lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
ciuch
Trochę się porządzę, ale wiem, że nie masz nic przeciwko. No to wio…
To były długie, smutne i niecierpliwie dwa tygodnie w ich wspólnym Ackerman-Westonowym życiu. Oczekiwania na koniec sprawy i powrót Ane do Lorne nie ułatwiał nawet fakt, że rozmawiali ze sobą codziennie – czy to telefonicznie, przez facetime czy „tylko” smsowo. Po prostu za sobą tęsknili. Tęskniła też mała Lily, która – wbrew obawom Skylera – szczęśliwie swojego nowego taty nie znienawidziła, ale widać było po niej wyraźnie, że mocno odczuwa nieobecność Ane. Samo to, że nie chciała zostawać sama i chodziła za Westonem niemal krok w krok, myślę, że dało im wszystkim srogo do myślenia. Dziewczynka… No cóż, zdaniem Westona jeszcze nie do końca wyszła ze swojej traumy. Traumy oddzielenia od najważniejszej osoby w jej kilkuletnim życiu – mamy. Tak czy inaczej, jakieś trzy dni wcześniej Ane i Sky rozmawiali o tym, że sprawa niestety jeszcze się przeciągnie, bo Mark gra na czas i albo składa wnioski formalne z sukcesem przesuwające wydanie werdyktu na później, albo jest nieobecny na rozprawie… Oczywiście cwaniak wszystko ma udokumentowane lekarskimi zaświadczeniami, ale to nieważne. Typ ewidentnie coś kombinował. Pytanie tylko co. W każdym razie, wobec wszystkiego co powyżej – Ane musiała niestety przedłużyć swój pobyt w Stanach, a przez to też nieobecność w domu. Przy mężu i córce. Trudne to było dla całej ich trójki do przełknięcia, ale też nie niemożliwe. Rozumieli bowiem, przynajmniej Ane i Sky, o jak wysoką stawkę toczy się gra i jak cholernie istotne jest to, żeby mieli nad wszystkim kontrolę. No właśnie… Kontrolę…
Dzisiaj? Był w Lorne ładny słoneczny, ale jeszcze nieupalny ranek. Sky i Lily już nie spali. Byli w kuchni, dziewczynka wcinała swoje tosty z nutellą, a Weston pił kawę. Poza świergotem ptaków dobiegającym z zewnątrz, w domu panowała cisza. Cisza, którą w pewnej chwili przerwał dźwięk otwierających się drzwi wejściowych. Pierwszy usłyszał to Bosman – natychmiast zeskoczył z kanapy i pobiegł zobaczyć czy to wróg czy przyjaciel ładuje im się na włości. To z kolei zaalarmowało Skylera. Z miną wyraźnie zaniepokojoną odstawił kubek i rzuciwszy do Lily krótkie… - Lils, dokończ swoje śniadanie, dobrze? Zaraz wrócę. – ruszył śladem Bosmana. Wystarczyło, że znalazł się w przysłowiowym przedpokoju, a… Dosłownie zdębiał. Ane. Stała tam – z walizką, jak żywa, witała się z ich kundlem, a kiedy jej i Westona spojrzenia skrzyżowały się ze sobą… Sky odniósł wrażenie, że… - Płaczesz? – jej oczy były zaszklone. – Ane, co… Co się stało i co ty tu robisz? – pytał trochę bez ładu i składu, ale prawda jest taka, że bez ładu i składu on trochę też się teraz czuł. Był w szoku. Zaskoczony, ogłupiały… No nie spodziewał się! Wyrwał się jednak jakimś cudem z tego otumanienia i szybko podszedł do żony. A jak podszedł, to po prostu ją do siebie zagarnął. Przytulił, mocno, ciasno, niedźwiedzio, bo te dwa tygodnie bez niej… Cholera, to były złe dwa tygodnie. Po prostu złe. – Dlaczego nie powiedziałaś, że przylecisz? Przecież bym po ciebie pojechał… – na lotnisko oczywiście. Jeszcze nic z tego nie rozumiał, a szczególnie tego, że po kobiecym policzku spłynęła łza. I teraz sobie z tym handluj, nanana.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
ciuch


Powrót do Stanów był… ciężki. O ile dobrze było zobaczyć stare kąty, dobrze znane krajobrazy i ludzi, którzy byli jej bliscy to jak tylko wsiadła do samolotu – czuła tęsknotę za domem. A jej domem był ten w Lorne Bay z Lily i Skylerem. Jeśli kiedykolwiek miałaby wątpliwości (chociaż nie miała) – to teraz zostały raz na zawsze rozwiane. Na całe szczęście nie miała czasu na za długie myślenie. Właściwie, gdy tylko wysiadła z samolotu w Kalifornii zajęć jej nie brakowało. Jedno spotkanie, drugie i kolejne. Wiadomości do Skylera. Kolejne spotkanie. Nie miała chwili odpoczynku i to na całe szczęście. Właściwie momenty, w których zwalniała to te, w których rozmawiała z mężem i córką. Cała reszta? Jazda bez trzymanki, która się na dodatek przedłużała. Wiedziała, że Markowi grunt pali się pod nogami i stąd te kombinacje. Nie miał szans. Jego własna matka mówiła prawdę… poza prawnikiem miał po swojej stronie tylko brata z nieciekawą kartoteką, więc świadek to żaden. A Ane nie była łagodna. Gdy dostała dokumenty i dowody, które może nawet w średnio legalny sposób zdobyli dla niej znajomi z Agencji – zmusiła prawnika, żeby je wykorzystał. Chciała wygrać i zamierzała to zrobić.
