Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Wiadomym było, że Jonathan przygotował się odpowiednio na powrót Marienne do domu. Domu, którym od tej pory miał być jego apartament, ale chyba obydwoje poprowadzili rozmowę na ten temat tak niesprawnie, że żadne tak do końca nie było pewnym, czy aby na pewno mieli zgodność. W każdym razie czas miał wszystko pokazać, a póki co Wainwright skupił się na tym, aby Mari miała wszystko czego tylko zapragnie pod ręką. I oczywiście, że jej zdrowie było na pierwszym miejscu to też Jona wyposażył mieszkanie w każdy niezbędny sprzęt i medykament jaki mógł, ale nie wszystko pozostawił na widoku. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak Chambers nie znosiła, gdy zachowywał się jak doktor Wainwright, gdy byli w domu, dlatego wolał nie ryzykować.
Zresztą wątpił, aby na tym się skupiła biorąc pod wgląd inne okoliczności. Po pierwsze już jakiś czas temu, korzystając z pomocy i wstazówek Wandy, Jonathan zgodził się na kilka zmian w swoim apartamencie. Może nie były one spektakularne, ale dotyczyły głównie sypialni, a to właśnie ona była jego sanktuarium. Teraz nie przypominała już zimnego i męskiego wnętrza, a pełna była ciepłych akcentów w odcieniach szmaragdu i bladego różu, który jakimś cudem nie raził Jony w oczy. Była więc spora szansa, że i Marienne będzie zadowolona i zaskoczona. Jednak i to ni jak się miało do głównej atrakcji.
Gacuś był starym psem rasy corgi, którego Marienne odwiedzała w pobliskim schronisku na długo przed tym jak trafiła do szpitala. Nie był może najwybitniejszym przedstawicielem swojej rasy, ale miał w sobie coś, co niezaprzeczalnie dodawało mu uroku. I owszem kiedyś Jona i Mari rozmawiali o zaadoptowaniu jakiegoś zwierzaka, ale była to dość błaha i nieznacząca rozmowa. Jednak w ostatnim czasie Jonathan zmienił zdanie. Długo zastanawiał się co zrobić, aby chociaż na moment zaprzątnąć myśli Chambers czymś innym i pozytywnym. Wtedy też natrafił na bluzę z wizerunkiem podobnego psa, którą jakiś czas temu dla niej kupił i to natchnęło go do działania. Nie poradziłby sobie jednak bez pomocy, a tym razem to Ben był na tyle miły, by noc przed przyjazdem Mari, zaopiekować się Gacusiem i podrzucić go do loftu Jony nim ten wróci z nocnej zmiany wraz z Chambers. A jak już o prawniku mowa, utrata pracy przez niego, a co za tym idzie także przez Mari, także wiązała się z nieprzyjemnościami. Jona miał więc nadzieję, że widok czworonoga czekającego na nich za drzwiami apartemantu, wynagrodzi Marienne stres i smutek jaki przezywała w ostatnich dniach. Swoją drogą, wcale pracy tracić nie musiała, ale była solidarna, czego spodziewał się Wainwright... Uznał więc, że pomoc finansowa także się jej przyda, ale nie miał jeszcze jak poinformować o wszystkim Marinne, a może nie chciał... Ciężko powiedzieć, bo dopiero zeszłego wieczoru wysłał przelew do jej rodziców, pokrywając na ponad pół roku raty kredytu jaki spłacała za nich Marienne.
- Wszystko w porządku? - Zapytał o to już chyba piąty raz odkąd opuścili szpital. - Masz swoje klucze? Jak nie to wyjmij moje z kieszeni - dodał zaraz, bo znaleźli się już przed właściwymi drzwiami. Sam Jonathan nie bardzo mógł je otworzyć, bo zabronił dźwigać Marysi czegokolwiek, a więc miał ręce wypełnione torbami i prezentami, które przyjaciele przynieśli jej do szpitala.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
9.

Ku niezadowoleniu Jonathana, całą noc nie zmrużyła oka, a w zasadzie, gdy rano wszedł do jej sali, była już ubrana, po raz pierwszy od czasu operacji, samej zajmując się zmianą swojej odzieży, za co naturalnie została zganiona i czym równie naturalnie się nie przejęła. Była nieco zła za to, że nie zabrał jej ze szpitala wcześniej, albo przynajmniej o czwartej w nocy, kiedy to skończył swoją pracę, ale złość ta niknęła, gdy w końcu mogła opuścić szpital. Oczywiście Jonathan uparł się, by do samochodu również zawieźć ją na wózku, co ponownie wiązała się z jej marudzeniem i wytykaniem mu, że i tak po dojeździe na miejsce, będzie musiała chodzić. O podnoszeniu czegokolwiek nie było mowy... nawet pluszowej meduzy, którą dostała od Bena, a która prawie nic nie ważyła, ale na dobrą sprawę, w obliczu upragnionej wolności, Mari może i marudziła, ale zrobiłaby wszystko, czego Jona od niej wymagał. Poza tym... faktycznie przez te wszystkie emocje i nieprzespaną noc nie czuła się najlepiej, ale nie była na tyle głupia, aby wspominać o tym Jonathanowi.
