Lewis Corp #2
: 24 lis 2021, 19:33
Trochę czasu minęło odkąd a) TJ dogłębnie poznał swoją najważniejszą szefową, czytaj Melville oraz b) nocne grzebanie w komputerze Richarda, jednego z członków zarządu. Ostatnich parę dni w pracy było takie, jakie lubił najbardziej. Leniwe. Spokojne. W zasadzie to obowiązki, za które Lewis Corp mu płaciło, zabierały mu jakieś pięćdziesiąt procent czasu, resztę mógł poświęcić na przeglądanie internetu, dłubanie w nosie czy robienie jakiś swoich projektów na boku. Ot, aby sobie dorobić trochę do tego i owego.
Efektem tego luzu i spokoju było to, że dzisiaj włóczył się po prostu po biurze. Tu z kimś pogadał, tam kogoś zagaił, ale nie oszukujmy się: był informatykiem i mimo wzrostu i tego, że nie miał typowej nadwagi kogoś, kto siedzi przed kompem wcinając Doritosy popijając Mountain Dew (połączenie fatalne, ale MD to ambrozja) to jednak informatyk to informatyk: dziwak, mało kto z nim gada. Wcale mu to nie przeszkadzało.
Zajrzał do jednej z kuchni. Zupełnie przypadkowo była to kuchnia na tym samym piętrze, na którym swoje biuro miała Melville i tak, nie odmówił sobie dyskretnego zerknięcia na szefową. Zerkał na nią też ze swojego 'biura' bo przecież miał dostęp do kamer. Nieszczęśliwie, nie było jej w pobliżu gdy dwukrotnie przechodził przed jej biurem oraz biurem jej warczącego bulteriera vel przydupasa. Wcale nie był w tym fakcie dyskretny.
- Skoro nie ma jej w biruze to co tu robi jej przydupas? - mruknął sam do siebie grzebiąc w lodówce, gdzie nijak nie było jego jedzenia. Bardzo był z tego faktu niezadowolony bo gdyby nie było Frankie to zwyczajnie wszedłby do środka i trochę sobie posiedział: "naprawiając problem z połączeniem sieciowym".
Efektem tego luzu i spokoju było to, że dzisiaj włóczył się po prostu po biurze. Tu z kimś pogadał, tam kogoś zagaił, ale nie oszukujmy się: był informatykiem i mimo wzrostu i tego, że nie miał typowej nadwagi kogoś, kto siedzi przed kompem wcinając Doritosy popijając Mountain Dew (połączenie fatalne, ale MD to ambrozja) to jednak informatyk to informatyk: dziwak, mało kto z nim gada. Wcale mu to nie przeszkadzało.
Zajrzał do jednej z kuchni. Zupełnie przypadkowo była to kuchnia na tym samym piętrze, na którym swoje biuro miała Melville i tak, nie odmówił sobie dyskretnego zerknięcia na szefową. Zerkał na nią też ze swojego 'biura' bo przecież miał dostęp do kamer. Nieszczęśliwie, nie było jej w pobliżu gdy dwukrotnie przechodził przed jej biurem oraz biurem jej warczącego bulteriera vel przydupasa. Wcale nie był w tym fakcie dyskretny.
- Skoro nie ma jej w biruze to co tu robi jej przydupas? - mruknął sam do siebie grzebiąc w lodówce, gdzie nijak nie było jego jedzenia. Bardzo był z tego faktu niezadowolony bo gdyby nie było Frankie to zwyczajnie wszedłby do środka i trochę sobie posiedział: "naprawiając problem z połączeniem sieciowym".