Tylko, czy takim kosztem?
Wracała do domu jak w jakimś… transie. Na autopilocie. Chciała się tam znaleźć jak najszybciej, nie chciała rozmawiać o tym wszystkim przez telefon i dlatego zdecydowała się na przebukowanie lotów i no cóż – zrobienie rodzinie niespodzianki. Była wykończona. Gdy siedziała już w taksówce, która wiozła ją z lotniska do domu czuła jak wyparowuje z niej jakakolwiek energia, ale jeszcze przez moment musiała robić dobrą minę do złej gry. Nie takiego końca się spodziewała. Taki chyba… trochę wyprowadził ją z równowagi. Oczywiście, że czuła się winna. To przez jej pracę wszystko się posypało, te wydarzenia wpędziły go w depresję a teraz jeszcze ponosił porażkę w sądzie, gdy odwrócili się od niego praktycznie wszyscy bliscy. Wykończyła go. Dosłownie i w przenośni. I chociaż chciała wygrać to chyba nie tak. Na pewno nie tak.
Weszła do domu, przywitała się z Bosmanem, co momentalnie… chociaż na krótką chwilę wywołało uśmiech na jej twarzy. Ten pies był niesamowity. Wyprostowała się, spojrzała na męża i pokręciła lekko głową – momentalnie do niego przylegając, przytulając się i dając się na kilka chwil zamknąć w jego ramionach. Dokładnie tego potrzebowała, dokładnie po to wracała – Nikt jej nam nie zabierze… – szepnęła – Mark… muszę porozmawiać z Lily. – nie miała pojęcia jak porozmawiać z pięciolatką o tym, że jej ojciec postanowił odebrać sobie życie, ale musiała. Nie mogła jej trzymać całe życie w przekonaniu, że po prostu odszedł i nie chciał z nią mieć kontaktu. Był chory i niestety nikt mu nie pomógł. Ona również…
Dziecięca radość na widok mamy była jak plaster na ranę. Zamknęła ją w ramionach i zapewniła, że bardzo mocno ją kocha. Bardzo. I że tata też ją kochał… ale był chory i dlatego nie mógł się z nią zobaczyć. I tłumaczenie pięciolatce, że jej tata nie żyje było czymś, co sprawiło, że serce Ane pękło na tysiąc małych kawałków.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
To było jak wiadro zimnej… Nie, lodowatej wody wylanej na głowę. Brutalna pobudka z wirtualnego przekonania, że wszystko będzie dobrze. Nie. Nic nie było dobrze, czego oczywiście Skyler od razu nie zrozumiał. Raz tylko widział Ane w takim stanie, w takiej rozsypce - wtedy gdy nie mogła mu powiedzieć o tym, że Lily i Mark żyją - i prawdę mówiąc nie wiedział co ma teraz myśleć. Słowa „nikt nam jej nie zabierze” mówiły mu wszystko i nie mówiły mu nic. Gdzieś, lekko, w tyle głowy go tknęło, że… Ale nie… To przecież niemożliwe. Absurdalne. Nie…
A jednak tak. Kiedy usiedli z Lily w salonie i Ane zaczęła tłumaczyć córce co się wydarzyło, Sky poczuł się tak jakby na parę chwil opuścił swoje ciało. Patrzył, słuchał i nie wierzył. Po prostu nie wierzył. Milczał, bo co mógłby na to wszystko powiedzieć? Był temu tak samo winny jak Ane, a przynajmniej tak się czuł. Nie mniej, a może nawet bardziej. Lily płakała, prawdopodobnie nie do końca jeszcze rozumiejąc co właściwie jej mama jej teraz powiedziała. Bo jak to „tata nie żyje”? Jak to „już nigdy go nie zobaczysz”? To łamało tej dziewczynce serce, a Weston mógł tylko się temu przyglądać i… Nie, nie było nic co mógłby zrobić, żeby jej tego oszczędzić. Nie teraz. Już nie. W końcu wstał, szepnąwszy tylko „dam wam chwilę”, bo prawdę powiedziawszy płacz Ane i Lily łamał mu serce. W gardle czuł nieprzyjemny ucisk, w karku sztywność, a w sercu żal i złość. Wyszedł przed dom. Nie wiem ile czasu tam spędził, siedząc na schodkach - jeśli w ogóle mają jakieś schodki przed domem, nie pamiętam. On sam też tego nie wiedział. Drgnął słysząc skrzypnięcie uchylanych