organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
kontynuacja tej gry


Doprawdy miał tupet! Jego słowa brzmiały tak, jakby fakt, że nasłał na nią zbirów, porwał ją, przetrzymywał w piwnicy, a potem sparzył papierosem, był jedynie błahą sprawą. Jak zakrzywione patrzenie na świat musiał mieć ten człowiek? Nie chciała nawet myśleć, ile razy w życiu dostawał to, czego chciał, skoro teraz nie widział, jak spaczone było jego podejście, gdy druga strona mu nie ulegała. Normalnie by to robiła, nie była typem buńczucznej panny. Pochylała głowę częściej, niż wypadało, ale nie w tym przypadku. Nie kiedy z niewiadomych przyczyn zachowywał się tak dziwnie w stosunku do niej. Musiała trzymać się na uboczu, a on jej to utrudniał i po postrzale, powinien już wiedzieć, że nic dobrego nie wiąże się z jej osobą.
- I dobrze, proszę trzymać się tego złego wrażenia - te słowa miały ją zaboleć? Nie pamiętała, kiedy ostatnio zrobiła na kimś złe wrażenie. Zdziwiłaby się więc, gdyby było inaczej. Musiała czym prędzej stąd uciec, jego słowa tylko bardziej ją osłabiały, a i przed spotkaniem z Nathanielem, ledwo stała na nogach. - Zależy panu na nim, bo to inny rodzaj nękania, skoro typowe środki zawodzą - mruknęła, bo chyba tak było, prawda? Normalnie groził innym śmiercią, ale skoro przez nią samą wiedział już, że tak jej nie złamie, próbował w drugą stronę. Byle tylko postawić na swoim, by był górą. Normalnie nie miałaby mu tego za złe, ale jeśli chodziło o nią, chciała jedynie świętego spokoju. Skrzywiła się, kiedy znów przeklną, ale nie odwróciła się. Musiała dotrzeć do ściany lasu, tam, nawet w tym stanie, będzie mogła zniknąć. Było ciemno, a ona znała ten las zbyt dobrze i wiedziała, jak stać się niewidzialną.
- Powiem im to, czego się pan obawiał, gdy uprowadził mnie pan do tego obrzydliwego klubu - odpowiedziała, chcąc dodać sobie wiarygodności. Gdyby nie zależało mu na jej milczeniu, do ich spotkania nigdy by nie doszło. Więc mógł się z niej śmiać, mogła i nie być najlotniejsza, ale tyle rozumiała. Wrzasnęła jednak odruchowo, gdy poczuła, że znów ją złapał. - Proszę mnie puścić! - rzadko kiedy krzyczała, prawie nigdy, ale przez swój stan znacznie gorzej dozowała emocje, poza tym faktycznie chciała, aby ją zostawił, skoro marzyła tylko o przekroczeniu linii lasu. - To niech pan mnie zostawi! - już nawet nie kaleczyło jej uszu to, jak był wulgarny. Szarpała się resztkami siły, jednocześnie bojąc się zrobić mu krzywdę Mogłaby go podrapać, ale nie umiała, mogłaby kopnąć, ale były w niej blokady. Wierzgała jedynie, wierząc, że to wystarczy, ale nie wystarczyło. - Nie chcę pomo..! - nie zdążyła dokończyć, kiedy przyciągnął ją do siebie i zatkał jej usta dłonią. Skamieniała na moment, kiedy dotarło do niej, jak blisko się znajduje, ale po chwili znów spróbowała się wyrwać, gorączka robiła swoje, więc głowa już ją bolała od tej całej szarpaniny. Miała dość, ale strach zajrzał jej w twarz, dopiero gdy poczuła, jak Nathaniel zasłania też jej nos. W pierwszej chwili panika kazała jej pisnąć, co zdusiło śródręcze mężczyzny. Myślała, że może nie rozumie, co robi, zaczepiła dłonie na jego palcach, próbowała je oderwać. Nie mogła wziąć oddechu, płuca zaczynały ją piec, to nie były żarty, mogła się przecież udusić... i kiedy to do niej dotarło, spuściła luźno dłonie. Powoli, rozumiejąc, że może ją udusić. Może, go zdenerwowała na tyle? To szybka śmierć, chociaż niezbyt przyjemna. Nad dłońmi jeszcze panowała, ale odruchem bezwarunkowym w chwili braku powietrza było zachłyśnięcie... dlatego ludzie się topili, a nie dusili pod wodą. Pod powiekami ją zapiekło, oczy zaszły łzami, wywołanymi bólem i emocjami. Tak się to skończy... nie jest tak źle, umrze na kościelnej ziemi, tu gdzie czuła się bezpiecznie. Nie jest źle...
Niewiele wiedziała o śmierci, chociaż ludzie pewnie sądzili, że jest inaczej. Zrobiło jej się przed oczami ciemno, straciła kontakt z rzeczywistością, ale... nie wydarzyło się nic. Wisiała gdzieś w przestrzeni, straciła poczucie czasu, zapomniała jak w ogóle do tej próżni trafiła. Czy tym była śmierć? Kolejną niewiadomą? A może faktycznie trafiła do piekła, w którym zamiast płomieni, wisi się pośrodku niczego? Wiele pytań i nikogo kto miały jej odpowiedzieć. Tak mogłoby być przez wieki, szczerze wierzyła, że tak będzie i wtedy... Usłyszała jakieś dźwięki... jakby otwierające się drzwi? Nie była pewna... poza tym czuła się dobrze. Zaskakująco dobrze, bo w dalszym ciągu bolała ją noga. Noga. Ranna noga. Gdyby nie żyła, nie bolałaby jej noga. No, a przy tym było naprawdę wygodnie, miękko i ciepło. Kiedy łączyła te wszystkie fakty, zmarszczyła nos, a potem powieki i w następstwie je otworzyła. Ciemno. Nadal ciemno, ale nie tak, jak w chwili, w której myślała, że nie żyje. W ciemności dostrzegała sufit, wysoki... ale nie kościelny. Wyczuła, że jest w łóżku, ale nie swoim. Te było zbyt ciepłe, miękkie i duże, ale, żeby się upewnić, wsunęła dłoń pod poduszkę... nie było wystającej sprężyny, która przebiła materiał... w ogóle nie czuła sprężyn. Uniosła się na łokciach, rozglądają dookoła po przestronnym pomieszczeniu, pogrążonym w ciemności, ale musiał być ranek, bo dostrzegała zarysy dużych okien na przeciwko, przysłoniętych szczelnymi żaluzjami. Jeszcze nic z tego nie rozumiała, kiedy dotarło do niej, co słyszała - dźwięk otwierających się drzwi. Nie była sama, a przy oknach dostrzegła sylwetkę i wspomnienia natychmiast zaczęły napływać do jej głowy. W pierwszej chwili dotknęła swojego ciała, ale była ubrana... odetchnęła z ulgą, przynajmniej w tej kwestii.
