strażak — lorne bay fire station
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Wyciąga ludzi i zwierzęta z pożarów, niczym kot chodzi własnymi drogami i... wzdycha do pewnej pani strażak!
Cam nadal leżał w szpitalu. Od wypadku wciąż minął zbyt krótki czas, by myśleć o powrocie do domu. Niby wspominano, że jeśli nic się nie zmieni to będzie mógł wyjść po jakimś tygodniu czy półtorej, ale to była dość optymistyczna opcja. Osobiście wolałby się kurować w domu, ale tutaj przynajmniej miał opiekę pod nosem. Nie musiał się niczym martwić, no chyba, że kiepskim karmieniem. Goście odwiedzali go, to w małych grupkach, to pojedynczo i nie mógł narzekać na brak towarzystwa. Sąsiedzi, którzy byli na chodzie też przychodzili pogawędzić. Zadziwiające ile ciekawych znajomości można nawiązać w takim miejscu.
Cam był na siebie trochę zły, że wystawił się na niebezpieczeństwo, a jednak pewne myśli nie potrafiły go opuścić. Łatwo się mówi, by iść na akcję bez problemów na głowie. Co miał poradzić na to, że nie potrafił nie myśleć o kimś, kogo przecież kochał. No, ale stało się i zostało mu pokornie słuchać wykładu tych, którzy przypominali mu o błędach. On to wszystko wiedział, ale najważniejsze dla niego było to, że nikomu nic się nie stało i że wszyscy zostali uratowani z pożaru.
Jefferson leżał pokornie patrząc w sufit. Spacerowała po nim mucha, która wcześniej doprowadzała go do szaleństwa swoim brzęczeniem. No cóż, musiał i to przeżyć.
- Spieprzaj stąd! - powiedział do owada, który znów zaczął krążyć wokół niego. Akurat w drzwiach zauważył stojącą kobietę, którą szybko rozpoznał.
- To było do muchy, nie do ciebie, serio – mogło to zostać odebrane dwuznacznie, ale nie był z tych, którzy wyganiają ludzi. Cam był uprzejmym człowiekiem. Było jasne, że zwróciłby się tak wyłącznie do intruza, a nie do osoby, która najwyraźniej przyszła w odwiedzin.

Cobie Finnigan-Hayes
ambitny krab
Kiren#7898
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- Och? - zareagowała z zaskoczeniem, przyglądając się znajomemu, czyżby stało się coś naprawdę poważnego, z czym on sobie nie radził?
Na szczęście szybko wyjaśnił, że chodziło o muchę i odetchnęła z ulgą. Zawsze miała się za promyczek słońca, który wnosił sporo uśmiechu w życie innych. Pewnie gdyby była nieco mądrzejsza, albo trochę bardziej lubiła się uczyć poszłaby na pielęgniarstwo, zamiast rolnictwo. Ale, tak czy siak teraz mogła poprawić humor Camdenowi.
- Jeśli mnie nie chcesz tutaj, to sobie pójdę... - powiedziała, ale zaraz dodała. - Pomyślałam, że lokalny bohater zasługuje na trochę zmrożonej lemoniady i placek z jabłkami.
Uśmiechnęła się do niego szeroko, czekając na pozwolenie, żeby wejść. Wreszcie, kiedy je uzyskała wparowała do pomieszczenia i zaczęła rozkładać swój koszyk wiktuałów na fotelu w pomieszczeniu i stoliku obok jego łóżka. Z termosu nalała zimnej lemoniady do plastikowej szklanki i podała ją rannemu. Ukroiła kawałek ciasta i podała na papierowym talerzyku, wyciągnęła też paczkę żelków Haribo, ale tych co przypominają malinki i wielką czekoladę z orzechami laskowymi. Wreszcie, kiedy przestała się krzątać poprawiła mu poduszkę, roztaczając na około siebie zapach waniliowej mgiełki od Victoria's Secret, zestawiła koszyk na podłogę i wygładziwszy swoją sukienkę w kwiatki, usiadła na fotelu niczym dama, nie pozwalając na to by pokazać za dużo ud. Zwinęła zgrabnie nogi i oparła się na jednym z podłokietników przyglądając się strażakowi.
- Jak się czujesz? Potrzebujesz, żeby Ci coś zorganizować? - zapytała ze szczerą troską w głosie. - Jak to się stało?