drzwi. Obejrzał się lekko przez ramię, a widząc żonę - natychmiast wstał. Pokręcił głową, złapał ją za rękę i poprowadził z powrotem do domu. Bez słowa do kuchni, gdzie z którejś szafki wyjął butelkę whisky i dwie grube szklanki. Huk, że było rano, huk, że… - Nie wiem co powiedzieć, Ane… Nie… - urwał i pokręcił głową. Spojrzał na nią i jego spojrzenie, wyraz jego pyska mówiły wszystko. A przynajmniej wystarczająco wiele. Było mu… Przykro to mało powiedziane. To tak jakby nie powiedzieć nic. - Jak… Jak to się stało? Jak on to… - zrobił? To nie chciało mu przejść przez gardło, ale nie wiedzieć czemu chciał też wiedzieć TO. Jak Mark to… Ugh. Złapał swoją szklankę i wychylił ją do dna. Cierpko. Gorzko. Smutno.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie był to pierwszy raz, gdy przekazywała złe wiadomości. Nigdy jednak nie przekazywała ich o osobie bliskiej jej sercu – bo nawet jeśli dawno już nic do Marka nie czuła, nawet jeśli ich drogi się rozeszły i w ostatnim czasie chętnie powtarzała, że udusiłaby go gołymi rękoma – to jednak był jej byłym mężem. Przez wiele lat dzielili życie i nie zawsze było źle. Gdy zaczęło się robić źle… wszystko się posypało. Jej praca go zabiła. Agencja go zabiła. Ale jednak to ona czuła się temu winna. I bała się, że Lily kiedyś do tej myśli dorośnie… że zda sobie sprawę, że to wina Ane. Póki co jednak była smutnym dzieckiem, które może jeszcze nie wszystko rozumiało, ale główny sens tak. Wiedziała, że tata już nie wróci. Nigdy. I nawet jeśli Ane nie będzie za nim tęsknić – bo koniec końców ich relacja naprawdę się pogorszyły – to Lily na pewno. Ta dziewczynka jak na pięć lat życia przeżyła zdecydowanie za dużo. I jednak będzie trzeba jej znaleźć terapeutę na miejscu.
Chciała dołączyć do męża na świeżym powietrzu, ale skoro nie… dała się poprowadzić do kuchni, chociaż ściągnęła mocniej brwi na widok alkoholu, który wyjął. Z jednej strony o niczym innym nie marzyła, a z drugiej – było wcześnie. A walić to.
- Nic nie musisz mówić, Sky… był chory. – to się stało. To nie był Mark, którego znała. Depresja, nerwica i całe mnóstwo towarzyszących temu emocji wzięło górę. Nie przypominał mężczyzny, z którym tworzyła rodzinę – Jedynie żałuję, że mu nie pomogłam. Powinnam. Wyjechałyśmy, wielu rzeczy pewnie nawet nie widziałyśmy… znaczy dobrze, że Lils nie musiała go w takim stanie widzieć, ale ja powinnam być mądrzejsza. Zamiast chcieć odebrać mu córkę powinnam zamknąć go gdzieś, gdzie mogliby mu pomóc. – a nie przybijać ostatni gwóźdź do jego trumny poprzez sądową walkę o opiekę nad dzieckiem. Wypiła połowę zawartości swojej szklanki – Mieliśmy się spotkać na ogłoszeniu decyzji sądu… wiedział, że przegra. Każdy z nas tam wiedział. Dlatego to tak przeciągał, bo wiedział, że nie ma szans. Brat go znalazł w domu. W garderobie. Powiesił się. – ciężko przechodziło jej to przez gardło. Wtedy dopiła resztę drinka. Skrzywiła się lekko i odstawiła szkło na kuchenny blat – Nie chciałam przekazywać wam tego przez telefon. Na pewno nie Lily, a ciebie nie chciałam zmuszać do kłamania jej, że wszystko jest w porządku. Dlatego załatwiłam formalności i od razu przebukowałam loty. Przepraszam, że nic ci nie mówiłam.