#1 Każde ręce do pracy się przydadzą
: 23 paź 2021, 00:33
Aaron Barnard
#1
Bez męskiej ręki na farmie było potwornie ciężko, zaczęła się wiosna, a więc z dnia na dzień robiło się coraz to cieplej, Owce zaś nadal miały zimową wełnę na sobie, a to oznaczało że trzeba ją zgolić, by zwierzęta nie nabawiły się odparzeń. Jej ojciec mógł opowiedzieć w teorii co ma po kolei zrobić Cherry, szatynka widziała smutek na twarzy mężczyzny gdy na wózku siedział w oknie i spoglądał na córkę odchodzącą wraz z żoną w stronę zagrody, gdzie trzymane były beczące stwory. Pani Whitehouse też nie miała aż tak wiele siły, starzała się, na upływ czasu nie mamy żadnego wpływu. Cherry starała się zatem i przytrzymać zwierzę i je ostrzyc, ale do łatwych zadań to nie należało, bo kto lubił jak się do goliło maszynką? A owce państwa Whitehouse ewidentnie nie chciały być łyse, bo według nich to nie taka moda teraz panuje. Dlatego gdy podjechał jakiś samochód pod ich farmę to Cherry podniosła się, ocierając pot z czoła. Znała skądś to auto, ale to przecież samochód Barnarda, pamięta jak przyjeżdżali tutaj wraz z Julią. Spotkała go niedawno na cmentarzu przy grobie przyjaciółki i zamieniła z nim parę słów. Czuła się winna bo obiecała przyjaciółce że będzie miała nad nim pieczę, ale wypadek ojca, zajmowanie się farmą oraz podejmowanie się różnych prac byleby utrzymać to wszystko jakoś w ryzach sprawiało, że naprawdę brakowało jej godzin w ciągu doby by móc znaleźć jeszcze czas dla Aarona. Zdarzyło się też że gdy pojechała do niego do domu to tego tam nie było, albo zwyczajnie nie otworzył jej drzwi. Na cmentarzu wspomniała mu, że ma problemy i że czeka ją ciężkie wygalanie owiec i jeśli będzie chciał pomóc to może przyjeżdżać, ale nie sądziła że mężczyzna się tutaj zjawi. On już nie był przecież zwyczajnym chłopem ze wsi, miał wykształcenie, pracę, życie w mieście, którego Cherry mu poniekąd zazdrościła. Poza tym kto by chciał golić owce z własnej woli? A jednak zjawił się, więc kobieta w koszuli w kratę i wytartych dżinsach wyszła mu na powitanie.
- Cześć Aaron, przyjechałeś pomóc z owcami, czy zwyczajnie przejeżdżałeś obok i postanowiłeś wpaść na herbatkę? - zapytała, osłaniając oczy od słońca, bo niestety tak była teraz ustawiona, że musiała patrzeć pod słońce, a mężczyzna był przecież od niej wyższy.
#1
Bez męskiej ręki na farmie było potwornie ciężko, zaczęła się wiosna, a więc z dnia na dzień robiło się coraz to cieplej, Owce zaś nadal miały zimową wełnę na sobie, a to oznaczało że trzeba ją zgolić, by zwierzęta nie nabawiły się odparzeń. Jej ojciec mógł opowiedzieć w teorii co ma po kolei zrobić Cherry, szatynka widziała smutek na twarzy mężczyzny gdy na wózku siedział w oknie i spoglądał na córkę odchodzącą wraz z żoną w stronę zagrody, gdzie trzymane były beczące stwory. Pani Whitehouse też nie miała aż tak wiele siły, starzała się, na upływ czasu nie mamy żadnego wpływu. Cherry starała się zatem i przytrzymać zwierzę i je ostrzyc, ale do łatwych zadań to nie należało, bo kto lubił jak się do goliło maszynką? A owce państwa Whitehouse ewidentnie nie chciały być łyse, bo według nich to nie taka moda teraz panuje. Dlatego gdy podjechał jakiś samochód pod ich farmę to Cherry podniosła się, ocierając pot z czoła. Znała skądś to auto, ale to przecież samochód Barnarda, pamięta jak przyjeżdżali tutaj wraz z Julią. Spotkała go niedawno na cmentarzu przy grobie przyjaciółki i zamieniła z nim parę słów. Czuła się winna bo obiecała przyjaciółce że będzie miała nad nim pieczę, ale wypadek ojca, zajmowanie się farmą oraz podejmowanie się różnych prac byleby utrzymać to wszystko jakoś w ryzach sprawiało, że naprawdę brakowało jej godzin w ciągu doby by móc znaleźć jeszcze czas dla Aarona. Zdarzyło się też że gdy pojechała do niego do domu to tego tam nie było, albo zwyczajnie nie otworzył jej drzwi. Na cmentarzu wspomniała mu, że ma problemy i że czeka ją ciężkie wygalanie owiec i jeśli będzie chciał pomóc to może przyjeżdżać, ale nie sądziła że mężczyzna się tutaj zjawi. On już nie był przecież zwyczajnym chłopem ze wsi, miał wykształcenie, pracę, życie w mieście, którego Cherry mu poniekąd zazdrościła. Poza tym kto by chciał golić owce z własnej woli? A jednak zjawił się, więc kobieta w koszuli w kratę i wytartych dżinsach wyszła mu na powitanie.
- Cześć Aaron, przyjechałeś pomóc z owcami, czy zwyczajnie przejeżdżałeś obok i postanowiłeś wpaść na herbatkę? - zapytała, osłaniając oczy od słońca, bo niestety tak była teraz ustawiona, że musiała patrzeć pod słońce, a mężczyzna był przecież od niej wyższy.