#3 Just a year ago things were so different
: 10 paź 2021, 20:43
Wiadomym było, że Jonathan przygotował się odpowiednio na powrót Marienne do domu. Domu, którym od tej pory miał być jego apartament, ale chyba obydwoje poprowadzili rozmowę na ten temat tak niesprawnie, że żadne tak do końca nie było pewnym, czy aby na pewno mieli zgodność. W każdym razie czas miał wszystko pokazać, a póki co Wainwright skupił się na tym, aby Mari miała wszystko czego tylko zapragnie pod ręką. I oczywiście, że jej zdrowie było na pierwszym miejscu to też Jona wyposażył mieszkanie w każdy niezbędny sprzęt i medykament jaki mógł, ale nie wszystko pozostawił na widoku. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak Chambers nie znosiła, gdy zachowywał się jak doktor Wainwright, gdy byli w domu, dlatego wolał nie ryzykować.
Zresztą wątpił, aby na tym się skupiła biorąc pod wgląd inne okoliczności. Po pierwsze już jakiś czas temu, korzystając z pomocy i wstazówek Wandy, Jonathan zgodził się na kilka zmian w swoim apartamencie. Może nie były one spektakularne, ale dotyczyły głównie sypialni, a to właśnie ona była jego sanktuarium. Teraz nie przypominała już zimnego i męskiego wnętrza, a pełna była ciepłych akcentów w odcieniach szmaragdu i bladego różu, który jakimś cudem nie raził Jony w oczy. Była więc spora szansa, że i Marienne będzie zadowolona i zaskoczona. Jednak i to ni jak się miało do głównej atrakcji.
Gacuś był starym psem rasy corgi, którego Marienne odwiedzała w pobliskim schronisku na długo przed tym jak trafiła do szpitala. Nie był może najwybitniejszym przedstawicielem swojej rasy, ale miał w sobie coś, co niezaprzeczalnie dodawało mu uroku. I owszem kiedyś Jona i Mari rozmawiali o zaadoptowaniu jakiegoś zwierzaka, ale była to dość błaha i nieznacząca rozmowa. Jednak w ostatnim czasie Jonathan zmienił zdanie. Długo zastanawiał się co zrobić, aby chociaż na moment zaprzątnąć myśli Chambers czymś innym i pozytywnym. Wtedy też natrafił na bluzę z wizerunkiem podobnego psa, którą jakiś czas temu dla niej kupił i to natchnęło go do działania. Nie poradziłby sobie jednak bez pomocy, a tym razem to Ben był na tyle miły, by noc przed przyjazdem Mari, zaopiekować się Gacusiem i podrzucić go do loftu Jony nim ten wróci z nocnej zmiany wraz z Chambers. A jak już o prawniku mowa, utrata pracy przez niego, a co za tym idzie także przez Mari, także wiązała się z nieprzyjemnościami. Jona miał więc nadzieję, że widok czworonoga czekającego na nich za drzwiami apartemantu, wynagrodzi Marienne stres i smutek jaki przezywała w ostatnich dniach. Swoją drogą, wcale pracy tracić nie musiała, ale była solidarna, czego spodziewał się Wainwright... Uznał więc, że pomoc finansowa także się jej przyda, ale nie miał jeszcze jak poinformować o wszystkim Marinne, a może nie chciał... Ciężko powiedzieć, bo dopiero zeszłego wieczoru wysłał przelew do jej rodziców, pokrywając na ponad pół roku raty kredytu jaki spłacała za nich Marienne.
- Wszystko w porządku? - Zapytał o to już chyba piąty raz odkąd opuścili szpital. - Masz swoje klucze? Jak nie to wyjmij moje z kieszeni - dodał zaraz, bo znaleźli się już przed właściwymi drzwiami. Sam Jonathan nie bardzo mógł je otworzyć, bo zabronił dźwigać Marysi czegokolwiek, a więc miał ręce wypełnione torbami i prezentami, które przyjaciele przynieśli jej do szpitala.
Mari Chambers
Zresztą wątpił, aby na tym się skupiła biorąc pod wgląd inne okoliczności. Po pierwsze już jakiś czas temu, korzystając z pomocy i wstazówek Wandy, Jonathan zgodził się na kilka zmian w swoim apartamencie. Może nie były one spektakularne, ale dotyczyły głównie sypialni, a to właśnie ona była jego sanktuarium. Teraz nie przypominała już zimnego i męskiego wnętrza, a pełna była ciepłych akcentów w odcieniach szmaragdu i bladego różu, który jakimś cudem nie raził Jony w oczy. Była więc spora szansa, że i Marienne będzie zadowolona i zaskoczona. Jednak i to ni jak się miało do głównej atrakcji.
Gacuś był starym psem rasy corgi, którego Marienne odwiedzała w pobliskim schronisku na długo przed tym jak trafiła do szpitala. Nie był może najwybitniejszym przedstawicielem swojej rasy, ale miał w sobie coś, co niezaprzeczalnie dodawało mu uroku. I owszem kiedyś Jona i Mari rozmawiali o zaadoptowaniu jakiegoś zwierzaka, ale była to dość błaha i nieznacząca rozmowa. Jednak w ostatnim czasie Jonathan zmienił zdanie. Długo zastanawiał się co zrobić, aby chociaż na moment zaprzątnąć myśli Chambers czymś innym i pozytywnym. Wtedy też natrafił na bluzę z wizerunkiem podobnego psa, którą jakiś czas temu dla niej kupił i to natchnęło go do działania. Nie poradziłby sobie jednak bez pomocy, a tym razem to Ben był na tyle miły, by noc przed przyjazdem Mari, zaopiekować się Gacusiem i podrzucić go do loftu Jony nim ten wróci z nocnej zmiany wraz z Chambers. A jak już o prawniku mowa, utrata pracy przez niego, a co za tym idzie także przez Mari, także wiązała się z nieprzyjemnościami. Jona miał więc nadzieję, że widok czworonoga czekającego na nich za drzwiami apartemantu, wynagrodzi Marienne stres i smutek jaki przezywała w ostatnich dniach. Swoją drogą, wcale pracy tracić nie musiała, ale była solidarna, czego spodziewał się Wainwright... Uznał więc, że pomoc finansowa także się jej przyda, ale nie miał jeszcze jak poinformować o wszystkim Marinne, a może nie chciał... Ciężko powiedzieć, bo dopiero zeszłego wieczoru wysłał przelew do jej rodziców, pokrywając na ponad pół roku raty kredytu jaki spłacała za nich Marienne.
- Wszystko w porządku? - Zapytał o to już chyba piąty raz odkąd opuścili szpital. - Masz swoje klucze? Jak nie to wyjmij moje z kieszeni - dodał zaraz, bo znaleźli się już przed właściwymi drzwiami. Sam Jonathan nie bardzo mógł je otworzyć, bo zabronił dźwigać Marysi czegokolwiek, a więc miał ręce wypełnione torbami i prezentami, które przyjaciele przynieśli jej do szpitala.
Mari Chambers