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Skyler na pewno miał w tej materii mniejsze doświadczenie niż Ane. W zasadzie może raz w życiu był odpowiedzialny za przekazanie komuś wiadomości o śmierci bliskiej tego kogoś osoby. I to tyle. Nie był… Obyty w tych sprawach, przerażały go, bardzo stresowały. W ogóle… Śmierć jako taka go stresowała. Nie, nie swoja, ale właśnie czyjaś. Zawsze miał takie poczucie niedokończenia sprawy, nie powiedzenia ostatniego słowa, braku pożegnania… Teraz? W kontekście Marka? Czuł się mega, naprawdę mega spięty. Stąd butelka whisky na ich kuchennym blacie i stąd widoczne zdenerwowanie w męskim spojrzeniu i na męskim pysku. Ręce też mu się trochę trzęsły, ale bardzo próbował to ukryć przed Ane. – Chcesz mi powiedzieć, że żałujesz? Że przyjechałyście i zostałyście? – wiedział, że nie żałowała tego tak… Ogólnie, ale spodziewał się, że mogła żałować momentu i warunków na jakich się to wydarzyło. Opuścił wzrok, zwiesił głowę i zaraz też nią pokręcił. – Nie przepraszaj. Rozumiem dlaczego to zrobiłaś. Dlaczego nic nie powiedziałaś od razu. – brał też pod uwagę to, że… Po prostu musiała się z tym oswoić? Na tyle, na ile w tak krótkim czasie było to możliwe. Tak, Skyler nie był głuptas i wiedział, że Mark wciąż był w jakiś sposób dla Ane ważny. Był ojcem jej dziecka, był jej byłym mężem, pierwszym facetem, z którym postanowiła ułożyć sobie życie… To musiało coś znaczyć i na pewno znaczyło. Sky nawet to rozumiał. Teraz trochę też się tego bał… - To nie jest twoja wina, Ane. – to cisnęło mu się na usta od kilku chwil, ale spodziewał się, że jak tylko z tym wyskoczy – Ane to zaneguje. Dlatego nie pozwolił jej teraz powiedzieć nic. – Wiem, że myślisz i czujesz inaczej, ale to nie jest twoja wina. Ani to, że odebrał sobie życie, ani to, że pogubił się w kontaktach z własnym dzieckiem, ani to, że przez jakiś moment był dla świata martwy. – mówiąc to patrzył prosto w jej brązowe tęczówki. – Masz rację, nie pomogliśmy mu. My. – skoro budowali razem życie i „coś” ważnego to to była ich wspólna odpowiedzialność. – Ja cię nawet do tej nie-pomocy zachęcałem… – dodał gorzko i wymownie się skrzywił. – Ale to nie jest ani twoja, ani moja wina, Ane. Naprawdę mam nadzieję, że to rozumiesz. – czy bał się tego, że ona odsunie się od niego? Nawet wbrew sobie i wbrew zdrowemu rozsądkowi, ale właśnie przez to, że… Tak, on zachęcał ją do walki z Markiem, zachęcał ją do sięgania po nieczyste metody… Nie był święty i miał tego brutalną świadomość. Tak, bał się tego. Z każdą chwilą coraz bardziej. Dlatego wpatrywał się tak bacznie w jej ślepia i cały aż wewnętrznie drżał bojąc się tego co teraz z nimi i między nimi będzie. – Musisz tam… – zaczął, ale przerwał, bo zdał sobie sprawę z tego, że to pytanie powinno zabrzmieć inaczej. Cyknął cicho, odetchnął i… - Czy chcesz tam wrócić? Potrzebujesz? – do Stanów. Do Kalifornii. Żeby uporządkować sprawy zmarłego byłego męża? – Powiedz coś proszę. – teraz już mogła. A on dolał i sobie i jej solidną porcję whisky. Trochę rozlał przez te drżące łapy. – Szlag. – zaklął cicho pod nosem i z głuchym tąpnięciem odstawił butelkę na blat.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Spojrzała na niego wymownie, wręcz z lekką pretensją. Bo zapytał o to tak jakby… w ogóle mogła tego żałować. Ich. Nie, zupełnie nie o to chodziło. Nie żałowała i przecież powtarzała mu to setki razy. Śmierć byłego męża nie sprawiała, że coś się zmieniało. I nie uważała, żeby to był dobry moment, żeby musieć się z tego tłumaczyć, że oczywiście, że nie żałuje, że go kocha i kocha ich wspólne życie. Bo przecież to wiedział. Spędziła w podróży ponad 20 godzin, żeby jak najszybciej się z nimi zobaczyć i wrócić do domu. Więc jak mógł o to pytać? Żałowała, że nie pomogła Markowi, a nie że zamieszkała ze Skylerem. Tak, wyjechała i przez to wielu rzeczy nie widziała i nie była świadoma… ale przecież mogła się bardziej zainteresować pozostając w domu.
