: 19 sty 2022, 23:11
Ich relacji towarzyszyła pewnego rodzaju przewrotność, a wszystko to, co normalnie uznane zostałoby za nieprzyjemne, w ich przypadku pociągało za sobą dozę czegoś miłego. Nawet te dogryzki niosły za sobą inne, ukryte znaczenie, które zrozumiałe było tylko dla nich samych. Może prościej byłoby, gdyby jeszcze wzajemnie nauczyli się odczytywać swoje sygnały, ale dziś dowiedli, że z tym mieli jeszcze pewne trudności. No nic, pozostaje im albo popracować nad tym, albo w końcu sobie odpuścić, aby wzajemnie nie niszczyć sobie nerwów. Szkoda tylko, że Posy z jakiegoś powodu nie umiała się na to zdecydować, znacznie lepiej czując się wtedy, kiedy miała świadomość tego, że mogli działać sobie na nerwy. Gdyby nagle ta możliwość zniknęła, na pewno byłoby jej przykro.
I rzeczywiście zrobiło się miło. Kiedy zdecydowali się ewakuować z podmokłych terenów, a Phillips (choć to też nie do końca potwierdzone, że w kwestii odpowiedniego kierunku można mu ufać) zadeklarował, że wracali do obozowiska, całe to napięcie gdzieś zniknęło. Najwyraźniej jednak nie na długo, ponieważ pech cały czas za nimi podążał. Gdy usłyszała jego komentarz, zupełnie się go nie spodziewała, podobnie zresztą jak tego, co dostrzegła, kiedy podążyła wzrokiem w odpowiednim kierunku. - Cholera - zaklęła mimowolnie, a nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, brunet tylko uprzedził ją, że musieli uciekać. Schodzenie z niego rzeczywiście kosztowałoby ich trochę czasu, ale uciekanie w tej pozycji też nie było szczególnie dogodne. Przynajmniej nie dla Posy, z której gardła mimowolnie wyrwał się pisk, kiedy na jej drodze pojawiła się pierwsza przeszkoda. Próbowała się schylić, ale coś i tak przejechało po jej czole, pozostawiając tam sporą rysę. No i tyle byłoby z miłego wspominania tego wyjazdu! - Że niby które? - zapytała, z ust wyciągając sobie jakiegoś liścia, który wpadł tam przy okazji kolejnego zderzenia z gałęzią. Czy jazda konno w lesie też była na tyle nieprzyjemna, czy to po prostu uroki dzisiejszych okoliczności? - Potrafisz się w ogóle tam wdrapać? - zapytała, po czym podkusiło ją, żeby obrócić się do tyłu i sprawdzić czy ten krokodyl aby na pewno jeszcze za nimi podążał, ale trochę się bała, ze kiedy to zrobi, już w ogóle zląduje z jego ramion. - Tam - zarządziła, po czym wyciągnęła przed siebie rękę, żeby pokazać mu odpowiedni kierunek. - Wygląda na całkiem łatwe - choć najpewniej i tak przewyższało jej możliwości. O’Brallaghan może i lubiła się ze sportem, ale zdecydowanie nie takim, dlatego była przekonana, że w tej walce polegnie. Musiała jednak się jej podjąć, jeśli nie chciała skończyć pożarta przez krokodyla, choć musiała przyznać, że ten scenariusz wyjątkowo pasował do klimatów ich relacji. Może jednak Phillips zaciągnął ją tu celowo? Liczył na to, że coś ją pożre?
Phillips Winfield
I rzeczywiście zrobiło się miło. Kiedy zdecydowali się ewakuować z podmokłych terenów, a Phillips (choć to też nie do końca potwierdzone, że w kwestii odpowiedniego kierunku można mu ufać) zadeklarował, że wracali do obozowiska, całe to napięcie gdzieś zniknęło. Najwyraźniej jednak nie na długo, ponieważ pech cały czas za nimi podążał. Gdy usłyszała jego komentarz, zupełnie się go nie spodziewała, podobnie zresztą jak tego, co dostrzegła, kiedy podążyła wzrokiem w odpowiednim kierunku. - Cholera - zaklęła mimowolnie, a nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, brunet tylko uprzedził ją, że musieli uciekać. Schodzenie z niego rzeczywiście kosztowałoby ich trochę czasu, ale uciekanie w tej pozycji też nie było szczególnie dogodne. Przynajmniej nie dla Posy, z której gardła mimowolnie wyrwał się pisk, kiedy na jej drodze pojawiła się pierwsza przeszkoda. Próbowała się schylić, ale coś i tak przejechało po jej czole, pozostawiając tam sporą rysę. No i tyle byłoby z miłego wspominania tego wyjazdu! - Że niby które? - zapytała, z ust wyciągając sobie jakiegoś liścia, który wpadł tam przy okazji kolejnego zderzenia z gałęzią. Czy jazda konno w lesie też była na tyle nieprzyjemna, czy to po prostu uroki dzisiejszych okoliczności? - Potrafisz się w ogóle tam wdrapać? - zapytała, po czym podkusiło ją, żeby obrócić się do tyłu i sprawdzić czy ten krokodyl aby na pewno jeszcze za nimi podążał, ale trochę się bała, ze kiedy to zrobi, już w ogóle zląduje z jego ramion. - Tam - zarządziła, po czym wyciągnęła przed siebie rękę, żeby pokazać mu odpowiedni kierunek. - Wygląda na całkiem łatwe - choć najpewniej i tak przewyższało jej możliwości. O’Brallaghan może i lubiła się ze sportem, ale zdecydowanie nie takim, dlatego była przekonana, że w tej walce polegnie. Musiała jednak się jej podjąć, jeśli nie chciała skończyć pożarta przez krokodyla, choć musiała przyznać, że ten scenariusz wyjątkowo pasował do klimatów ich relacji. Może jednak Phillips zaciągnął ją tu celowo? Liczył na to, że coś ją pożre?
Phillips Winfield