Camden Jefferson
sumienny żółwik
Cobie
strażak — lorne bay fire station
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Wyciąga ludzi i zwierzęta z pożarów, niczym kot chodzi własnymi drogami i... wzdycha do pewnej pani strażak!
- Nie, nie! Ten paskudny owad uprzykrza mi życie – wyjaśnił. - Goście są bardzo mile widziani – zapewnił i uśmiechnął się chyba dość przekonująco. Jako, że podawali mu leki uśmierzające ból, nie czuł się najgorzej, mógł przyjmować inne osoby. Przynajmniej to jakieś urozmaicenie, a nie gapienie się przed siebie czy w sufit.
Słysząc, co Cobie przyniosła ze sobą, jęknął.
- Ratujecie mi życie – powiedział całkiem poważnie. - Opiekę może mam i dobrą, ale karmią tu tak, że pozostaje niedosyt – jak to w szpitalu, cudów nie było.
- I żaden ze mnie bohater – mruknął. Prawdę mówiąc popełnił błąd nowicjusza, ale co zrobić kiedy człowiek myśli o kimś jeszcze, nie tylko o tych, których ma ratować.
Patrzył uważnie jak zaczyna się krzątać i wyciągać różne smakołyki. O tak, zdecydowanie się nie zmarnuje. Cieszył się, że z żołądkiem było wszystko w porządku.
Kiedy dziewczyna usiadła i zadała pytanie, nastąpiła cisza. Camden przez chwilę zastanawiał się, czy powiedzieć całą prawdę, czy przemilczeć co było w sumie najważniejsze. W końcu zaczął mówić.
- Wezwano nas do pożaru, wyciągaliśmy rodzinę i kiedy poszedłem po kolejną osobę, poczułem, że coś mnie przygniata. I tyle. Nie czekałem na wsparcie, po prostu ruszyłem szybko i nie myślałem o konsekwencjach, liczył się czas, no i… - pamiętał to dobrze do pewnego momentu. - Stało się. Wiesz, mówią, żeby zostawić problemy w remizie i iść na akcję z czystym umysłem, ale… coś mnie rozpraszało, było mi wszystko jedno i przedobrzyłem. No ale wszyscy przeżyli, to jest najważniejsze – jego obrażenia nie były na szczęście bardzo poważne. Wyliże się z tego wkrótce.
- No i skończyłem tutaj – z własnej nieostrożności.
- I spokojnie, niczego mi nie trzeba poza towarzystwem.

Cobie Finnigan-Hayes
ambitny krab
Kiren#7898
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- Poszukam zaraz jakiejś łapki na muchy... - zaproponowała, chociaż raczej nie spodziewała się, żeby coś takiego miało się pojawić w szpitalu.
Pewnie musiałaby przynieść ją sama, chociaż zdaje się, że w Australii szpitale są na znacznie wyższym poziomie niż w Polsce i na pewno w kwestiach wyżywienia budżet jest większy niż ten przypadający na jednego więźnia.
Uśmiechnęła się, kiedy ucieszył się na jej smakołyki. Bardzo lubiła komuś sprawiać przyjemność w taki sposób. Nachyliła się bardziej w jego stronę dodając:
- Jak chcesz to następnym razem przywiozę Ci jakiś porządny obiad. - zaproponowała.
Daleko nie miała, a nawet jeśli toż to grzech nie pomóc strażakowi, który narażał swoje życie żeby ratować innych. Przez Ciebie nawet zaczęłam znowu oglądać Chicago Fire!
- Rety! - jęknęła z przejęciem, kiedy opowiadał o tym, jak coś go przygniotło.
Niestety kiedy strażak wchodzi do płonącego budynku ryzykuje swoim życiem i zdrowiem, oczywiście dzięki szkoleniom i treningom, oraz sprzętowi, to ryzyko jest znacznie ograniczone i na pewno taki strażak jest bezpieczniejszy niż osoby z pożaru ratowane, ale mimo wszystko, Cobie zawsze podziwiała tych bohaterów, którzy ratowali innych. Zarówno jeśli chodzi o strażaków, jak i policję. Gdyby miała kiedyś kawiarnię, na pewno mieliby u niej darmową kawę zawsze!
- Ale nie stało Ci się nic poważnego i niedługo wrócisz do zdrowia? - wolała się upewnić, chociaż Camden tak do opowiadał, jakby właśnie tak było.

