właściciel — the tea atelier
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
prowadzi własną herbaciarnię, czekając na moment, w którym każdy dzień jego życia przestanie być wyzwaniem
  • 002.
Tego dnia postanowił wybrać się do pracy pieszo. Wydawało mu się to być dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę fakt, że temperatura była dość wysoka, ale nie na tyle, by przyszedł do herbaciarni cały przepocony. Z racji tego, że mieszkał w Lorne Bay od dziecka, znał to miejsce bardzo dobrze, ale nie przeszkadzało mu to w cieszeniu się tutejszymi widokami. Wydawało mu się, że pomimo tego, że znał to miasteczko jak własną kieszeń, to za każdym razem znajduje w nim coś nowego; jakiś nowy szczegół, którego wcześniej nie zauważył. Czy czasami zastanawiał się, jak wyglądałoby mieszkanie w innym miejscu? Oczywiście, że tak. Nigdy tak właściwie nie miał okazji, aby zobaczyć inne miasta i był bardzo ciekawy tego, jak wygląda świat poza Lorne Bay. Jednakże nie miał wystarczającej odwagi w sobie, aby choć na chwilę się stąd wyrwać. Miasteczko rodzinne stało się dla niego swego rodzaju bezpieczną przystanią, którą trudno byłoby mu opuścić nawet na moment. Kto wie, jakby zareagował, gdyby do tego doszło. Nie ufał sobie na tyle, aby mieć pewność, że wszystko przebiegłoby wtedy bez żadnych problemów.
Nie spodziewał się, że z samego rana kogokolwiek spotka w pobliżu herbaciarni. Zazwyczaj był pierwszą osobą, która do niej przychodziła i ostatnią, która z niej wychodziła. Nie było to dla niego jednak żadnym problemem, bo po prostu lubił spędzać tam czas, bez względu na porę dnia czy cokolwiek innego. Nic więc dziwnego, że kiedy zobaczył idącą z naprzeciwka blondynkę, uznał, że nie zmierza ona w kierunku jego przybytku, dlatego nie starał się jej wyminąć, sądząc, iż skieruje się ona w inną stronę. Przez to, że źle ocenił sytuację, zderzył się z kobietą i cóż, było już wtedy za późno, bo z daleka nie zauważył, że tą drugą osobą jest nie kto inny, jak Dottie, którą od dawna starał się uniknąć. W ciągu ostatnich kilku miesięcy przyszła ona kilka razy do jego herbaciarni i za każdym razem, gdy to się działo, Rhodes uciekał na zaplecze, by przypadkiem nie dopuścić do jego konfrontacji z nią. Tym razem jednak nie mógł uciec. W związku z zaistniałą sytuacją jego policzki pokryły się czerwienią i wcale nie chodziło o to, że na nią wpadł. Szczerze mówiąc, była to najmniejsze jego zmartwienie, ponieważ o wiele bardziej przejmował się tym spotkaniem. Ale może Dottie nawet go nie rozpozna?
Ojejku, przepraszam bardzo. Chyba jeszcze jestem nierozbudzony — powiedział, a chociaż brzmiał, jakby właśnie wpadł na zupełnie przypadkową kobietę, to w środku szalał ze stresu, zastanawiając się, co powiedzieć. Odważył się spojrzeć na Dottie, ale nie był w stanie stwierdzić, czy wiedziała, z kim rozmawia, czy jednak w ogóle nie poznała. Czekał więc na jej reakcję, jednocześnie wciąż rozważając opcję ucieczki.