- Gdzie ja jestem? - zapytała w przestrzeń, podnosząc się do siadu, ale wtedy zakręciło jej się w głowie i musiała się za nią przytrzymać. Noga ją bolała, ale inaczej, niż ostatnio. Nie potrafiła sobie przypomnieć niczego, co miało miejsce po tym, jak... jak ją dusił. - Mógł mnie pan zabić - zauważyła, ale nie wiedziała, czy z wyrzutem, bo mógł, czy z wyrzutem, bo tego nie zrobił. Nic nie rozumiała, ale kiedy usłyszała jakiś mechanizm, żaluzję zaczęły się podnosić, a ona musiała przysłonić dłonią oczy, zbyt przyzwyczajona do ciemności, by teraz poradzić sobie z promieniami słońca. Musiała potrzeć oczy, uświadamiając sobie przy okazji, że jej włosy nie są upięte. Nie to się jednak liczyło, a widok morza... taki, jakiego jeszcze nie widziała. Była spanikowana, niczego nie rozumiała, poza jednym... to nie mogła być piwnica w Shadow. - Co to za miejsce? - wyszeptała, będąc niesamowicie skołowaną. Z jednej strony czuła się tak, jakby ktoś ją przeżuł, a z drugiej... z drugiej był w niej dziwny spokój, nawet pomimo bólu nogi i osłabienia. Nie miała już takiej silnej gorączki, jak wczoraj i nie pamiętała, kiedy ostatnio spała tak spokojnie.


Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
- Niczego im nie powiesz - Nathaniel wypowiedział te słowa z przerażającym spokojem, gdy jego dłoń przysłoniła usta i nos Diviny. Nie chciał jej zabić, ale bez cienie wzruszenia znosił jej rozpaczliwe próby uwolnienia się. Jednak opuścił rękę dopiero w momencie, w którym palce dziewczyny przestały zaciskać się na jego przedramieniu. Wtedy z niezwykłą delikatnością podniósł ją na ręce i przyjrzał się jej twarzy. Na moment zapomniał o tym, gdzie się znajdują, i że w każdej chwili ktoś może ich nakryć. Dopiero przejeżdżający ulicę dalej samochód sprowadził Natahniela na ziemię. Nie zwlekał już dłużej i ułożył Divinę na tylnym siedzeniu swojego wozu, a parę minut później ruszył z piskiem opon w stronę domu.
Nie wiedział dokładnie w jakim znajdowała się stanie, ale to co zdążył zaobserwować zaniepokoiło go na tyle, by wezwać znajomego lekarza. Takich nie brakowało, ani w mieście, ani wśród ludzi, z którymi współpracował. Jak się później okazało, Nate podjął najlepszą decyzję, bo stan Diviny był ciężki. W ranę wdała się infekcja i bez odpowiedniej pomocy medycznej, zapewne nie przeżyłaby zbyt długo. Lekarz o nic jednak nie pytał, wydał tylko opinię, udzielił pomocy i kazał Hawthorne'owi doglądać dziewczyny i zmieniać co jakiś czas kroplówki.
Minęło kilka godzin, podczas których Nate systematycznie odwiedzał pokój, w którym umieścił Norwood. Nawet pewien czas spędził siedząc przy wielkim, wysokim łóżku, na którym leżała, ale potem uznał swoje zachowanie za co najmniej dziwne. Nie chciał też przypadkiem doszukiwać się w swoim postępowaniu czegoś, czego nie powinien, ale było to głupstwem... Nie poświęcił by tyle czasu i środków na kogoś, na kim by mu nie zależało. Jednak nie przyznawał przed samym sobą, że coś w kruchej Divinie go poruszyło. Wolał traktować okazaną jej pomoc jako spłatę długu, a w zasadzie spłatę z wielką nawiązką, bo tak lepiej mu to wyglądało. Starał się więc swoim decyzją nadać inny sens, bardziej interesowny i pozbawiony emocjonalnych podtekstów, chociaż doskonale wiedział, że siebie samego nie oszuka. Chciał byś obojętny, pobawić się w Boga i przejąć kontrolę nad losem Norwood, ale jednocześnie siedział w niewielkiej biblioteczce przylegającej do pokoju, w którym leżała dziewczyna i nasłuchiwał jakichkolwiek dzięków, na wypadek, gdyby miała się obudzić.
Cichy jęk sprawił, że Hatwhorne od razu uniósł nieobecny wzrok z nad trzymanej książki. Od kilkudziesięciu minut nie przewrócił strony, bo myśli jego skupione były na losach Diviny, a nie biografii słynnego polityka, którą usiłował przestudiować. Bez słowa wstał i udał się do sypialni. Właściwie przychodził czas, aby podać dziewczynie nową kroplówkę. Nie miał pewności, czy się obudziła, ale długo na odpowiedź czekać nie musiał, bo w chwilę po jego wejściu do pomieszczenia, głos Norwood przerwał ciszę.
- W bezpiecznym miejscu - odpowiedział zgodnie z prawdą, chociaż dla wielu dom Hawthorne'a raczej nie kojarzył się ze spokojem i bezpieczeństwem. On jednak nie znam bezpieczniejszych murów od tych, które ich otaczały. - Nie spełniam życzeń - mruknął ponuro i spojrzał na nią ze swego rodzaju troską i obawą. Nie spodobało mu się to jak po raz kolejny z taką lekkością mówiła o swojej śmierci. - I też nie miałem zamiaru ciebie zabić, a raczej udaremnić tobie tę próbę - dodał jeszcze i odsłonił żaluzje, po czym ze stojącej obok szafki zabrał kroplówkę i podszedł bliżej łóżka. - Mój dom - wyjaśnił, a w tej samej chwili i podmienił woreczki z płynem. Prawdopodobnie dopiero też w tamtym momencie Norwood zdała sobie sprawę z tego, że w jej dłoni umocowany był wenflon. - Dostałaś zakażenia. Lekarz uznał także, że jesteś odwodniona i masz poważną anemię. Właściwie to nawet nie zaskoczyła mnie jego diagnoza zważywszy na warunki w jakich mieszkasz i sposób w jaki siebie traktujesz. - W jego głosie poza chłodem, dało się wyczuć swego rodzaju wyrzut. Niejednokrotnie wypominał Divinie masochizm, który kompletnie nie pasował do zasad religii, którą tak zagorzale wyznawała. - "...Dał Pan i zabrał Pan (...)", a Divina nie zgrzeszyła i nie przypisała Bogu nieprawości. - Kpiący uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy włożył słowa Hioba w usta Norwood. - Poddałaś się woli swojego pana bez cienia złości wobec tego jak pokurwionym losem ciebie obdarował, a więc teraz możesz już odpuścić. Umarłabyś pobożnie, więc dopełniłabyś swojego hiobowego losu, ale miałaś, kurwa, pecha, bo spotkałaś mnie na swojej drodze. Myślę jednak, że to nie przypadek. Może sam Bóg miał dość twojej masochistycznej szopki, więc teraz możesz już przestać odpierdalać i wziąć się w garść - dokończył starając się zabrzmieć cynicznie i płytko jak zwykle, by chociaż odrobinę zamazać swoimi słowami czyny, jakich się dopuścił.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Wcale nie czuła się tutaj bezpiecznie. Nie rozumiała niczego, niewiele też pamiętała, a przy tym patrzyła na zapierający dech w piersiach widok i część niej chciała poddać się temu pięknu, nie doszukując się w tej sytuacji żadnych większych znaczeń. Zmarszczyła lekko nos, gdy powiedział, że nie spełnia życzeń. Wcale nie prosiła się o śmierć... nie wprost. Nie mogłaby, przecież to grzech.
