Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ciężko było walczyć ze zmęczeniem na w miarę wygodnej kanapie. Sprawy nie ułatwiał pół mrok zachęcający do oddania się w objęcia Morfeusza, lecz – o ironio – światło drażniło ją niemiłosiernie, chociaż to rozbudziłoby podświadomość sugestią, że dzień jeszcze się nie skończył.
Miała inne odczucie. Pomimo tego, że pomogła uwolnić obcą kobietę z trumny, jej własny dzień mógłby zakończyć się wcześniej. Mogła już nie wstać. Wyciszyć telefon, zostawić w aucie i żyć w przeświadczeniu, że niczego nie przegapiła. Mogłaby też zignorować prośbę Lorenzo, bo nie była mu nic winna, a jednak pomimo przekonania, że to teraz świat powinien postarać się o nią, jak durna robiła rzeczy dobre dla świata. Po co? Żeby patrzeć na pustą trumnę, w której niedawno tkwiło życie? Dać się rzucić jak szmacianą lalką? Patrzeć na gwiazdy na poboczu, a potem w oczy swojej ex, z którą pierwszy raz od rozstania nie pokłóciła się jak dwa dzikie kociaki?
Może powinna wyjść? Tak samo, jak zrobiła to Sadie, która nagle zniknęła z pola widzenia. W jednej chwili Eve mierzyła się z nią mętnym spojrzeniem a w drugiej odwracała wzrok od światła z przedpokoju będącego jedyną drogą wyjścia.
- Nigdy nie miałam się lepiej – odpowiedziała na proste – Żyjesz? – postarawszy się o nieco ładniejszy uśmiech niż wcześniej. Delikatny, acz podkreślający minimalne rozweselenie, którym chciała podnieść na duchu siebie oraz Sadie.
- Jak to zombie zamieniało się w proch? – dopytała odbierając ręcznik z woreczkiem lodu w środku. Nim przyłożyła go do boku, oderwała plecy od oparcia na kanapie i przesunęła się nieco na jej skraj. Usiadła nieco po skosi, jedną nogę zgiętą w kolanie wsuwając na kanapę, zaś drugą wciąż twardo trzymając na podłodze.
- Nie wypominaj mi mojego wieku – skomentowała kwestię pomarszczonej skóry, co również podkreśliła uśmiechem, a nawet cichym krótkim śmiechem, który przerwała syknięciem. Bez zastanowienia przyłożyła zimny lód do rozgrzanej skóry, co odebrało jej mowę. – To przez lód. – Musiała wyjaśnić odganiając w kąt przekonanie Sadie, że dotknęła jej zbyt mocno. – Ty jesteś nad wyraz delikatna. – Nietypowo delikatna zważając na ich aktualne relacje, które opierały się głównie na kłótniach. Tej jednak dzisiaj zabrakło, co Eve już zauważyła podświadomie jednak spodziewając się, że wreszcie do jakiejś dojdzie.
Spojrzała w dół i szybko zganiła się w myślach, że przez dotyk na plecach sprawdzała, jaki dzisiaj nałożyła stanik. Nic wyjątkowego, bo po telefonie Lorenzo pokusiła się zaledwie o biały w typie sportowym, a jednak odetchnęła z ulgą, że nie był to ten brudny, z dziurą w z boku albo zbyt naciskający na skórę, przez co robiły się mało seksowne fałdy.
- Czy to pytanie z serii, czemu gotując makaron ten robi się miękki a jajko twardnieje? – Pamiętała, jak pewnego dnia zapytał ją o to brat. Siostrę stracili, matka odeszła, zaś ojciec przestał się nimi zajmować, więc musieli robić wszystko sami. Gotowanie było jedną z tych rzeczy, której Neil pewnego dnia zechciał się nauczyć i zdziwił się, że makaron zmiękł w gorącej wodzie. Cóż, oboje byli młodzi a on długo nie interesował się „babskimi zadaniami”. – Dawno o tym czytałam, ale naukowcy podobno nadal głowią się nad marszczącą w kąpieli skórą. Podobnie jak z zwiewaniem. Niby coś wiedzą, ale tak nie do końca. Mówią, że ludzie są ssakami alfa i panami tego świata, a jednak wciąż niewiele o nim wiemy. – Odwróciła głowę w bok próbując kątem oka spojrzeć na Sadie, ale kiedy tak mocno zezowała, poczuła ból. Inny niż do tej pory. Tamten poprzedni zelżał dzięki zażytym tabletkom. – Podobno poprawia to przyczepność skóry pod wodą.. – Wolną dłonią potarła czoło. – Marszcząca się skóra – wyjaśniła o czym była mowa i znów na moment zamknęła powieki wciąż czując na plecach okrężne ruchy. – Chyba już mnie porządnie wysmarowałaś. – Albo miała takie wrażenie albo trwało to dłużej niż zakładał sposób użycia wypisany na tubce. – Ubiorę się, żeby cię dłużej nie straszyć. – Na moment puściła ręcznik, który wylądował na jej udzie i rozejrzała się w poszukiwaniu koszulki. – Jak ci się mieszka z rodziną? – Uznała, że stosownym będzie zapytanie o to. Że skorzysta z okazji, skoro nie wydłubywały sobie oczu i dowie się czegoś, co aktualnie działo się w życiu Hillbury.

