obwiniła. Strapiony umysł gotów był w tym momencie w to uwierzyć; za dni kilka jednak powrócić miało wszystko ze zdwojoną siłą, a drżące palce wyciągnąć miały z popielatego pudełka helenowy list pożegnalny, w którym jasno wskazała, że nie przebaczyłaby mu nigdy. Ty mnie do tego zmusiłeś Othello, wyłącznie ty. Oparł się ciężko o drewnianą konstrukcję ławki, rad, że nie osunął się w pustkę, a potem już obolałe oczy wpatrywały się w gwiazdy migoczące nad nimi. Chwilę to trwało nim się uspokoił i spoważniał, nim odważył się na nowo na Helenę spojrzeć i chwycić jej zimne palce w swą rozgrzaną dłoń. — Musisz mnie zostawić, innego wyjścia nie ma — wymamrotał, bo nic więcej do powiedzenia już nie zostało. Wstał zataczając się, ręką podparł obolały bok i ruszył przed siebie, choć nie wiedział jeszcze dokąd zmierza. Na moment przystanął i obrócił się, by ostatni raz na Helenę spojrzeć i uśmiechnąć się tak, jak zwykł uśmiechać się tylko dla niej. A potem noga prawa, lewa i już niknął w mroku nocy, czując się po raz pierwszy od dawna bezpieczny i szczęśliwy.

koniec

sollie millington
ODPOWIEDZ