- Nie planowałam siebie zabijać - rzuciła ponuro, sama nie wiedząc po co się z nim licytuje. Z resztą nie miała nawet zbyt wiele siły na takie zajęcia, a mimo to kiedy tak stał tutaj, sprawiał, że nie potrafiła go ignorować. Dziwnym był człowiekiem. Dziwnym i przerażającym, z tymi ciepłymi oczami, niepasującymi do okrucieństw, których się dopuścił. Zmarszczyła się jeszcze bardziej, kiedy powiedział, że to jego dom. Czy na przestępstwach można aż tak się wzbogacić? Nie chciała o tym myśleć, ani się porównywać, jednak siłą rzeczy przypomniała sobie, jak u niej, mogła mu jedynie zaoferować starą, poprzecieraną na szwach kanapę o wytartym wzorze. W takim łóżku, jak teraz, jeszcze nigdy nie leżała i była pewna, że to raczej pierwsza i ostatnia taka okazja. Faktycznie wcześniej nie zauważyła wenflonu. To też była dla niej nowość, konsternacja wymalowała się na jej twarzy, gdy Nathaniel zmieniał woreczek z płynem. Nie wiedziała do końca, czym ciecz jest, ale też... choćby podawał jej truciznę, w tym miejscu walka była niewskazana. Była zdana na niego i nie było w niej waleczności. Z resztą ta zginęła już dawno. - Po co pan to robi? - zignorowała te przytyki odnośnie jej stanu zdrowia. Po prostu nie rozumiała. Nie prosiła o pomoc, a on daleki był od ludzi, którzy chętnie jej udzielali. Może rzeczywiście do serca sobie wziął spłacenie długu, który w swoim mniemaniu zaciągnął, gdy Divina mu pomogła? W jeszcze większą konsternację wprawił ją cytat Biblijny, a raczej jego parafraza. Nie podejrzewała go wcale o znajomość Pisma, chociaż nie pierwszy raz się do niej odwoływał. Pokręciła tylko głową na boki, świadoma tego, że znów robi to samo... kusi ją ku złemu. Próbuje pokazać inną drogę, daleką od tych prawych, tych, w które wierzyła nade wszystko.
- Mówisz jak mężczyzna szalony. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? - też umiała cytować księgę Hioba. Ze wszystkich w Piśmie, znała ją nader dobrze, chociaż wcale za nią nie przepadała. Po prostu znajdowała w niej jakiś sens, pomimo całej niesprawiedliwości. Przetarła oczy, rozejrzała się po czystej pościeli... tak czystej, że w oczach Diviny wyglądała na nową. Szukała pordzewiałych wsuwek, które zwykle trzymały jej włosy, ani nie znalazła, wychyliła się też, by spojrzeć na podłogę, ale po obuwiu również nie było śladu.
- Dziękuję za pomoc, mimo wszystko - tak należało, wiedziała o tym. - Pozwoli pan, że wrócę już do siebie, nie chcę zabierać panu czasu - dodała, zerkając porozumiewawczo na kroplówkę. Nie chciała robić scen, nigdy ich nie robiła. - Gdzie moje buty? I... spinki do włosów? - zapytała, bo chociaż nadal nie czuła się na siłach, a noga niezwykle ją bolała, to nie wyobrażała sobie zostawać u kogoś dłużej. Generalnie przebywać w cudzym domu, to było dla niej nowością. Jak na złość, zaraz po jej słowach, z jej brzucha doniosło się burczenie, ale westchnęła jedynie, niezażenowana. Osobom jej pokroju nie wypada czuć wstydu, do tego powinny być już przyzwyczajone. - Przepraszam - rzuciła jedynie, bez większego zaangażowania, siadając bardziej prosto, by oswoić się z zawrotami głowy.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Chrząknął cicho nie dając wiary jej słowom.
- Może i nie chciałaś, ale nie robiłaś też niczego, aby tej śmierci uniknąć - odparł, po raz kolejny wypominając Divinie nie dbanie o dar, który jej Pan uznawał za najcenniejszy. Jak na taką zagorzałą katoliczkę, Norwood sprawnie interpretowała Pismo na swój sposób. Przerażającym był tylko fakt dlaczego to robiła. Jakie krzywdy spotkały tę młodą dziewczynę, że zrezygnowała z jakiejkolwiek walki.
Spodziewał się kolejnych jej słów, ale równocześnie bał się momentu, w którym przyjdzie im poszukać na nie odpowiedzi. Nie znał jej. A nawet jeśli usprawiedliwiał swoje zachowanie pewnymi powodami to podświadomie wiedział, że nie było to w pełni prawdą. Stworzył fasadę z kłamstw, za którymi schował niewygodną prawdę, której sam nie chciał znać, ani analizować.
- Potrzebujesz antybiotyków - odpowiedział więc kompletnie nie na to pytanie, które zapewne Divina miała na myśli. Skupił się na swoich czynnościach, dając tym samym sobie jeszcze odrobinę czasu na odnalezienie właściwych słów. - Poza tym ty także nie musiałaś mnie ratować, a jednak to zrobiłaś. Znasz więc odpowiedź na swoje pytanie - dodał zaraz może mijając się nieco z prawdą, ale na pogłębienie tej dyskusji przyjdzie czas później.
Prychnął cicho, gdy Divina także zasięgnęła swoją wypowiedzią do księgi Hioba. Przez moment zastanawiał się nad sensem tego cytatu, po czym odsunął się od kroplówki, bo skończył już jej zmienianie i zerknął na zdezorientowaną dziewczynę. W porannym świetle wyglądała niczym zjawa. Poza tym po raz pierwszy Nathaniel widział ją bez upiętych włosów i chociaż potępił się za swoje myśli, Divina skojarzyła mu się w tamtej chwil z aniołami, których nierzeczywiste portrety zdobiły chłodne, kościelne mury.
