Helter skelter in a summer swelter
: 05 gru 2021, 17:04
outfit
- To znowu ja. – Próbowała powiedzieć to z uśmiechem, lecz nie potrafiła ukryć zawodu w głosie. Dosłownie przed trzema minutami Eve zaprosiła do siebie Sameen na śniadanie, a teraz oddzwaniała to odwołać. – Właśnie dzwonili z pracy. – Nie chciało jej się tłumaczyć skąd dokładnie ani ze szczegółami opowiadać o co chodziło, bo była zła. Zła i niepocieszona, bo jeszcze trzy minuty temu była gotowa rozbijać jajka do naleśników a teraz otwierała drzwi do auta. – Jakieś durne dzieciaki zgubiły się w lesie. – Westchnęła ciężko pewna, że jak ich znajdzie to dam im lekcję życia. Tak im da do słuchu, że przez lata nie będą wychodzić z domu. Cóż.. oczywiście tego nie zrobi. To nie była część jej pracy, ale w tej chwili miała ogromną ochotę kimś potrząsnąć. – Nie ma ich od dwóch dni, więc.. – Nie mogła tego przełożyć. – Przepraszam. – Tym razem ona przepraszała. – Chociaż to ty wczoraj uciekłaś, więc nie wiem czyja to wina – Próbowała zażartować, co słychać było po jej głosie. – Żartuje, nie jestem zła. – Ani nie próbowała wzbudzić w Sameen poczucia winy. Nie bawiła się w takie psychologiczne pułapki. – Daj znać, kiedy wrócisz. – Rozmawiając wcześniej wyjaśniły sobie, a raczej Sam powiedziała Eve, że wolałaby przez ten czas z nikim się nie kontaktować, co Paxton znów musiała uszanować. Po wczorajszym jednak nie była pewna, czego mogła się spodziewać po powrocie, nawet jeśli zapewniła Galanis, że wszystko załatwiła. Grupka turystów wezwała policję, ale Eve razem z Peteresem pogadała z funkcjonariuszem i cała sytuacja się rozmyła. Turyści trochę się wkurzyli, ale potem byli zadowoleni, że nie dostali mandatu za wszczynanie burd w barze, bo tak – weterani zrzucili na nich całą winę. Cóż słowo miejscowych żołnierzy przeciwko obcym turystom. Rachunek był prosty.
Nikogo w barze nie było. Do niczego nie doszło. Wszyscy sobie świętowali i nic złego się nie stało.
*9 dni później – pobliskie tereny leśne Seisia, Australia*
Od samego początku Eve miała dziwne przeczucie. Dokładniej od chwili, kiedy odebrała telefon ze zleceniem w miejscu aż trzynaście godzin drogi od Lorne Bay. Zdarzały jej się takie przypadki i to wcale nie było dziwne, ale nieznośne uczucie towarzyszyło jej przez całą drogę i nasiliło się w chwili, gdy dołączyła do zorganizowanej grupy poszukiwawczej. Niewielkiej. Zaledwie dziesięć osób, co w porównaniu z ogromnym terenem było naprawdę mało. Nie to jednak było problemem a fakt, że ci ludzie dopiero co się organizowali. Nie byli tu wcześniej, nie próbowali szukać i nie wezwali Paxton z desperacji a dlatego, że dopiero zaczęli szukać pomimo, iż zdaniem policjantów była to ważna persona. Super ważna i od tego, czy się znajdzie zależało ich życie.
- Morlov zaginął trzy dni temu – stwierdził sierżant prowadzący akcję.
Eve powstrzymała się od komentarza, że to wszystko nie miało sensu i nie trzymało się żadnej kupy. Po trzech dniach wszczęli poszukiwania? I co najważniejsze, nie zaczęli bez niej, ale czekali trzynaście godzin aż przyjedzie? W tym czasie facet mógł coś sobie zrobić i umrzeć. Czy naprawdę był taki ważny czy sierżant bezczelnie ją okłamywał i to nie prawda, że faceta nie było od trzech dni?
Paxton wysłuchała reszty informacji pomagających jej rozeznać się w sytuacji i dopiero wtedy zauważyła mężczyznę, z pewnością nie miejscowego policjanta, stojącego gdzieś na uboczu i obserwującego całą akcję. Na pierwszy rzut oka nie przypadł do gustu Eve. Emanował dziwną energią; bardzo nieprzyjemną i złowrogą. Albo po prostu za bardzo przypominał jej nauczyciela z matmy, który dwa razy próbował ją uwalić.
- Przywieźliśmy jego brudne rzeczy z domu, ale tam stoi jego auto. Może tam będzie coś, co bardziej się przyda. – Sierżant podał jej reklamówkę i choć w odruch miała ochotę powiedzieć, że rzeczy z domu całkowicie wystarczą, to niepewność całej tej sytuacji pchała ją w stronę wskazanego samochodu.
Ruszyła razem z Jello dostając od sierżanta pięć minut, bo nagle zaczęli się mocno śpieszyć. Obeszła samochód, zajrzała do środka przez szybę i odeszła parę kroków z dystansu patrząc na całość, która znów jej nie pasowała. Auto nie wyglądało na takie, które stałoby tutaj przez trzy dni. Brudne ślady w okolicach opon i połowie drzwi świadczyły o przejechanej części lasu, ale to wszystko. Przez trzy dni cały samochód byłby zakurzony, leżałyby na nim jakieś liście albo kawałek zwierzęcia przyciągniętego przez inne. Cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że auto zostało porzucone trzy doby temu a nie przed paroma godzinami.