Ściągnęła też mocniej brwi, gdy stwierdził, że to nie była jej wina. Poniekąd była tego świadoma. Nie kazała mu tego robić, był dorosłym człowiekiem, miał wokół siebie rodzinę i przyjaciół… wszyscy musieli wiedzieć, że jest nie tak. Tylko to ona była kiedyś jego żoną. Może powinna znać go lepiej? Powinna wiedzieć lepiej? – Jego śmierć nie jest moją winą… ale to, że mu nie pomogłam już tak. Że my mu nie pomogliśmy. Skupiliśmy się na sobie, na naszym życiu tutaj… które nadal uważam za najważniejsze i doceniam każdy jego aspekt, ale tak bardzo skupiłam się na tym, żeby zatrzymać Lily tylko dla nas, że nie pomyślałam o nim. Przecież wiedziałam, że ma depresję, ale nie pomyślałam jak zareaguje na tą stratę, jak się z nią poczuje. – i tylko o to miała do siebie pretensje. Tylko do siebie, Skyler nie musiał się przejmować jej byłym mężem, tak naprawdę go nie znał i z jakiego powodu miałby skupiać uwagę na człowieku, który tylko mieszał w jego życiu.
Wbiła uważne spojrzenie w męża. Widziała jego zdenerwowania. Gdy rozlał alkohol pokręciła lekko głową i sięgnęła do jego dłoni. Przyciągnęła go do siebie i objęła, przytuliła się do niego, trochę też jego przytulając do siebie – Nigdzie nie jadę. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu… teraz w nim jestem i wszystko będzie dobrze. – bo będzie, już nic nie mogło być źle, prawda? Nic już im nie zagrażało.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Skupiliśmy się na sobie, na naszym życiu tutaj… Te słowa miały smak dziegciu. Paskudny, powodujący grymas na twarzy – przynajmniej na tej męskiej, kiedy to usłyszał. Dlaczego? Dlatego, że to była prawda. To co powiedziała Ane – to wszystko była prawda. Mark… Nie pasował im do obrazka, więc postanowili się go pozbyć i choć to nie oni założyli mu pętlę na szyję, to prawdą jest, że oni zrobili wszystko, aby odebrać mu Lily, na której… No cóż, okazuje się, że zależało mu bardziej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Z drugiej jednak strony… Co mieli robić? Nie budować wspólnej rzeczywistości? Nie pozwalać sobie na szczęście? Nie walczyć o Lily, kiedy ewidentnie była taka konieczność? Ech, trudne to wszystko, cholernie trudne…
Dał się przytulić i sam też zamknął Ane w ciasnym uścisku swoich łap. Cieszył się i poczuł autentyczną ulgę, kiedy przyznała, że nie ma już w planach żadnych wycieczek do Stanów, a dom jest dla niej tutaj – w Lorne, z Westonem i Lily. Przytknął pysk do jej skroni i musnąwszy to miejsce wargami, cicho wymamrotał: - Naprawdę nie sądziłem, że on… Aż tak bardzo to przeżywa. – to prawda, że go nie znał, może raptem raz rozmawiał z typem przez telefon i na pewno nie była to sympatyczna rozmowa, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały im na to, że kurde, Mark przestał być zainteresowany rolą ojca i to już dobry kawałek czasu temu. A to, że w ogóle walczył o córkę miało być bardziej z żalu do Ane, niż samej potrzeby bycia z dziewczynką… - Rozmawiałaś z nim? W międzyczasie, przez te dwa tygodnie… Rozmawiałaś? – odsunął się od żony tyle tylko, żeby móc popatrzeć jej w oczy. Sam nad własnymi ściągał mocniej brwi, bo to wszystko – im dłużej o tym myślał – coraz silniej go spinało. – Był chociaż jeden moment, w którym by do ciebie przyszedł i poprosił, żebyśmy odpuścili? Żebyśmy pozwolili mu być ojcem Lily? Ane, mógł to zrobić… Jeśli tak bardzo mu na niej zależało, a wychodzi na to, że tak… – bo perspektywa przegranej pchnęła go czegoś tak drastycznie ostatecznego. – Cholera, mógł to zrobić. Mógł przyjść i z tobą porozmawiać. – a Weston czuł, że nic podobnego się nie wydarzyło. – Nie… Nie zrozum mnie źle, ja go o nic nie obwiniam. – bo szybko do niego dotarło, że Ane tak mogła odebrać jego słowa. Pokręcił głową i szybko dodał: - Po prostu próbuję to sobie poukładać w głowie i... Po prostu się boję. - powiedział to. W końcu. - Boję się tego, że chcesz czy nie chcesz, będziesz czuła do mnie żal. - za to co się stało i za to, że Sky wręcz podsycał "zniszczenie" jej byłego męża. Odsunął się od niej i w końcu sięgnął po znów pełną szklankę z alkoholem. upił łyk, zaraz drugi, ale... Nie. Tym razem już nie wchodziło mu tak gładko. Łypnął na żonę, prosto w jej brązowe tęczówki... - Boję się, że mnie znienawidzisz za tę moją zachłanność. - która tym razem przyniosła tragiczne skutki. Tak bardzo chciał mieć i Ane i Lily tylko dla siebie, że... Proszę, jedyny "konkurent" do serca tej drugiej nie żył. Szlag....