Sadie Hillbury
asystenka Seana Taylora — Pearl Lagune
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
spontaniczna dusza, dobra przyjaciółka, chce dla wszystkich jak najlepiej, ale czasem zapomina o sobie. rzuciła pracę z biżuterią, by zostać asystentką CEO, po godzinach remontuje farmę.
Mimo nieustającej powagi zaistniałego problemu, ciężko było stale zachowywać kamienną twarz. Wylewający się z Paxton sarkazm udzielał się Sadie, nieco drażniąc, ale i uspokajając, bo przecież był jasnym znakiem, że stan kobiety się poprawiał - albo może nie był tak poważny, jak z początku mogło się zdawać. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że Eve mogłaby chcieć zrealizować jakiś plan ucieczki. Nikt nie trzymał jej tu siłą, ale jasnym było, że gdyby Sadie dostrzegła wymykającą się postać, nie pozwoliłaby jej odejść, nie w takim stanie. Blady uśmiech na twarzy byłej ukochanej podnosił na duchu, Hillbury spuściła wzrok.
- Zwyczajnie, od słońca. Spalają się żywym ogniem i pozostaje z nich sam proch. Tak będzie i z tobą na starość. - Tym razem celowo wytknęła jej wiek, podejmując żartobliwy ton, od razu unosząc też rękę zaniepokojona grymasem na twarzy Paxton. - Ja jestem zawsze delikatna, to ty zwyczajnie nie potrafiłaś tego dostrzec - rzuciła mało rozsądnie, nie chcąc przecież brzmieć, jakby szukała powodu do zaczepki. Spędzanie czasu z Eve bez kłótni było przyjemne, jakby pominąć ten cały fakt wypadku, jak i odsunięte na bok uprzedzenia.
Zawiesiła się, pokrywając kolejną warstwą kremu naznaczoną krwistymi plamami skórę. Zdawała się być cienka i delikatna, jakże podatna na uszkodzenia, którymi suto ją obdarowano. Delikatnie przesuwała palce, tak bardzo skupiając się na samej czynności, że i straciła poczucie czasu, podnosząc speszona głowę na dźwięk pospieszenia.
- Tak, jasne - wymamrotała tylko pospiesznie i zakręciła tubkę, czując jak teraz chemiczny zapach przylepił się ściśle do jej dłoni. - Do panów świata jeszcze sporo nam brakuje. Zwłaszcza, że chcemy zapanować nad tym, co nieokiełznane, co tylko zwiększa frustrację. - Temat prób zrozumienia świata był jej nieco bliższy od zawiłości biologicznych. Filozofowanie, teoretyzowanie i puszczenie wodzy fantazji pozwalało mówić to, co ślina na język przyniesie, byleby zamaskować chwilowe zmieszanie.
Spojrzała na nią lekko zdziwiona zmianą tematu, a raczej specyfiką wyboru. Miała pilnować, by nie zasnęła, zabawiać rozmową, ale czy chciała znowu wprowadzać ją do swojego życia? Czy nie zadeklarowały sobie podczas rozstania, że teraz oto zamykają się i odcinają od przeszłości? Ton głosów tamtej wymiany zdań wskazywał na to, że nie dają sobie szansy powrotu do normalności. Westchnęła cicho i opadła na oparcie kanapy, wpatrując się w tył głowy Paxton.
