Strona 2 z 2

: 25 lis 2021, 16:42
Dick Remington
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


hector silva

: 27 lis 2021, 03:25
hector silva
Wybryki miały jedną podstawową zaletę: bardzo łatwo można je było wyprzeć z pamięci, zastąpić innym wspomnieniem, umniejszyć albo gloryfikować - tak łatwo było przecież przykleić im jednoznacznie negatywną łatkę, jakby to wszystko, co działo się w trakcie można było tak po prostu anulować, jak nieudaną bankową transakcję. Każdy, kto kiedyś ugiął się pod pokusą wybryku wiedział jednak zapewne, że łatwiej było zaakceptować ową płynącą z tamtych ulotnych doznań rozkosz; zagarnąć ją jako swoją i przestać się głupio obawiać (bo czym to było, jeśli nie strachem?) własnych opinii na temat siebie samego. Bo można było stanąć przed lustrem, strzelić sobie w pysk i nazwać się puszczalskim ścierwem, ale ta sama dłoń, która wymierzała policzek, mogła też poklepać go czule, w ramach uwertury do całej lawiny śpiewnych komplementów i podziękowań - bo był przecież moment, w którym taki głupi wybryk przestawał być wybrykiem, żeby ewoluować w sposób na zgarnianie dla siebie tych ciepłych, przesłodzonych słówek.
Tak naprawdę niczego więcej nie potrzebował; te wszystkie epitety rozbrzmiewały same szumnie w głowie, teraz, kiedy przewracał oczami na tę zbędną uszczypliwość (ekscytującą zapowiedź?) i odbierał od niego paczkę papierosów. Nie widział sensu ani w ich artykułowaniu, ani w słuchaniu, bo przecież to, co działo się wewnątrz było tylko jego, bo przecież sam potrafił pogładzić się po policzku albo klepnąć się w plecy z suchym (ojcowskim może?): dobra robota. Nie potrzebował tego od swojego gospodarza i - tym bardziej - nie chciał, żeby mężczyzna potrzebował tego od niego. Teraz był czas na zaspokojenie innej, do bólu fizycznej potrzeby, dlatego też, kiedy tylko jego nadal bezimienny kompan się z niego zsunął, Hector podciągnął się na materacu do siadu, tak żeby móc oprzeć się plecami o wezgłowie łóżka.
- Zapalniczka? - rzucił tylko po to, żeby w tym samym momencie dostrzec ją na szafce, do której teraz to on z kolei sięgnął. Odpaliwszy swojego papierosa, podsunął ogień pod końcówkę kiepa dzierżonego przez mężczyznę. Słysząc jego propozycję o podwózce zaśmiał się krótko, bo co innego mu pozostało? - Poradzę sobie. Może spotkam po drodze inną podwózkę - posłał mu porozumiewawcze spojrzenie, które odbiło się od jego oczu, a potem jak bumerang wróciło do warg. Wciąż z papierosowym dymem drapiącym w podniebienie, sięgnął do nich swoimi ustami, uderzając w nie jednocześnie nikotynowym oddechem. Zabawa. To były dobre fajki, nie te chujowe ściny, za które bulił w kioskach i tak zbyt duże pieniądze. Podciągnął jedno z kolan bliżej klatki piersiowej, żeby móc wesprzeć na nim łokieć ręki, która trzymała papierosa. Lubił patrzeć, więc patrzył; obserwował, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada z powrotem, jak usta nabierają w płuca tytoniowy odór.
Aż w końcu wstał, nie zważając na to, że zakręciło mu się lekko w głowie. Kolekcjonowanie elementów ubrania będzie pewnie teraz przypominało grę przygodową, ale to nic. Zaciągnąwszy się ostatni raz, ugasił papierosa na krawędzi szafki, nie dostrzegając żadnej lepszej alternatywy.
- Lubię cię, Patrick. Nie spierdol tego, to zostawię ci mój numer na lodówce - zażartował, krzywiąc się lekko, chociaż... chociaż coś bardzo intensywnie kusiło, żeby jednak tę złośliwą obietnicę spełnić.

Dick Remington