Dottie Buchanan
powitalny kokos
zimna matcha latte
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
#13

Dorothy Buchanan z całą pewnością nie można było nazwać rannym ptaszkiem. Gdyby to zależało od niej, zapewne wylegiwałaby się w łóżku do samego południa i zakazała wszelkich motywacyjnych przemówień na temat tego, jak bardzo prozdrowotne jest wstawanie o samym świcie. Niemniej, nawet największe przeciwieństwo typowego morning person nie miało nic do powiedzenia, jeśli chodziło o ustalanie grafiku w pracy i musiała zwlec się z przyjemnie rozgrzanej pościeli o zdecydowanie nieludzkiej porze. Trzeba przyznać, że poczuła spory przypływ rozpierającej jej dumy, gdy udało jej się znaleźć chwilę czasu na poranną jogę, ale nawet całkiem solidna dawka ruchu nie wystarczyła, by przywrócić ją do krainy żywych - do tego potrzebowała kawy, zdecydowanie. Z przerażeniem odkryła jednak, że jej ekspres odmówił współpracy (co akurat nie powinno nikogo dziwić, biorąc pod uwagę, że był raczej antyczny), więc jedyną opcją uratowania dzisiejszego dnia było zorganizowanie sobie czegoś na mieście. Co, niestety, nie wydawało się zbyt korzystne dla jej finansów.
W drodze na posterunek policji doszła jednak do wniosku, że jeśli rzeczywiście miała dążyć teraz do duchowego i cielesnego oczyszczenia (ciekawe, jak długo to jeszcze potrwa), być może powinna posłuchać tych wszystkich guru i nieco ograniczyć spożycie kawy - dlatego też zdecydowała się na nieco bardziej okrężną drogę, by zahaczyć o herbaciarnię. I już prawie dotarła na miejsce, kiedy zapatrzona w ekran telefonu nie zauważyła kogoś nadchodzącego z przeciwka i weszła prosto na niego, wypuszczając z rąk komórkę.
- Nie, to ja przepraszam, straszna gapa ze mnie! To wszystko przez te telefony - człowiek się na nich skupi i cały świat nagle - puf, zupełnie znika. Ale słyszałam, że już pracują nad transparentnymi telefonami, przynajmniej będzie widać dokąd się idzie... chociaż z drugiej strony może powinni się skupić raczej na tym, żeby wyprodukować takie, które się nie tłuką przy upadku - rozgadała się jak katarynka, chociaż nikt jej o zdanie nie pytał, ale brak kofeiny zdecydowanie nie sprzyjał trzeźwej ocenie sytuacji. W międzyczasie przykucnęła też, żeby podnieść swój telefon i dopiero po chwili zorientowała się, że mężczyzna, na którego wpadła to nikt inny jak... - Rhodes O'Leary! Co za niespodzianka! Słyszałam, że prowadzisz to miejsce, ale nigdy jeszcze na ciebie nie wpadłam i zaczęłam już myśleć, że to jakiś niecny podstęp, albo co gorsza - jakieś plotki, a tu taka niespodzianka - uśmiechnęła się szeroko i jak to Dottie, rzuciła mu się na szyję, nie zastanawiając się nawet czy po takim czasie w ogóle wypada.

rhodes o'leary
sumienny żółwik
.
właściciel — the tea atelier
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
prowadzi własną herbaciarnię, czekając na moment, w którym każdy dzień jego życia przestanie być wyzwaniem
Rhodes chyba od dawna nie był tak przerażony, jak w momencie, w którym zdał sobie sprawę z tego, że rozmawia z Dorothy. Kompletnie nie wiedział, jak się zachować, tym bardziej że był przekonany o tym, iż ich rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Niczego innego się nie spodziewał po tym, jak potraktował Buchanan wiele lat temu. Do dziś tego żałował, ale nie był w stanie cofnąć czasu. Wiedział, jak bardzo ją zranił i dlatego nie sądził, że ich spotkanie może przybrać inny obrót niż negatywny. W związku z tym bardzo się zdziwił, gdy Dottie uśmiechnęła się do niego po tym, jak już zorientowała się, z kim ma do czynienia. Absolutnie nie pokrywało się to z jego wyobrażeniami na temat ich ponownego spotkania po latach. Nic więc dziwnego, że potrzebował dłuższej chwili, by odzyskać rezon i ustosunkować się do zaistniałej sytuacji. Z tego wszystkiego aż zapomniał, że w wyniku ich zderzenia się telefon kobiety upadł na ziemię. Zupełnie inne sprawy zaprzątały mu teraz głowę.