- Właśnie Divino, czemu? - Podchwycił, a kącik jego ust nadal pozostawał nonszalancko uniesiony. - Przyjmij mnie wreszcie, skoro sam twój Pan tego chciał - dokończył pozwalając zabarwić swoją wypowiedź tylko odrobiną cynizmu. Zaraz potem z nieskrywanym zainteresowaniem obserwował jak Divina rozgląda się wokół łóżka zapewne szukając swoich rzeczy. W zasadzie Nate skłonny był i jej łachman się pozbyć, ale obawiał się przerażenia, którego mogłaby Divina doznać orientując się co zaszło. Może i był bezwzględny i okrutny, ale z drugiej strony miał na uwadze jej dobro i to jak cholernie mało rzeczy posiadała. Nie chciał więc pozbywać jej tego, co jeszcze miało jakąkolwiek przydatność.
- Nie, nie pozwolę - odparł chłodno, po czym przeszedł się po pomieszczeniu, by przesunąć szklane drzwi i pozwolić świeżemu powietrzu wpaść do środka. - Spędzisz tu tyle czasu ile będzie to konieczne - dodał jeszcze, aby mieli jasność. Poza tym nie uśmiechało mu się wypuszczać jej w tak mizernym stanie. Nie po to ją ratował, aby zaraz ją stracić.... - Zapewne w koszu - odpowiedział opierając się o framugę tak, że jedną nogą stał w środku, a drugą na tarasie ciągnącym się wzdłuż całej fasady budynku. - Te buty do niczego już się nie nadawały, ale spokojnie... Nim będziesz wstanie stąd odejść, zapewnię ci nowe - dopowiedział. Kwestii spinek nie poruszył. Były żelastwem, a jedną z nich zapewne zgubiła podczas szamotaniny, bo w jego domu miała już tylko jedną. Jedną, którą zachował i na której na sekundę zacisnął palce, szukając w kieszeni zapalniczki. - Zamówię śniadanie - rzucił, po tym jak już odpalił papierosa i wyciągnął telefon. Miał za sobą ciężką długą noc. Z chęcią sam by wypoczął, ale solidne śniadanie i duża kawa na pewno pomogą mu przetrwać jeszcze odrobinę. Najwyżej sięgnie po narkotyki, nawet jak od jakiegoś czas starał się w nich nie szukać pomocy. - Jak się czujesz? - Zapytał wreszcie, bo przez tę całą wymianę zdań i zbędne dyskusje nie miał chwili, aby zaspokoić swoją ciekawość.
Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie skomentowała jego oskarżenia. Kim była, by sprzeciwiać się przeznaczeniu, jakie nie ona dla siebie ustawiła? Jeśli Bóg chciał, aby zginęła, niezależnie od jej poczynań, nastąpiłoby to. Najwyraźniej jednak, póki co nie mogła liczyć na kres swojego żywota. Jeszcze nie. Nie odpowiedział jej nawet, dlaczego jej pomógł, więc wciąż była zagubiona, jak dziecko we mgle, zerkające na wężyk od kroplówki, zwisający smętnie, od woreczka, aż do jej dłoni.
- Nie widzę takiej potrzeby - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo sama po antybiotyki by nie sięgnęła. Z resztą nie było jej stać na podobne fanaberie. - Abstrahując od tego, że zrobiłam tak, bo należy pomagać potrzebującym, jest to też kwestią prawa, a pan, z tego co mi wiadomo, nie robi ani tego, co należy, ani tego, co każe prawo - zauważyła, wzdychając cicho. Mimo że spała lepiej, niż kiedykolwiek, skłamałaby mówiąc, że czuła się w pełni sił. Była jednak pewna, że bez problemu dotrze do swojego domu, może i nie znała tej części miasta, ale była pewna, w jakiej dzielnicy się znajduje... takich widoków z portu nikt by nie uświadczył. Pokręciła jeszcze delikatnie głową na boki, gdy na swój sposób zinterpretował Biblijny cytat.
- Przyjmuję... ale jest pan próbą, a nie opcją - wyjaśniła, mając nadzieję, że zrozumiale. Była tu, radziła sobie z nim, ale nie zamierzała mu ulegać. Hiob też miał przyjąć zło, ale mu się nie poddawać, nie złorzeczyć Bogu, choćby spotkały go największe okropieństwa tego świata. Musiała więc jakoś radzić sobie z obecnością Hawthorne'a, chociaż najchętniej by go unikała. Dlatego już praktycznie zbierała się do wyjścia, sięgnęła nawet po poduszkę, którą ułożyła na kolana i szukała guziczków, aby ściągnąć z niej pościel, tym samym ułatwiając jej wypranie. Guziczków nie było, tylko dyskretny zamek. Zrobiło to na niej niemniejsze wrażenie, jak widok morza, jednak nim otworzyła poszewkę, zamarła słysząc jego odpowiedź.
- Doceniam propozycję, ale nie skorzystam z niej - odpowiedziała spokojnie, po czym znów ułożyła dłonie na zamku, by po raz kolejny zatrzymać się, kiedy wspomniał o jej butach. Mogłaby się zdenerwować, ale Nathaniel nie był pierwszym człowiekiem, który wyrzucił jej własność do kosza. Przywykła do takiego traktowania. - Dziękuję, ale wolę zostać przy swoich - może i jej buty były z drugiej ręki, nie należały do najmodniejszych, a pierwszą młodość miały dawno za sobą, ale lubiła je. Nawet jeśli były za duże o dwa rozmiary, to były jej. - Gdzie je pan wyrzucił? Wyciągnę sobie - podsumowała, w końcu skupiając się na poszewce, którą mogła rozpiąć, kiedy Nathaniel wykonał jakiś telefon. Poduszka była miękka, pościel pachniała przyjemnie, a chociaż Divina dbała o swoją własną, ta nigdy nie zachwycała takim zapachem. Nigdzie nie znalazła też żadnej łaty, czy rozdarcia, przesuwała więc dłonią po materiałach, z należytym szacunkiem, przeciągając te szybkie zadania w dłuższy rytuał, który przerwał jej Nathaniel, swoim nieoczekiwanym pytaniem. - Dobrze, dziękuję - odpowiedziała po prostu, bo co więcej miała powiedzieć. Położyła obok poduszkę, a na niej poskładaną poszewkę i odrzuciła kołdrę, aby wyjść z łóżka i wtedy dostrzegła starannie założony opatrunek. Zawiesiła się na tym widoku na moment, przypominając sobie siłą rzeczy, że nadal czuła ból w nodze. Dotknęła jej i syknęła cichutko, ale bandaż był czysty, wyglądał wręcz zabawnie w zestawieniu z materiałem jej spódnicy.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Pokręcił głową słysząc jej tłumaczenia, ale nie było to wyrazem niedowierzania, a rozbawienia wynikającego z pewnych obserwacji. Nie pierwszy raz Divina stawała w opozycji do jego słów. Nawet jak szli krok w krok czyniąc wobec siebie podobne rzeczy, to Norwood w swoim postępowaniu widziała inne pobudki niż w postepowaniu Nathaniela. Wręcz na siłę nie dostrzegając podobieństw i doszukując się tylko różnic.
