: 14 cze 2022, 22:42
- Dopóki nie żebrzę pod monopolowym, nie musisz się o mnie martwić - odgryzła się, rzucając siostrze szeroki uśmiech. Być może nadużywała czasami alkoholu, ale zwalała to na przywilej młodości, którego dopóki nie przekroczy progu trzydziestego roku życia (a do tego było jej jeszcze wszak daleko) nie mógł jej nikt odmówić. Potem podobno gwarancja siada, a razem z nią każda część ciała po kolei. O ile nie będzie to w jej przypadku wątroba, czeka ją jeszcze wiele wspaniałych, zakrapianych kolorowymi drinkami i snami lat.
- Racja. Zresztą znasz już moje grzeszki, więc nie mam po co się kryć. Przynajmniej na tym w końcu skorzystasz - co jak co, ale Bowie była solidną firmą z jakościowym arsenałem używek. Zwłaszcza, że Ryder na podwórku zasadził zielsko, nie byle jakie, a jej zdarzało się go doglądać, celem ewentualnej inwestycji, no i szkoda gdyby po tak długich staraniach żeby wyrosło, nagle umarło. Nie chciała też zbytnio namawiać Ryan do korzystania z ewentualnych dodatków, bo minęło niewiele czasu odkąd poniechała detoksu, a wiadomo, że co za dużo to nie zdrowo, więc gdyby swoi gadaniem ją zniechęciła, znowu skończyłaby bez swojej ulubionej towarzyszki. To znaczy miała jeszcze Rydera, Lyre i Raine, ale wspólne palenie blantów z siostrą traktowała niczym rytuał. Na przykład taką fajkę pokoju, ale bardziej jak z kreskówkowego Piotrusia Pana niż z bardziej bliskich historii i obyczajom opowieści.
- Słuszna uwaga. Ja chyba i tak niewiele pomogę. To znaczy pomogę, ale ty będziesz mózgiem operacji, nie? No bo umiesz rozkładać namioty? - nad tym się wcześniej nie zastanawiała, ale to Ryan z nich dwóch była podróżniczką i to ona wpadła na pomysł biwakowania, więc chyba potrafiła? Może nie do końca pomysł wyszedł wyłącznie z jej inicjatywy, bo przecież obie nad tym mocno dywagowały w jaskiniach, ale można było przewidzieć, że Bowie lepiej szło nabijanie lufy niż wbijanie śledzi w ziemię.
- No... - musiała się mocno zastanowić. W zasadzie to im dalej zagłębiała się w pamięci, tym mniej potrafiła odnaleźć chociaż jedną sytuację, w której leżałaby pod namiotem w znaczeniu rozłożonego namiotu, niż przykryta namiotem na jakiejś imprezie. - Niby coś tam było... Parę razy też spałam na plaży pod gołym niebem - wypięła dumnie pierś, jakby to wyznanie było rzeczywistym powodem do chluby. Zmarszczyła brwi na kilka sekund, wciąż bijąc się z myślami i finalnie stwierdziła, że na pewno chociaż raz taką wycieczkę odbyła, tylko po prostu teraz nie potrafiła sobie pod presją przypomnieć.
- Prawda? Na twoim miejscu nie wytrzymałabym tyle czasu. I tak, tak, zaraz powiesz, że alkoholizm i te sprawy, ale no... Trzeba przyznać, że długo w tej abstynencji siedziałaś - być może zabrzmiała teraz płytko, ale nie tak dużo wody upłynęło odkąd zaczęła pić "na serio". Wbrew pozorom do pewnego momentu była grzecznym dzieckiem. Może nie aż tak jakby tego sobie życzyli rodzice, ale nie piła jakoś super dużo. Odkąd zaś zakosztowała imprezowego życia, nieprędko jej było do odłożenia go w odstawkę.
Ryan Hillbury
- Racja. Zresztą znasz już moje grzeszki, więc nie mam po co się kryć. Przynajmniej na tym w końcu skorzystasz - co jak co, ale Bowie była solidną firmą z jakościowym arsenałem używek. Zwłaszcza, że Ryder na podwórku zasadził zielsko, nie byle jakie, a jej zdarzało się go doglądać, celem ewentualnej inwestycji, no i szkoda gdyby po tak długich staraniach żeby wyrosło, nagle umarło. Nie chciała też zbytnio namawiać Ryan do korzystania z ewentualnych dodatków, bo minęło niewiele czasu odkąd poniechała detoksu, a wiadomo, że co za dużo to nie zdrowo, więc gdyby swoi gadaniem ją zniechęciła, znowu skończyłaby bez swojej ulubionej towarzyszki. To znaczy miała jeszcze Rydera, Lyre i Raine, ale wspólne palenie blantów z siostrą traktowała niczym rytuał. Na przykład taką fajkę pokoju, ale bardziej jak z kreskówkowego Piotrusia Pana niż z bardziej bliskich historii i obyczajom opowieści.
- Słuszna uwaga. Ja chyba i tak niewiele pomogę. To znaczy pomogę, ale ty będziesz mózgiem operacji, nie? No bo umiesz rozkładać namioty? - nad tym się wcześniej nie zastanawiała, ale to Ryan z nich dwóch była podróżniczką i to ona wpadła na pomysł biwakowania, więc chyba potrafiła? Może nie do końca pomysł wyszedł wyłącznie z jej inicjatywy, bo przecież obie nad tym mocno dywagowały w jaskiniach, ale można było przewidzieć, że Bowie lepiej szło nabijanie lufy niż wbijanie śledzi w ziemię.
- No... - musiała się mocno zastanowić. W zasadzie to im dalej zagłębiała się w pamięci, tym mniej potrafiła odnaleźć chociaż jedną sytuację, w której leżałaby pod namiotem w znaczeniu rozłożonego namiotu, niż przykryta namiotem na jakiejś imprezie. - Niby coś tam było... Parę razy też spałam na plaży pod gołym niebem - wypięła dumnie pierś, jakby to wyznanie było rzeczywistym powodem do chluby. Zmarszczyła brwi na kilka sekund, wciąż bijąc się z myślami i finalnie stwierdziła, że na pewno chociaż raz taką wycieczkę odbyła, tylko po prostu teraz nie potrafiła sobie pod presją przypomnieć.
- Prawda? Na twoim miejscu nie wytrzymałabym tyle czasu. I tak, tak, zaraz powiesz, że alkoholizm i te sprawy, ale no... Trzeba przyznać, że długo w tej abstynencji siedziałaś - być może zabrzmiała teraz płytko, ale nie tak dużo wody upłynęło odkąd zaczęła pić "na serio". Wbrew pozorom do pewnego momentu była grzecznym dzieckiem. Może nie aż tak jakby tego sobie życzyli rodzice, ale nie piła jakoś super dużo. Odkąd zaś zakosztowała imprezowego życia, nieprędko jej było do odłożenia go w odstawkę.
Ryan Hillbury