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Sama Ane nie wiedziała, czy w tym wszystkim faktycznie chodziło o Lily. Czy po prostu górę wzięła choroba i fakt kolejnej porażki. Nie był zrozpaczony, że zabiorą mu córkę – bo sam z niej zrezygnował, ale że po prostu przegrał. Prawda była taka, że gdyby sam nie zrezygnował, nie odsunął się od własnego dziecka i nie zerwał z nim kontaktu taplając się we własnym smutku – Ane nie odważyłaby się na wyjazd. Nie zabrałaby Lily tak daleko od ojca, gdyby ten ojciec nim faktycznie był. Tak naprawdę nie wiedziała, co siedziało w jego głowie i co nim kierowało… i dlaczego posunął się do ostateczności. A czy z nim rozmawiała? Pokręciła lekko głową, gdy tylko zadał to pytanie. Nie. Nie rozmawiała. Ani sama o to nie zabiegała, ani on nie próbował nawiązać z nią kontaktu. Ale może powinna? Może gdyby z nim porozmawiała, gdyby się zainteresowała? Nie, nie mogła tak myśleć, nie mogła się wpędzać w poczucie winy, bo to nic dobrego nie mogło przynieść. Wiedziała, że Skyler miał rację i nie zamierzała się obrażać o nic, co mówił. A już tym bardziej nie zamierzała go za to znienawidzić. Gdy wyraził swój niepokój… znowu pokręciła głową. Od razu i energicznie – Nie, nie, nie… Skarbie. – nigdy w życiu nie mogłaby mieć do niego o to żalu, bo i dlaczego? – Mam poczucie winy, ale… jednocześnie wiem, że to nie jest nasza wina. A już na pewno nie twoja, nie zrobiłeś nic złego. Wręcz przeciwnie! Sprawiłeś, że jestem szczęśliwa… i że Lily jest szczęśliwa. Po prostu mam żal do siebie, że nie zmusiłam go do leczenia, ale prawda jest taka, że był dorosłym człowiekiem i sam podejmował takie decyzje. Ostatecznie podjął taką, która znowu złamała jego córce serce i właściwie powinnam być na niego o to wściekła. Na niego. Nie na ciebie, więc nie… nie możesz się tego bać. – nikogo i niczego nie niszczył. Wręcz przeciwnie. Pomógł jej się odbudować… jej i jej pewności siebie. To, że w tym momencie w każdej chwili targały nią różne emocje to po prostu stres i niezrozumienie sytuacji. No i dodatkowo zmęczenie po nieprzyzwoicie długiej podróży. Na pewno jednak nie złościła się na męża. Cholernie doceniała fakt, że mogła się do niego przytulić – dokładnie tak jak zrobiła to teraz – Bardzo za tobą tęskniłam, bardzo… – szepnęła, nie odrywając się od niego nawet na chwilę. Żałowała, że nie miała go tam ze sobą… biorąc pod uwagę obrót sprawy upewniła się tylko, że dobrze zrobili nie ciągnąc tam ze sobą Lily, ale wsparcie Skylera byłoby nieocenione.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Weston być może… Nie, prawdopodobnie był naiwny sądząc, że to co kierowało Cannonem podczas podejmowania decyzji o samobójstwie, to strach przed wymazaniem Lily z jego życia. Tak, był naiwny, chociaż… Może wcale jednak nie? Wiedział przecież, że Mark sam zrezygnował z kontaktów z córką, ale prawdę mówiąc taką wersję było mu łatwiej przyjąć za prawdziwą. Dlaczego? Dlatego, że wieszanie się w garderobie na pasku od spodni „tylko” dlatego, że była żona ułożyła sobie życie na nowo i najwyraźniej jest w tym życiu bardzo szczęśliwa, po prostu nie mieściło mu się w głowie. To była myśl, świadomość, która krążyła po umyśle Skylera, ale jeszcze nie znalazła sobie odpowiedniej szufladki, w której mogłaby zostać na dłużej. Poza nią, były jeszcze inne, nie mniej niepokojące. Jak choćby ten strach… Strach przed żalem Ane.
