listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
19.



Pod jednym względem Otis był naprawdę słabym bratem - nigdy nie pamiętał o urodzinach swoich sióstr. Niby z grubsza coś kojarzył, że miały je jedna po drugiej począwszy od września i kończąc na listopadzie, ale zabijcie go, nigdy nie trafiał w konkretne daty. Tak było też w przypadku Calie, która skończyła ćwierćwiecze dwa dni temu, a on dopiero teraz szedł do galerii handlowej po jakiś prezent. Co gorsza, wciąż nie miał pojęcia, co kupić najmłodszej siostrze. Najbezpieczniejszą i sprawdzoną opcją wydawała się książka. O, na przykład jakiś thriller z kryminalną historią w roli głównej, która chociażby po części zachwyciłaby Calie, ale nie miał pojęcia czy jeszcze takowa istniała. Miał wrażenie, że żadne zaginięcia i morderstwa nie robią już na niej wrażenia. W końcu podcasty o seryjnych mordercach pochłaniała z rana do miski płatków, a do snu włączała sobie dokumenty o nierozwikłanych zagadkach. Tylko Otisowi było już wystarczająco głupio, że zapomniał o tych urodzinach, dlatego zawziął się i wyruszył na łowy do księgarni, choć planował zahaczyć również o drogerię i sklep ze słodyczami. Jeszcze wyjdzie z tego kwasu z twarzą.
A co do twarzy, to wszystkie siniaki i otarcia, których nabawił się podczas pobytu w Rudd's zniknęły i nie było już po nich śladu. Za to pojawiła się inna kontuzja - dziura w stopie. A to wszystko za sprawką zardzewiałego gwoździa, bo ten wbił się Otisowi w stopę podczas pobytu w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym, gdzie wybrał się na nocne zwiedzanie wraz ze swoim najlepszym kumplem. Dziwne to było bardzo i chyba takie nie powtórzenia. Trochę się obsrał, szczerze mówiąc. Nelson zresztą też. W dodatku oboje wyszli z tego nie do końca bez szwanku i nie obyło się bez szycia. To dlatego Goldsworthy nieco utykał na prawą nogę, ale podobno wkrótce będzie można zdjąć szwy. A lekarz i tak mówił, że miał sporo szczęścia, bo gdyby gwóźdź przebił tętnicę, to nie byłoby już tak kolorowo. Ale wiadomo nie od dziś, że głupi zawsze miał więcej szczęścia niż rozumu. I dobrze, bo inaczej zginąłby z kretesem.
Przekroczył próg księgarni i od razu stanął przy witrynie, gdzie jeszcze przed wejściem rzuciły mu się w oczy nowości kryminalne. Niby bestsellery, przynajmniej tak głosiło hasło reklamowe, a że Otis totalnie nie orientował się w tych pozycjach (znacznie lepiej szło mu w innych, hehe), to musiał nie tylko czytać opisy, ale również googlować opinie na temat poszczególnych woluminów. Nie kupowało się kota w worku, a okładki często bywały mylne. Z książkami tak jak z ludźmi - nawet pod najpiękniejszą oprawą mogło skrywać się straszne gówno, więc w tym przypadku trzeba być nadmiernie ostrożnym.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
015.


Nie lubiła centrów handlowych.
W przeciwieństwie do swoich rówieśniczek nie odnajdywała komfortu i spokoju w wielkogodzinnym łażeniu po sklepach, przymierzaniu ciuchów i wydawaniu kolosalnej ilości hajsu na najnowsze klapki z Srucci. Wręcz przeciwnie. Jo NIENAWIDZIŁA przymierzać ciuchów, dlatego kiedy potrzebowała jakieś nowe łaszki zazwyczaj brała pierwsze lepsze rzeczy na oko lub po prostu zamawiała w necie, gdy aktualnie nadarzyły się jakieś większe promocje. Szkoda tylko, że Tessa nie podzielała jej poglądów i już w sam pieprzony niedzielny poranek wyciągnęła ją do galerii. Koszmar? Ha, mało powiedziane. Nie dość, że w każdym sklepie roiło się wręcz od ludzi, szczególnie tych z dzieciakami, to z głośników płynęły już same świąteczne hity, przyprawiając King o momentalny odruch wymiotny i chyba nie muszę nawet wspominać dlaczego. Rzadko kiedy spotyka się kogoś z domu dziecka i bez rodziny, kto lubiłby święta Bożego Narodzenia, które polegały na spędzeniu czasu z najbliższymi. #bleh
Błądziła wiec biedna, wyczekując najlepszej przyjaciółki w międzyczasie śląc liczne SMSy do Otisa, wylewając gorzkie żale. Szkoda tylko, że ten niespecjalnie odpisywał i niestety nie mógł umilić jej tego czego. No trudno. Musiała sobie jakoś sama poradzić.
Tess, skocze sobie do księgarni, widziałam, że mają jakieś nowe wydania na półkach, może cos kupie. Daj znać jak tu skończysz to się zgadamy — rzuciła przyciszonym głosem, uchylając delikatnie drzwi przymierzalni — Ładnie ci w tym — dodała jeszcze przed odejściem, lustrując kumpele w ogromnym białym swetrze. Tej to kurwa we wszystkim było dobrze.
Jo czym prędzej popędziła na pierwsze piętro, zaciągając się ukochanym zapachem nowych książek już na samym wejściu. Uwielbiała czytać. Wszystko. Zaczynając od burzliwych romansów, przez kryminały aż po biografie i poruszające historie oparte na faktach. Skręciła w pierwszą, lepszą alejkę, perfekcyjnie wymijając ludzi i zatrzymując się tuż przy alejce z kryminałami. Przeleciała wzrokiem po tytułach, wertując w głowie tytuły, które już przyszło jej czytać oraz szukając tych, które miała na swojej to-read liście, w końcu dostrzegając u samej góry półki egzemplarz Claire DeWitt and the City of the Dead Sary Gran. Wyszczerzyła się głupio, przypominając sobie jak długo latała za tym tytułem, jednak wyciągając rękę, szybko uświadomiła sobie, że nie była w stanie dosięgnąć górnej półki. Z niewielkim grymasem rozejrzała się dookoła, szukając potencjalnej pomocnej dłoni. Długo nie musiała szukać, bo tuż obok przy wystawie stał prawdziwie wysoki mężczyzna. Jo podeszła do niego szybciutko i wspinając się na palcach by w ogóle dosięgnąć jego ramienia, zastukała w nie kilkakrotnie.