Weszli wspólnie do windy, którą wjechali na odpowiednie piętro i chyba dopiero po wyjściu z niej, Mari faktycznie uwierzyła, że ten szpitalny koszmar dobiegł końca i od teraz wszystko będzie wracać do normy.
- Jona, bo pojadę do siebie, jak się będziesz tak denerwował - mruknęła z przekąsem, ale bardziej sobie z niego żartowała, bo nie uważała za nic złego tego, że się o nią martwił. Pewnie gdyby nie była kłamczuchą, powiedziałaby mu o zmęczeniu, ale cóż... no nie jest ideałem, prawda? - Moje klucze są w mojej torebce, którą mi zabrałeś - przypomniała i podeszła bliżej, aby bezceremonialnie zacząć obmacywać dłońmi kieszenie Jony, w poszukiwaniu kluczy. Padło na klapę marynarki i zaraz mogła wybrać odpowiedni kluczyk... a raczej włożyć jak zawsze nie ten, do górnego zamka i potem zmieniać, ale ostatecznie udało jej się otoworzyć. - Jeju, mam wrażenie, że wieki mnie tu nie było - przyznała zgodnie z prawdą, niedbale ściągając trampki z nóg, nawet się nie pochylając. Brało się to zarówno z lenistwa, jak i z jej stanu, ale, żeby nie było, stopami wyrównała obuwie nim poszła dalej. Właśnie wtedy usłyszała też charakterystyczny stukot łapek na parkiecie, na który wcześniej nie zwróciła uwagi, zbyt zaaferowana powrotem do apartamentu Jonathana. Trochę ospale spojrzała więc w kierunku źródła dźwięku, a potem...
- Gacuś?! - zapominając o tym, że jest po operacji, po prostu w jednej chwili pokonała odległość dzielącą ją od zwierzaka. - Co ty tutaj robisz, pieseczku? - zapytała, bez zastanowienia opadając na kolana, by znaleźć się jak najbliżej poziomu Gacusia. Nie rozumiała nic z tego, ale czy było to ważne? Nawet ból przy tych niedelikatnych ruchach się nie liczył, w obliczu drapania i głaskania pupila, który nieporadnie próbował oderwać pulchne ciałko od ziemi, ale ostatecznie jedynie dreptał z nogi na nogę. - Jona, co on tutaj robi?! - spojrzała przez ramię na Wainwrighta, wyraźnie zaaferowana, ale już po chwili jej wzrok na nowo spoglądał na Gacusia. Zaśmiała się, gdy ponownie podjął próbę podskoczenia, w celi oblizania jej szyi, ale niestety poległ na tej próbie. - Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłam... wziąłeś go na spacer? Do kiedy? Muszę iść z nim do parku! - postanowiła zaraz, jeszcze bardziej ignorując swój stan, ale przecież musiała wykorzystać obecność swojego ulubieńca.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
-Jesteś u siebie - poprawił ją w sposób mający na celu wytrącenie jej broni z ręki i zaprzestanie rzecania takimi głupimi tekścikami. Nawet jeśli były formą żartu, to była ona w tamtym czasie kompletnie nie zabawna dla Wainwrighta. - No to szukaj - odparł unosząc lekko ręce, aby miała lepszy dostęp do jego kieszeni.
Był troszkę poddenerwowany, a raczej podekscytowany, aczkolwiek taka emocja w wachlarzu uczuć jakimi dysponował Wainwright była na tyle mało znana, że niekoniecznie umiał ją właściwie nazwać. Chciał po prostu, aby Mari weszła już do środka i zobaczyła kto tam na nią czeka. Odetchnął więc nieco głośniej, gdy Mari jak zwykle pomyliła klucze, ale nic nie powiedział. Ostatnie tygodnie były dla nich obojga ciężkie. Jona starał się jak mógł, aby postawić się w pozycji Chambers i zrozumieć co czuła, ale kłamstwem byłoby nie powiedzieć, że i on czuł się czasami źle. Miał wrażenie, że Mari obwiniała go za to co ją spotkało. Nie dostrzegał w jej spojrzeniu dawnej radości i ciepła... Liczył więc, trochę jak małe dziecko, że to co dla niej zrobił, naprawi atmosferę między nimi. Nigdy nie był mistrzem jeśli chodziło o budowanie relacji, a więc działał trochę po omacku, ale chyba nie szło mu to aż tak kiepsko.
Wreszcie weszli do środka i chociaż Mari z początku nie dostrzegła pieska drepczącego do nich po drewnianej podłodze to po chwili już przy nim klęczała, co prawie doprowadziło Jonę do zawału, ale powstrzymał w sobie cisnące się na usta słowa, aby uważała. Była szczęśliwa i bezpieczna, a to dla niego była najistotniejsze. Nie chciał jej więc zabierać tej chwili swoją nadgorliwością.