A, tak… — odparł jedynie, pozwalając sobie lekkie objęcie Dottie, po tym jak rzuciła mu się ona na szyję. Też nie wiedział, czy tak wypada po takim czasie i w kontekście tego, jak zakończyła się ich znajomość, ale z drugiej strony czułby się głupio, gdyby nic nie zrobił. Od dawna nie był z drugą osobą w tak bliskim kontakcie, więc na swój sposób było to dla niego dziwne uczucie. Kiedy odsunęli się od siebie, Rhodes wziął głęboki wdech. — Nie, nie, naprawdę jestem właścicielem. Po prostu… cóż, wstyd się przyznać, ale trochę cię unikałem — wyznał, choć słowo “trochę” było ogromnym niedomówieniem. Chciał jednak chociaż trochę złagodzić swoją wypowiedź, żeby nie brzmiała ona aż tak brutalnie. A przyznał się, bo nie chciał znowu oszukiwać Dottie i wciskać jej historii, które nie były prawdziwe czy też wymigiwać się od prawdy. Zresztą, tyczyło się to nie tylko jej, ale także wielu innych osób, w tym jego samego. — Ale może nie rozmawiajmy na ulicy, tylko wejdźmy do środka — zaproponował, uśmiechając się lekko. Wciąż nie za bardzo potrafił się odnaleźć w tej sytuacji, ale miał nadzieję, że po wejściu do herbaciarni poczuje się trochę lepiej.
Zazwyczaj w takich okolicznościach pewnie zająłby się sprawami ‘The Tea Atelier’, bo zawsze było tutaj coś do zrobienia, ale tym razem w ogóle o tym nie pomyślał. Cóż, było to trudne przy takiej klientce. — Czego się napijesz? — spytał, patrząc na Dottie. Starał się jej za bardzo nie przyglądać, żeby nie wyjść na dziwaka, ale prawda była taka, że był zaciekawiony tym, jak zmieniła się przez ostatnie lata. Jednocześnie zastanawiał się, jak on wyglądał w jej oczach po takim czasie.

Dottie Buchanan
powitalny kokos
zimna matcha latte
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Na szczęście dla niego, Dottie miała pamięć złotej rybki, nie potrafiła zbyt długo chować urazy, a aż nazbyt pogodne usposobienie sprawiało, że nie potrafiła odwdzięczyć się pięknym za nadobne nawet, jeśli ktoś zranił ją bardzo mocno. Poza tym, na przestrzeni lat jej ufne serduszko było już łamane tyle razy, że aż dziw brał, że wciąż miała w sobie na tyle optymizmu i wytrwałości, by po całym świecie szukać swojej drugiej połówki. Tym samym, widząc Rhodesa nie pamiętała już, jak płakała bratu w rękaw, kiedy ją zostawił, tylko wróciły do niej wszystkie dobre wspomnienia, których przecież mieli pod dostatkiem.
- Serio? Dlaczego? Znaczy jakby wiesz, gdybym to ja unikała ciebie, to byłoby całkiem naturalne, ale raczej nie spotkałam się, żeby działało to w drugą stronę - zażartowała lekko, bo musiałaby skłamać, gdyby chciała powiedzieć, że sama nigdy nie zrobiła nic głupiego na widok swoich byłych. Ostatnio nawet pocałowała nieznajomego na ulicy, tylko po to, żeby wygrać rozstanie (jednak rany okazały się bardziej świeże, niż myślała), więc zdecydowanie nie jej oceniać. - Ach, tak. Pewnie. Po to tu przecież przyszłam - zgodziła się, wchodząc za Rhodesem do herbaciarni. Zwykle usiadłaby pewnie przy jednym ze stolików albo po prostu zgarnęła coś na wynos, jednak tym razem zdecydowała się zająć jedno z miejsc przy kontuarze, by spokojnie móc porozmawiać z dawnym znajomym.
- Yerby? Albo czegoś innego, co skutecznie zastąpi mi kawę, bo zaraz usnę na siedząco, a staram się ostatnio ograniczać kofeinę i przerzucić się na coś nieco zdrowszego. Chociaż ostatnio wyczytałam, że całe to zamieszanie wokół kawy tak naprawdę jest mocno przesadzone i powinno się ją pić prozdrowotnie, więc już sama nie wiem co o tym myśleć. Także... zaskocz mnie? - poprosiła, gdyż brunet zdecydowanie lepiej znał asortyment swojej herbaciarni, niż ona i miała jedną szansą na milion, żeby spróbować coś, czego jeszcze nie dane było jej pić.

