4. love is a smoke made with the fume of sighs
: 24 paź 2021, 20:12
Odręczna napisana rozpiska krzywo przyczepiona na (przełamany na pół) magnes z Jekaterynburga (miasto w Rosji, przywiezionego przez bunie babcię Olgę, gdy wyjechała na wycieczkę do rodzinnego kraju) - Verity tęskniła przez ten tydzień tak, jakby straciła część swojej własnej historii - po tym wydarzeniu staruszka nie wyjechała już nigdy więcej.
rozpatrzenie:
Odkąd zauważyła go po raz pierwszy gdy mijali się na korytarzu (pomógł wnieść jej babci zakupy, a kiedy zerwała się jedna z toreb jak prawdziwy samiec alfa mężczyzna wszystko pozbierał i wniósł do środka), już wtedy wiedziała... o nim absolutnie wszystko.
Benjamin Hargrove 32 lata, adwokat - ojciec polityk, posiadał rodzeństwo - młodszą siostrę, zmarła prawdopodobnie kilka lat temu(?) kawaler (podkreślone trzykrotnie czerwonym [znak miłości] długopisem)
pozycja druga:
zainteresowanie:
Przez pierwsze dwa tygodnie (po zdarzeniu z babcią), wypatrywała go przez judasza - wiedziała o której wraca, kiedy wychodzi i kto do niego przychodzi.
Gwen Fitrzgerald, Marianne (Mari?) Chambers, Walter Wainwright
pozycja trzecia:
bądź mój:
Wielokrotnie przychodziła aby pożyczyć (sól, mąkę, cukier) - wszystko co było możliwe. Również zwoływała w chwilach gdy coś się zepsuło (przypadkiem, bądź specjalnie) - ale relacja pomiędzy nimi nie wychodziła poza typową życzliwością. W końcu zaczęła opowiadać o swoich planach, w podbiciu świata, marzeniach - wyrwania się z mieściny (w której była od dawna na przegranej pozycji); odkrycia istnienia innego życia innych pasji.
Zawsze słuchał.
Z pełną uwagą.
Wyglądał wtedy tak mądrze.
Uczciwie.
Jakby wiedział wszystko.
Jakby poznał jej duszę.
Jakby znał ją bardziej niż ona siebie.
Wtedy zaczęła chcieć go jeszcze bardziej.
Czy to właśnie tak wygląda miłość?
A zostali [na razie] przyjaciółmi.
pozycja czwarta:
zaczekam na Ciebie:
Tyle ile będzie trzeba.
Koniec października, silne wiatry - chłód przedzierał się nawet do najpiękniej zdobionych budynków miasteczka Lorne Bay; większość społeczeństwa w tym okresie dopadła jesienna chandra, lecz Verity Loughty w żadnym przypadku się do nich nie zaliczała. Kończąc dzisiejszą pracę dokładnie po godzinie drugiej w południe - z uśmiechem na twarzy zdecydowała się na polowanie - a czego? Świątecznej choinki; może zabrzmieć to śmiesznie, lecz blondyneczka wraz ze swoją bunią idą w zaparte (tym razem pomysł Olgi - stosowany od wielu lat) spędzają święta prawie półtora miesiące wcześniej niż reszta ludzkości. Czym jest to spowodowane? Otóż, pożar oraz śmierć rodziców kaczki dziwaczki wydarzyły się w święta Bożego naradzenia. Rzadko o tym wspominały - lecz gdy nadchodził ten dzień, bunia starała się aby jej jedyna wnuczka była najszczęśliwsza na całym świecie - przez lata taki stan rzeczy działał - lecz teraz była to jedynie kwestia przyzwyczajenia. I tak już jest społecznym odludkiem, to po co się starać, prawda?
Po czterech godzinach wyszukiwania idealnego drzewka, które ostatecznie sama musiała ściąć po kryjomu w lesie - targała je na swoim malutkim rowerze, aż do mieszkania babci. Kiedy weszła do środka kątem oka zerknęła wielki napis „Winda nieczynna” - to oznaczało wnosić praktycznie trzymetrowe, kujące drzewo na samą górę.
Wycieńczona, spocona i w połowie zrezygnowana przysiadła na trzecim schodku. Cóż, to począć? Któż uratuję „damę w opałach?”
Czyż nie „rycerz na białym koniu” - Benji! - wyrzuciła z siebie i aż klaśnięciem dłoni podniosła gdy jej jasne oczęta dostrzegły wchodzącego do budynku miłość życia przyjaciela. - Zawsze pojawiasz się w momencie gdy Cię potrzebuję. zawsze, zawsze, zawsze to wcale nie są urojenia.* - Pomożesz? - wnieść kilkutonowego potwora na samą górę. - Będę Ci przeogromnie wdzięczna! - uważaj, bo jeszcze Ci się oświadczę.