- Masz na myśli Romy? Okazuje się, że wyjątkowo dobrze się dogadujemy. Nie sądziłam, że po latach życia w mniejszym gronie, tak dobrze będzie mi ze współlokatorami. - Ze swoim roztrzepaniem i tendencją do pozostawiania przedmiotów w przypadkowych miejscach, nie należała do osób najbardziej zorganizowanych. Czy dotychczas ktokolwiek się skarżył? - Chcemy, żeby ta farma nadawała się do życia, jak i odwiedzania przez innych. Czeka nas jeszcze trochę pracy, ale jak widać, da się tu już funkcjonować. - Generalny remont był już za nimi, żaden fragment dachu nie przeciekał, między deskami ścian nie świszczał wiatr. Podłoga wciąż skrzypiała, to fakt, a niektóre z mebli pozostawiały jeszcze sporo do życzenia, lecz przy obecnym tempie działań uda im się skończyć do zimy. Z drugiej zaś strony wokół domu zawsze było sporo pracy, ogród stale wymagał poprawek, a dom usprawnień, dziura bez dna. Mimo początkowych obaw Sadie nie czuła się tym przytłoczona, patrząc nań jak na ogrom potencjału. - Mamy też lokatorów, nie są z nami długo, więc nie było jeszcze okazji, by dobrze ich poznać. - Zarówno Titan, jak i Alina potrzebowali trochę czasu, by przyzwyczaić się do nowego otoczenia wśród obcych im ludzi. Sadie bardzo chciała wypytać skąd u nich pomysł przeniesienia się na farmę, wszak to mało popularne miejsce dla młodych ludzi, spragnionych plaż czy stałego dostępu do internetu i tych wszystkich social mediów. Jakie historie skrywali, kim byli? Hillbury postawiła sobie za punkt honoru dowiedzieć się wszystkiego. - A jak u ciebie? - spytała nieśmiało, nie będąc pewną czy Eve będzie chciała się z czegokolwiek jeszcze zwierzać. - Poza oczywistą tendencją do wpadania w kłopoty.
Widząc jak kobieta wciąż szuka wzrokiem tego wybrudzonego skrawka materiału, także się rozejrzała, orientując się po chwili, że cały czas siedzi na tej nieszczęsnej koszulce. - Tu jest, ale wątpię, że chcesz to jeszcze kiedykolwiek na siebie zakładać - powiedziała szczerze, unosząc materiał na wysokość oczu i podając go Paxton. - Mogę ci przynieść jakąś swoją, chcesz? - Jeszcze tego by brakowało, by Eve po tym wszystkim paradowała w zwiewnych, kwiecistych bluzkach, nadając sytuacji wybitnego komizmu.

Eve Paxton
niesamowity odkrywca
Sadie
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Przepraszam – szepnęła. Gdyby mogła, spojrzałaby teraz na Sadie; długo i z zastanowieniem. Może także z żalem, że pozwoliła kobiecie tak o sobie myśleć. Że niby nie dostrzegała tego, co w niej było dobre, a przecież właśnie to ciągnęło Eve do Hillbury. Jej dobroć, delikatność i szczerość w gestach, których Paxton od dawna nie czuła i nie doświadczała. Od śmierci Isabelle cała rodzina się od siebie odsunęła. Cierpieli samotnie za własnymi murami, które rozstawili szeroko tak, aby nikt się nie zbliżał. To dlatego na początku ich relacji Eve niepewnie przyjmowała wszelkie objawy szczerej dobroci, zwyczajnych uścisków z powodu tego co powiedziała lub po prostu na powitanie. To było nietypowe i nowe, ale też – dobre.
Szkoda, że nie potrafiła przekazać Sadie, jak bardzo to doceniała.
- Czemu ludzie to robią? – zapytała wcale nie oczekując wielkiej filozoficznej odpowiedzi na ten temat. Po prostu sobie dyskutowały, do czego wcześniej również miały tendencję. – Poza oczywistą potrzebą człowieka ukazania swej wyższości myślę, że ludzie próbują coś okiełznać, bo nie potrafią zapanować nad sobą. – Patrząc na buddystów z tybetu, którzy uważali się za największych posiadaczy wiedzy na temat człowieka oraz samych siebie łatwo dojść do wniosku, że po uzyskaniu tej mądrości nie było potrzeby próbować okiełznać coś więcej. Taki człowiek wiedział, że tego nie dało się dokonać. Przyjmował istotną prawdę, że istniały rzeczy nie do opanowania przez zwykłego człowieka. Godził się z tym; prawdziwie i szczerze. Nie próbował niczego więcej, bo dotychczasowa prawda mu wystarczała w przeciwieństwie do osób, które nie potrafiły zrozumieć samych siebie (ale za to walczyli z żywiołami, pogodą, genetyką, wirusami..).
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. – Uważała, że Sadie odnalazłaby się w każdej sytuacji. Dodatkowo życie z ludźmi do niej pasowało, zaś ów osoby skorzystałyby z jej obecności, której Eve nie umiała doceniać. Poprawka, nie umiała tego okazać w inny sposób niż taki, żeby samej zmienić się na kogoś super wybitnego, domowego, wspaniałego i do przesady sztucznego. – Przejeżdżając obok widziałam te zmiany. Dobrze wam idzie. – Wprawdzie mówiła o zmianach na zewnątrz, ale i tak umiała to wyłapać. Teraz niewiele była w stanie ocenić. Kiedy tu weszła od razu osłoniła oczy przed mocnym światłem a teraz siedziała w pół mroku i nie za bardzo czuła się na siłach, żeby skupiać się na detalach wnętrza.