- Płacę podatki, segreguję śmieci, pomagam potrzebującym... - Przy ostatnich słowach zerknął przelotnie w stronę dziewczyny. [/b] - Nie żyję na przekór społeczeństwu, bo nie miało by to najmniejszego sensu. Po prostu w pewnych aspektach życia kieruję się innymi zasadami i przekonaniami niż pozostali. Nie przeszkadza mi to jednak w tym, aby być podobnym tobie, Divino [/b] - rozwijał dalej swoją myśl, aby uzmysłowić Norwood, że nie był tylko czystym złem chodzącym po tym świecie. Czemu to robił? Prawdopodobnie z czystej przekory, bo bawiło go to jak ją drażnił tymi porównaniami.
- Próbą? - Prychnął rozbawiony. - Przestań pierdolić, V - dodał zaraz, a papierosowy dym leciał z jego ust. - Robisz z siebie pieprzoną ofiarę, a wiesz co? Założę się, że Bóg miał już dość twojego użalania się nad sobą, więc jakimś cudem skrzyżował nasze losy, bo nikt inny by ciebie z włsnego bagna nie wyciągnął, a mnie to w zasadzie nawet bawi, więc... To nie żadna próba, V. To twoja ostatnia szansa... Właściwie to kolejna, bo gdyby nie ja pewnie za kilka dni jakieś zwierzęta wywlekłyby twoje truchło z domu. - Zakończył monolog i zaciągnął się ponownie papierosem, praktycznie spalając go aż do filtra. - I nawet mnie nie denerwuj, Divino. Nie po to ściągałem tutaj lekarza, abyś teraz stąd wyszła i zmarnowała nie tylko mój wysiłek, ale i jego - oznajmił sprzeciwiając się jej pomysłowi. Nie było opcji, aby opuściła jego willę dopóki on sam nie uzna tego za dobry pomysł. Powoli też zaczynało denerwować go jej ujmowanie sobie. Było wręcz przerysowane, nierealne, nie pojmował tego, bo nie rozumiał jak wielkich krzywd doznała Divina i jakie fatum sobie przypisała. Może gdyby poznał jej historię z jej własnych ust, a nie zapoznawał się z samymi suchymi faktami inaczej by na to patrzył. - Znów pierdolisz... Nie m butów. Spaliłem, wyrzuciłem, zakopałem - wybierz sobie co ci najbardziej odpowiada - burknął wchodząc ponownie do sypialni, gdy już zamówił jedzenie. W tym też momencie dopiero spojrzał na łóżko i zmarszczył brwi dostrzegając co zrobiła Norwood. - Czemu to robisz? - Zapytał nie domyślając się kompletnie powodów. - Dam ci tę pościel jeśli ci się podoba. W zasadzie to chyba nawet jej potrzebujesz, bo tych marnych kilka koców nie wyglądało zachęcająco - dodał zaraz sądząc, że może był to jakiś delikatny komunikat. Dość zaskakujący, bo przecież Divina nie poprosiłaby go pewnie nawet o szklankę wody za darmo, ale nie istotne. Nate nie przywykł do takiego zachowania. - Wyglądasz lepiej - burknął, ale gdy dziewczyna zaczeła wychodzić z łóżka, zaraz przyśpieszył kroku stając przed nią i kładąc jej dłoń na ramieniu. - Nigdzie nie idziesz, wracaj do łóżka - rozkazał, po czym zerknął na świeże ubrania, które już wcześniej przygotowano dla Norwood i odłożono w nogach materaca. - Odłączę kroplówkę na moment, abyś mogła się przebrać. W tym czasie przyniosę ci coś do jedzenia, a gdy wrócę podłączę wszystko ponownie i nie wyjdziesz stąd dopóki ci na to nie pozwolę, zrozumiałaś? - Zapytał spoglądając na dziewczynę, ale nie czekał aż odpowie, tylko obszedł łóżko łapiąc za wspomniane ubrania i podając je jej do rąk. - Masz dziesięć minut. Łazienka jest w tamtym pomieszczeniu, ale o ile to nie jest konieczne, nie powinnaś stawać na tej nodze - burknął ponuro. Najchętniej sam by ją tam zaprowadził, ale obawiał się, że Divina prędzej by odbiegła od niego sama niż skorzystała z pomocy, więc póki co pozostawił jej wolną wolę.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Niekoniecznie chciała słuchać o ich podobieństwach, bo w jej mniemaniu takich po prostu nie było. Czego by nie powiedział, stanowili dwa przeciwległe bieguny, w każdym celu prezentując jedynie swoje różnice. Przynajmniej ona tak to widziała. Nie podobało jej się jednak to, jak wytykał jej robienie z siebie ofiary. Nie pierwszy raz. Z resztą... zwykle naprawdę pozwalała innym myśleć co chcą, nigdy nie próbowała siebie bronić w ich oczach, bo życie było niesprawiedliwe, ale kiedy ten człowiek z takim uparciem zarzucał jej nieprawdę, bardziej niż zwykle miała ochotę zabrać głos.
- Nigdy się nie skarżyłam - powiedziała cicho i tak zła na siebie, że w ogóle próbuje siebie bronić. Po co? Niepotrzebnie. Przecież nie powinno jej to interesować, a mimo to te cztery słowa uciekły z jej ust, a chociaż nie powinna czuć nienawiści do żadnego człowieka, to ta zaczynała w niej kiełkować, gdy przed nią pojawiał się Hawthorne, prawiący jej morały, na które nie zasługiwała. - Niefartownie - mruknęła jeszcze, odnośnie tych słów o wywlekanym przez zwierzęta truchle. Co z tego? Nikt by za nią nie płakał, przy odrobinie szczęścia, nikt nawet by się o tym nie dowiedział, świat toczyłby się dalej, a nawet samo Lorne Bay nie zauważyłoby pewnie tej niewielkiej straty. - Nie chcę tu zostawać - zmarszczyła nos, bo nie planowała go denerwować, po prostu chciała sobie pójść, do siebie, do bezpiecznego miejsca, a już na pewno takiego oddalonego, od ludzi jego pokroju. Doceniała pomoc, nawet jeśli o nią nie prosiła, ale chyba już jej udzielił, więc po co to przeciągać.
- To były dobre buty - zmarszczyła czoło, pocierając je delikatnie piąstką. Trudno było stwierdzić, czy mówi do niego, czy do siebie. Zrobiło jej się przykro na myśl, że miałaby nie odzyskać swojej własności, ale trudno... wróci do domu pieszo, to nic nie znaczy. Już nawet myślała o drodze, kiedy Nathaniel zapytał o pościel. Całkowicie nie zrozumiała, skąd u niego takie dziwne wnioski. - Nie chcę pańskiej pościeli - zauważyła spokojnie, ale z konsternacją. - Pomagam ją zdjąć, żeby łatwiej było ją wyprać - wyjaśniła, skoro nie rozumiał jej pobudek. Był naprawdę dziwnym człowiekiem, a przecież to ona uchodziła w tym mieście za osobliwą. Chciała już nawet wstać, aby rozebrać kołdrę, kiedy poczuła jego dłonie na swoich ramionach i spojrzała na niego z niezadowoleniem. - Skoro wyglądam lepiej, to chyba mogę sobie pójść - zauważyła, chociaż w jej mniemaniu powinna móc wyjść nawet, gdyby wyglądała źle.