Przepraszam, czy mógłby mi pan pomóc ściągnąć książkę z górnego rega… — i nawet nie była w stanie dokończyć, bo gdy tylko facet odwrócił się do niej twarzą, jej oczom ukazała się tak dobrze znana już morda, że Jolene poczuła w gardle wielką, kurewską gulę poirytowania. OTIS-PIEPRZONY-LISTONOSZ? Serio? Serio kurwa? Nawet w jednym centrum handlowym w niedzielny poranek? Szczerze nienawidziła losu za te figle i nieustanne wrzucanie go na jej ścieżkę. Jakby nie mogli żyć sobie w odosobnieniu, nie wchodząc sobie w drogę — Nie no, serio? — rozejrzała się dookoła, kręcąc głową z niedowierzaniem — Śledzisz mnie, czy jak? — poirytowanie w jej głosie pojawiło się naturalnie, zupełnie jakby było już przypisane do jej rozmów z Otisem. Zlustrowała go mimowolnie, zatrzymując się chwile dłużej na książce, którą trzymał w rękach — Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że umiesz czytać? — udała zdziwienie, nie mogąc obejść obojętnie od okazji delikatnej dogryzki.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Wybieranie prezentów było dla niego prawdziwą zmorą. Nie był kreatywny, nie potrafił wymyślać fajnych rzeczy, a jednym plusem było to, że znał swoje siostry i wiedział z czego chociaż po części mogłyby się ucieszyć. W końcu znał je dwadzieścia siedem lat, to musiało o czymś świadczyć. A mimo to i tak miał niezłą zagwozdkę, kiedy tak dumał w najlepsze nad książką dla Calie. Opis jednej wydał się nawet interesujący, ale chyba nie aż tak, żeby skusić się na zakup. Druga z kolei jebała nudą na odległość i niezbyt zachęcała, choć Otis wiedział, że mógł się mylić, bo autor po prostu nie odkrył przed zainteresowanymi wszystkich kart. Dlatego sięgnął po następny, miał nadzieję ostatni wolumin, ale słysząc za sobą jakiś głos, zerknął przez ramię. I już wiedział, że pierwsza myśl była najlepsza. Trzeba było brać tę książkę z fajnym opisem i spierdalać do kasy. Ale zamiast tego los pokarał go tym karłem z Rudd's. Czyżby Jolene właśnie prosiła go o pomoc? Ciekawa sprawa. Pewnie nawet nie podziękowałaby, jak w tedy, gdy stanął w barze w obronie jej dupska.
- Czy ty naprawdę myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty? - popatrzył na nią z góry; zabawne było, że musiała tak wysoko zadzierać głowę, aby na niego spojrzeć. - Musiałbym być nieźle zdesperowany, żeby cię śledzić. Ale może to ty śledzisz mnie, co? - łypnął na nią podejrzliwie, bo przez ten czas przekonał się na własnej skórze, że niezła była z niej szjabuska.
Trochę ugodziła go tym tekstem umiejętności czytania, ale nie dał niczego po sobie poznać. Prawda była taka, że Otis składał literki jak jakiś przedszkolak, a przeczytanie jednej strony tekstu zajmowało mu znacznie więcej czasu niż przeciętnemu człowiekowi w jego wieku. Wstyd jak chuj, ale co poradzić? Ułomny było trochę, ale przynajmniej mógł bez problemu sięgać po książki z najwyższej półki. W przeciwieństwie do Jolene, która musiała nieźle się nagimnastykować albo prosić kogoś o przysługę.
- Umiem - odparł zawzięcie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Ale tobie chyba niezbyt poszczęściło się ze wzrostem - zauważył, bo o ile on był dla niej nienaturalnie wysoki, ona zdawała mu się śmiesznie niska. Ale to tak aż komicznie. Normalnie mogłaby robić mu za podpórkę pod rękę. Zabawnie musiał wyglądać świat z jej perspektywy, serio. - Dobra - machnął w końcu niedbale łapskiem, po czym wskazał na tę samą półkę, przy której stała Jolene. - Miejmy to już za sobą i rozejdźmy się pokojowo. Co ci podać? - skierował wzrok na regał z przeróżnymi książkami, więc wystarczyło, aby dziewczyna powiedziała tytuł, poczekała dziesięć minut aż Otis dostrzeże ten odpowiedni i wszyscy będą mogli szczęśliwie się rozejść.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Ostatnie czego spodziewała się tego dnia to spotkanie Otisa. Serio kurwa. Czy nie wystarczyło, że już musiała spędzać niedzielne popołudnie z Tess na zakupach, zamiast pod grubym kocem z wielkim kubkiem miodowej herbaty? Czy nie była wystarczająco pokarana łażeniem po sklepach i długich wyczekiwaniach w poczekalniach? Jak widać kurwa nie za bardzo. Trzeba było biednej Jo jeszcze dopierdolić olbrzymem z wyższym ego niż jego własny wzrost.
Księgarnia była ostatnim miejscem, gdzie spodziewałaby się go spotkać. Nie wyglądał na takiego, co lubił czytać książki. Bardziej na typa, który spędza popołudnia z kumplami, napierdalając na konsoli, wpierdalając chipsy i popijając średniej klasy piwem. O tak właśnie o nim myślała.
Proszę cię — prychnęła głośno, krzyżując ręce na klatce piersiowej — Gdybym faktycznie chciała cię śledzić, ostatnie co bym zrobiła, to ujawnianie się tu przed tobą, błagam — ponowne prychnięcie wyleciało z jej gardła, gdy tak pewnym siebie głosem, próbowała głupio wyjaśnić, że w rzeczywistości byłaby o wiele lepszym szpiegiem, niż ten sugerował. Co swoją drogą.. było strasznie durne. Bo na chuj mu się tłumaczyła? Poza tym, ostatnie co by robiła ze swoim życiem, to stalkowanie kogoś, kogo nawet nie lubiła. No kurwa, wyjaśnimy sobie coś, Bradem Pittem to on nie był.
Przynajmniej nie jestem chodzącą żyrafą — odszczekała na jego uwagę o wzroście, przy okazji przewracając oczami. Ich rozmowy przez większość czasu wyglądały gorzej niż sprzeczki dzieci z klasy podstawowej, serio. Za nic nie potrafili rozmawiać ze sobą jak ludzie normalni i kulturalni. Już chyba na starcie za bardzo przyzwyczaili się do takiego stylu rozmówek, że potem nawet bez większego powodu rozmawiali, jakby byli w trakcie kłótni.
Westchnęła głośno, słysząc jego pełen łaski głos. Kurwa. Pan dobroduszny się znalazł. Może i potrzebowała pomocy, może i nie była w stanie dosięgnąć tego pieprzonego regału, ale jeśli w grę wchodziła pomoc od Otisa i potencjalny powód, by być mu następnie za coś wdzięczna, Jo zdecydowanie wolała kurwa podziękować.
Obejdzie się — rzuciła sucho, kręcąc głową, kątem oka spoglądając na wysoką, pieprzoną półkę z książkami — Sama sobie poradzę — taka była dumna. Taka kurwa niechętna do skorzystania z pomocnej dłoni, że podjęła właśnie najgłupszą z możliwych decyzji — postanowiła sama i to na oczach Otisa ściągnąć sobie tę powieść. Odwróciła się więc na pięcie i z wysoko uniesioną brodą ruszyła pod regał, pozwalając, by z każdym krokiem rosną w oczach. Czując na sobie wzrok chłopaka, spięła się cała w sobie, by przypadkiem nie pokazać jakiegokolwiek poruszenia. Wskoczyła jedną nogą na najniższą półkę, by już po chwili kolejną umieścić pięterko wyżej. Wspinała się tak jeszcze kilka regałów, modląc w duchu, by przypadkiem nie pierdolnąć kleksem na podłogę. Otis pierdolił coś pod nosem, jednak ona nie miała na to czasu i gdy już wyciągała rękę po spragniony tytuł, lewa noga osunęła się nagle, powodując kompletną utratę równowagi. A potem wszystko już działo się w ułamkach sekundy.