Camden Jefferson
sumienny żółwik
Cobie
strażak — lorne bay fire station
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Wyciąga ludzi i zwierzęta z pożarów, niczym kot chodzi własnymi drogami i... wzdycha do pewnej pani strażak!
- Otworzysz okno i zaraz coś się znajduje – mruknął. O wiele lepiej zareagował na wieść o obiedzie.
- O raju, ratujesz mi życie. Od jedzenia szpitalnego można się zapaść. Wiesz, dają tyle by przeżyć, a tu chłop taki jak ja potrzebuje porządnie zjeść – Cam nie wyglądał na głodomora, ale jak chyba każdy facet lubił sobie pojeść. Był szczupłej budowy, szybko gubił co zjadł, no i przywykł do normalnego posiłku, a nie do takich zupek – popłuczyn.
- Nooo – podsumował swoją opowieść i jej reakcję.
- Nie, nic poważnego się nie stało. Po prostu jestem poobijany. Złamany obojczyk i pęknięte dwa żebra. Wyliżę się z tego. Na szczęście poza tym wszystko jest w porządku. Badania nie wykazały niczego poważnego. Żadnych obrażeń wewnętrznych – czuł się całkiem nieźle, poza bólem który mu towarzyszył gdy się poruszył.
- Niedługo powinni mnie wypisać. Miałem jeszcze dodatkowe badania, na których wyniki czekam – wyjaśnił.
- Gorzej gdyby ucierpiała głowa, bo już bez tego mam z nią wiele problemów. No ale wszystko jest w porządku. Bardziej ucierpiała moja duma, bo dostałem opierdol od komendanta. Bo widzisz, to był błąd, który mógł kosztować więcej niż zdrowie. I tak miałem dużo szczęścia. Chyba więcej, niż na to zasługuję – może był dla siebie zbyt surowy, ale wiedział, że źle postąpił. A jednak… nie mógł wyrzucić z umysłu swojej porażki i tego, że myślał o kimś ważnym. I przez jakiś czas było mu po prostu wszystko jedno.

Cobie Finnigan-Hayes
ambitny krab
Kiren#7898
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Zmarszczyła brwi z wyraźną troską.
- No połamane żebra to nie w kij dmuchał... Biedaku, pewnie każdy oddech to ból.
Akurat Cobie była tą szczęściarą, na której wszystko goiło się, jak na psie. Z tego co pamiętała, nie miała też nigdy złamań, raz miała pęknięty mały palec u ręki, ale to tylko dlatego, że uciekając przed którymś z braci przywaliła dłonią w ścianę, tuż koło framugi, jak wybiegała przez drzwi. No szczyt bezradności! Ale potrafiła sobie wyobrazić jak ciężko było tak leżeć komuś, kto jest raczej aktywnym człowiekiem. To po prostu musiało być męczące.
- Hmmm... Chcesz o tym pogadać? O tym, co Ci zaprzątało głowę? - zapytała po dłuższej chwili milczenia, nie bardzo wiedząc, czy może poruszyć ten temat czy nie.
Wyraźnie wyczuwała, że coś go gryzie. Kurcze, do tego stopnia, że facet zaryzykował własnym życiem i to odbiło się na jego zdrowiu. Gdyby był skupiony pewnie byłby znacznie bardziej bezpieczny podczas ratowania innych. Tak... Nie powinno się ruszać na takie akcje, kiedy twoje myśli są gdzieś daleko, to była prawda. Wszystko, co niosło ze sobą chociażby element zagrożenia, musiało być wykonywane w skupieniu i pewności siebie.
Przez głowę Cobie przeszła jeszcze jedna rzecz... Może powinna zwrócić uwagę komendanta na Camdena? Może powinien pójść do psychologa, bo zachowania ryzykowne nie tylko wpływają na bezpieczeństwo tego jednego strażaka, ale także innych.
Odgoniła szybko tę myśl. To nie jej sprawa, a sam Camden mówił tak, jakby już zrozumiał, co źle robił i miał zamiar postarać się, by wszystko było w porządku.
- Jedz żelki... Ponoć dobrze wpływają na odbudowę chrząstek. Wiesz, ta cała żelatyna. - puściła mu oczko.

Camden Jefferson
sumienny żółwik
Cobie
ODPOWIEDZ