- Nie potrzebuję pańskich ubrań, mam swoje - zauważyła, bo może i spociła się przez gorączkę, ale dziwnie by się czuła, biorąc cokolwiek od niego. Wolałaby wrócić do siebie i uprać swoje własne rzeczy. - Nie może mnie pan tutaj zatrzymać - dodała, unosząc na niego spojrzenie. To nie była pomoc. Daleko było też temu do dobroczynności. Nic wcale ich nie łączyło. Ten człowiek był przerażający, a chociaż Divina daleka była od emanowania strachem, to jednak czuła, jak serce zaczyna jej walić, z obaw, których nie brała wcześniej pod uwagę. Patrzyła więc na niego, z mieszaniną determinacji i niepewności, bo nie miała pojęcia, jak ma rozumieć tę sytuację.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Może i się nie skarżyła, ale Nathaniela denerwowało to, że usilnie siebie unieszczęśliwiała i torturowała, zamiast przyjąć ofiarowaną jej pomoc. Odnosił wrażenie, że ona sama chciała siebie unieszczęśliwiać i była zła na każdego, kto starał się ten proces przerwać.
- Masochizm jest grzechem, prawda? Może warto się nad tym dłużej zastanowić - dodał na zakończenie tego temu, już po tym jak Divina nazwała swoją śmierć niefartowną.
Pewnie gdyby poznał jej myśli zaprzeczyłbym im. Może nie na głos, bo na to nie starczyłoby mu odwagi, ale podświadomie wiedziałby, że jej śmierć by go obeszła. Byłaby to dla niego trudna do przyswojenia wiadomość, ale z drugiej strony chyba zdawał sobie już z tego sprawę. W innym wypadku tak zawzięcie nie walczyłby o to, aby jej pomóc. Nie angażowałby w to tylu osób trzecich, nie przetrzymywałby jej na siłę, byleby mieć pewność, że wyzdrowieje i nie zrobi sobie krzywdy.
- Masz poczucie humoru - prychnął w pamięci mając obraz rozpadających się butów, zdecydowanie dla Divinę za dużych. - Niebawem dostaniesz nowe, a teraz przebierz się - dodał, po tym jak już odłączył kroplówkę i podał jej świeże ubrania.
Jego gosposia dostała wytyczne. Wiedziała co miała zrobić, nie zadawała pytań, chociaż zmartwiła się widząc nieprzytomną Divinę, gdy lekarz opuszczał pokój. Była jednak jedną z najbardziej zaufanych osób w otoczeniu Hawthornea i też nie bez przyczyny pracowała u niego. Teraz była na mieście szukając dla NOrwood nowej garderoby i lepszych, porządnych butów we właściwym rozmiarze.
- Po co? Ktoś inny się tym zajmie. Poza tym jeszcze nie opuszczasz tego miejsca, ani tego łózka - oznajmił władczo, aczkolwiek dalej nie rozumiał dlaczego chciała zrobić coś tak absurdalnego. On oczywiście nigdy w życiu nie pomyślał o takich zachowaniu. Ani nie był jego świadkiem, ani nikt go nigdy nie nauczył myśleć w podobny sposób. Bo niby gdzie? Prawdopodobnie istniało jeszcze wiele takich trywialnych zachowań, którego dla Hawthorne'a mogłyby się okazać czymś kompletnie nowym. - Nie możesz - burknął. - Są brudne i zniszczone - przerzucał się z nią dalej odpowiedziami. - A chcesz się przekonać? - Dodał na sam koniec o wiele głośniej i groźniej. Tracił już cierpliwość, więc nie czekając dłużej po prostu wcisnął Divinie rzeczy w dłonie i odszedł w stronę drzwi. - Dziesięć minut, pamiętaj - powtórzył, po czym wyszedł i dla bezpieczeństwa przekręcił klucz w zamku.
Nie miała jak stamtąd uciec. Willa zbudowana była w taki sposób, że taras z pokoju Diviny był tuż nad urwistym zboczem. Nie było możliwości, aby znalazła tam jakąkolwiek drogę ucieczki. Dlatego też Hawthorne był spokojny odbierając ich zamówienie. Jeszcze nim wrócił na górę, spalił papierosa racząc się kawą, którą swoją droga odłożył na niesioną tacę, gdy z powrotem udawał się do pokoju Norwood.
Gdy wszedł do środka nie zastał dziewczyny w łóżku, ale instynktownie spojrzał w stronę przeszklonej ściany i tam ją dostrzegł. Stała na tarasie wpatrując się w ocean.
- Zapiera dech, prawda? - Odstawił tacę na nocny stolik i podszedł do wyjścia na balkon, gdzie dopiero się odezwał tym samym oznajmiając swoją obecność. - Chociaż pewnie się teraz ze mną nie zgodzisz... - mruknął znacznie ciszej, ale na tyle głośno by dziewczyna go usłyszała.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Każdy grzeszył. Mogła mu to powiedzieć, ale się powstrzymała.
- Kiedy ja nie chcę nic nowego - miała wrażenie, że Nathaniel jest głuchy na jej słowa. Ile razy powiedziała już słowa "nie chcę" odkąd tutaj była? Niezliczoną ilość razów, a mimo to jej rozmówca zdawał się być na nie głuchy.