- Są tu teraz? – zapytała i zerknęła na sufit, jakby miała rentgen w oczach i potrafiła zobaczyć ludzi zajmujących sypialnie. – Kiepsko, gdybym ich wszystkich pobudziła. – Nie zachowywała się głośno, ale i tak miała wyrzuty, że w ogóle zawracała głowę Sadie. Nie z własnej woli, tylko przez Jello, która zdecydowała za nią, ale jednak. Dokładanie do tego wybudzonych lokatorów wzbudziłoby w niej jeszcze głębszy dyskomfort i oraz świadomość, że od dzisiaj ci gadaliby (na pewno złe rzeczy) na eks Hillbury. W tym to, że dobrze zrobiła zrywając z nią (bo to jakaś wariatka, która po nocach wpada i budzi ludzi).
- Kłopoty mnie lubią. – Postarała się o uśmiech na razie nie dodając nic więcej.
Rzuciła okiem na zaprezentowaną koszulkę, która była przepocona, brudna i z kawałkami czegoś, co wyglądało na pyłki startego drewna. Brakowało tylko krwi.
- A masz coś pasującego? – Nie rozchodziło się o rozmiar, chociaż Sadie należała do kobiet bardzo (albo aż przesadnie) chudych a o styl, który znacznie się między nimi różnił. Chociaż podobno sukienka w kwiaty dobrze prezentowałaby się na Eve. – Już nie wspomnę o koszulce, w której lubiłaś sypiać. – Uśmiechnęła się pokazując, że wcale nie domagała się zwrotu jej własności. Zauważyła jednak, że po rozstaniu ta jedna rzecz przepadła na dobre. – Poradzę sobie z tym. – Ponownie wbiła spojrzenie w trzymaną koszulkę. – Przynajmniej ona i ja wyglądamy teraz podobnie. – Tak przypuszczała i tak też się czuła; jak wypluty przez ogra glut. – Neil wrócił do miasteczka. – Wreszcie odpowiedziała na wcześniej zadane pytania. – Mamy spędzić razem święta. – Ta informacja raczej nie ciekawiła Sadie, ale czuła, że musiała coś dodać. Cokolwiek, żeby ich rozmowa nie brzmiała marnie. Uważała też, że brat był czymś dobrym, co ostatnio ją spotkało. Pięć lat temu Neil wyjechał z Lorne. Od tamtej pory między rodzeństwem kontakt był kiepski, o czym Sadie na pewno wiedziała. Widziała też, jak bardzo Eve to męczyło, bo przecież Neil był ostatnim żyjącym członkiem rodziny (nie licząc matki, ale ta opuszczając Paxtonów sprawiła, że dla swej córki była martwa).

Sadie Hillbury
asystenka Seana Taylora — Pearl Lagune
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
spontaniczna dusza, dobra przyjaciółka, chce dla wszystkich jak najlepiej, ale czasem zapomina o sobie. rzuciła pracę z biżuterią, by zostać asystentką CEO, po godzinach remontuje farmę.
Machnęła dłonią lekceważąco na słowa przeprosin, w końcu nie o to jej chodziło. Rozstanie z Eve nie należało do najprzyjemniejszych, pozostawiło na sercu Sadie pęknięcia, które z niemałym trudem próbowała załatać. Przez długi czas gotowała się w niej złość, że ta, której zaufała i którą wprowadziła do swojego świata, odsłaniając własne słabości, okazała się nie być tym, za kogo się podawała. Hillbury uważała się za ciepłą i wyrozumiałą osobę, jednak w przypadku Paxton wyszło z niej niezrozumienie, jakim nie zamierzała się nigdy chwalić. Kiedy przed paroma miesiącami sądziła, że spaliła za sobą ostatni z mostów, zostawiając Eve w swojej przeszłości, ta pojawiła się znikąd, przywracając bolesne wspomnienia, nie samych kłamstw, a własnej porażki w byciu dobrym człowiekiem. W napływie palącego gniewu zupełnie odrzuciła myśl, że ukochana musiała mieć powód, by zmienić swoje zachowanie. Miała powód, by przestać udawać, by nie przyznać się do swoich zmartwień, by jej nie zaufać. Sadie zamiast wyciągnąć do niej rękę, poddała się złości, skutecznie ignorując wyznawane przez siebie zasady.