rhodes o'leary
sumienny żółwik
.
właściciel — the tea atelier
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
prowadzi własną herbaciarnię, czekając na moment, w którym każdy dzień jego życia przestanie być wyzwaniem
Absolutnie nie spodziewał się, że ich rozmowa po tylu latach i po tym, jak się rozstali, może wyglądać tak… naturalnie? Dottie zawsze była gadułą, ale Rhodes miał problemy z prowadzeniem dialogu, więc wydawało mu się, że sytuacja, w której oboje nie będą chętni do powiedzenia czegokolwiek, jest skazana na porażkę. Oczywiście założenie tutaj było takie, że Buchanan nie będzie chętna do zamienienia z nim słowa, a on w tym czasie będzie umierał ze wstydu, zastanawiając się, jak mógłby ją przeprosić za to, co się stało. Był naprawdę zaskoczony faktem, że żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła i że wydobył z siebie jakieś słowa. Jasne, że bez stresu i napięcia się nie mogło obyć, ale wyglądało to o wiele lepiej, niż zakładał. Cóż, na pewno pomagała mu w tym słoneczna aura Dottie, która udzielała się także jemu.
Bałem się rozmowy z tobą — przyznał, choć wcale nie było to takie proste. Czasami wciąż wymagał od siebie tego, by nie pokazywać ze swojej strony żadnych słabości, tym bardziej że zazwyczaj wymagało to wystawienia się na zranienie. Jednakże jeśli chodziło o Dottie, to czuł się z nią na tyle komfortowo, że wiedział, iż nie wykorzysta ona jego słów przeciwko niemu, bo nie była tego typu osobą. Pewnie, że mogła się zmienić przez te lata i wcale by się nie zdziwił, gdyby tak było, ale i tak nie zmieniło się to, że bezpiecznie czuł się w jej towarzystwie. Pozwalało mu to na zdobycie się na powiedzenie o rzeczach, o których w innej sytuacji wolałby nie mówić. — Nie wiedziałem, jak zareagujesz, kiedy mnie zobaczysz. Równie dobrze mogłabyś zacząć okładać mnie pięściami. Nie zaskoczyłoby mnie to — zaśmiał się, przy czym oczywiście mówił w pełni na poważnie. Pewnie nawet by się za bardzo nie bronił, gdyby Dottie zdecydowała się na taki krok.
Wcale nie czuję teraz presji, w ogóle — odparł żartobliwie. Rzeczywiście bardzo dobrze znał się na asortymencie swojej herbaciarni, ale bał się, że może wybrać coś, co Buchanan się nie spodoba. Nie miał pojęcia, jakie są teraz jej gusta. Nic więc dziwnego, że wybranie odpowiedniej herbaty zajęło mu trochę czasu. Chyba proces zaparzenia jej zajął mu mniej czasu! Później pozostało mu tylko zanieść kubek do stolika bez wylania niczego na podłogę, co na szczęście również mu się udało. — Yerba z pomarańczą, mango i odrobiną cynamonu. Mam nadzieję, że będzie ci smakować — powiedział z uśmiechem, po czym postawił herbatę na stoliku przed blondynką. — Chcesz coś do tego zjeść? — spytał. Od pewnego czasu powiększał ofertę jedzeniową herbaciarni, by przy okazji picia herbaty jego klienci mogli poczęstować się czymś dobrym. Niektóre z tych rzeczy nawet robił sam!

Dottie Buchanan
powitalny kokos
zimna matcha latte
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Nie musiał się stresować tym, że Dottie nie będzie chciała z nim rozmawiać, co nie zmieniało faktu, że powinien dalej zastanawiać się jak ją przeprosić - a przynajmniej wydawałoby się to w dobrym tonie, bo jak na to nie spojrzeć, kilka lat wstecz złamał jej serce, bez żadnego wyjaśnienia. Oczywiście, takie rzeczy zdarzały się, niestety dość często, ale chyba zasługiwała na to, by chociaż wiedzieć dlaczego?