- Żeby pomóc... nikt nie powinien za mnie tego robić - zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc, czego on nie rozumie. Już abstrahując od tego, że Divina naprawdę nie planowała tutaj zostawać. Uczucie wdzięczności naprawdę było przy nim trudne do utrzymania. Póki co chyba jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, że mógłby naprawdę ją tutaj zamknąć, złamać prawo, uwięzić ją. Było to absurdalne. Po co miałby to robić? Najwyraźniej zapominała, że jako okrutnik, musiał mieć też w sobie coś z szaleńca. - Nie zmuszam pana do patrzenia na nie - podobne przepychanki słowne kompletnie nie były w jej stylu i nienawidziła siebie za to, że daje się w nie wciągnąć. Poza tym jej ubrania nie były zniszczone, według Diviny trzymały się całkiem dobrze, wszelkie przetarcia zawsze od razu zszywała i starała się prać je, gdy pojawiały się na nich zabrudzenia. - To porwanie! - wytknęła mu, ale zamiast odpowiedzi dostała wepchnięcie ubrań i dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Mimo to i tak podbiegła do klamki, próbując za nią ciągnąć, oczywiście na próżno. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić, do łazienki poszła tylko po to by opłukać twarz, ale kiedy do niej weszła, przeraziła się. Pomieszczenie było przestronne, jak dla niej, niepotrzebnie duże. Jasne i czyste, w powietrzu pachniało świeżymi ręcznikami, mydłem i czymś jeszcze. Kiedy odkręciła wodę, ta natychmiast poleciała ciepła... u niej nawet po kilku godzinach można było liczyć tylko na lodowatą. Stare kurki u Norwood porosła gruba warstwa kamienia, który żółtą smugą wżarł się też w poszarzałą wannę. Tu była materia, której obsługi w pierwszej chwili nie rozumiała. Zawiesiła się na tym wszystkim zbyt długo, ale ostatecznie umyła twarz i... nie wytarła jej wcale, nie chcąc ze swojego powodu brudzić ręcznika, niszczyć tego przerażającego ładu, który był poza jej zasięgiem. Włosy zaplotła w warkocz, chociaż tyle mogła, a o zmianie ubrań nawet nie myślała. Z resztą wyglądały na męskie, co byłoby wielce niestosowne, w jej odczuciu. Mimo bólu nogi, rzuciła się do drzwi balkonowych, wypadając na taras, który podobnie, jak łazienka, sprawił, że na moment oniemiała. Zamiast na morze, wzrokiem powiodła za siebie, na mury z kamienia, piętrzące się przed nią. Widok zachwycał i przerażał jednocześnie, tak jak przerażała przykra myśl, gdy dopadła barierki i zawisła nad przepaścią. Nie ma drogi ucieczki. Zwiesiła głowę, jakby jeszcze oceniała, czy da radę, może doskoczyć do palmy i... absurd gonił absurd. A gdyby tak balkonikami? Gdzie ją doprowadzą? Może do miejsca ucieczki? Zastanawiała się zbyt długo, kluczyk w zamku się przekręcił, a ona znów nie była sama. Nawet nie próbowała ukrywać tego, gdzie się znajdowała.
- Mierzy mnie pan swoją miarą - westchnęła zrezygnowana, podnosząc wzrok na wodę. - Nie ma we mnie krnąbrności, której usilnie się pan dopatruje - wyjaśniła, nadal nie potrafiąc pojąć tego, jak absurdalna była to sytuacja. Ona tutaj, w jego domu, w domu najbardziej niegodziwego człowieka, jakiego przyszło jej poznać, a jednocześnie człowieka, który udzielił jej pomocy, której Divina wcale nie chciała. Trochę jak sen, w którym poszczególne elementy nie muszą trzymać się sensu, by tworzyć ciągłość. - Nie mam powodów się nie zgadzać, to przepiękny widok - podsumowała w końcu, gdyby nie rozumiał, co miała na myśli. Uniosła jednak na niego spojrzenie, zdając sobie sprawę z tego, że wciąż niewiele ma w sobie sił, ale jej chata w lesie na pewno mogłaby jej je odzyskać. - Nie powinno mnie tu być - rzuciła, dosadnie wypowiadając każde z tych słów z osobna.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Takie porwanie to nie porwanie w mniemaniu Nathaniela. W końcu nie robił nic złego, a wręcz przeciwnie; uratował Divinie życie. Może gdyby miało ono dla dziewczyny jakąkolwiek wartość inaczej spojrzała by na całą tą sytuację, ale jej postawa była dla Hawthorne kompletnie nie rozumiała. Chociaż może to nie do końca trafne określenie, bo Nate powoli poznawał intencje jakimi kierowała się Norwood, a te przerażały go i rozwścieczały zarazem.
Podobnie jak to, że jakkolwiek by się nie starał, Divina i tak znajdowała sposób, aby się z nim nie zgodzić. Okazać sprzeciw jego opiniom, wyrazić się w sposób mający jednoznacznie świadczyć o tym, że nie ma zamiaru na żadnej płaszczyźnie nawiązywać z Nathanielem jakąkolwiek nić porozumienia.
- Nie zgadzam się, V - burknał. - W sensie zgadzam się z tym, że mierzę ciebie swoją miarą, tak jak ty mnie swoją i absolutnie nie chcesz zmienić przyczepionej mi raz etykiety. W zasadzie mam to w dupie, ale oszukujesz samą siebie, bo jak widzisz umiem czynić nie tylko zło... I właśnie to ciebie wkurwia - wyjaśnił spokojnie, po czym upił spory łyk kawy, aby zaraz potem zabić gorzki smak tytoniem. - I jesteś krnąbrna... jak diabli. Czemuś się nie przebrała? - dodał jeszcze, bo akurat na tą jej upartość i robienie mu po złości miał aż nadto dowodów. Mógłby je zacząć wyliczać, ale przecież obydwoje wiedzieli co ich już spotkało i ile razy Divina stawała mu okoniem. Z drugiej zaś strony wszystkie te popaprane sytuacje w nieopisany sposób łączyły ich. Inni ludzie, będąc na ich miejscu potrzebowali by zaczerpnąć konkretnej pomocy, a oni? Oni stali na tarasie wpatrując się w ocean i snując ponurą konwersację. Zupełnie tak jakby nikt nie został postrzelony, porwany, odratowany w ostatniej chwili... - Ale jesteś zła o to, że podziwiasz go z takiego miejsca, prawda? - Zapytał, ale nie czekał na jej odpowiedź. - To ciebie też drażni, bo wolałabyś aby wszystko co związane ze mną było przesiąknięte grzechem i zgnilizną... Cóż, przykro mi, że muszę ciebie zawieść - zaśmiał się pod koniec i obdarował Divinę przeciągłym spojrzeniem.
Może nawet przydługim, bo gdy poranne słońce odbiło się w oczach Diviny, Nate nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej blada cera mieniła się lekkim blaskiem, a włosy zebrane w luźny warkocz, powoli z niego uciekały hipnotyzująco, raz po raz muskając jej ramiona i policzki. Mimo całej swojej surowości Hawthorne był wrażliwy na piękno w wielu postaciach, a w tamtym momencie przyszło mu na myśl, że nie widział jeszcze Diviny w tak pięknej odsłonie. Oczywiście pozostawił to spostrzeżenie dla siebie, ale przeraził go sam fakt, że pojawiło się ono w jego głowie. - Ponieważ? - Zapytał zaciekawiony i ponownie zaciągnął się papierosem. Nic złego jej tutaj nie spotkało. Nikt nie musiał wiedzieć nawet o tym, że tutaj była. Przed nikim też nie musiała się tłumaczyć, więc czemu użyła właśnie takich słów? -

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Przekrzywiła głowę, nieszczególnie się z nim zgadzając i ponownie, mogłaby to zignorować, ale niestety w tym konkretnym przypadku nie potrafiła. Nawet jeśli nie przywykła do wypowiadania takiej ilości słów.