Tylko to nielogiczne. Wezwali ją pół doby temu, bo przewidzieli, że za parę godzin facet pojedzie na polowanie i się zgubi?
Nic tutaj nie miało sensu i kiedy Eve usłyszała wołanie sierżanta uznała, że niepotrzebnie wnika w coś, co nie było jej robotą. Miała tylko znaleźć faceta. Za to jej płacono i niczego więcej nie musiała rozumieć, nawet jeśli w trzewiach czuła, że coś tutaj nie grało.
Sameen Galanis
- To znowu ja. – Próbowała powiedzieć to z uśmiechem, lecz nie potrafiła ukryć zawodu w głosie. Dosłownie przed trzema minutami Eve zaprosiła do siebie Sameen na śniadanie, a teraz oddzwaniała to odwołać. – Właśnie dzwonili z pracy. – Nie chciało jej się tłumaczyć skąd dokładnie ani ze szczegółami opowiadać o co chodziło, bo była zła. Zła i niepocieszona, bo jeszcze trzy minuty temu była gotowa rozbijać jajka do naleśników a teraz otwierała drzwi do auta. – Jakieś durne dzieciaki zgubiły się w lesie. – Westchnęła ciężko pewna, że jak ich znajdzie to dam im lekcję życia. Tak im da do słuchu, że przez lata nie będą wychodzić z domu. Cóż.. oczywiście tego nie zrobi. To nie była część jej pracy, ale w tej chwili miała ogromną ochotę kimś potrząsnąć. – Nie ma ich od dwóch dni, więc.. – Nie mogła tego przełożyć. – Przepraszam. – Tym razem ona przepraszała. – Chociaż to ty wczoraj uciekłaś, więc nie wiem czyja to wina – Próbowała zażartować, co słychać było po jej głosie. – Żartuje, nie jestem zła. – Ani nie próbowała wzbudzić w Sameen poczucia winy. Nie bawiła się w takie psychologiczne pułapki. – Daj znać, kiedy wrócisz. – Rozmawiając wcześniej wyjaśniły sobie, a raczej Sam powiedziała Eve, że wolałaby przez ten czas z nikim się nie kontaktować, co Paxton znów musiała uszanować. Po wczorajszym jednak nie była pewna, czego mogła się spodziewać po powrocie, nawet jeśli zapewniła Galanis, że wszystko załatwiła. Grupka turystów wezwała policję, ale Eve razem z Peteresem pogadała z funkcjonariuszem i cała sytuacja się rozmyła. Turyści trochę się wkurzyli, ale potem byli zadowoleni, że nie dostali mandatu za wszczynanie burd w barze, bo tak – weterani zrzucili na nich całą winę. Cóż słowo miejscowych żołnierzy przeciwko obcym turystom. Rachunek był prosty.
Nikogo w barze nie było. Do niczego nie doszło. Wszyscy sobie świętowali i nic złego się nie stało.
*9 dni później – pobliskie tereny leśne Seisia, Australia*
- Morlov zaginął trzy dni temu – stwierdził sierżant prowadzący akcję.
Eve powstrzymała się od komentarza, że to wszystko nie miało sensu i nie trzymało się żadnej kupy. Po trzech dniach wszczęli poszukiwania? I co najważniejsze, nie zaczęli bez niej, ale czekali trzynaście godzin aż przyjedzie? W tym czasie facet mógł coś sobie zrobić i umrzeć. Czy naprawdę był taki ważny czy sierżant bezczelnie ją okłamywał i to nie prawda, że faceta nie było od trzech dni?
Paxton wysłuchała reszty informacji pomagających jej rozeznać się w sytuacji i dopiero wtedy zauważyła mężczyznę, z pewnością nie miejscowego policjanta, stojącego gdzieś na uboczu i obserwującego całą akcję. Na pierwszy rzut oka nie przypadł do gustu Eve. Emanował dziwną energią; bardzo nieprzyjemną i złowrogą. Albo po prostu za bardzo przypominał jej nauczyciela z matmy, który dwa razy próbował ją uwalić.
- Przywieźliśmy jego brudne rzeczy z domu, ale tam stoi jego auto. Może tam będzie coś, co bardziej się przyda. – Sierżant podał jej reklamówkę i choć w odruch miała ochotę powiedzieć, że rzeczy z domu całkowicie wystarczą, to niepewność całej tej sytuacji pchała ją w stronę wskazanego samochodu.
Ruszyła razem z Jello dostając od sierżanta pięć minut, bo nagle zaczęli się mocno śpieszyć. Obeszła samochód, zajrzała do środka przez szybę i odeszła parę kroków z dystansu patrząc na całość, która znów jej nie pasowała. Auto nie wyglądało na takie, które stałoby tutaj przez trzy dni. Brudne ślady w okolicach opon i połowie drzwi świadczyły o przejechanej części lasu, ale to wszystko. Przez trzy dni cały samochód byłby zakurzony, leżałyby na nim jakieś liście albo kawałek zwierzęcia przyciągniętego przez inne. Cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że auto zostało porzucone trzy doby temu a nie przed paroma godzinami.
Tylko to nielogiczne. Wezwali ją pół doby temu, bo przewidzieli, że za parę godzin facet pojedzie na polowanie i się zgubi?
Nic tutaj nie miało sensu i kiedy Eve usłyszała wołanie sierżanta uznała, że niepotrzebnie wnika w coś, co nie było jej robotą. Miała tylko znaleźć faceta. Za to jej płacono i niczego więcej nie musiała rozumieć, nawet jeśli w trzewiach czuła, że coś tutaj nie grało.
Sameen Galanis