Przytulił ją do siebie, bo nie tylko ona tego potrzebowała. I nie tylko ona też w tym duecie tęskniła. – To dobrze. Bałem się, że nie miałaś na to czasu… – na tęsknienie za nim. Wargami musnął lekko jej skroń. – Ja też tęskniłem. Jak diabli. – i on akurat na to czas miał. Kolejne muśnięcie, po którym po prostu przytulił pysk do damskiego policzka. – Ty nie masz do mnie żalu… – o to, że był tak zachłanny, że chciał je obie tylko dla siebie. Bez względu na cenę. Sam jej przecież powiedział „zrób wszystko, żebyśmy wygrali”. Tak bardzo mu na tym zależało. Cholernie. – Ale co z Lily? Teraz jeszcze nie do końca rozumie co się stało, ale jak już zrozumie… – jak podrośnie, dojrzeje i zrozumie co stało się z jej ojcem… Ech. – Naprawdę chciałbym wierzyć, że to wydarzyło się po coś. I że choć teraz wydaje nam się to okrutne, złe, brutalne to… – bo to takim właśnie jest, ale… - Sam nie wiem. Chyba po prostu boję się, że to coś między nami zmieni. Między nami i Lily. – jak już dziewczynka zacznie kumać o co chodzi z ojcem wieszającym się w garderobie w swoim domu. Ech. – Ane… – mruknął po ledwie chwili i odsunął się tylko tak, żeby spojrzeć żonie w oczy. Dłonią dotknął jej policzka. – Przepraszam. Gadam i gadam, a ty pewnie padasz z nóg. I nawet nie zapytałem jak lot… – teraz też nie pytał, ale sposób w jaki to powiedział był oczywisty. Pytał.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Mogła nie mieć czasu na jedzenie, ale na pewno nie na tęsknotę za domem. W każdej wolnej (lub wcale nie) zerkała w kierunku telefonu, żeby sprawdzić, czy może zadzwonić albo żeby móc wiedzieć, co robią, bo w końcu znała mniej więcej ich plan dnia. Większość jej myśli krążyła wokół domu, więc nawet jeśli nie miała czasu… to i tak tęskniła. I potrzebowała usłyszeć, że on za nią też. Że chociaż wiedział, że wróci i że to tylko chwilowa rozłąka to brakuje mu jej obok. I gdy to powiedział – sięgnęła do jego twarzy i po prostu go pocałowała. Krótko, ale z uczuciem. Mnóstwem uczucia.
Naturalnie jednak spoważniała, gdy wspomniał o Lily. Nie wiedziała. Ba! Sama się tego bała, więc nie mogła mu obiecać, że na pewno się tak nie wydarzy, że nic się nie stanie, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku, że nigdy nie będzie miała do nich pretensji. Nadzieja była tylko w tym, że nie rozmawiali o tej całej sprawie przy niej, nie mogła wiedzieć jak bardzo chcieli wygrać. Prawda była taka, że była nieświadoma tego po co Ane poleciała do Kalifornii. Może więc po prostu nie połączy faktów, chociaż ukrywanie czegokolwiek przed nią, gdy zacznie zadawać pytania – mogłoby przynieść więcej szkód niż pożytku – Nie wiem, Sky… mam nadzieję, że nigdy się tak nie stanie. Ale nie wiem. Będzie miała pełne prawo się na nas złościć. Zwłaszcza na mnie. – bo to przez jej pracę i przez jej decyzje jej życie było wypełnione wydarzeniami, które nigdy nie powinny się wydarzyć w życiu tak małego dziecka – Powinniśmy jej poszukać tutaj terapeuty. I to karate… zdecydowanie powinna chodzić na karate. – nie wiedziała skąd jej się to wzięło, ale miała dziwne wrażenie, że to ważne. Po prostu.
- Lot w porządku… jestem zmęczona, ale nie chcę jeszcze iść spać. – bo nigdy nie dojdzie do siebie – Może… spędzimy dzień na plaży? – zaproponowała, bo może szum oceanu, świeże powietrze i zabawa z Bosmanem na piasku trochę poprawią Lily dzień. Naiwne, ale co innego mogli zrobić?


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Skyler nie chciał, żeby Ane cokolwiek mu obiecywała. Wiedział, że nie może, że nie ma takiej mocy sprawczej, żeby to wiedzieć albo właśnie sprawić. Cokolwiek przyniosą im najbliższe wspólne lata, właśnie w kontekście Lily i jej tęsknoty za Markiem, po prostu będą musieli wziąć to na klatę. Oboje byli na to gotowi, co jednak wcale nie znaczyło, że strach przed tym był cokolwiek mniejszy. – Terapeuta i karate… To da się załatwić. – w sumie zabawne, że on przyjął ten zestaw jako coś zupełnie naturalnego. Psychiatra i karate… Jedno nie wykluczało drugiego, a być może jedno to drugie, albo drugie to pierwsze też uzupełni? Kto wie. – Poszukamy kogoś jutro z samego rana, dobrze? Nie chcę tracić czasu i… Zostawić jej z tym samej. – dodał ciszej, a choć Lily tak naprawdę sama „z tym” nie była, bo przecież miała ich – Westona i swoją mamę – to… Wiadomo. Ane wiedziała o co mu chodziło. Oni mogliby – nawet we dwoje, wspólnie - coś przegapić, a taki psychiatra z pewnością zwróci im uwagę na wszystko cokolwiek go zaniepokoi.