- Gdybym mierzyła pana swoją miarą, wierzyłabym w pańskie dobre intencje - zauważyła ze spokojem, nie rozwodząc się jednak nad tym przesadnie. - Poza tym nie denerwuje mnie pan... i to z kolei denerwuje pana. Chce pan wzbudzać w innych silne emocje, ale w moim przypadku to niemożliwe - wzruszyła ramionami, pamiętając, jak przy ich pierwszych spotkaniach, bazował głównie na wzbudzaniu w niej paniki. Teraz po prostu próbował z innej strony. Myślał tylko o tym, jak osiągnąć swoje własne cele, nawet jeśli nie miał mieć z nich nic, poza satysfakcją. Naprawdę nie potrafiła pojąć tego, ile wysiłku ludzie wkładają w karmienie własnej dumy. Skrzywiła się jednak, kiedy porównał tak niefortunnie jej krnąbrność. Abstrahując od tego, że tej wcale w sobie nie dostrzegała.
- Wyjątkowo nietrafne porównanie - mruknęła, zaciskając dłonie w pięści. Przestąpiła też z nogi na nogę, by nie obciążać tej pokrytej opatrunkiem. Ból znów przybierał na sile, więc faktycznie nie powinna jej nadwyrężać. - Bo dał mi pan swoje ubrania. To niestosowne - wyjaśniła, co dla niej było dość oczywiste, ale najwyraźniej dla Nathaniela niekoniecznie. Nie chciała przeciągać tej rozmowy, wolałaby, aby mężczyzna pozwolił jej stąd pójść. Niby porwana, a jednak nie traktowana źle, to jeszcze bardziej mieszało w jej głowie, dlatego tym usilniej próbowała pamiętać, z kim ma do czynienia, chociaż wiedziała, że sam Nathaniel będzie próbował zakłócić jej osąd. Nie wiedziała po co to robi, ale na pewno jego powody nie miały nic wspólnego z dobrymi zamiarami.
- Znów to samo... to takie przykre, dla pana istnieje tylko gniew i strach? - zerknęła na niego, odrywając spojrzenie od zachwycającego widoku morza. - Czuję do pana niechęć, bo jest pan złym człowiekiem, ale przede wszystkim... czuję żal. - zwilżyła delikatnie spierzchnięte usta, teraz czując, jak wiele by oddała za kilka łyków wody. - Bo ma pan wszystko, by czynić dobro, a mimo to... skazuje się pan na potępienie - dokończyła, wytrzymując jego spojrzenie, chociaż nie mogła wiedzieć, o czym Hawthorne myślał w tamtej chwili. Dla niej liczyła się myśl o wyjściu z tego miejsca, nawet jeśli było piękne, czyste, wygodne i bezpieczne. Po prostu nie było dla niej, a to, że on sam nie rozumiał, tylko jeszcze bardziej ją gubiło. Jakby sam nie rozumiał, jak wiele ich dzieli, jakby zapomniał, kim jest i co jej zrobił. Pewnie w jego świecie tak to wyglądało. Miał władzę i nie musiał myśleć o konsekwencjach, zaczynał z czystą kartą, gdy sam tego chciał, ludzie obawiali się mu sprzeciwić, ale Viny nie miała nic do stracenia, a w zasadzie... chociaż to takie nieodpowiednie, nie miałaby nic przeciwko, gdyby jego złość skierowała się w jej stronę, gdyby pomógł skończyć to wszystko. - Ponieważ każde nasze spotkanie było błędem i nie powinniśmy ich powielać - podsumowała, wzruszając ramionami. - Proszę mnie stąd wypuścić - dodała, gotowa prosić o to do znudzenia. Niczym zdarta płyta, powielająca bezustannie tą jedną kwestię.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Tego typu rozmowy były dla Nathaniela na swój sposób intymne i odwykł od prowadzenia ich ludźmi znaczącymi niewiele w jego życiu. Właściwie to na palcach u jednej dłoni zliczyłby osoby, z którymi mógłby wymieniać się rozmyślaniami na podobnym poziomie. Zaskakujące więc, że Divina Norwood należała do jednej z nich.
- Pierdolisz, V... - Znów skomentował jej słowa dość dosadnie. - Możesz siebie mieć za stoiczkę, ale wkurwia ciebie to, że nie jestem tak przesiąknięty grzechem jak sobie to wyobrażałaś - oznajmił, bo właśnie o to mu chodziło. Nie umiała przyjąć od niego pomocy, bo uznawałą go za złego człowieka. - Moją postawę tłumaczysz sobie jakimś pojebanym kuszeniem, a gdyby na moim miejscu stała moja sąsiadka emanowałabyś wdzięcznością... - dodał zaraz, po czym dopalił papierosa, a filtr wrzucił do stojącej na tarasowym stole popielniczki. - I nie, nie oczekuję od ciebie podziękowania. Zależy mi tylko na tym, abyś przyjęła ofiarowaną ci pomoc - dokończył, po czym rozsunął mocniej drzwi i spojrzał na Divinę, w tym samym momencie wykonując zapraszający ją do środka gest.
- Niedługo dostaniesz coś własnego, ale teraz zrzucaj z siebie te łachmany... - Warknął nieco groźniej i zmierzył ją spojrzeniem, w którym możliwe, że dało się odszukać jakąś nutkę odrazy. Nie chodziło jednak o to w jakim stanie i jakie ubrania miała na sobie Norwood, a sam fakt, że taka młoda dziewczyna zmuszona (czy też nie) była nosić się w tak osobliwy sposób. Drażniło to Hawthorne'a ponownie wzbudzając w nim to dziwne uczucie niesprawiedliwości.
- A teraz czynię, kurwa, co? - Prychnął rozbawiony. - Właśnie o tym mówiłem, V. Widzisz to co chcesz widzieć, a co nie wpisuje się w twoje spaczone religią pojęcie o świecie - tłumaczysz sobie jako grzeszne - dodał i wszedł do środka, ale wykonał tylko kilka kroków, po czym znów spojrzał za siebie na dziewczynę. - Przyznajesz, że uratowanie mi życia było błędem? - Złapał ją za słowo, bo niekoniecznie podobało mu się to jak ponownie patrzyła na wszystko. Swoją drogą nie rozumiał dlaczego tak usilnie chciał zmienić jej zdanie. Zupełnie jakby zależało mu na tym, aby Divina spojrzała na niego łagodniej, jak na innego człowieka, a nie diabła, którego nie chciała w swoim życiu. - Bez butów nigdzie nie pójdziesz. Niebawem dostaniesz nowe rzeczy, a teraz przebierz się i wracaj do łóżka. Kroplówka jeszcze się nie skończyła i musisz zjeść śniadanie - oznajmił z mocą i ani na moment nie oderwał wzroku od Norwood. - Zrobisz to po dobroci, czy chcesz mnie zmusić do popełnienia kolejnego grzechu i przymuszenia ciebie siłą? - Zapytał gotów ruszyć w jej stronę i samej zaciągnąć ją do tej sypialni. W nosie miał, czy będzie się jej to podobać, czy też nie. Nader od poprawienia swojego wizerunku w jej oczach, zależało mu na tym, aby nie zrobiła sobie ponownie krzywdy...

Divina Norwood
ODPOWIEDZ