Leciała w dół.
Coś miękkiego zamortyzowało upadek (Chyba Otis?).
Kilka książek upadło na jej głowę (Oby nie żadne After i 365 dni).
A potem coś jebło. Głośno. Bardzo głośno (Czyżby szyba?)
Kurwa.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Tutaj trzeba było przyznać dziewczynie rację - Otis nie przepadał za czytaniem książek, a w swoim dotychczasowym życiu pochłonął łącznie może z dziesięć lektur. Serio. Miał jedną czy dwie ulubione książki, a resztę przeczytał tylko dlatego, że mu kazano. Nie lubił czytać. Pewnie dlatego, że tak marnie mu to wychodziło. Może gdyby lepiej szło mu składanie liter w słowa, a potem te w całe zdania, sięgałby po książki znacznie częściej? Koniec końców on również nie spodziewał się, że ZNÓW będzie miał nieprzyjemność spotkać na swojej drodze Jolene. To chyba ostatnie, czego potrzebował do szczęścia. Nie dość, że Otis zmagał się tutaj z próbą kupienia odpowiedniego prezentu dla siostry, to jeszcze musiał znieść obecność przemądrzałej blondynki. Kurwa, biednemu to zawsze wiatr w oczy, chuj w dupę, nóż w serce i chleb masłem do ziemi.
- Nie wyglądasz na zbyt bystrą, więc wcale nie zdziwiłoby mnie, gdybyś jednak sama wysypała się z tym śledzeniem - odparł zgryźliwie, nie pozostając jej dłużny. Jak zwykle zresztą. Czy chociaż jedno z ich przypadkowych spotkań skończyło się na neutralnym gruncie? Absolutnie. Zawsze przypieczętowane było kłótnią, krwią, potem i łzami.
Patrzył pogardliwie na jej poczynania, bo dziewczyna ewidentnie nie radziła sobie ze zdjęciem książki z prawie najwyższej półki. A potem parsknął pod nosem widząc, że ta zaczęła wspinać się po regale. Żałosne. Czy sklep z krasnalami ogrodowymi nie mieścił się piętro niżej?
- Nie wątpię, że sobie poradzisz - Otis aż przewrócił oczami i chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zanim zdążył, spadło na niego coś ciężkiego i powaliło na ziemię. Nie, nie coś. Ktoś! Jolene z Rudd's w całej okazałości! Normalnie miała czelność spaść na niego i przygnieść do podłogi. I musiała mieć naprawdę wiele szczęścia, że nie stał kilka metrów dalej, bo inaczej skręciłaby sobie kark, a tak to miała mięciutki upadek, którego pozazdrościłby niejeden człowiek spadający z regału w księgarni.
Stęknął pod nosem, próbując wyswobodzić się spod jej ciężaru i rozmasowując nieco obolały bark. Czy ich spotkanie kiedykolwiek odbędzie się bez szkód? Chyba zero szans na taki obrót spraw, co?
- Może ze swoim wzrostem ubierasz się na dziale dziecięcym, ale swoje to jednak ważysz - burknął i dopiero po chwili spojrzał w bok. Tak myślał, że coś się stłukło, ale w duchu liczył, że był to jakiś dzbanek albo w najgorszym wypadku lampa. Ale nic bardziej mylnego, bo Otis wlepiał właśnie ślepia w potłuczoną witrynkę, która rozleciała się na miliard kawałeczków. - Ja pierdole. Widzisz co narobiłaś? Gdybyś nie zaczęła włazić na tę półkę jak jakaś nienormalna i dała sobie pomóc, to nic takiego nie miałoby miejsca. To wszystko twoja wina i nawet nie próbuj mi wmówić, że jest inaczej - ostrzegawczo wymierzył w Jolene palcem, a potem zrzucił ją z siebie i niezdarnie podniósł z podłogi. Ostrożnie, aby przypadkiem na nadziać się na jakieś szkło, co w jego przypadku nie było niemożliwe.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Może faktycznie trochę zjebała.
Może nieco przeliczyła swoje szanse, źle obliczyła możliwości i siłę pierdolonego przyciągania. Jednak w żadnym z potencjalnych czarnych scenariuszy nie spodziewała się, że sytuacja przybierze aż taki obrót spraw.
Z początku nie ogarniała co się działo. Wszystko odbywała się w zastraszająco szybkim tempie, prędkości jebanego mrugnięcia i nim się obejrzała, słyszała pod sobą męskie syknięcie i głośny huk. Powoli uchyliła powieki i szczerze? Gdyby wiedziała, co zastanie jej spojrzenie, zdecydowanie postanowiłaby mieć je zamknięte to przynajmniej jutra.
Dookoła panował totalny ROZPIERDOL. Wszystko wydawało się opuścić pierwotne miejsce i rozjebać się po księgarni. Regał z książkami z promocji przewrócił się jak długi, prosto na szybę, rozpierdalając tym samym witrynę i sprawiając, że całe szkło prysnęło na podłogę. Gdyby była to jakaś żałosna komedia rodem z Paramount Channel, z boku zapewne mogłoby to nawet i wyglądać zabawnie oraz przerysowanie, jednak na ich nieszczęście, była to pierdolona rzeczywistość. A szczególnie na nieszczęście Jo, bo przecież to przez nią odjebało się to całe zamieszanie. Zestresowała się biedna, a ten jeszcze zaczął bezczelnie wypominać jej wagę i tego jebanego burgera, którego zjadła jakieś pół godziny temu, który teraz swoją drogą podchodził jej aż do samego gardła.
A no tak, zapomniałam, że pizda z ciebie jest, a nie facet — odszczekała od razu, przewracając ledwo uchylonymi oczami — No już schodzę, już, bo jeszcze ci połamie te cieniutkie kości — dodała i już miała się z niego zbierać, kiedy ten gwałtownym ruchem bezczelnie ją z siebie SPIERDOLIŁ. Nosz kurwa. Nawet nie dał jej chwili na ogarniecie umysłu po upadku z TAKIEJ WYSOKOŚCI tylko po prostu ją zrzucił, sprawiając, że jeszcze bardziej się biedaczka poobijała. Pieprzony listonosz. Wciąż walcząc z wirującą głową, podniosła się do pozycji siedzącej, przyciskając dłoń do czoła i wsłuchując się w nieustanne pierdolenie Otisa.
