Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
To było za dużo dla niego po prostu, w tamtej chwili mówił o przebaczeniu a ona wyjeżdżała z tym całym Carterem. Obawiał się go to logiczne, czuł oddech na plecach jakby serio zaczynała się jakaś chora rywalizacja o jego żonę. No właśnie, rywalizacja. Czy nie była jego? Czy nie był tym kogo wybiera w tym zestawie? To przykre jak za daleko w tym wszystkim zabrnęła Turner, zapędzając w tym i siebie i obu facetów po części, w jakiś taki chory kąt. Na jakie wyjście by się zdecydował, ktoś musiał oberwać i jeśli serio miała takie myśli jakie miała, to tym który obrywał najwięcej był Michael. Bogu ducha winny facet, bo przecież sam nie uważał aby był tym złym, przecież wyznawał jej miłość, przebaczał i w takim momencie potrafił o niej pomyśleć, o jej urodzinach i je świętować. Gdyby był tylko inny.. Być może by sobie sam już dał dawno spokój, ale jednak jeszcze naiwnie szukał światełka w tym tunelu, którym nazwać można śmiało ich małżeństwo. Bo przecież i tunel ma dwa końce - początek i koniec.
Swoje słowa pewnie go paliły w język ale nie chciał znowu zaczynać kłótni i niepotrzebnych sprzeczek, tak po prostu. Było mu trudno wytrzymać jednak chciał to zrobić, a też pewnie jej dotyk działał na niego niezwykle kojąco w tamtej chwili, co dawało kolejny plus. Po za tym czy nie chciał w ten sposób pokazać też swojej cierpliwości i stabilności? Ehh, wszystko byle wejść w tyłek tej kobiecie, a ona tak z nim sobie pogrywała, nie dobra. Tak czy inaczej podziękował jej skinięciem głowy na to, że się zgodziła odwlec na razie w czasie ciężką rozmowę, którą bezapelacyjnie mieli przed sobą, znowu. Ale to musiało zostać odwleczone w czasie przynajmniej na ten czas, ich czas po części. To miał być miły wieczór, ze wspomnieniami dobrymi i też takim charakterem, bez myślenia o tym co będzie albo co jest. Może przez chwilę chciał aby minął ten czas zły i siedzieli sobie jak gdyby nic. Tego chyba potrzebował, jak za pewne i jakiejś deklaracji z jej strony, ale nie liczył na to. Rozpoczynanie rozmowy na temat tego co dalej zrobią, albo co będzie na święta, też nie wydawało się być tym dobrym pomysłem. Wiadomo jakie on miał wyobrażenie o tych szczególnych dniach, chciał je spędzić z nimi, czyli z żoną i córką ale to chyba też za dużo jak na nich. Aktualnie oboje jednak zajęli się jedzeniem, albo piciem, kto co wolał. Chodź w teorii miało być łatwiej przejść do jedzenia, to jednak apetyt gdzieś i jemu minął. Może to wina tego Cartera? Jakoś tak i jego myśli teraz zaprzątał ten człowiek, a sam fakt że jak na złość był w Lorne Bay i kręcił się wokół jego córki i żony, nie pomagał w niczym. Dobrze, że jednak Leonie zdobyła się na mały ale wielki gest, czym pewnie odciągnęła go na chwilę od złych myśli i zawieszenia, z łyżką przy buzi. Szybko się uporał z gazpacho i zrobił sobie przystanek przed daniem głównym, może jakaś ryba i dodatki, coś takiego. Uśmiech jednak zagościł na powrót na jego twarzy, gdy mu przypomniała to zajście z ochroną.
- Hahaa, Boże. Nie wiem czy mam się śmiać czy zażenowanie wyrazić. Ale tak to było niezłe, Winston sprowadzony do parteru i ten piękny bukiet. - zaśmiał się, kręcąc głową rozbawiony gdy i on sięgnął znowu po winu. Jak tak dalej będą pić to oboje padną i pewnie tyle z tego wyjazdu im wyjdzie ale co tam, czasami tak się dzieje i trudno. - Ale uratowałaś mnie w końcu, wołałem Twoje imię, z nadzieją że mnie nie zrobiłaś na szaro i to nie jest kiepski żart. Chociaż nie powiem, coś się w końcu działo w moim życiu, było zabawnie, na maksa i ekscytująco. - dodał, zapewniając ją że jakąś taką iskrę wprowadziła do jego życia nudnego dewelopera, którym zaczynał wtedy być. Smutny pan w garniturze, tak to można było określić w jego przypadku, do póki nie poznał swojej żonki. - Ja pamiętam znowuż jak się denerwowałem z pierścionkiem. Nie wiedziałem jak się nazywam i czy w ogóle to wypali. Miałem takie nerwy, powtarzałem formułkę i na które kolano mam klęknąć. - przytoczył tą historyjkę po części przez fakt że dojrzał ów pierścionek na jej dłoni. To znowuż było marne pocieszenie dla niego, które to Turner wystosowała w jego stronę, pewnie sprzeczne z wszystkim ale no - on wiadomo jak odbierał takie gesty. Liczył, że będzie dobrze i jakos to się ułoży, ale chyba tylko on jeden z ich dwójki.


leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Może problem Michaela polegał na tym, że uznawał Leonie za swoją własnością. A przecież ona nią nie była. Nie należała do nikogo. Jedynie do samej siebie. Samodzielnie miała prawo wybierać to czego chciała oraz potrzebowała w danej chwili. Także to, kogo chciała mieć u swojego boku. Może nie do końca wybory, których dokonywała były uczciwe, właściwe czy moralnie poprawne, ale jednak miała do nich prawo. Do błędów też. Gorzej tylko, że blondynka miała znaczący problem z określeniem tego, co w przeszłości należało do dobrych decyzji, a co do złych... I tak się miotała, wciąż nieustannie, zaciskając sobie pętlę coraz bardziej. Z obawą przed konsekwencjami... Może dlatego tak trudno było po prostu być tu i skupić się na tym wieczorze.
Wino jednak okazywało się o wiele bardziej zbawienne niż jedzenie, ale na szczęście obu rzeczy im nie brakowało. Atmosfera zdawała się nieco rozluźnić, a duch Cartera przez chwilowe wspomnienie o nim zdawał się już nie krążyć między małżonkami. A przynajmniej nie tak widocznie, jak kilka minut temu. Powoli wyparowywał... Z każdym kolejnym kieliszkiem. Chociaż tymczasowo.
-Nigdy nie byłam aż tak okrutna, by nasyłać na moich adoratorów ochroniarzy - zaśmiała się, przypominając sobie minę bezradnego, obezwładnionego Michaela, któremu żal było bukietu. Nie nadawał się w końcu do wręczenia. W ramach przeprosin zabrał ją na kolację. Później na drinka. A ostatecznie wylądowali w hotelowym pokoju, bo jej mieszkanie było dzielone z innymi modelkami, a Michael przyleciał tylko na pokaz. Tak, wprowadziła do jego życia szaleństwo - chociażby te podróże za nią, by śledzić ją na wybiegach i pokazywać, że faktycznie ma co do niej poważne plany. Potrafił się poświęcić. I pokazać, że mu zależy. Teraz też to robił. Po raz kolejny. Czym sobie na to zasłużyła? Nie miała pojęcia...
Leonie nieco spięła się na wspomnienie o zaręczynach. Odruchowo spojrzała na pierścionek, który dziś znajdował się na swoim miejscu. Wyjątkowo. To były przyjemne wspomnienia, tamten wieczór, ale nie takie znów łatwe, skoro jej myśli... Niby teraz były tu razem z Michalem, ale mimo wszystko... Czuła ten ucisk w żołądku, miała te swoje wątpliwości... Te przeklęte, zwielokrotnione wątpliwości... Czy zrobiła dobrze, przyjmując tamte oświadczyny... W końcu nawet chwila szczęścia, nie była warta chyba tego całego zamieszania, które teraz mu fundowała... -Nie wyglądałeś na zestresowanego. Raczej na pewnego siebie - przyznała, uśmiechając się blado. Pamiętała tamten wieczór dobrze. I jeśli Mick faktycznie tak bardzo się wtedy stresował, to potrafił być bez wątpienia dobrym aktorem. -Bo ty się nie stresujesz, więc co to teraz za ckliwa wersja, hm? - zapytała, kopiąc go zaczepnie pod stołem i zachichotała. Niczym zaloty dziewczynki ze szkoły. Zdecydowanie, Leo dawała złe sygnały. Ale cóż... Wypiła sporo wina, by rozluźnić się do tego stopnia. Sporo za dużo...

