it was more fun in hell
: 31 paź 2021, 11:12
[akapit]
Wrodzona naiwność Nelsona, na jaką od samego początku narzekała jego matka, a jakiej jednocześnie on sam nigdy w sobie nie dostrzegał, kazała mu sądzić, że to tylko zabawa.
Że zaciągnięte na oknach kotary, rozstawione w kręgu świece, że ułożone na metalowym, pokrytym rdzą stoliku noże, to efekt bujnej wyobraźni grupy, która halloweenową noc - tak jak oni - zdecydowała się spędzić w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. Nie wiedział skąd brak w nim tego samego instynktu samozachowawczego, który w pewnym momencie Otisowi kazał szarpnąć go za rękę, odciągnąć, uciec nim ktoś ich zauważył. Nie miał pojęcia dlaczego w ogóle się tu znalazł, dlaczego nie został w mieszkaniu, nie przystał na propozycję Lettie i nie oglądał z nią teraz kolejnego strasznego filmu, co rusz zakrywając dłonią oczy, zanim zobaczył na ekranie za wiele.
Biegnąc przed siebie ile sił w nogach kilkanaście minut później, z dłonią zaciśniętą mocno na zranionym ramieniu, jak przez mgłę pamiętał moment, w którym spadł na niego pierwszy cios. Ani przez chwilę nie przypuszczał przecież, że przeraźliwy, odbijający się echem śmiech, że wypowiadane w jego kierunku słowa, że zawieszony z sufitu nóż i sceneria jak z horroru w istocie mogą być czymś, co wedle scenariusza halloweenowego filmu byłoby prawdziwym rytuałem. Nie spodziewał się niczego, co pozwoliłoby mu sądzić, że jeszcze chwila, a zostanie powalony na ziemię i tracąc wszelkie nadzieje zacznie szukać drogi ucieczki.
Aż w jego stronę został wymierzony pierwszy cios.
Biegnąc przed siebie ile sił w nogach, z dłonią zaciśniętą mocno na zranionym ramieniu, nie wiedział gdzie jest Otis. Instynkt, którego brakło kilkanaście minut wcześniej, a który rządził teraz całym jego ciałem, zmuszając do zaglądania w każdy zakamarek każdej opuszczonej sali, kazał mu go szukać, wiedząc już, że to - to wszystko co widzieli na własne oczy, nim sami zostali dostrzeżeni - z całą pewnością nie była tylko zabawa. I to dzięki niemu go znalazł. Nim jednak cichy, wydobywający się z jednego pomieszczenia dźwięk przypisał do Otisa, pierwsze kroki w jego kierunku postawił na tyle bezszelestnie, na ile był w stanie to zrobić - by dopiero po upewnieniu się, że odnalazł swojego przyjaciela, z impetem wpaść do wnętrza zatęchłej sali. Będąc gotowym na najgorsze. – Otis? – wyrzucił zachrypniętym głosem, spodziewając się jakiejkolwiek reakcji, ale tej nie było. A może to jednak nie był Otis? Może przyćmiony uderzeniami z każdej strony umysł podsuwał mu przed oczy obrazy, które chciał zobaczyć, a które tak naprawdę nie istniały? Może wcale nie uciekł z tamtej sali, a ostrze noża już zdążyło dotknąć jego skóry? – Kurwa, kurwa, kurwa – zaklął pod nosem, z całych sił dbając o to, by wyrzucane kolejno słowa pozostały wyłącznie szeptem, ale nawet to nie było teraz proste - jego i tak obolałe już ciało przy każdym głębszym wdechu przepełniał jeszcze większy ból, a on sam łapczywie wciągał powietrze, jakby w płucach próbował zgromadzić jego jak największy zapas. – Stary rusz się – jęknął błagalnie, sięgając zakrwawioną dłonią w stronę przyjaciela. Ale tak szybko jak dostrzegł na niej pierwsze czerwone smugi, tak szybko zastygł bez ruchu - bowiem zrozumienie, że patrzy na własną krew, okazało się trudniejsze niż ucieczka z tego piekła.
Otis Goldsworthy