- Och, to całkiem zrozumiałe. Wszyscy powtarzają mi, że jestem bardzo groźna - parsknęła śmiechem, słysząc jego słowa. Co prawda, powiedział, że bał się rozmowy z nią, a nie jej, ale i tak wydało jej się to delikatnie niedorzeczne. W końcu, nawet kiedy starała się być groźna i nieprzyjemna, osiągała skutek odwrotny od zamierzonego, a już z pewnością nie chciała, by Rhodes czuł się przy niej niekomfortowo. Dlatego też ciepły uśmiech nawet na moment nie opuszczał jej ust, a Dottie starała się jakoś go rozluźnić - nawet teraz dostrzegała, jak bardzo był spięty. - Nie, mało ergonomiczne. Raczej od razu bym cię znokautowała i uciekła gdzie pieprz rośnie. Ale daj spokój, to było lata temu - było, minęło. Nie ma co rozpamiętywać - zapewniła go łagodnie, mając nadzieję, że te słowa wystarczą, aby na dobre przestał jej unikać. W końcu gdyby było im pisane, teraz po herbaciarni biegałaby pewnie cała gromadka ich dzieci, prawda? Niektórym licealnym związkom udaje się przetrwać próbę czasu.
- Uroki bycia właścicielem - mrugnęła do niego porozumiewawczo. Zdawała sobie sprawę, że postawiła przed nim niełatwe zadanie, ale przynajmniej dała mu okazję do wykazania się. Z drugiej strony, Dottie nie należała do wybrednych osób i pewnie byłaby zadowolona ze wszystkiego, o ile nie zawierałoby to anyżu lub lukrecji. - Brzmi niesamowicie - pochwaliła go, nachylając się nad filiżanką z herbatą i wdychając jej cudowny, owocowy zapach, który zaczął unosić się w powietrzu. Już teraz nie miała żadnych wątpliwości, że mimo początkowych obaw, Rhodes trafił prosto w dziesiątkę. - Jeśli masz coś wegańskiego, to bardzo chętnie - odparła. Co prawda, nie powinna aż tak szaleć z wydawaniem pieniędzy na mieście i zawsze mogła zgarnąć coś z automatu na posterunku, ale jak tu nie wesprzeć dawnego znajomego?

rhodes o'leary
sumienny żółwik
.
właściciel — the tea atelier
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
prowadzi własną herbaciarnię, czekając na moment, w którym każdy dzień jego życia przestanie być wyzwaniem
Może i według niej nie było sensu we wracaniu do tego, co się wtedy wydarzyło i w sumie, pewnie miała rację, ale Rhodes nie umiał sobie tak po prostu odpuścić. Pewnie wiązało się to z jego naturą cierpiętnika, który zawsze i za wszystko musiał obwiniać siebie, a w dodatku rozpamiętywać to, by dokładać sobie jeszcze większej ilości bólu. Co prawda w tym przypadku rzeczywiście wina leżała po jego stronie, ale to nie oznaczało, że nie mógłby chociaż na chwilę przestać zachowywać się jak największa ofiara na tym świecie. Niestety trudno tak łatwo pozbyć się swoich starych nawyków.
Ale ja ciągle o tym pamiętam, Dottie — odparł, wzdychając głośno. Zastanawiał się, jak Buchanan mogła tak lekko podchodzić do rozmowy z nim. Pewnie, że minęło wiele lat, ale czy tamta sytuacja naprawdę nie wzbudzała w niej już żadnych negatywnych emocji? Smutku? Złości? Szczerze mówiąc, Rhodes poczułby się lepiej, gdyby na niego nakrzyczała i przywaliła mu w twarz, zamiast się do niego uśmiechać. — Czuję się naprawdę podle z powodu tego, co się wydarzyło. I naprawdę cię za to przepraszam — powiedział, patrząc na kobietę. Mimo że wcześniej bał się patrzeć jej prosto w oczy, teraz zrobił to bez zawahania, ponieważ uznał, że głupio byłoby przepraszać, rozglądając się po kątach. — Nie zostawiłem cię z byle powodu. Na swój sposób chciałem… cóż, chronić cię — dodał jeszcze. Nie to, żeby pragnął się usprawiedliwiać, ale pomyślał, że dobrze, żeby Dottie poznała w końcu okoliczności ich rozstania. Wtedy bał się jej powiedzieć o swoich problemach, ale teraz miał w sobie więcej odwagi. I tak, zdawał sobie sprawę z tego, jak głupio musiało brzmieć to, co powiedział, ale dokładnie z tego powodu rozstał się z nią wtedy, więc właściwie mówił samą prawdę.