- Gdyby jeszcze zdawali sobie z tego sprawę, że nad sobą nie panują - dorzuciła w temacie ludzkości. - Rządzi nimi potrzeba uznania, podkreślenia wyższości. Głód oklasków i komplementów. A dlaczego? Bo nikt im nie wytłumaczył, że można inaczej. - W głosie Sadie wybrzmiała nuta rezygnacji. Skupianie się na tym, co powierzchowne, było sednem istnienia obecnego świata. Sztucznie pompowane wartości opierające się na konsumpcji, gromadzeniu przedmiotów, na wyścigu do mało istotnego celu. Nawet jeśli ktoś próbował się wyrwać ze schematu, zaraz był tłamszony i krytykowany, uznawany za dziwaka, wyrzutka, zło wcielone. - Smucą mnie czasem ludzkie reakcje, choćby nieszczęsna zazdrość. O ileż świat byłby lepszy, gdybyśmy zaczęli ze sobą rozmawiać, pozbawiając się uprzedzeń…
Posiadanie współlokatorów miało swoje plusy, jak i minusy, a życie z obcymi sobie ludźmi niosło za sobą wiele niewiadomych oraz wyzwań. Farma miała stać się jej domem, w którym czuć się będzie bezpiecznie, do którego będzie mogła wrócić, by dzielić się radością, ale i smutkiem. Czy wśród obcych jest w ogóle na to przestrzeń? Czy istniejące między nimi bariery można ot tak pokonać i żyć tak, by czerpać zeń przyjemność? Sadie nie była pewna czy mieszkanie na farmie przyszłością, której zamierza oddać się bez reszty.
- Nie ma ich - odparła spokojnie, nie sięgając za nią wzrokiem ku sufitowi, a zatrzymując wzrok na twarzy Eve. - Inaczej sama bym ich pobudziła, a karetka byłaby w drodze. - Początkowa panika w reakcji na niecodzienną sytuację straciła na sile, ale myśl, by zasięgnąć porady osoby trzeciej pojawiła się w głowie Hillbury już wcześniej; nie bała się okazywania słabości ani sięgania po pomoc. Komentarze lokatorów mogłyby rzeczywiście pogłębić dyskomfort, a Sadie nie znała ich na tyle, by móc zaręczyć, że zachowają opinie dla siebie. Teraz sama modliła się w duchu, by nikt nie wrócił przedwcześnie z pracy czy imprezy (czy gdzie tam ich poniosło), widok poturbowanej Eve na kanapie mógł niejednemu nasunąć liczne pytania.
Na wspomnienie ulubionej koszulki policzki Sadie spąsowiały z zawstydzenia, które starała się ukryć, wbijając wzrok w podłogę. Tshirt od Eve wciąż zajmował zaszczytne miejsce w jej garderobie. Już nieco sprany, z nadrukiem o poprzerywanych, wyblakłych liniach, tkwił na dnie szafy, bo Hillbury nie potrafiła się z nim rozstać, jakby pozbycie się koszulki oznaczało kategoryczne odcięcie się od przeszłości. - Zaraz coś przyniosę - mruknęła tylko, podnosząc się z miejsca zbyt gwałtownie, by uniknąć chwilowych zawrotów głowy. Wzięła głębszy oddech i zaraz po tym rozległ się tupot gołych stóp kroczących korytarzem do sypialni. Ogarnij się, to tylko chwilowe. Przecież rano sobie pójdzie, mówiła do siebie w myślach, przerzucając kolejne wieszaki w poszukiwaniu czegoś do przebrania. Wręczony Paxton beżowy, pozbawiony ozdób tshirt nie był tą koszulką.
- Doprawdy? - zdziwiła się na wieść o przyjeździe Neila. Z rozmów z Eve wnioskowała, że nie byli sobie bliscy. Wcześniej zapraszała ją na wspólne uroczystości do reszty Hillburych, to przecież naturalne, że nie chce się opuszczać ukochanej osoby w taki dzień. - Czyli… zaczyna się między wami układać? - Życzyła tym dwojgu jak najlepiej, nie bardzo rozumiejąc jak można mieć trudne relacje z rodziną, choć miała świadomość, że nie każdy ma w życiu takie szczęście. Jej własna była ze sobą bardzo zżyta, nie wyobrażała sobie bez nich świata.

