: 27 lis 2022, 15:08
Luke od razu odnotował wkurwienie na twarzy Vivienne. Mógł się jedynie domyślać, że wynikało ono nie tylko z faktu, że Tang poczuła dziś na karku oddech glin, ale też z powodu nieudanej transakcji. Z tego co mówiła zanim podjechało do nich trzech typków wynikało, że zdecydowana większość tego typu spotkań kończyła się jednak powodzeniem. Gdyby wszystko poszło dobrze, teraz odjeżdżałaby stąd z pokaźną sumką i wolną głową, gotową do relaksu.
Luke również jeszcze przez jakiś czas uważnie wpatrywał się w lusterka. Każdy samochód, który gdzieś nagle pojawiał się na drodze, wydawał mu się podejrzany. Nawet rutynowe zatrzymanie na kontrolę policji byłoby w stanie wytrącić go teraz z równowagi, dlatego z ulgą przyjął że nic takiego się nie wydarzyło. A jeśli chodziło o ewentulne trafienie do pierdla za pomocnictwo, czy za cokolwiek innego (Winfield miał wiele tego typu przemyśleń, biorąc pod uwagę swoją bogatą kartotekę z przeszłości), Luke był pewien że nie przetrwałby tam doby. W życiu nie poszedłby za robienie za suczkę jakiegoś więziennego dryblasa i znając jego niewyparzoną gębę, prawdopodobnie już po pierwszej nocy znaleźliby go zaciukanego w swojej celi. Choćby takie myśli sprawiały, że próbował trzymać się z dala od kłopotów, jak widać nie zawsze mu to wychodziło.
- Mam już całkiem nieźle pogryziony tyłek. Ale jeszcze mogę na nim siadać - skomentował z szyderczym uśmieszkiem. - Byłem problematycznym dzieciakiem - dodał dla uściślenia, że chodziło mu o częste lądowanie na dołku jako młodziak. Ale że Luke był z góry negatywnie i lekceważąco nastawiony do każdego przedstawiciela mundurowych, ciężko byłoby mu wcielić radę Vivienne do swojego życia.
- Myślisz, że było ich tam więcej niż ta trójka? Wiesz, pochowanych gdzieś po kątach jak szczury - spytał. Jeśli tak było, musieli pojawić się tam na długo przez Tang i Winfieldem, bo przecież kiedy byli jeszcze sami nic nie wskazywało na to, że mają nadprogramowe towarzystwo. Na myśl, że cały czas byli obserwowani i być może nawet ktoś trzymał ich na muszcze, poczuł dziwny ucisk w żołądku.
- Jasne. Bez problemu - odparł wymieniając z Viv spojrzenie. Jemu również nie spieszyło się jakoś mocno do domu, bo tam czekało go zderzenie z szeregiem innych problemów. Z dwojga złego wolał spędzić kilka godzin jeżdżąc bez celu po mieście, niż w kiepskiej i niezręcznej atmosferze pomiędzy nim a jego współlokatorką. Osunął się nieco niżej na fotelu pasażera, przyjmując wygodniejszą, półleżącą pozycję.
- Ta praca ma jakiś termin ważności? Chodzi mi o to, czy jest jakiś limit nie wiem, wieku albo zysków, po osięgnięciu których możesz na luzie powiedzieć "Pierdolę to" i przejść na emeryturę? - spytał ponownie spoglądając na prowadzącą auto Tang.
Vivienne Tang
Luke również jeszcze przez jakiś czas uważnie wpatrywał się w lusterka. Każdy samochód, który gdzieś nagle pojawiał się na drodze, wydawał mu się podejrzany. Nawet rutynowe zatrzymanie na kontrolę policji byłoby w stanie wytrącić go teraz z równowagi, dlatego z ulgą przyjął że nic takiego się nie wydarzyło. A jeśli chodziło o ewentulne trafienie do pierdla za pomocnictwo, czy za cokolwiek innego (Winfield miał wiele tego typu przemyśleń, biorąc pod uwagę swoją bogatą kartotekę z przeszłości), Luke był pewien że nie przetrwałby tam doby. W życiu nie poszedłby za robienie za suczkę jakiegoś więziennego dryblasa i znając jego niewyparzoną gębę, prawdopodobnie już po pierwszej nocy znaleźliby go zaciukanego w swojej celi. Choćby takie myśli sprawiały, że próbował trzymać się z dala od kłopotów, jak widać nie zawsze mu to wychodziło.
- Mam już całkiem nieźle pogryziony tyłek. Ale jeszcze mogę na nim siadać - skomentował z szyderczym uśmieszkiem. - Byłem problematycznym dzieciakiem - dodał dla uściślenia, że chodziło mu o częste lądowanie na dołku jako młodziak. Ale że Luke był z góry negatywnie i lekceważąco nastawiony do każdego przedstawiciela mundurowych, ciężko byłoby mu wcielić radę Vivienne do swojego życia.
- Myślisz, że było ich tam więcej niż ta trójka? Wiesz, pochowanych gdzieś po kątach jak szczury - spytał. Jeśli tak było, musieli pojawić się tam na długo przez Tang i Winfieldem, bo przecież kiedy byli jeszcze sami nic nie wskazywało na to, że mają nadprogramowe towarzystwo. Na myśl, że cały czas byli obserwowani i być może nawet ktoś trzymał ich na muszcze, poczuł dziwny ucisk w żołądku.
- Jasne. Bez problemu - odparł wymieniając z Viv spojrzenie. Jemu również nie spieszyło się jakoś mocno do domu, bo tam czekało go zderzenie z szeregiem innych problemów. Z dwojga złego wolał spędzić kilka godzin jeżdżąc bez celu po mieście, niż w kiepskiej i niezręcznej atmosferze pomiędzy nim a jego współlokatorką. Osunął się nieco niżej na fotelu pasażera, przyjmując wygodniejszą, półleżącą pozycję.
- Ta praca ma jakiś termin ważności? Chodzi mi o to, czy jest jakiś limit nie wiem, wieku albo zysków, po osięgnięciu których możesz na luzie powiedzieć "Pierdolę to" i przejść na emeryturę? - spytał ponownie spoglądając na prowadzącą auto Tang.
Vivienne Tang