Merry Whatever
: 10 gru 2021, 10:48
Neil kiedyś kochał święta całym sercem. Wyczekiwał na przybycie gości, na prezenty, na radosne chwilę przed telewizorem oglądając bajki o reniferze z czerwonym nosem. Wszystko to zmieniło swoje znaczenie kilkanaście lat temu kiedy jego młodsza siostra została zamordowana. Od tamtej pory żadne święta, a tym bardziej uroczystość, która kiedyś sprawiała całej rodzinie radość, nie była przyjemna. Te pierwsze Boże Narodzenie spędzili w milczeniu. Nie wspominali nikogo, patrzyli na siebie i mało co jedli. Byli psychicznie rozbici. Chyba właśnie wtedy Paxton dorósł i zaczął planować dziecięcą zemstę. Owszem, posiadał wtedy wyobraźnię dosyć bogatą jak na jedenastolatka. Próbował sobie jakoś wytłumaczyć zniknięcie Isabelle, ale na próżno.
Ona odeszła. Umarła. Morderca nadal był na wolności. Co roku, w okresie świątecznym, gdy Jarmarki rozbijały się dookoła i nawoływały dzieciaki do kupienia piekielnie drogich pierników z Psim Patrolem lub Pokémonami, Neil wracał pamięcią do ostatnich chwil z siostrą. Była taka szczęśliwa. Taka beztroska, a ktoś jej to bezczelnie odebrał dla swoich własnych niepohamowanych żądzy. Westchnął cicho wstając z kanapy. Spojrzał w lustro uznając swój ubiór za znośny. Był gotowy, pierwszy raz od lat, żeby udać się na Jarmark w Lorne Bay i zacząć wreszcie żyć. Początek będzie ciężko, zdawał sobie z tego sprawę, ale wierzył w to, że jest silny. Czasami blokowała Paxtona głowa, jednak kiedy wyczyścił umysł był spokojny i nieszkodliwy.
Wypad na Jarmark miał też swoje zadanie. Jeśli morderca nadal jest wśród społeczności miasteczka, to zapewne dzisiaj będzie mieć idealną okazję, by zaatakować. Neil chciał obserwować i być blisko tych zdarzeń. Tak bardzo pragnął poznać twarz tego człowieka.
Wyszedł z domu niespiesznie. Miał dużo czasu, aż rodzice wyjdą z pociechami, by oglądać Mikołaje na deskach surfingowych. Szedł powoli, patrzył przed siebie, nie rozglądał się dookoła. Wiedział jak niektórzy potrafią na niego patrzeć. Lorne Bay to mała miejscowość, a tragedia, taka jak państwa Paxtonów, nie spotyka co trzeciej rodziny. Zdarza się tak rzadko, że przeraża innych.
Wszedł na teren stając z boku żeby odpalić papierosa. Nie robił tego często, ale czasami potrzebował chwili odprężenia. Tak jak dzisiaj. Za nim stała jakaś postać, ale nie zwrócił na nią zbytnio uwagi, do momentu, aż jakiś pijaczek się nie do niej nie doczepił. Neil był na to wyczulony. W każdym widział potencjalnego mordercę. Odwrócił się do tej dwójki, a potem wyrzucając papierosa na ziemię podszedł bliżej łapiąc faceta za ramię.
- Grzecznie poproszę Cię o odejście. - Powiedział grzecznie jak na swój temperament. Chciał zrobić jednocześnie coś pożytecznego, dobrego i radosnego. - To świąteczny czas, a pan uniemożliwia jego świętowanie. - Uśmiechnął się do kobiety, która na około mogła mieć niewiele ponad dwadzieścia lat. Przyszedł tu zupełnie w innym celu, ale wierzył w to, że znajdzie chwilę czasu dla nowej nieznajomej.
Chandra Ginsberg
Ona odeszła. Umarła. Morderca nadal był na wolności. Co roku, w okresie świątecznym, gdy Jarmarki rozbijały się dookoła i nawoływały dzieciaki do kupienia piekielnie drogich pierników z Psim Patrolem lub Pokémonami, Neil wracał pamięcią do ostatnich chwil z siostrą. Była taka szczęśliwa. Taka beztroska, a ktoś jej to bezczelnie odebrał dla swoich własnych niepohamowanych żądzy. Westchnął cicho wstając z kanapy. Spojrzał w lustro uznając swój ubiór za znośny. Był gotowy, pierwszy raz od lat, żeby udać się na Jarmark w Lorne Bay i zacząć wreszcie żyć. Początek będzie ciężko, zdawał sobie z tego sprawę, ale wierzył w to, że jest silny. Czasami blokowała Paxtona głowa, jednak kiedy wyczyścił umysł był spokojny i nieszkodliwy.
Wypad na Jarmark miał też swoje zadanie. Jeśli morderca nadal jest wśród społeczności miasteczka, to zapewne dzisiaj będzie mieć idealną okazję, by zaatakować. Neil chciał obserwować i być blisko tych zdarzeń. Tak bardzo pragnął poznać twarz tego człowieka.
Wyszedł z domu niespiesznie. Miał dużo czasu, aż rodzice wyjdą z pociechami, by oglądać Mikołaje na deskach surfingowych. Szedł powoli, patrzył przed siebie, nie rozglądał się dookoła. Wiedział jak niektórzy potrafią na niego patrzeć. Lorne Bay to mała miejscowość, a tragedia, taka jak państwa Paxtonów, nie spotyka co trzeciej rodziny. Zdarza się tak rzadko, że przeraża innych.
Wszedł na teren stając z boku żeby odpalić papierosa. Nie robił tego często, ale czasami potrzebował chwili odprężenia. Tak jak dzisiaj. Za nim stała jakaś postać, ale nie zwrócił na nią zbytnio uwagi, do momentu, aż jakiś pijaczek się nie do niej nie doczepił. Neil był na to wyczulony. W każdym widział potencjalnego mordercę. Odwrócił się do tej dwójki, a potem wyrzucając papierosa na ziemię podszedł bliżej łapiąc faceta za ramię.
- Grzecznie poproszę Cię o odejście. - Powiedział grzecznie jak na swój temperament. Chciał zrobić jednocześnie coś pożytecznego, dobrego i radosnego. - To świąteczny czas, a pan uniemożliwia jego świętowanie. - Uśmiechnął się do kobiety, która na około mogła mieć niewiele ponad dwadzieścia lat. Przyszedł tu zupełnie w innym celu, ale wierzył w to, że znajdzie chwilę czasu dla nowej nieznajomej.
Chandra Ginsberg