No już dobra, dobra, zamknij się, okej? Jojczysz gorzej niż małe dziecko — syknęła naburmuszona. No przecież zrobił się tutaj taki rozpierdol, a on jedyne o czym gadał, to jak zwykle o swojej wyjątkowo egoistycznej dupie. Pokręciła głową z totalną bezaprobatą. Skoro tak się chciał bawić to kurwa proszę — Swoją drogą założe się, że to twoja ręka popchnęła ten regał! — szczeknęła głupio, tak dla zasady. Wiadomo przecież, że to wszystko była jej wina, jednak widząc twarz Otisa, poczuła chorą satysfakcję z uprzykrzania mu życia i ciągłego podkurwiania.
Zaczęła powoli zbierać się z ziemi, kiedy dookoła zbiegła się grupka gapiów w towarzystwie dwóch ekspedientek i ochroniarza galerii, który z założonymi rękami czekał tylko, aż Jo skończy niezdarnie podnosić szczątki z podłogi.
Dobra idź już stąd, bo jeszcze tylko wszystko pogorszysz — syknęła niezadowolona w stronę listonosza, dochodząc do wniosku, że jego obecność i durne komentarze jedynie przyprawiłyby ją o jeszcze większe nerwy i – co gorsza – potencjalne kłopoty, jednak nim zdążyła dokończyć zdanie i strzepać z siebie cały brud, ochroniarz zatorował przejście.
Obawiam się, że oboje państwo będziecie musieli pozostać tutaj to przyjazdu policji — oschły głos wybrzmiał na pół sklepu, wywołując u Jo głośny jęk i szybki przewrót oczami. Świetnie, kurwa.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Zjebała po całości. Czy jeszcze ktokolwiek miał do tego jakieś wątpliwości? Wszystko zepsuła, jak zwykle zresztą. Gdziekolwiek pojawiała się Jolene z Rudd's niosła za sobą chaos i zniszczenie, przez co obrywało się Otisowi, chociaż wcale jej nie lubił. Nawet jej nie znał, to jak można mówić tutaj o jakiejś większej sympatii, skoro ściągała na niego same kłopoty? Tak jak teraz, kiedy wspinając się po głupim regale straciła równowagę i runęła wprost na witrynę księgarni, czego ta nie wytrzymała. Zdziwiłby się bardzo, gdyby nie roztrzaskała się w drobny mak. Wtedy pomyślałby, że była jakaś pancerna, stworzona ze szkła, z którego zrobione były również szyby w papieskim papamobilu. Ale nic bardziej mylnego, bo drobinki szkła kruszyły się pod butami Otisa, kiedy w końcu zdołał zrzucić z siebie dziewczynę, bo ta nie kwapiła się, żeby z niego zejść. Chyba musiało być jej bardzo wygodnie, skoro tak rozgościła się nieproszenie w okolicach jego klatki piersiowej.
- Moja ręka pchnęła regał? - powtórzył za nią z nieukrywanym oburzeniem. - Moja?! To ty łaziłaś po półkach jak jakiś małpiszon! - wywarczał w poirytowaniu, bo jednak w takich sytuacjach emocje brały górę. Tym bardziej, kiedy nie miało się w tym swojej winy, a ktoś inny usilnie próbował się wybielić. A tą ręką to Otis najchętniej zdzieliłby blondynkę po głowie, ale daleko było mu do damskiego boksera. Zwłaszcza, że ostatnim razem stawał w obronie Jolene i zachował niczym pierwszej klasy dżentelmen. Może i prawie przypłacił za to połamaniem twarzoczaszki, ale gdyby sytuacja kiedykolwiek powtórzyła się, postąpiłby tak ponownie. - Trzeba było powiedzieć, to ściągnąłbym ci tę książkę, ale nie, po co! - jeszcze bardziej się nakręcił i spuścił z tonu wraz z pojawieniem się ochroniarza. Jeszcze tego było mu trzeba. Kurwa, za jakie jebane grzechy? Czym sobie zawinił, żeby ciągle wpadać na dziewczynę, z którą nie chciał mieć nic do czynienia?
Westchnął pod nosem i może rzeczywiście poszedłby sobie, ale najwyraźniej tłuściutki mężczyzna z ochrony miał wobec nich inne plany, a jego słowa mocno zdziwiły Otisa.
- Ale prze pana - zaczął natychmiast. - Ja nie mam z tym nic wspólnego, przysięgam! To ona, to wszystko przez nią - bezpardonowo wymierzył w Jolene paluchem. Czy właśnie wszystko zrzucał na nią? Tak. Dlaczego? Bo wyjebała regał na witrynę sklepową i miał do tego pełne prawo.
- Nie mi będziesz się z tego tłumaczył, młody człowieku - odparł w odpowiedzi ochroniarz. - Zapraszam za mną, przejdziemy w nieco ustronne miejsce, żeby nie wzbudzać jeszcze większej sensacji - dodał, a Otis oczami wyobraźni widział, jak mężczyzna zaprowadza ich do takiego pomieszczenia jak na filmach, gdzie zawsze przetrzymują kogoś, kto oskarżony jest o próbę kradzieży. Słusznie czy nie, to już inna kwestia.
- Jesteś z siebie dumna? - syknął do dziewczyny, gdy oboje powlekali nogami w wyznaczonym przez mężczyznę kierunku. - Ja pierdole, wiodłem sobie spokojne życie, a odkąd przypadkowo cię spotykam, to wisisz nade mną jak jakieś jebane fatum. Jak jakiś omen normalnie. I ciągniesz się za mną jak smród po gaciach - wściekał się na nią, ale to chyba nie powinno nikogo dziwić. Miał tylko nadzieję, że monitoring obejmował akurat tę alejkę, w której stali i na taśmie będzie widać, że Jolene była sprawcą całego zamieszania. Oby, kurwa, bo jego najbliżsi nie mieli tyle kasy, żeby wydostać się z dołka za kaucją.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
No nie. No kurwa nie. Pech chodził za nią jak pies na smyczy. Dlaczego nie mogła się go pozbyć? Dlaczego los chociaż raz nie mógłby być dla niej wystarczająco łaskawy i pójść na rękę, chociaż ten jeden, jedyny, jebany raz? Jakby jeszcze problemów mało miała w życiu, tak teraz nie dość, że miała przejebane za rozjebanie witryny sklepowej, to jeszcze w dodatku musiała znosić towarzystwo osoby, przez którą na dobrą sprawę to wszystko się stało. Bo to już nawet chuj z tym, że to ona jak ostatnia idiotka postanowiła się pobawić w Spidermana po regałach, nie. To chodziło o samą obecność Otisa i fakt, że przecież gdyby tam stał ktoś inny normalnie, bez zbędnego pierdolenie ściągnąłby jej kulturalnie wymarzony tytuł z półeczki i nawet nie byłoby tematu. Proste? Proste. Więc jakby na to nie spojrzeć, listonosz był temu wszystkiemu współwinny, za samą obecność, o. I chuj. I cześć.
