Australian Psycho
: 27 paź 2021, 13:29
#13
Inej dobrze wiedziała, że najlepszym sposobem na zawarcie długoletniej i mocnej przyjaźni jest porządna trauma. W końcu jak inaczej można sprawdzić czy taki człowiek ma wystarczająco mocne nerwy, by przyjaźnić się z taką osobą jak Marlowe, no i przy okazji na coś się przydać. Wiadomo, że Inej nie była fanką znajomości, które tylko sobie były. Po co miałaby marnować swój czas na coś, co nigdy by się jej nie przydało. Sądziłą, że takie relacje są jak inwestycje, które kiedyś mają się jej opłacić. Zrobiła od tego tylko jeden wyjątek dla pewnej blond morderczyni, bo ten ZWIĄZEK raczej mógł wpędzić ją tylko szybciej do grobu. Czy patrzyła na Sam jak na swoją rywalkę? Nie. Wiedziała, że jest od niej lepsza. Patrzyła na nią jak na drugą połówkę tego samego zgniłego jabłka, bo nikt przecież nie mógł zrozumieć jej tak, jak Sameen.
Nie była głupia. Udało jej się odnaleźć miejsce, w którym Sam mieszkała. Widziała się nawet z jej siostrą, ale to wydarzenie akurat wspomina z wielką żenadą, bo Raine nie przypadła jej do gustu. Była strasznie przemądrzała, co w sumie mogło wskazywać na pewnego rodzaju rodzinne podobieństwo. Jak można było odmówić pracy u Susan Sarandon. Musiała być bardzo głupia. No zdarza się, nie Inej to oceniać. Marlowe miała też trochę inne problemy na głowie, bo odkąd wybuchła mała spina między nią, a wujkiem Vesemirem to ten chodził jakiś wielce obrażony i ją wkurwiał. Dlatego chciała mu coś dać w prezencie… nie miała tylko pojęcia co. Musi się nad tym zastanowić, aczkolwiek teraz czasu na to nie miała, bo inne rzeczy zawracały jej piękną główkę. Wiedziała, że od czasu jak dojebała maleńkim morderstwem w okolicy to miejscowi policjanci trochę tą sprawę węszyli, co baaardzo jej się nie podobało. Nie miała niestety żadnych wtyków na tym komisariacie, ale nic jej nie przeszkadzało żeby się takowych dorobić. Wybrała sobe jednego z miejscowych glin, który trochę wpadł jej w oko, bo wtedy milej jest takiego śledzić. Uśmiechnęła się wewnątrz, gdy okazało się, że policjant zna się z siostrą Sam. Cóż za wspaniały zbieg okoliczności! Wesoło jej było. No w każdym razie pewnego pięknego dnia “przypadkowo” wpadła Cole’a w jakimś miejscu i trochę z nim poflirtowała udając głupią kobietkę żeby zrównać się z nim poziomem inteligencji. Zaprosiła go nawet na imprezę halloweenową, na której cóż… nastąpiła mała niespodzianka. Oczywiście nie dla niej, bo całą akcję sama wcześniej zaplanowała, bo jak już wiadomo tylko mocne traumy łączą ze sobą ludzi.
- O mój Boże… co my teraz zrobimy!? - Zgrywała spanikowaną blondyneczkę. - Myślisz, że to wszystko prawda? Może to tylko jakiś chory dowcip… - powiedziała patrząc z bardzo naturalnym przerażeniem na dołączoną do paczki instrukcję. - Cole, jak się czujesz? - No. bo może “trucizna” zaczynała na niego działać? - Nie powinnam Cię zapraszać na tą imprezę, to moja wina, jeżeli to wszystko prawda to powinieneś wypić to antidotum - które tak naprawdę było pewnie kurwa jakimś amolem czy innym tego typu specyfikiem.
Cole Demos
Inej dobrze wiedziała, że najlepszym sposobem na zawarcie długoletniej i mocnej przyjaźni jest porządna trauma. W końcu jak inaczej można sprawdzić czy taki człowiek ma wystarczająco mocne nerwy, by przyjaźnić się z taką osobą jak Marlowe, no i przy okazji na coś się przydać. Wiadomo, że Inej nie była fanką znajomości, które tylko sobie były. Po co miałaby marnować swój czas na coś, co nigdy by się jej nie przydało. Sądziłą, że takie relacje są jak inwestycje, które kiedyś mają się jej opłacić. Zrobiła od tego tylko jeden wyjątek dla pewnej blond morderczyni, bo ten ZWIĄZEK raczej mógł wpędzić ją tylko szybciej do grobu. Czy patrzyła na Sam jak na swoją rywalkę? Nie. Wiedziała, że jest od niej lepsza. Patrzyła na nią jak na drugą połówkę tego samego zgniłego jabłka, bo nikt przecież nie mógł zrozumieć jej tak, jak Sameen.
Nie była głupia. Udało jej się odnaleźć miejsce, w którym Sam mieszkała. Widziała się nawet z jej siostrą, ale to wydarzenie akurat wspomina z wielką żenadą, bo Raine nie przypadła jej do gustu. Była strasznie przemądrzała, co w sumie mogło wskazywać na pewnego rodzaju rodzinne podobieństwo. Jak można było odmówić pracy u Susan Sarandon. Musiała być bardzo głupia. No zdarza się, nie Inej to oceniać. Marlowe miała też trochę inne problemy na głowie, bo odkąd wybuchła mała spina między nią, a wujkiem Vesemirem to ten chodził jakiś wielce obrażony i ją wkurwiał. Dlatego chciała mu coś dać w prezencie… nie miała tylko pojęcia co. Musi się nad tym zastanowić, aczkolwiek teraz czasu na to nie miała, bo inne rzeczy zawracały jej piękną główkę. Wiedziała, że od czasu jak dojebała maleńkim morderstwem w okolicy to miejscowi policjanci trochę tą sprawę węszyli, co baaardzo jej się nie podobało. Nie miała niestety żadnych wtyków na tym komisariacie, ale nic jej nie przeszkadzało żeby się takowych dorobić. Wybrała sobe jednego z miejscowych glin, który trochę wpadł jej w oko, bo wtedy milej jest takiego śledzić. Uśmiechnęła się wewnątrz, gdy okazało się, że policjant zna się z siostrą Sam. Cóż za wspaniały zbieg okoliczności! Wesoło jej było. No w każdym razie pewnego pięknego dnia “przypadkowo” wpadła Cole’a w jakimś miejscu i trochę z nim poflirtowała udając głupią kobietkę żeby zrównać się z nim poziomem inteligencji. Zaprosiła go nawet na imprezę halloweenową, na której cóż… nastąpiła mała niespodzianka. Oczywiście nie dla niej, bo całą akcję sama wcześniej zaplanowała, bo jak już wiadomo tylko mocne traumy łączą ze sobą ludzi.
- O mój Boże… co my teraz zrobimy!? - Zgrywała spanikowaną blondyneczkę. - Myślisz, że to wszystko prawda? Może to tylko jakiś chory dowcip… - powiedziała patrząc z bardzo naturalnym przerażeniem na dołączoną do paczki instrukcję. - Cole, jak się czujesz? - No. bo może “trucizna” zaczynała na niego działać? - Nie powinnam Cię zapraszać na tą imprezę, to moja wina, jeżeli to wszystko prawda to powinieneś wypić to antidotum - które tak naprawdę było pewnie kurwa jakimś amolem czy innym tego typu specyfikiem.
Cole Demos