Come on, baby, light my fire
: 24 lis 2021, 13:18
[dziś mam na sobie]
Sage tak naprawdę zadania należące do straży pożarnej poznawała cały czas. To oczywiste, że gaszenie pożarów było najważniejszym z nich, ale te przecież nie trafiały się codziennie, więc lista pozostałych obowiązków też pozostawała długa. Prewencja przede wszystkim, a w tym edukowanie, zabezpieczanie, czasem zwykłe porządki. Do tego dochodziły też kontrole na wypadek wypadków właśnie. Miejsca zbierające dużo osób jak kluby czy hale były szczególnie niebezpieczne, jeśli się nimi odpowiednio nie zarządzało i nie przygotowało na ewentualne kryzysy.
Co do właścicieli, tak naprawdę na ogół mieli sprawy w nosie aż do momentu katastrofy. W większości nie wierzyli, że pożar może dotknąć właśnie ich, ale Sage chętnie im wtedy przypominała, że brak jednej pieczątki od niej mógł zadecydować o tym czy za spalone rzeczy dostaną jakiekolwiek odszkodowanie, czy może raczej pozwy sądowe od poszkodowanych klientów. Jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony, a ona była w Woolshed właśnie by wszystkiego dopilnować.
Na miejscu pojawiła się ubrana po cywilnemu, ze służbowym identyfikatorem zwisającym z paska u spodni i podkładką zawierającą wszystkie potrzebne dokumenty. O swojej wizycie osobę odpowiedzialną za standardy BHP informowała już wcześniej, więc nie oczekiwała zbyt wielu niespodzianek.
- Właściciel jest na miejscu? Będę od niego potrzebowała kilka podpisów - rzuciła gdzieś w eter, zębami odruchowo łapiąc nakrętkę swojego długopisu.
Bastian Hendrix