Trudno, aby wiedział, czy dokładnie tego oczekiwała, bo ona też raczej nie wiedziała. Nie gdybała, nie układała w głowie idealnych scenariuszy, nie zastanawiała się nad okolicznościami ani nad wszystkimi innymi detalami tej
randki. Bo prawda była taka, że — jakkolwiek ckliwie i banalnie to brzmiało — wiedziała doskonale, że jakkolwiek będzie wyglądać to spotkanie, to będzie się z nim dobrze bawić i przyjemnie spędzi ten czas. Skoro potrafiła miło wspominać ich spotkanie w sanktuarium i to wcale nie dlatego, że poznała kangury, to jednak mówiło to samo za siebie chyba. A Thea musiała w końcu przyznać sama przed sobą, że miała do Freddiego ogromną słabość, z którą przecież nawet nie zamierzała walczyć. Już nie, skoro na tym etapie nie miało to właściwie sensu. W kwestii niechęci do cofania się byli jak najbardziej zgodni. Nawet jeśli być może rzeczywiście nie do końca przebiegało to u nich utartym szlakiem. Żadne z nich tego raczej nie potrzebowało, właściwie chyba taka wersja pasowała do nich bardziej.
O dziwo rzeczywiście nie wystroiła się w sukienkę, głównie dlatego, że nie miała zbyt wiele informacji i nie wiedziała, czego się spodziewać. Nie zdarzało jej się to co prawda często, bo jej szafa w większości składała się z sukienek i spódnic, które ledwo zakrywały jej tyłek, ale na szczęście miała też trochę wygodniejsze rzeczy, które nadawały się na taką okazję i też nie zakrywały przesadnie wiele, co było sensownym rozwiązaniem nie tylko przez upał i to, że Freddie miał dzięki temu miłe widoki. Tylko jednak, jak zapewne zdążył zauważyć, Thea nie była fanką golfów tak samo, jak kolorów.
—
To dość zuchwałe powitanie jak na kogoś, przez kogo musiała się przedzierać tutaj sama — odpowiedziała, równie bezczelnie mu to wytykając, jednak nie było w tym ani odrobiny poważnej złości czy oburzenia. Była całkiem samodzielna, więc dotarła tu tak naprawdę bez większych problemów. A że była raczej drobna, to przejście przez dziurę w ogrodzeniu też nie było dla niej w żaden sposób trudne — na pewno poszło jej to łatwiej niż jemu. Nie musiał więc wcale odwracać jej uwagi od tego wszystkiego pocałunkiem, jednak nie oznaczało to, że nie był on miły i pożądany. Wręcz przeciwnie, zdecydowanie była to forma przywitania, która jej pasowała, o czym nie musiała go raczej zapewniać, bo wspięła się na palce, aby odrobinę ten moment przeciągnąć.
—
Cześć, Fred — przywitała się również, gdy się od siebie odsunęli. —
Dziękuję. Ty też, więc możesz nawet uznać, że to trochę dla Ciebie — poinformowała go jakże wspaniałomyślnie. Trochę, bo wiadomo, że ubierała się jak mała, mroczna zdzira dla siebie przede wszystkim. —
Wspaniały plan — przyznała, biorąc od niego butelkę z gówniarską orenżadą, która jak najbardziej była dobrym wyborem, bo przecież to nie tak, że musiała pić, żeby z nim wytrzymać. Jeśliby tak było, to mieliby spory problem.
—
No przestań, jakbym się bała to bym Ci powiedziała, jak wysłałeś mi lokalizację — pokręciła lekko głową. —
Ale jeśli Ty się boisz to nie musisz zgrywać nieustraszonego, mogę Cię przytulić, żeby było Ci raźniej — zaproponowała, odrobinę złośliwie sobie żartując, ale oczywiście oferta była szczera.
frederick hemmings