Głośny jęk wybrzmiał z jej gardła, kiedy ochroniarz jasno i przy wszystkich oznajmił, że chłopak musi zostać i razem z nią poczekać na przyjazd policji. Zaje-kurwa-biście. Już wolałaby dzielić winę z największym mordercom. Może przynajmniej dupnąłby jej kule w łeb i nie musiałaby teraz ciężkim krokiem wlec swoich czterech liter za łysym strażnikiem, ramie w ramię z ludzką żyrafą, pozostawiając za sobą istny rozpierdol w postaci wielkich kawałków szkła i rozjebanych wszędzie książek. I gdyby jeszcze tego wszystkiego było mało, ten nie potrafił się zamknąć, mieląc językiem gorzej niż krowa podczas przeżuwania trawy.
Ja pierdole — nie wytrzymała. Machnęła rekami, przewracając wyraźnie oczami — Ty jesteś człowieku niemożliwy. No kurwa niemożliwy. Wiecznie tylko narzekasz, na wszystko, jak kurwa leci. Ja się ciągnę jak smród po gaciach? To może byś je kurwa w końcu wyprał? Co ty myślisz, że Ja chce tu być? Że widzi mi się spędzanie jedynego wolnego dnia od roboty w TWOIM towarzystwie? Przysięgam, jesteś kurwa ostatnią osobom, z którą chciałabym teraz rozmawiać — teraz to ona mówiła jak najęta, bo przecież nie mogła pozwolić tak bezczelnie zwalać wszystkiego na nią. Otis w każdej chujowej sytuacji, jaka ich spotkała, był po części współwinny. W końcu wina nigdy nie leżała po tylko i wyłącznie jednej stronie, a ten, kto tak uważał, był po prostu zjebany.
Ochroniarz zaprowadził ich do niewielkiej kanciapy, która szczerze mówiąc, nie wyglądała w żadnym stopniu sympatycznie. Obskurne ściany, brudne, ledwo trzymające się na nogach biurko i zakurzone plakaty przestarzałych filmów sience fiction sprawiały, że wnętrze pomieszczenia sprawiało wrażenie domu seryjnego mordercy rodem z niskobudżetowego horroru niż szanującego się ochroniarza galerii handlowej. Chociaż tak na dobrą sprawę, chuj wie, czy tym się szanował. Jak widać nie miał nawet ciekawszych rzeczy do roboty, niż zgarnianie dwójki debili do swojej nory.
Na pewno da się to jakoś załatwić — rzuciła, podchodząc do drewnianego stołka, sadzając cztery litery na lekko odsuniętym krześle. Zabrzmiało trochę, jakby była gotowa mu obciągnąć tu i teraz, chociaż w rzeczywistości wcale nie miała tego na myśli. Z dwojga złego to już chyba wybrałaby żyrafę-listonosza.
Panienka chyba myśli, że ja nie traktuje swojej pracy poważnie — prychnął niskim, grubym głosem, siadając tuż naprzeciwko. Ze sterty papierów i papierkach po batonach wygrzebał telefon, wybierając tylko sobie znany numer wewnętrzny — Wy chyba nie zdajecie sobie sprawy, jaka tragedia mogła się stać. Jak mogliście zwalić witrynę w sklepie. Zdajecie sobie sprawę, szczyle, ile to będzie kosztować pieniędzy? A nie wyglądacie mi na takich, co mają ich pod dostatkiem — zmierzył ich bezczelnie, aż na twarzy Jo wymalował się lekki grymas irytacji. No przepraszam bardzo czy on się przypadkiem za bardzo nie zagalopowywał? Faceci, rzuciła z pogardą w myślach. Wszyscy kurwa tacy sami. Co kolejny to głupszy.
Z tego co się orientuje, przypadkowe rozbicie szkła wcale nie jest przestępstwem. Nie ma sensu wzywać policji. Nawet nie uciekliśmy z miejsca zbro..zdarzenia — poprawiła się natychmiast, czując jak gadka ucieka jej w kryminalną powieść niż autentyczne fakty — Jestem pewna, że jesteśmy w stanie to jakoś rozwiązać bez policji czy większego zamieszania. Na pewno jest coś, co możemy zrobić, żeby spłacić tę witrynę — wzruszyła ramionami, siląc się na durny uśmiech, na których wcale nie miała ochoty. Nienawidziła płaszczyć się przed ludźmi, a szczególnie takimi, którym najchętniej wyjebałaby z klapka prosto w ryj, no ale jak mus to mus. Szkoda tylko, że ten idiota stał z tyłu i nic nie mówił. Nie raczył nawet kurwa pomóc. Jolene przekręciła więc lekko głowę, doszukując się spojrzenia Otisa — A ty masz zamiar coś powiedzieć, czy będziesz tak stał jak siedem nieszczęść z kijem w dupie? — dodała po chwili, absolutnie nie przejmując się ze tuż obok siedzi ochroniarz, od którego zależał ich level przejebania. No nie mogła znieść jak nic nie robił. Skoro już przytaszczył tam swój egoistyczny tyłek, to mógłby coś pomóc się teraz z tego jakoś wywinąć.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Jezu, dziewczyno, ile ty gadasz - z ciężkim sercem wywrócił oczami, bo naprawdę nie mógł już jej słuchać. Wszystko go w niej drażniło. Dosłownie wszystko. Głos, który brzmiał najbardziej irytująco na świecie. Sposób, w jaki gestykulowała działał mu na nerwy, jak nic innego. I jej oczy, których spojrzenie przyprawiało o wymioty. Serio, gdyby nie zaistniała sytuacja, Otis zwyczajnie zerzygałby się na środku księgarni, ale teraz nie wchodziło to w grę, bo pewnie jeszcze bardziej oberwałoby mu się od nieugiętego ochroniarza. Tak szczerze powiedziawszy Goldsworthy nie chciał nic na święta. Nie potrzebował nowych skarpetek, chociaż większość par miał poprzecieranych i wyglądały jak znoszona szata Zgredka z Harry'ego Pottera. Nie potrzebował też nowego ulubionego kubka, mimo że jedna z sióstr podczas niezapowiedzianej wizyty stłukła ten, z którego chłopak najczęściej pijał. Nawet darowałby sobie coroczny wypad z kumplami na miasto, kiedy to rodzice w tym czasie przyjmowali kolędników. Jedyne, o co poprosiłby Świętego Mikołaj, jeśli ten faktycznie by istniał, to to, żeby Jolene z Rudd's zniknęła. Tak po prostu i na zawsze. Wtedy nie musiałby na nią patrzeć, bo nigdy więcej nie wpadłby na nią i nie musiałby się z nią użerać w podobnych sytuacjach. Wiecie dlaczego? Bo podobne sytuacje nie miałby już miejsca.
- No to załatwiłaś - dodał z przekąsem, kiedy znaleźli się cuchnącej stęchlizną kanciapie. Poważnie, jebało tam zdechłymi szczurami, pleśnią i czymś, czego zapachu Otis nie potrafił zidentyfikować. Aha, pewnie głupotą Jolene.
Zaraz, czy ten typ właśnie stwierdził, że nie było go stać na pokrycie kosztów zbitej witryny sklepowej? Okej, faktycznie nie było go stać, ale po czym to wywnioskował? Otis najgorzej ubrany nie był, właściwie całkiem zwyczajnie, jak połowa miasta, a nawet i lepiej, kiedy modernizował zakupione w second hendach łaszki, więc takie uwagi były zupełnie nie na miejscu.