Eve Paxton
niesamowity odkrywca
Sadie
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Pomimo trudnych tematów na ustach Eve zagościł delikatny uśmiech. Nie z powodu przedziwnej radości, bo miały podobne zdanie, ale dzięki wspomnieniom, które wkradły się na moment do jej myśli. Z sentymentem przypomniała sobie wieczory, kiedy obie nie mogły zasnąć lub po prostu jedna z nich towarzyszyła tej drugiej. To jak prowadziły dysputy na tematy ważne lub te mniej, które z każdym kolejnym zdaniem nabierały na znaczeniu. Nie we wszystkim się zgadzały, ale nigdy się o to nie kłóciły. Nie narzucały własnej woli ani zdania. Dzieliły się nim, słuchały tego co ma do powiedzenia druga strona i szanowały odmienne punkty widzenia lub uśmiechały się, kiedy myślały podobnie.
Prawie przyznała się do tego, że tęskni za ów rozmowami, lecz wtedy do jej świadomości dotarło znaczenie ostatnich słów i jak ironicznie brzmiały one w ustach Hillbury.
- Mówisz z własnego doświadczenia, co? – zapytała zbyt szybko i bez przemyślenia. Dopiero po chwili zrozumiała, jak okrutnie to brzmiało, chociaż również miała swój udział w ich zerwaniu. Nie chciała całej winy zrzucać na Sadie ani na to, że w żaden sposób na spokojnie nie porozmawiały tłumacząc sobie wszystko, co się działo. W tamtym momencie Eve zapewne nawet nie chciałaby rozmawiać, bo poczuła się zraniona i jednocześnie gdzieś podświadomie prowadziła do tego, żeby to wszystko się skończyło. Nie dlatego, że chciała a z powodu strachu przed porzuceniem (wolała więc to zrobić jako pierwsza). – Wybacz, to było nie na miejscu. – Znów przepraszała, ale tym razem słusznie, bo nie zamierzała się kłócić z Sadie. Nie chciała tego. Sama nie wiedziała, czemu to powiedziała. Mogła ugryźć się w język i olać słowa o zazdrości oraz braku rozmowy między ludźmi. Przecież one rozmawiały i to bardzo dużo, lecz w którymś momencie przestały. Dokładnie wtedy, kiedy Eve odbiło, żeby być idealną, bo wiedziała, że na dłuższą metę nikt nie zechce jej takiej jaka była.
Odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że nikogo poza nimi nie było w domu. Eve mogłaby się zastanawiać, co to za ludzie, którzy o tak późnej porze jeszcze nie spali w swoich łóżkach, ale darowała sobie wnikanie w szczegóły. To nie była jej sprawa ani teraz ani nigdy.
Tabletka przeciwbólowa zaczęła działać, dzięki czemu poczuła się lepiej, a nawet na tyle dobrze, żeby uznać się za gotową do dalszej drogi. Nie chciała zawracać Sadie głowy. Z początku nie sądziła, że do rana zdoła się ruszyć, ale teraz po wstępnej ocenie (głównie ruchach głową) stwierdziła swą pełną sprawność. Nie kręciło jej się w głowie, nie miała ochoty wymiotować i ucisk w mózgu nie wpychał jej w ziemię. Było lepiej. Poradzi sobie.
Dłonią przeczesała włosy do tyłu, a potem przetarła zmęczoną twarz, przed którą wciąż widziała kobietę w trumnie i ciemność panującą w leśnej chatce. Nie zauważyła napastnika, nie zdołała się mu przyjrzeć i co gorsza Enzo nie zrobił nic, żeby go złapać tym samym pozbywając gościa możliwości do dalszych podobnych chorych zagrywek.
- A jednak znalazłaś coś bez kwiatów. – Postarała się o uśmiech i od razu zabrała do nakładania koszulki. Wystarczy tego świecenia sińcami przed nosem Sadie.
- Można tak powiedzieć – przytaknęła poprawiając materiał podarowanego ubrania. – Przynajmniej ja tego chce. Przez lata żyliśmy razem, ale oddzielnie, a potem jeszcze bardziej się oddaliliśmy. To nie powinno się stać. – A jednak się stało głównie przez powielanie zachowania rodziców, którzy nie dali im najlepszego przykładu. – Jestem jego starszą siostrą. Wiem, że spartoliłam sprawę – Całą winę brała na siebie, bo nie popisała się jako najstarsza rodzeństwa. – ale chce to naprawić albo chociaż spróbować. – Samotne życie uważała za dobre, ale jednak nawet ona potrzebowała kogoś, kto zrozumie jej rozterki. Kogoś, kto dzielił z nią wspomnienia z dzieciństwa. – Zanudzam cię, co? – Swoim życiem, do którego przecież Sadie już nie należała. – Właściwie to czuje się trochę lepiej. Mogę pójść do siebie. To niedaleko. – Machnęła ręką w kierunku, w którym znajdowała się jej farma. Akurat z orientacją w terenie nie miała problemów, czego nie można powiedzieć o utrzymywaniu związków w ryzach. Była w tym kiepska. – I tak już dużo zrobiłaś, chociaż nie jesteś mi nic winna. – Równie dobrze Hillbury mogła zostawić ją na poboczu. Miała do tego święte prawo.