NAPRAWDĘ JEST DO TEGO ZDOLNA.
*hehehhe, to wszystko jest urojeniem.
a za chwilę:
benjamin hargrove
„Jak stracić zdobyć faceta w 10 dni lat i nie zrazić do siebie ludzi”
(choć, na to już pewnie dawno za późno)
pozycja pierwsza:(choć, na to już pewnie dawno za późno)
rozpatrzenie:
Odkąd zauważyła go po raz pierwszy gdy mijali się na korytarzu (pomógł wnieść jej babci zakupy, a kiedy zerwała się jedna z toreb jak prawdziwy samiec alfa mężczyzna wszystko pozbierał i wniósł do środka), już wtedy wiedziała... o nim absolutnie wszystko.
Benjamin Hargrove 32 lata, adwokat - ojciec polityk, posiadał rodzeństwo - młodszą siostrę, zmarła prawdopodobnie kilka lat temu(?) kawaler (podkreślone trzykrotnie czerwonym [znak miłości] długopisem)
pozycja druga:
zainteresowanie:
Przez pierwsze dwa tygodnie (po zdarzeniu z babcią), wypatrywała go przez judasza - wiedziała o której wraca, kiedy wychodzi i kto do niego przychodzi.
Gwen Fitrzgerald, Marianne (Mari?) Chambers, Walter Wainwright
pozycja trzecia:
bądź mój:
Wielokrotnie przychodziła aby pożyczyć (sól, mąkę, cukier) - wszystko co było możliwe. Również zwoływała w chwilach gdy coś się zepsuło (przypadkiem, bądź specjalnie) - ale relacja pomiędzy nimi nie wychodziła poza typową życzliwością. W końcu zaczęła opowiadać o swoich planach, w podbiciu świata, marzeniach - wyrwania się z mieściny (w której była od dawna na przegranej pozycji); odkrycia istnienia innego życia innych pasji.
Zawsze słuchał.
Z pełną uwagą.
Wyglądał wtedy tak mądrze.
Uczciwie.
Jakby wiedział wszystko.
Jakby poznał jej duszę.
Jakby znał ją bardziej niż ona siebie.
Wtedy zaczęła chcieć go jeszcze bardziej.
Czy to właśnie tak wygląda miłość?
A zostali [na razie] przyjaciółmi.
pozycja czwarta:
zaczekam na Ciebie:
Tyle ile będzie trzeba.
Koniec października, silne wiatry - chłód przedzierał się nawet do najpiękniej zdobionych budynków miasteczka Lorne Bay; większość społeczeństwa w tym okresie dopadła jesienna chandra, lecz Verity Loughty w żadnym przypadku się do nich nie zaliczała. Kończąc dzisiejszą pracę dokładnie po godzinie drugiej w południe - z uśmiechem na twarzy zdecydowała się na polowanie - a czego? Świątecznej choinki; może zabrzmieć to śmiesznie, lecz blondyneczka wraz ze swoją bunią idą w zaparte (tym razem pomysł Olgi - stosowany od wielu lat) spędzają święta prawie półtora miesiące wcześniej niż reszta ludzkości. Czym jest to spowodowane? Otóż, pożar oraz śmierć rodziców kaczki dziwaczki wydarzyły się w święta Bożego naradzenia. Rzadko o tym wspominały - lecz gdy nadchodził ten dzień, bunia starała się aby jej jedyna wnuczka była najszczęśliwsza na całym świecie - przez lata taki stan rzeczy działał - lecz teraz była to jedynie kwestia przyzwyczajenia. I tak już jest społecznym odludkiem, to po co się starać, prawda?
Po czterech godzinach wyszukiwania idealnego drzewka, które ostatecznie sama musiała ściąć po kryjomu w lesie - targała je na swoim malutkim rowerze, aż do mieszkania babci. Kiedy weszła do środka kątem oka zerknęła wielki napis „Winda nieczynna” - to oznaczało wnosić praktycznie trzymetrowe, kujące drzewo na samą górę.
Wycieńczona, spocona i w połowie zrezygnowana przysiadła na trzecim schodku. Cóż, to począć? Któż uratuję „damę w opałach?”
Czyż nie „rycerz na białym koniu” - Benji! - wyrzuciła z siebie i aż klaśnięciem dłoni podniosła gdy jej jasne oczęta dostrzegły wchodzącego do budynku miłość życia przyjaciela. - Zawsze pojawiasz się w momencie gdy Cię potrzebuję. zawsze, zawsze, zawsze to wcale nie są urojenia.* - Pomożesz? - wnieść kilkutonowego potwora na samą górę. - Będę Ci przeogromnie wdzięczna! - uważaj, bo jeszcze Ci się oświadczę.
NAPRAWDĘ JEST DO TEGO ZDOLNA.
*hehehhe, to wszystko jest urojeniem.
a za chwilę:
benjamin hargrove