- Może i stać mnie na to, żeby zapłacić za nową szybę, ale nie zrobię tego, bo to nie jest moja wina - wypalił natychmiast, tym samym kopiąc pod Jolene dołek. Doigrała się za te swoje chamskie odzywki, bo wcale nie miał kija w dupie i potrafił się bronić. Tym bardziej, że naprawdę w niczym nie zawinił. To ona spadła z regału prosto na niego, przez co stracił równowagę i pod jej ciężarem runął na witrynę. Tak było, nie ściemniał. - Jedyną osobą, która powinna ponieść konsekwencje jest właśnie ona - siedząc na chyboczącym krześle uniósł rękę i środkowym palcem wskazał na blondwłosą dziewczynę.
I śmiało, proszę bardzo, mogli go teraz nazywać kapusiem, ale nie miał zamiaru bekać za czyjeś błędy. Co innego, gdyby rzeczywiście rozjebał te witrynę przez własną nieuwagę, ale w tym wypadku miał zamiar iść w zaparte. I gówno obchodziło go, co w tej kwestii miała do powiedzenia Jolene z Rudd's.
- Nie mi będziecie się tłumaczyć - odparł ochroniarz, tym samym dając im do zrozumienia, że nie obejdzie się bez interwencji policji. - Muszę wykonać jeden telefon. Nie ruszajcie się stąd - najpierw wymownie spojrzał na dziewczynę, a później na samego Otisa, który skrzyżował ręce na piersiach prezentując wszem i wobec pozycję zamkniętą. Nigdzie się nie wybierał, dopóki nie będzie miał pewności, że Jolene odpowie za swoje czyny.
- I co? - zwrócił się do niej, kiedy mężczyzna opuścił kanciapę i zamknął za sobą drzwi. - Dumna z siebie jesteś? Czemu nie możesz przyznać się do winy? Tak bardzo chcesz pociągnąć mnie za sobą na dno? To tego dążysz? - z wyraźnym obruszeniem odwrócił twarz i zaczął wodzić wzrokiem po nierównościach na odrapanej ścianie. Był skłonny policzyć wszystkie rysy, nawet te najdrobniejsze, byle nie musieć patrzyć na blondynkę. Nie chciał z nią gadać. A przede wszystkim nie chciał jej znać. Tylko a to było już trochę za późno. No chyba, że zdarzy się jakiś jebany, bożonarodzeniowy cud.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Ona dużo gadała? ONA? No może i faktycznie gadała, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że on nie raczył pierdnąć nawet jednym słowem w stronę ochroniarza, odkąd ten zaprowadził ich do kanciapy zwanej Private Office, a przeciez gdyby żadne z nich się odezwało to dopiero byłaby katastrofa. Przecież trzeba było jakoś wygadać sobie drogę wyjścia z tej chujowej sytuacji, a skoro on nie miał zamiaru kiwnąć nawet palcem, nie pozostało jej nic innego jak wziąć wszystko na siebie. Może trochę nieudolnie, może nieco bez skutków, ale przynajmniej spróbowała. Pewnie gdyby była jedną z tych seksi dziuń z Instagrama, mogłaby po prostu wypiąć cycki, odsłonić dekolt i zapodać uroczym uśmiechem wyciągania z tarapatów numer pięć. Facet na pewno zakochałby się od pierwszego mrugnięcia i pewnie puścił ich szybciej niż Otis obliczyłby ile to sześć razy trzy, o. Na pewno by właśnie tak było, ale niestety — Jo daleko było do wizerunku supermodelki, a tym bardziej w aktualnych łachmanach, jakie miała na sobie. Bo przecież czarne getry i za duża o trzy rozmiary bluza z napisem Fuck patriarchy były dalekie od stylowych outfitów. Fakt, nie dbała za bardzo o wygląd. No wiadomo, myła się do czasu do czasu, co by nie śmierdzieć, ale nie spędzała następnie przed lustrem miliona godzin każdego dnia. Uważała, że życie było za krótkie, by połowę z niego zmarnować na pindrzenie mordy. Szczególnie, że jej samej i tak już uciekło większość lat poza murami bidula.
Ah zaczyna sie.. — mruknęła pod nosem, kiedy Otis łaskawie postanowił się odezwać. Szkoda tylko, że zamiast po prostu spróbować uratować ich dupska, on po prostu STANDARDOWO, postanowił uratować jedynie swoje. Do chuja z takimi ludźmi. Pokręciła głupio głową, nie omieszkując również rollnąć oczami i opadłą na oparcie, wsłuchując się w to bezsensowne, durne pierdolenie pod tytułem To nie moja wina, to ona. Normalnie jak dziecko z podstawówki. Ochroniarz chyba również zaczęła irytować ta żałosna samoobrona, kiedy w połowie zdania brwi wydawały się mocniej ściągnięte a usta zaciśnięte w poirytowaniu. Nie będę udawać, Jo miała niewielką nadzieję, że strażnik ukróci nieco ten język listonosza, jednak ten postanowił wyjść zadzwonić. No świetnie kurwa. Niech ją tu zostawi sam na sam z tym psycholem, panem to nie moja wina.
I co?
Pretensjonalny głos wypełnił chwilową błogą ciszę, a Jo już miała ochotę strzelić sobie w łeb, mając pełną świadomość, że jego monolog dopiero się zaczyna. Here we go.
Dumna z siebie jesteś? Czemu nie możesz przyznać się do winy? Tak bardzo chcesz pociągnąć mnie za sobą na dno? To tego dążysz?
Nie mogła go już słuchać. Chyba jeszcze nigdy nie słyszła Otisa, wypuszczającego ze swoich ust coś innego niż pretensje. Serio. Wiecznie kurwa coś mu nie pasowało, wiecznie tylko narzekał i unosił brodę jak pretensjonalna panienka, która wyżej sra niż dupę ma. Była zmęczona. Zmęczona dźwiękiem jego głosu. Nerwowo zerwała się na równe nogi, zrzucajac po drodze kilka dokumentów z biurka i stanęła twarzą w twarz z chłopakiem. No, może stanęłaby z nią twarzą w twarz, gdyby miała chociażby tak o dziesięć centymetrów więcej, bo aktualnie stała twarzą w klate. Ale chuj. Trzeba pracować z tym co się ma.
Jak ja mam cię kurwa dość! — krzyknęła głośno, o mały włos nie tupiąc przy tym można jak mały dzieciak — Jesteś okropny, kurwa! Nie chcesz tu być, to co tu jeszcze robisz, co? Po prostu kurwa wyjdź — energicznym ruchem wskazała na uchylone drzwi, przez które ochroniarz wyszedł kilka chwil temu — Skuty jesteś w kajdanki czy jak? Co takiego powstrzymuje cie, żeby zawinąć dupę w troki i po prostu uciec? Przecież nawet nie ma tu tego typa, poszedł chuj wie gdzie, wiec zamiast stać tu i dyskutować, po prostu sobie idź. Przynajmniej będzie spokój — ostatnie dodała już bardziej pod nosem, niż w jego kierunku, kiedy to całą resztę wymawiała z wysokim, podniesionym tonem. Nie mogła go znieść. Pizda nie facet. Całe szczęście, że na co dzień nie zadawała się z takimi imbecylami, jak listonosz, bo jeszcze by się jej udzieliło. Tragedia — No, na co czekasz?! Idź! — machnęła ponownie ręką, jednak nim Otis zdążył zareagować a jego szare komórki się poruszyć, do pomieszczenia wrócił ochroniarz, zatrzaskując drzwi z impetem.