Sadie Hillbury
asystenka Seana Taylora — Pearl Lagune
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
spontaniczna dusza, dobra przyjaciółka, chce dla wszystkich jak najlepiej, ale czasem zapomina o sobie. rzuciła pracę z biżuterią, by zostać asystentką CEO, po godzinach remontuje farmę.
Ze świstem wypuściła powietrze z płuc, zatrzymując się przed gwałtowną odpowiedzią na równie nierozsądnie rzucone przez Eve hasło. Uśmiechnęła się jednak krzywo na słowa przeprosin, najwidoczniej obie były zbyt zmęczone, by wdawać się w jakiekolwiek sprzeczki. Ich dzisiejsza sytuacja była zdecydowanie niecodzienna, targały nimi emocje, dawne uprzedzenia, ból oraz stres. Na jedną noc ich świat stanął na głowie, a one starały się go dopasować do znanych sobie zasad, dziwiąc się, że ten nie chciał ugiąć się wedle woli. Sama tęskniła do tych chwil, gdy mogły na spokojnie (bądź pełne energii!) dyskutować na interesujące je tematy, nie wstydząc się własnego zdania, nie bojąc się uprzedzeń. Sadie szczególnie ceniła sobie możliwość otwarcia przed kimś, komu ufała, kogo kochała. Tamten czas zdawał się minąć już bezpowrotnie, ale czy na pewno?
Usadowiła się na powrót na podłodze, wcale nie uciekając wzrokiem od widoku siniaków, niespeszona połowiczną nagością wyeksponowaną w bladym świetle lampy z korytarzu. Słuchała o rodzinnej relacji, znając tylko część tej historii. Chciała jej powiedzieć, że nikt nikogo nie uczy jak być dobrą siostrą, przyjaciółką czy matką. Wszyscy powielają wciąż te same schematy, jakie znają, jakie zostały im przedstawione, nawet jeśli są krzywdzące. Mało kto decyduje się na przerwanie kręgu, wymaga to przecież wiele wysiłku, chodzenia na ustępstwa, trzymania się w ryzach, kiedy w beznadziejnej sytuacji brakuje już sił. Dzisiejsza noc obfitowała w atrakcje i skrajne emocje, nie potrzebowały teraz dodatkowej, wycieńczającej rozmowy o tym, jak żyć.
- Trzymam kciuki, by się udało - mówiła szczerze, chcąc dodać jej odrobinę otuchy, choć nie znała szczegółów ich relacji. Oby Neil także chciał pogodzenia z siostrą, a nie zgrywał niedostępnego, nie pozwalając sobie pomóc. Może oboje znają w sobie na tyle siły, by wesprzeć się wzajemnie?
Wsparła brodę na dłoni, przyglądając się jej łagodnie, jakby cieplej, niż dotychczas. Czy to dawny sentyment, a może udzielały jej się zmęczenie i senność? Słysząc pomysł o natychmiastowym powrocie Paxton na własną farmę, wzdrygnęła się, widząc już przed oczami te wszystkie potencjalne czarne scenariusze, jednak zamiast wyrazić swój kategoryczny sprzeciw, zamrugała tylko kilkakrotnie, myśląc już w jaki sposób ją tu zatrzymać.
- Pomoc nigdy nie powinna być interesowna. Ty także nie jesteś mi nic winna. - Nie traktowała tego jak spłaty długu, każdy człowiek na jej miejscu zareagowałby przecież w ten sam sposób. Bądź przynajmniej podobny, nie dając wiary logice osoby ze wstrząśnieniem mózgu, tylko od razu wybierając numer alarmowy. Ich drogi miały rozejść się już na zawsze, lecz los zarządził, że nie dość, że będą mieszkać obok, to jeszcze natykać się na siebie w mało przyjemnych okolicznościach. Sadie długo leczyła się z rozstania z Paxton i choć głośno twierdziła, że już nic do niej nie czuje, to każde kolejne spotkanie wyprowadzało ją z równowagi, wywołując mętlik w głowie. Czy był jeszcze sens wracać do niej myślami? A może to najwyższy czas, by wreszcie spróbować zdrowej relacji?