Tymczasem pomysł Ane najpierw Skylera co nieco zaskoczył, a potem… Zupełnie przekonał. – Właściwie… Czemu nie? Wszystkim nam to dobrze zrobi. – przynajmniej powinno. Bo właśnie: szum oceanu, świeże powietrze i najlepsze możliwe towarzystwo… Brzmi jak dużo tańszy substytut terapeuty, huh? Weston jednak wiedział, że to nie na wszystkie problemy było rozwiązaniem. A jeśli nie rozwiązaniem to chociaż tymczasowym ukojeniem. W tym momencie pomyślał o czymś jeszcze. Znów spoważniał i uważnie przyjrzał się damskim tęczówkom. – Przepraszam, że wyszedłem… Wtedy, jak rozmawiałyście o tym co się stało. – tak było, posłuchał chwilę, a kiedy Lily tak bardzo zaczęła płakać, wstał i poszedł. – Chyba czułem, że ona potrzebowała w tamtej chwili ciebie. I tylko ciebie. – co było zupełnie w porządku i Sky rozumiał, że takie momenty też będą się zdarzały. – Poza tym, jak ona płacze to i mnie się zbiera, więc… – w końcuuuuu, leeeekko, bardzo lekko, skromnie i ledwie zauważalnie zadrżały mu wargi. Do uśmiechu, mhm, do uśmiechu. – Nie wiem jakbyś sobie poradziła z dwiema takimi beksami jak my. – dodał i przesunął palcami po policzku żony. Zaraz potem pochylił się do jej ust i lekko, krótko ją w nie pocałował. – To może zaniosę twoją walizkę na górę, spróbujemy ją rozpakować, a jak Lily się obudzi… – bo najwyraźniej z tego płaczu i emocji zasnęła. – Ogarniemy się raz dwa i pójdziemy na plażę. Jeśli będzie chciała oczywiście… – i prawda jest taka, że jak teraz pomyślał o tym, że dziewczynka mogłaby tego wyjścia nie chcieć… Znowu wyraźnie się spiął. – Swoją drogą, nie powiedziałaś mi nic o Travisie. Nie dokuczał ci? – nieszczęsny brat Marka, który też swego czasu próbował nieźle uprzykrzyć im życie.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Dużo tańszy substytut terapeuty był dobry na chwilę. Ale chciała spędzić z nimi trochę czasu, chciała dać Lily poczucie, że nie jest sama, że są rodziną i nic, absolutnie nic się nie zmieniło. Ani jej nieobecność, ani to, co stało się z jej ojcem. Była kochana i mogła na nich liczyć. I ciągle była dzieckiem, które mogło się beztrosko bawić na plaży… bo tak właśnie wolny czas powinny spędzać dzieci. I cieszyła się, że Skyler nie storpedował jej pomysłu, nie stwierdził, że lepiej będzie zostać w domu, nie każe jej iść do łóżka i odespać. Co pewnie miałoby sporo sensu, ale no… zamierzała się trzymać. Najwyżej zdrzemnie się na plaży!
- Hej, co ty… nie przepraszaj. – bo przecież to wszystko mogło go przerosnąć dokładnie tak samo jak przerastało Ane albo Lily. A dziecięce łzy? Tak długo jak były szczere (a nie były brzydką próbą manipulacji) to mogły rozłożyć na łopatki każdego, kto miał serce po dobrej stronie klatki piersiowej, a Skyler niewątpliwie je miał – Moje dwie ulubione beksy. – zażartowała, a kiedy pochylił się, żeby ją pocałować – miękko odwzajemniła ten pocałunek.
I ruszyła za nim na górę, gdy on taszczył jej walizkę. Chociaż chyba lepiej byłoby ją po prostu zanieść do pralni i wszystko wrzucić do pralki, no ale dobrze!
- Nie, właściwie też z nim nie rozmawiałam – zupełnie jak z Markiem. Mieli wspólny front, w którym po prostu ją ignorowali. Może to dobrze? Teraz już sama nie wiedziała – Był jego jedynym świadkiem… ćpun, człowiek ze sprawą za posiadanie. – przyznała, jednocześnie siadając na łóżku i zaczynając się pozbywać swoich ciuchów – Nie miał szans… jego własna matka potwierdziła, że lepiej dla Lily jeśli będzie mieszkała z nami, że Mark potrzebuje pomocy. Też to widziała… ale też nie dała nic z tym zrobić. I Sky… – zwróciła się do męża, wstając i zsuwając z tyłka spodnie dresowe, w których podróżowała – Obiecałam jej, że nie pozbawimy jej kontaktu z wnuczką. – nie wiedziała jak się na to zapatrywał, nie ustaliła tego z nim, ale nie potrafiła odmówić kobiecie, która naprawdę chciała dobra dziewczynki. Na tyle, że pomogła Ane, a nie własnemu synowi – Pójdę pod prysznic. Lily jeszcze śpi… dołączysz? - zaproponowała swobodnie jakby właśnie proponowała mu kawę, ale no... naprawdę za nim tęskniła.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
ODPOWIEDZ