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Niby do nikogo nie należała ale coś mu obiecywała, coś składa - przysięgę małżeńską z własnej woli a nie wymuszonej. Nikt nigdy jej nic nie kazał ani nie przystawiał pistoletu do głowy, jedynie ona mogła sama się zamotać w tym co chce i potrzebuje, co powinna zrobić i inne takie. Jeśli miała wątpliwości wtedy ale i teraz to najlepszym pomysłem jest dać sobie spokój, bo po co znowu w koło ranić Winstona? Mogła darować sobie ten wyjazd i nie stwarzać mu urojonych nadziei. Ale czy nie robiła to od początku ich małżeństwa? Skoro z nim była tylko z powinności, to po co to wszystko? Po co ten stracony czas i jego i jej, po co te wylane łzy i inne takie. Skoro aktualnie to nie znaczyło nic, a w jej myślach zakradały się kolejne ciemne i co raz dalej była od tego ich małżeństwa niż bliżej. A sam Mick był zwodzony znowuż za nos, jak głupek.
Ale dali sobie spokój z takimi gadkami, albo po prostu on zarządził jedno aby nie robić burzy i jeszcze bardziej psuć to co już było niby zepsute, ale co on tam wiedział. Myślał, że taki wyjazd coś da, że im to pomoże, ale chyba z tej dwójki tylko on był taki ślepy, aby nie zauważać zachowania swojej żony od dłuższego czasu. Sporo się zmieniło, bo Leonie nie miała w sobie tego błysku co wcześniej, nie błagała inie prosiła o pojednanie, a zdawała się nawet odwrotnie chyba oddalać całkiem od niego. Mniejsza jednak o to, bo skoro ustalili coś, to pasowało grać w tą grę, chociażby z przyzwoitości.
- Emmm. no tak, tak. Ale coś ktoś im zasugerował albo po prostu inna modelka się wystraszyła i mnie sprowadzili do parteru. - rzucił ze śmiechem, między posiłkiem. Sam zajął się konsumpcją, w przeciwieństwie do żony. No cóż, żeby tylko jej się to potem nie odbiło za bardzo, za dużo wina a za mało konkretną jedzenia. Wspomnienie, które przytoczyła było zabawne, ale też okazywało ich początki, to jak wcale tak łatwo Winston nie miał i musiał się natrudzić, bo a) musiał się za nią nalatać a b) wychodziły czasem dziwne sytuacje z tego. Raz zebrał w nos, potem go obezwładnili ale jak widać nawet wtedy miał ten upór i zapał aby zdobyć tą Turner. Podobnie chyba i tym razem, ciągle się łudził i ciągle mu zależało, nawet jeśli pamiętał ich pierwszą konfrontacje po tym jak się dowiedział brutalnej prawdy.
Strategicznie chciał przypomnieć o tych zaręczynach, w końcu byli w tym samym miejscu co wtedy tylko kilka lat później. A też skoro to już był wieczór wspominek to czemu nie miał tego zrobić? Po za tym mogla się dowiedzieć parę rzeczy z przygotowań jakie wtedy musiał wykonać, w tym uspokojenie siebie i swoich emocji. - Śmiej się, ale to wcale nie było takie łatwe. Może i mam urok Winstonów i tak dalej, ale to był stres najgorszy w życiu. - rzucił szczerze, odsuwając po chwili od siebie talerz, bo to chyba już było za dużo dla niego, tego jedzenia. Po za tym dziwnie się czuł gdy z ich dwójki tylko on korzystał z dobroci na tym stole i w ogóle co raz ciężej szło mu jedzenie, gdy takie cięższe armaty wychodziły. W sensie gdy zaczynał przypominać sobie tamten pamiętny dzień. Niby na twarzy miał jakiś tam uśmiech, ale gdy sobie przetwarzał ich aktualne przypomnienie, to pewnie był to nieco smutny uśmiech, zakryty pod maską twardziela i takiego tam jolero, którym bywał. Pewnie się zdziwił gdy mu tak zasadziła kopa ale po chwili parsknął śmiechem z tego wszystkiego. To była cała Leonie Turner jaką znał, zaczepna i zawsze taka cięta, gdy powiedział coś nie tak i musiała go ustawić do pionu, właśnie szturchnięciem czy kopnięciem. - Ej, panno Turner. - oburzył się przez chwile, ze śmiechem ponownym gdy tylko na nią spojrzał, a ta się świetnie bawiła bo winko już jej dobrze robiło chyba na główce i nie tylko.