Cieszę się, że ci się podoba. — Uśmiechnął się szeroko, co w sumie rzadko mu się zdarzało. Tym razem jednak była do tego stosowna okazja, ponieważ był szczerze zadowolony z siebie i z faktu, że udało mu się wybrać coś, co Dottie się spodobało. Niby mała rzecz, bo nie było to nie wiadomo jakie osiągnięcie, a jednak sprawiło mu radość. — Mamy wegańskie brownie. Skusisz się? — zapytał, po czym poszedł za ladę i wyciągnął tackę z ciastem, aby pokazać je blondynce. Jednocześnie zaczął się zastanawiać nad jakąś herbatą dla samego siebie, bo od tego rozmawiania zaschło mu w gardle. Rzadko miał okazję do wymienienia z drugą osobą tylu zdań.

Dottie Buchanan
powitalny kokos
zimna matcha latte
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
- Ja też pamiętam, Rhodes. Ale pamiętać a rozpamiętywać to dwie różne sprawy - pokrzepiająco złapała go za rękę i posłała mu ciepły uśmiech. Nie chodziło wcale o to, że podchodziła do tamtej sytuacji z obojętnością, po prostu wiele się wydarzyło w międzyczasie: wyszła za mąż, rozwiodła się, wdała się w taką ilość związków, że aż wstyd było jej się przyznać. Z czasem dawne rany zagoiły się, a ona nabrała dystansu. - W porządku - skinęła jedynie głową. Nie musiał jej przepraszać, chociaż zdecydowanie było jej miło, że zdobył się na to po tylu latach. - Nie - przerwała mu i podniosła jeden palec do góry. - Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. To jest najbardziej gówniany argument jaki w życiu słyszałam. Mam prawo o takich rzeczach decydować sama, a nie nagle wszyscy sobie uznają, że wiedzą co dla mnie najlepsze. Co wyście się wszyscy uparli na: "chciałem cię chronić", co? Stare, dobre "to nie ty, to ja" już wypadło z mody? Nie, nie wypiłam dzisiaj kawy, nie zapuszczajmy się w te rejony - cały czas trzymała palec uniesiony do góry, bo - najpewniej nie świadomie - Rhodes uderzył w jej czuły punkt. Oczywiście, to nie tak, że nie chciała usłyszeć o tym, co go trapiło, gdyż mimo wszystko wciąż pozostał w niej jakiś sentyment dla niego, jednak w ostatnim czasie tyle razy usłyszała, że ktoś postanowił pogruchotać jej serce, żeby ją chronić, że już naprawdę coś w niej pękało. A to przecież nie lada wyzwanie, bo Dottie rzadko kiedy się złościła.
- Trafiłeś w dziesiątkę. Chyba dalej pamiętasz, co lubię - pochwaliła go raz jeszcze i posłała mu ciepły uśmiech, zanim wróciła do swojej wyjątkowo pysznej herbatki. - Nigdy nie odmawiam brownie - odparła, przyglądając się ciastu. - A na czym to jest? Wiesz, ostatnio staram się jakoś przerobić moje popisowe brownie, no i próbowałam na fasoli. Wychodzi całkiem niezłe, ale to w dalszym ciągu nie to, więc może jakoś mnie zainspirujesz - weganizm z całej pewności nie przychodził jej łatwo, zwłaszcza, że miała typowo amerykańskie gusta i za dobrego burgera czy żeberka dałaby się pokroić. Na razie dość dzielnie szło jej wytrwanie w swoim postanowieniu, jednak gdzieś w głębi duszy czuła, że przy kolejnym kryzysie jej chęć dbania o siebie i świat przegra z cieplutką bułą.

rhodes o'leary
sumienny żółwik
.
ODPOWIEDZ