We don't talk anymore Like we used to do
: 03 lis 2021, 05:58
#13
Po ostatnim spotkaniu z Vivian, Adonis zaczynał się powoli zastanawiać nad tym, czy jego życie nie zamienia się w jeden wielki i dość mało śmieszny żart. On naprawdę nie miał pojęcia, co takiego zrobił, że wszystko powoli zaczynało mu się wymykać z rąk.
Najpierw Lucy, która odrzuciła jego miłość w dość podły sposób nie dając mu nawet szansy na to, by się wytłumaczył, czy wyjaśnił wszystko. Tak po prostu wywaliła go ze swojego życia, nie mówiąc kompletnie nic. Zaczęła nawet bujać się po mieście z jakimś ruskim mafiozo.
A potem, powrót Vivi. To chyba najbardziej go zaskoczyło. Adonis nigdy nie sądził, że jeszcze kiedyś ją spotka, i że jego uczucia do niej wciąż były tak żywe. Był pewien, że zapomniał. Był pewien, że teraz to właśnie Lucy tkwiła w jego sercu. Ale chyba jednak się pomylił.
Po felernym spotkaniu w herbaciarni, pojechał nawet do swojego domu rodzinnego po swoje cenne pudełko. Zebrało mu się na wspomnienia, więc kolejne kilka dni spędził na przeglądaniu wszystkich pamiątek, które tam zgromadził. Dawne czasy, rzeczy które robili, słowa, które do siebie wypowiadali – wszystko to wróciło do niego ze zdwojoną siłą, sprawiając, że czuł się jeszcze gorzej niż wcześniej.
Za trzy miesiące biorę ślub. Zbitek pięciu słów, który ranił go za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominał. Nie potrafił tego zrozumieć, a może po prostu nie chciał. Nie umiał sobie wyobrazić Vivian z kimś innym, niż on sam. Zawsze mu się wydawało, że gdyby kiedykolwiek wróciła do Lorne Bay, wróciłaby do niego. Że w końcu, może wtedy byliby razem.
Siedząc samotnie w swoim mieszkaniu, szczerze żałował, że nie oświadczył jej się wtedy na lotnisku. Owszem, ostatnie osiem lat od czasu do czasu się nad tym zastanawiał, jednak teraz, w ciągu tych kilku ostatnich dni, te myśli wracały do niego, niczym natrętne komary, boleśnie go kąsając. Wiedział dlaczego tego nie zrobił. Nie był w stanie jej wtedy ograniczać. Nie mógł kazać jej zostać. Wyszedłby wtedy na totalnego samoluba, który nie chce, by kobieta jego życia spełniała swoje marzenia.
Puścił ją do tego Maine, a teraz wróciła z nowym narzeczonym, a jemu pękało serce.
Adonis nie mógł się nawet ostatnio skupić na pracy. Mieli wkrótce omówić z Mavis kolejne etapy realizacji swojego biznesplanu, a on przeglądał przyniesione przez nią papiery i nie rozumiał, co czyta. Nawet gotowanie przestało sprawiać mu przyjemność.
Któryś już dzień z rzędu siedział zamknięty w swoim mieszkaniu, patrząc na te zapisane przez przyjaciółkę kartki i myślał o wszystkim, tylko nie o tym. Wiedział doskonale, że musi wziąć się w garść. Przecież nie każe Vivian zerwać zaręczyn. Przecież nie wolno mu ingerować w jej życie i mieszać w nim. Puścił ją wolno osiem lat temu i musiał wiedzieć, że ułoży sobie życie na nowo. Przecież on też próbował.
Dopiero dzwonek do drzwi wyrwał go z zamyślenia. Początkowo, Adonis nawet nie podnosił się z miejsca, bo ani nikogo nie zapraszał, ani nikogo się nie spodziewał. W końcu jednak wstał z cichym westchnieniem i poprawił spodnie od dresu, które nieco zsunęły mu się z bioder.
- Vivi? - Zapytał zaskoczony, kiedy otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się brunetka, która od kilku dni spędzała mu sen z powiek i zaprzątała wszystkie myśli. Nagle wydało mu się niestosowne to, że był półnagi. - A co ty tu robisz? - Zapytał, patrząc jej w oczy. - Skąd masz mój adres? - Dopytał jeszcze. Nie mogła go przecież znać. Mieszkał tutaj dopiero od roku i był niemal pewien, że przy ich ostatnim spotkaniu jej go nie podawał.