- Musisz uwierzyć, że wcale tak nie jest. Zawsze się stresowałem. Wtedy. Na ślubie, przy narodzinach małej. Jak trafiła do szpitala, nawet teraz. - wzdychnął ciężko, na moment poważniejąc bo znów się wkopywał wchodząc na ten cienki grunt tego wszystkiego. Za dużo flashbacków, które powodowały jeszcze większe ciężary dla niego samego, był tylko albo aż człowiekiem i nawet jeśli nie widać było po nim emocji, to te tkwiły gdzieś w środku. Dlatego też, aby nieco to odrzucić w głąb czeluści swojej głowy i tak dalej, postanowił szybko zmienić temat, na coś innego.
- Hmm, nie wiem czy chcesz jeszcze tutaj siedzieć? Czy idziemy się przejść, potem może pod fontannę? Albo chcesz wracać do hotelu, to też można załatwić? - zapytał bo widział, że i tak bardziej od jedzenia interesują ją wino, a też chciał uniknąć jakiegoś pijaństwa tutaj i tak dalej. Co jak co ale chciał aby jakoś czerpała z tego wieczoru cokolwiek, nawet jeśli miało to być udawane czy męczące w głębi duszy. Tak czy inaczej uznałby za klapę, gdyby skończyło się na tym, że musi ją odstawić do łóżka bo o wiele za dużo wypiła czy jak. Chociaż chyba i tak Mick za dużo wymagał od panienki Turner, licząc na nie wiadomo co..

leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
To nie jest tak, że Leonie kiedykolwiek chciała Michaela skrzywdzić, wykorzystać albo się nim jedynie pocieszyć. Blondynka naprawdę myślała, że mają szansę stworzyć wspólnie dobrą historię. Całkiem długo im się to też udawało. I może mieli na swoim związku pewne rysy, pęknięcia większe oraz mniejsze, których niekoniecznie Winston był świadom, ale znajdowali do siebie drogę... Ona wracała do szatyna, ale tym razem... Milczenie chyba sprawiło, że Turner nabrała do tego wszystkiego pewnego dystansu. Do tego rozmowa z Hope... Koniec walki z tym, co czuła o Carterze. Przestała się też karcić za wszelkie myśli o nim, a które tak uporczywie atakowały jej głowę. Obojętność Michaela... To wszystko razem pokazywało Leo czego chciała, ale wciąż nie miała tej pewności. No, bo przecież ona i Mick stworzyli kawał historii. Kawał dobrej historii. I choć błędy coraz szybciej to przekreślały, to ona wciąż nie umiała postawić tej ostatniej kropki. Nie była za dobra w decyzjach. Nigdy. Nic się w tej kwestii jak widać nie zmieniło.
-Cóż, życie jest stresujące. Ale dobrze, że umiesz chociaż udawać pewnego siebie. Nie potrzeba nam dwójki panikarzy w domu - i tu puściła oczko do swojego męża, podsumowując to wszystko dość lekko. Starała się jak mogła wybrnąć od tego niewygodnego tematu jakim były wszelkie rysy na ich małżeństwie. W duchu cieszyła się ze swojego geniuszu, a w rzeczywistości, przecież tylko się pogrążyła po raz kolejny, wysyłając nie taki sygnał jak trzeba... Faktycznie, lepiej było udać obrażoną księżniczkę i zostać w domu, raz, a porządnie zdeptać starania Michaela. A nie, tak powoli się nad nim pastwić.. Najgorsze jednak było to, że wino odebrało Leonie racjonalne myślenie, nawet nie zauważała teraz, jak bardzo niewłaściwie postępowała. Granica się zatarła...
-A myślisz, że dalej są obok fontanny te genialne lody pistacjowe? - zapytała z rozmarzeniem, bo cóż, może to nie w wieczór ich przyjazdu tu oraz tego jakże stresującego punktu kulminacyjnego jakim były zaręczyny, ale odwiedzili i tamto miejsce. A ono utkwiło kobiecie w głowie równie mocno, co same zaręczyny. I była w stanie dla nich zostawić nawet wino. Jakże wyrozumiale z jej strony! A czy miała jakiekolwiek większe plany odnośnie później... Nie, nie miała. Alkohol jednak też zabrał wszelki stres, który wcześniej towarzyszył jej nieustannie. Dlatego była tak rozluźniona. I gotowa do drogi na wymarzony deser.