Nikt nigdzie nie idzie — głos miał podirytowany. Podszedł ciężko do biurka, kołysząc się z jednej nogi na drugą — Rozmawiałem z komendantem i sprawa wygląda następująco — zrobił lekką przerwę na złapanie oddechu, jakby przebycie tak niewielkiego odcinka sprawiło mu wielki problem, po czym opadł na biurowe krzesło obrotowe — Mundurowi są aktualnie zajęci, macie więc dwie opcje.. — nachylił się do przodu i opierając łokcie o zasyfione biurko — ..możecie poczekać tutaj ze mną na przyjazd policji, co zajmie jakieś dwie trzy godziny, plus oczywiście potem spisanie całego protokołu, przejazd na komisariat i pewna kara pieniężna. Niezbyt korzystna opcja, co? No wiec właśnie. Mam dzisiaj dobry dzień, więc mogę zaproponować wam alternatywę. Prace społecznie. No, nie tyle społeczne, co w galerii. Mamy kilka ścian do zamalowania, zapewne do zrobienia w dwie godzinki. Raz dwa i po kłopocie. To co wybieracie? — oparł ciężką głowę na dłoni zaciśniętej w pięść i spojrzał na nich pytająco. No niby faktycznie opcja druga wydawała się bardziej optymalna. Oczywiście, dwójka nie miała pojęcia, że w rzeczywistości to ochroniarz musiał sam pomalować te jebane ściany i dlatego postanowił wykorzystać sytuacje, by się nimi poręczyć. Ale w końcu czego czy nie widzą tego sercu nie żal czy jakoś tak. Zostańmy więc przy tym, że wielki był z niego łaskawca. Otis już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdy ten nagle uniósł w górę dłoń — I nawet nie chce słyszeć, że coś nie jest czyjąś winą. Zostaliście przyłapani na wykroczeniu razem i razem odpowiecie. I wstydziłbyś się chłopcze, zostawiać damę samą z takim bałaganem! — dodał jeszcze na koniec, wymachując paluchem wskazującym, który wycelował prosto w Otisa.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Chyba na świecie nie było osoby, która irytowałaby go tak bardzo, jak Jolene z Rudd's. A Otis miał już trochę lat i na swej drodze poznał dosyć dużo ludzi. Mimo to żadna, ale to żadna nie działała mu na uzębienie w tak beznadziejny sposób. Właściwie mógł przyrównać ją do Dana Daviesa, który w dzieciństwie zawsze mówił o Goldsworthym i jego rodzinie niemiłe rzeczy. Właśnie tak go denerwowała, choć nie wyrażała się niefajnie o rodzicach, a w dodatku kumplowała się z jego młodszą siostrą. Po prostu odczucia były mocno zbliżone. To jedna z tych osób, której masz ochotę zacisnąć palce na gardle trochę za mocno niż z początku planowałeś. Niby przypadkowo, ale tak naprawdę z czystą premedytacją. Czy to czyniło Otisa okropnym człowiekiem? Możliwe. Czy miał z tego powodu jakieś wyrzuty sumienia? Żadnych.
- Ty i twoje złote rady - prychnął pod nosem, kiedy dziewczyna oznajmiła, że może sobie po prostu wyjść. Głupia jakaś była czy co? Nie zdawała sobie sprawy z tego, że obiekt był monitorowany i pewnie gdyby Goldsworthy opuścił kanciapę, to po krótszej lub nieco dłuższej chwili zostałby zawrócony. Może nie akurat przez tego ochroniarza, ale w galerii handlowej kręciło się ich mnóstwo. - Gdybym cię słuchał to zimą dymałbym w sandałach - burknął, co miałoby sens, gdyby w Lorne padał śnieg. - Powinnaś zostać jakiś trenerem motywacyjnym. Nie zastanawiałaś się nad zmianą profesji? - w jego głosie dało się słyszeć wyraźną złośliwość, ale Otis serio nie miał humoru, żeby silić się na miłą pogawędkę. Bo sytuacja wcale nie była sprzyjająca, a oni mieli kłopoty. I to poważne, jak się okazało po tym, jak mężczyzna wrócił do pomieszczenia, w którym dwójka złoczyńców łypała na siebie spode łbów.
- Prace społeczne?! - prawie zerwał się z krzesła słysząc tę idiotyczną alternatywę. - Czyli mam beknąć za coś, czego nie zrobiłem? Świetnie - syknął złowieszczo, a ta akcja z rozbitą witryną irytowała go coraz bardziej. A wcale nie tak łatwo wyprowadzić go z równowagi, w końcu nabył ogrom cierpliwości wychowując się pośród trzech sióstr. Jak widać Jolene przeszła samą siebie i doprowadzała go do skrajności. Nic dziwnego, że Otis myślał tylko o tym, żeby wyjąć telefon i napisać do Jo o tej patowej sytuacji bez wyjścia.
Wywrócił ostentacyjnie oczami, kiedy ochrona obrał stronę blondynki. Gdyby tylko przejrzał monitoring, to wiedziałby, że dziewczyna wcale nie była taka święta, a rozbita szyba była wyłącznie jej sprawką. Powinien ukarać ją za wspinaczkę po regałach, co było przyczyną upadku i zniszczenia witryny.
- Koło damy to ona nawet nie stała - mruknął posępnie, a potem wzruszył niedbale ramionami. - Mogę malować ściany. Lepsze to niż siedzenie na dołku. I najlepiej załatwić to od ręki, bo nie mam czasu na takie bzdury - dodał i chyba każdy wiedział, że okres przedświąteczny rządził się napiętym grafikiem i własnymi prawami, dlatego Otis spojrzał wyczekująco na Jolene. - Pasuje ci taki układ czy dalej będziesz się wydzierać, szajbusko? - jakby nie patrzeć, jedyną osobą, która podnosiła głos była właśnie ona. Zresztą nie pierwszy raz wydzierała się na niego, a to z kolei działało na chłopaka niczym płachta na byka. Taki odruch obronny i kiedy ktoś krzyczał, ton jego głosu automatycznie również nabierał mocy i stawał się donośniejszy.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Nie ma za co, służę radą — Wiadomo, że rady miała najlepsze pod słońcem. Taki właśnie już był z niej pomysłowy człowiek. I pomimo że Otis raczył ją właśnie czystym sarkazmem, Jo na twarzy wymalowała prawdziwą dumę z szerokim uśmiechem, by poirytować go jeszcze trochę bardziej. Nie ogarnęła jedynie za bardzo komentarza o chodzeniu zimą w sandałach. No bo kto niby chodzi w sandałach kiedy jest zimno i napierdala śniegiem? No tylko ktoś pojebany. I właśnie idąc tym tokiem rozumowania, to akurat Otis mógłby być kimś takim. Głupi był, a to i pewnie po śniegu lubił pochodzić w sandałkach, pewnie jeszcze bez skarpetek!! — Nie, nie mogłabym, bo wtedy musiałabym się męczyć z takimi debilami, jak ty — wzruszyła ramionami, doprawiając wszystko standardowym przewrotem oczu. Już dawno porzuciła bycie miłą dla tej męskiej żyrafy i wcale nie było jej z tym źle, że ofen nazywała go debilem. Był to pseudonim w pełni zasłużony. I pewnie nie była jedyną, która tak o nim myślała.