Vivian Ebenhart
Po ostatnim spotkaniu z Vivian, Adonis zaczynał się powoli zastanawiać nad tym, czy jego życie nie zamienia się w jeden wielki i dość mało śmieszny żart. On naprawdę nie miał pojęcia, co takiego zrobił, że wszystko powoli zaczynało mu się wymykać z rąk.
Najpierw Lucy, która odrzuciła jego miłość w dość podły sposób nie dając mu nawet szansy na to, by się wytłumaczył, czy wyjaśnił wszystko. Tak po prostu wywaliła go ze swojego życia, nie mówiąc kompletnie nic. Zaczęła nawet bujać się po mieście z jakimś ruskim mafiozo.
A potem, powrót Vivi. To chyba najbardziej go zaskoczyło. Adonis nigdy nie sądził, że jeszcze kiedyś ją spotka, i że jego uczucia do niej wciąż były tak żywe. Był pewien, że zapomniał. Był pewien, że teraz to właśnie Lucy tkwiła w jego sercu. Ale chyba jednak się pomylił.
Po felernym spotkaniu w herbaciarni, pojechał nawet do swojego domu rodzinnego po swoje cenne pudełko. Zebrało mu się na wspomnienia, więc kolejne kilka dni spędził na przeglądaniu wszystkich pamiątek, które tam zgromadził. Dawne czasy, rzeczy które robili, słowa, które do siebie wypowiadali – wszystko to wróciło do niego ze zdwojoną siłą, sprawiając, że czuł się jeszcze gorzej niż wcześniej.
Za trzy miesiące biorę ślub. Zbitek pięciu słów, który ranił go za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominał. Nie potrafił tego zrozumieć, a może po prostu nie chciał. Nie umiał sobie wyobrazić Vivian z kimś innym, niż on sam. Zawsze mu się wydawało, że gdyby kiedykolwiek wróciła do Lorne Bay, wróciłaby do niego. Że w końcu, może wtedy byliby razem.
Siedząc samotnie w swoim mieszkaniu, szczerze żałował, że nie oświadczył jej się wtedy na lotnisku. Owszem, ostatnie osiem lat od czasu do czasu się nad tym zastanawiał, jednak teraz, w ciągu tych kilku ostatnich dni, te myśli wracały do niego, niczym natrętne komary, boleśnie go kąsając. Wiedział dlaczego tego nie zrobił. Nie był w stanie jej wtedy ograniczać. Nie mógł kazać jej zostać. Wyszedłby wtedy na totalnego samoluba, który nie chce, by kobieta jego życia spełniała swoje marzenia.
Puścił ją do tego Maine, a teraz wróciła z nowym narzeczonym, a jemu pękało serce.
Adonis nie mógł się nawet ostatnio skupić na pracy. Mieli wkrótce omówić z Mavis kolejne etapy realizacji swojego biznesplanu, a on przeglądał przyniesione przez nią papiery i nie rozumiał, co czyta. Nawet gotowanie przestało sprawiać mu przyjemność.
Któryś już dzień z rzędu siedział zamknięty w swoim mieszkaniu, patrząc na te zapisane przez przyjaciółkę kartki i myślał o wszystkim, tylko nie o tym. Wiedział doskonale, że musi wziąć się w garść. Przecież nie każe Vivian zerwać zaręczyn. Przecież nie wolno mu ingerować w jej życie i mieszać w nim. Puścił ją wolno osiem lat temu i musiał wiedzieć, że ułoży sobie życie na nowo. Przecież on też próbował.
Dopiero dzwonek do drzwi wyrwał go z zamyślenia. Początkowo, Adonis nawet nie podnosił się z miejsca, bo ani nikogo nie zapraszał, ani nikogo się nie spodziewał. W końcu jednak wstał z cichym westchnieniem i poprawił spodnie od dresu, które nieco zsunęły mu się z bioder.
- Vivi? - Zapytał zaskoczony, kiedy otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się brunetka, która od kilku dni spędzała mu sen z powiek i zaprzątała wszystkie myśli. Nagle wydało mu się niestosowne to, że był półnagi. - A co ty tu robisz? - Zapytał, patrząc jej w oczy. - Skąd masz mój adres? - Dopytał jeszcze. Nie mogła go przecież znać. Mieszkał tutaj dopiero od roku i był niemal pewien, że przy ich ostatnim spotkaniu jej go nie podawał.
Vivian Ebenhart