- Możesz tu zostać, jak długo chcesz. Reszta pewnie nie wróci do rana. Jeśli chcesz, możemy cię przenieść do mojego pokoju - zaproponowała, chcąc by poczuła się choć nieco bardziej komfortowo, lecz szczerze wątpiła, że Eve w swojej dumie zdecyduje się skorzystać z propozycji. - Mogę cię też odprowadzić, skoro to niedaleko. - Chciała mieć pewność, że Paxton nic nie stanie się po drodze, nie straci przytomności w rowie kawałek dalej. A może zwyczajnie chciała spędzić z nią nieco więcej czasu, skoro wyszło na to, że są jednak w stanie ze sobą rozmawiać, bez przerzucania się wyzwiskami podniesionym głosem? Do tego raczej prędko by się nie przyznała…

Eve Paxton
niesamowity odkrywca
Sadie
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Starała się jakoś utrzymywać świadomość w chwili, w której trwała, lecz nie potrafiła skupić myśli na jednej rzeczy. Potrzebowała spokoju, wyciszenia i może snu, skoro część objawów ustąpiło. Jako samozwańcza pani doktor stwierdziła przed samą sobą, że owszem mogła pójść spać, ale nastawi budzik na za parę godzin, żeby upewnić się, czy jeszcze żyła. Albo zrobi to Sue Ann (starsza kobieta pomagająca w ośrodku głównie organizacyjnie), która przyjdzie do niej z samego rana i na pewno zdziwi się, jeśli Paxton nie zejdzie tresować psów.
Wszystko było pod kontrolą; co próbowała wmówić samej sobie oraz Hillbury, przed którą teraz czuła się żałośnie. Nie powinna, bo była pokrzywdzona, ale od zawsze chciała aby kobieta widziała w niej kogoś lepszego niż była. Najlepiej kogoś bez wad, chociaż na prawo i lewo przekonywała wszystkich, że nie było ludzi idealnych.
Hipokrytka, która sama starała się być idealna byleby Sadie jej nie porzuciła. Co jej z tego przyszło? Rozstanie.
Cóż za ironia..
- Doceniam, ale.. – Zrobiła krótką pauzę biorąc głęboki wdech, czego szybko pożałowała. Skrzywiła się pod wpływem bólu w żebrach i na reszcie skóry, która rozciągnęła się wraz z oddechem. – ..lepiej mi będzie u siebie. – Uzyska tam komfort psychiczny. Nie będzie to poczucie bezpieczeństwa oraz pełnego spokoju, ale przynajmniej nie będzie myśleć o tym, że naprzykrzała się swojej ex. – Parę farm dalej – sprecyzowała swoje „niedaleko” i spróbowała wstać tym samym chcąc udowodnić Sadie, że miała się lepiej niż przed.. ile czasu minęło? Nie miała zegarka ani komórki, która została w plecaku w barze. – Dotrę sama. Nie chcę, żebyś..chodziła tamtędy po nocach, bo by się o nią martwiła. Długo zastanawiałaby się, czy Sadie wróciła do domu i co gorsza nie dowiedziałaby się tego od razu, bo przecież nie miała przy sobie pieprzonej komórki. Co to był za pomysł, żeby zostawić rzeczy w barze? Nie taki zły zważając na to, że mogłaby je zgubić w drodze na farmę. – Czy Toyota nadal jest sprawna? – zapytała zamiast kończyć ostatnią myśl. – Wiem, że nie lubisz używać jej krótkodystansowo, ale to chyba najlepsze rozwiązanie. – Hillbury odwiezie Eve, która przynajmniej nabierze większej pewności, że ex wróci do domu.
Stojąc twardo na nogach i wpatrując się w kobietę oczekiwała jej werdyktu. Jello była mniej chętna do wyjścia, bo paręnaście minut temu wygodnie ułożyła się do spania pewna, że drugi człowiek zajmie się jej panią, aż tu nagle wszystko przepadło. Poczłapała za nimi w kierunku drzwi, ale ociągała się z przejściem przez próg. Dopiero za drugim razem posłuchała Eve, która przez swój stan nie brzmiała tak stanowczo jak zawsze, co wprawiało psa w mały dysonans. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyła Paxton woląc nie brać pod uwagę opcji, że suczka okazała się bardziej rozsądna od niej; że dla Eve będzie lepiej jak zostanie pod opieką drugiej osoby.
Wszyscy byli rozsądniejsi od niej, bo pomimo sprzeciwów Sadie odprowadziła treserkę aż do samego łóżka. Możliwe też, że dla swego spokoju ducha napisała do Sue Ann, w jakim stanie była Eve i dopiero po długich minutach postanowiła opuścić teren farmy, na której kiedyś bywała dość często.
To były zamierzchłe czasy, jak to w miarę spokojne spotkanie, którego dawno nie odbywały.
Jak powrót do przeszłości z mało wesołą otoczą, ale za to bez kłótni.

z/tx2 Sadie Hillbury
ODPOWIEDZ