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Czy chciała czy nie chciała i tak to robiła - raniła mężczyznę który rzucił prawie wszystko dla niej, życie singla które tak uwielbiał i z którym zawsze siebie zestawiał bo nie wyobrażał sobie siebie jako męża i ojca. Zmieniła jego rozumowanie o sto osiemdziesiąt stopni, latał za nią jak głupi po świecie, w imię czego? No właśnie, chyba teraz to ciężko nazwać nawet, bo może szalony był i głupi jednocześnie wierząc, że może być tak cudnie i wspaniale wiecznie. Były kłótnie i większe i małe, może nawet teraz nadal by żyli jak gdyby nigdy nic się nie stanęło, ale cóż - chyba za dużo poleciało słów i z jego strony i to zachowanie, którym pokazał gdzie ją ma. Ale też trzeba mu oddać, że strasznie go to dotknęło wszystko, bo w przeciwieństwie do Leo - Michael zawsze wiedział czego chce i co od niej oczekuje i od nich jakoś całości, czyli rodziny. Tylko czy to nie było wciąż za mało? Jak widać dla Turner tak właśnie było, bo jak inaczej nazwać to z jaką łatwością nagle leciała w ramiona innego, doprawiając Winstonowi rogi jak u jelenia.
- No tak, ktoś musi pokazać że ma jaja w tym związku. - rzucił ze śmiechem tak naturalnie, jakby nie było tego wszystkiego. Może to wino i na niego zaczynało działać po części? No do tego chęć zapomnienia i mamy taki a nie inny rezultat. Chociaż przez chwilę mogło być jak dawniej, tak po prostu i spokojnie. I chociaż jego żona aktualnie wychodziła na niezłą aktorkę to co tam, czy nie mogło jeszcze przez chwilę być normalnie i tak jak wcześniej? Kto wie co ich czekało w Australii, jak to się wszystko skończy i inne takie - a nóż a właśnie papiery rozwodowe na stół ostatecznie któregoś z nich spadną ostatecznie. Na pewno w Hiszpanii Mick był od tego daleki znowu, wybaczył jej, także sobie - oznajmiając że to wszystko ma jakiś cel i powód, że chce ich pojednania. Czy to wciąż było za mało? Nie wiedział sam, ale brnął w to co teraz całym sobą, uśmiechając się na pytanie swojej żony - jeszcze! Nawet jeśli nie było już tej słynnej budki z lodami co wtedy to i tak był skłonny przystać na jej propozycje, czy taki no płynny zjazd na temat deseru bądź co bądź. Mick poprosił kelnera i uregulował co trzeba było, wyczarowując jeszcze na koniec dla kochanej Leo, bukiet róż, który i tak niósł pewnie sam bo jej wino trochę za mocno weszło. Nie aż tyle aby nie musiała się czołgać, ale na pewno wstrzymywała się na jego boku. Było zabawnie i śmiesznie, czasami tak jak kilka lat do tyłu wstecz, gdy udostępniał jej ramię, potem kupę śmiechu a na koniec raczył spełnić jej zachciankę o lodach. Wydawać się mogło, że osiągają w końcu jakiś przełom, że dokąd to zmierza - chociaż przez tą chwilę. Michael się zatracał na nowo w swojej kobiecie, śmiejąc i uśmiechając jakby był nastolatkiem na pierwszej czy drugiej randce w życiu. Po za tym ostatecznie coś między nimi małego ale delikatnego się wydarzyło gdy scałował z jej ust posmak lodów, które skończyła troszkę później od niego, ale jednak. Krótki pocałunek był jakąś tam iskierką nadziei ale chyba też ślepym zaułkiem bo to co było przyjemne wieczorem, szybko zniszczył poranek. Odskoczyła na każdym kroku od niego jak oparzona, przez co Winston trochę się wkurzał, a na koniec to co od niej usłyszał, już w aucie w drodze do domu, gdy już wylądowali w Australii - spowodowało że musiał dać sobie spokój z tym wszystkim. Podminowała go na tyle, że chyba domyślał się co jest grane i kto za tym stoi, kto stoi za jej wahaniem, dziwnym zachowaniem i faktem, jak to reaguje na dotyk własnego męża. Przemyślenia zajęły mu trochę czasu, przez co pewnie to co udało się odbudować przez ten czas, wróciło ich z powrotem do punktu wyjścia bez wyjścia..
/ zt tuuu x2
leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
ODPOWIEDZ
cron