Przez moment zaczęła zastanawiać się, jak to możliwe, że listonosz miał w ogóle jakichkolwiek znajomych. Czy dało się z nim wytrzymać w jednym pomieszczeniu dłużej niż dziesięć minut bez chęci strzelenia w ten skwaszony ryjek? Czy możliwym była rozmowa z takim osobnikiem na normalnym poziomie, bez krzyków, wyzywania i robienia sobie na złość? Cóż, na ten moment wydawało jej się to niemożliwe, chociaż w rzeczywistości przecież słodka Jo potrafiła wisieć na telefonie z Otisem godzinami. Rozmawiać o pierdołach, sprawach ważnych i niekiedy śmiejąc się aż do bólu brzucha. No ale głupie to było i nie miało pojęcia, że swojego wymarzonego księcia z bajki miała tuż przed sobą i w dodatku wyzywała go od najgorszych. Taki ten świat przewrotny.
Nie miała nic przeciwko pracom społecznym. Co więcej, zdecydowanie wolała odpierdolić szybkie malowanie, niż siedzieć w tej kanciapie z listonoszem i obleśnym ochroniarzem chuj wie ile, a potem jeszcze zatripować na komisariat, kiedy policja raczy się wreszcie pojawić. Już miała otwierać usta, by wyrazić swoje stanowisko, kiedy pan to nie moja wina jak zwykle musiał zabłysnąć jakże inteligentnym spostrzeżeniem.
A to akurat prawda, żadna ze mnie dama — wzruszyła ramionami, prychając pod nosem. To temat, na który nawet nie miała zamiaru się kłócić. Nie ważne czy powiedziałaby to jej ulubiona osoba na całym świecie, czy baran obok siedzący — Jo nigdy nie miała się za damę i nawet nie próbowała tego ukryć. Wystarczyło, że ochroniarz stanął w jej obronie, a Otisowi omal co nie strzeliła żyłka na czole. To wszystko wynagrodziło. Spojrzała na niego gniewnie, gdy znowu zarzucał jej te swoje durne oszczerstwa o wydzieraniu się. Chłopak chyba nie słyszał jeszcze porządnego krzyku wkurwionej kobiety, bo to, czego dotychczas z nią doświadczył, było jedynie marną namiastką jej możliwości. No ale czy był sens się teraz spierać o rzeczy mało istotne?
Pasuje. Miejmy to już z głowy — pokręciła głową, rzucając błagalne spojrzenie strażnikowi teksasu galerii. O niczym innym już nie marzyła, jak wrócić do domu, otworzyć browara, rzucić się na kanapę i zadzwonić do Otisa, by opowiedzieć mu o tym żałosnym dniu. Magia świat kurwa. Nigdy nie lubiła łazić po galeriach, ale po tym to już chyba jej noga więcej tu nie postanie.
Wyśmienicie, w takim razie zapraszam — ochroniarz klasnął w dłonie, wstając od biurka. W jego głosie było słychać ewidentną ulgę. Zupełnie jakby jeszcze chwile temu obawiał się, że ci znowu zaczną drzeć koty na pół galerii i tak będą tu sobie podejmować decyzję aż do późnego wieczora. Chwiejnym, ślimaczym krokiem podszedł do drzwi, uchylając je na oścież i wypuszczając pojmanych. Zakluczył wszystko, a następnie zaprowadził ich do niewielkiej komórki tuż obok — Macie tu wszystko, co potrzebne. Farby, najlepiej użyjcie o tej. Możesz chłopcze zabrać te dwa wiaderka, o te tutaj. Panienka niech trzyma tu: pędzle, wałki jeden mały i ten duży, folia, fartuszki, o, a i kuweta, proszę bardzo, no trzymaj no — wcisnął im w łapy wszystkie potrzebne rzeczy, stękając przy tym niemiłosiernie. Ta praca w galerii chyba nie była dla niego. Męczył się biedaczek przy najmniejszej czynności. Znalazłby sobie prace w korpo czy coś i od razu by się łatwiej żyło. A przynajmniej tak pomyślała Jo — A i tu jest jeszcze drabina, ale chyba nie weźmiesz wszystkiego naraz, wiec będziesz musiał się po to wrócić. A teraz zapraszam, pokaże wam miejsce — westchnął na odchodne i ruszył w stronę zjazdu na parking — Jak widzicie, przeklęci wandale zamalowali ściany tymi okropnymi bazgrołami. Musicie mi to wszystko pięknie zamalować. Śladu ma po tym nie być, zrozumiano? A i nie zapomnijcie pierwsze rozłożyć folii, chyba że szorowanie podłogi też chcecie zaliczyć. No to ten tego, wrócę z godzinę, sprawdzić jak wam idzie — jak powiedział, tak odszedł, zostawiając ich sam na sam z wielką, upierodolną po brzegi ścianą graffiti. Jo westchnęła głośno, rzucając na siebie wszystkie przybory. Wplotła palce we włosy, w pierwszej kolejności postanawiając upiąć koka, po czym ubrała się w ujebany fartuszek, bardziej przypominający taki do gotowania niż co by chronił przed plamami po farbie, ale już chuj. Następnie odpakowała za ogromną folię malarską i rozpoczęła udrękę z rozłożeniem tego w pojedynkę.
Może byś kurwa pomógł, co? — syknęła w stronę listonosza, który zdawał się skrobać coś na telefonie. No serio? Jaja sobie robił? — Czyli tak to będzie wyglądać? Ja mam zapierdalać, a ty będziesz sobie esemeski pisał i sprawdzał Instagramy? — wkurwiona była. To mało powiedziane. Na cała tę sytuację, na malowanie, rozjebaną witrynę, wyprawę do pieprzonego centrum i przede wszystkim na niego, że znowu pojawił się w jej życiu, kiedy najmniej tego potrzebowała.
Słuchaj no, jeśli razem to ogarniemy, to skończymy też dwa razy szybciej, a z tego co wiem, jesteś tu tak samo udupiony i dopóki nie będzie zrobione to i tak żadne się skąd nie ruszy — dodała już mniej nerwowo. Serio chciała to po prostu zrobić i mieć to z głowy. Wyprostowała się z kawałkiem folii w ręku i spojrzała wyczekująco na chłopaka.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
ODPOWIEDZ