- Cieszy się na twój widok - odpowiedział, jakby ona sama tego nie mogła dostrzec. Między czasie wszedł głębiej do apartamentu i odłożył w części kuchennej większość rzeczy, a walizkę Marienne postawił pod przesuwanymi drzwiami prowadzącymi do sypialni. - No hej, byłeś dobrym psem, staruszku? - Podrapał corgiego za uchem, gdy samemu przyklęknął na jedno kolano zaraz obok Mari. - Nigdzie nie będziesz póki co chodziła, bo musisz wypoczywać - wpierw wyjaśnił sobie z Marysią jedną kwestię, a drugą... - Jeszcze będziecie mieli wiele czasu na wspólne spacery w parku - dodał zaraz, po czym spojrzał na rudowłosą i uśmiechnął się do niej ciepło, gdy dostrzegł w jej oczach te cudowne iskierki. Nie mógł się więc powstrzymać uniósł dłoń, aby pogładzić z czułością jej rumiany policzek. - On z nami zostaje - wyjaśnił i zerknął na psa, który zaszczekał niezadowolony, że przez tych kilka sekund nikt nie zwracał na niego uwagi. - Wziąłem go trzy dni temu. Wygląda na zadowolonego i spokojnego, a więc jeśli nadal go chcesz to jest twój - rzucił, ale doskonale wiedział, że zbędnie, bo Marienne była już cała rozpromieniona, a on szczęśliwy, bo stęsknił się za tym widokiem.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nie miała pojęcia, że jest u siebie, bo zwyczajnie nadal nie wiedziała, że Jonathan nie oferował jej nocowania, tylko wspólne zamieszkanie. Może gdyby już wcześniej nie miała swojego klucza, to wraz z jego dzisiejszym wręczeniem, mieliby okazje jasno omówić te temat, ale cóż... nieporozumienie najwyraźniej zbyt szybko nie miało spotkać się z prawdą. Póki co Marienne i tak za bardzo była zaaferowana Gacusiem i wszystko inne, a już w szczególności jej stan, się nie liczyło.
- Wiesz, że nie o to pytam! - zawołała, ale i tak się śmiała, nie mogąc nad tym zapanować. Liczyła na jakieś bardziej szczegółowe wyjaśnienia, których fanem z resztą był Wainwright, a zamiast tego, blondyn sobie chodził po mieszkaniu, rozkładając rzeczy Mari. W końcu jednak znalazł się obok, a Chambers przekrzywiła lekko głowę, gdy Jona zwrócił się do Gacusia. Kiedyś odniosła wrażenie, że nie jest zwolennikiem jej wypraw do schroniska, więc tym bardziej doceniała, że przyprowadził tutaj psa dla niej, bo raczej nie lubił zwierząt w swoich przestrzeniach. W zasadzie to mało co lubił w swoich przestrzeniach. W każdym razie sądziła, że do wykorzystania z Gacusiem ma tylko ten dzień, więc już otwierała usta, by wdać się z Jonathanem w polemikę, kiedy zabronił jej wyjść na spacer, ale jego dalsze słowa zmusiły ją do zachowania ciszy.
- Co? Nie... - nie rozumiała, a raczej bała się zrozumieć, jakby wówczas rozczarowanie prawdą miało być większe. Tylko, że wszystko wskazywało na jedno. - Adoptowałeś Gacusia?! Dla mnie? - trochę weszła mu w słowa, patrząc to na niego, to na psiaka. Serce biło jej coraz mocniej i kiedy w końcu dotarło do niej, że nic jej się nie wydaje, a Wainwright nie kłamie, emocje wzięły kontrolę nad rozsądkiem. - Jezu, jesteś cudowny! - zawołała i niewiele myśląc, rzuciła mu się na szyję, zaburzając tą niestabilną postawę, jaką miał podczas klęczenia na jednym kolanie. W jednej chwili wydarzyło się więc kilka rzeczy. Mari skoczyła na Jonę, aby go przytulić, przewracając go przy tym na plecy. Jednocześnie jej okrzyk radości zamienił się w pisk wywołany nagłym bólem, gdy uniosła gwałtownie rękę do góry. Odważny inaczej Gacuś odbiegł na bezpieczną odległość, z której przyglądał się Chambers i Wainwrightowi z zainteresowaniem.
- Spoko, luz, nic mi nie jest - zaczęła wyrzucać z siebie pospiesznie, na zmianę krzywiąc się z bólu i uśmiechając, aby uspokoić Jonę, którego miny chyba nie chciała teraz widzieć, to też przez dłuższą chwilę trwała z zamkniętymi oczami. - Po prostu bardzo się cieszę - zachichotała nieco nerwowo, unosząc się na prawej ręce, chociaż i to nie było najłatwiejszym manewrem. - I naprawdę mocno ciebie kocham za to co zrobiłeś - dodała pospiesznie, co było szczerą prawdą, ale miało też uniemożliwić Wainwrightowi wykładu na temat jej stanu i tego, że powinna uważać. Starała się, tak? Po prostu przy tych emocjach, bardziej, niż odpoczywać, wolała tańczyć i skakać. Nie jej wina, że sprawił jej taką radość.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Zapewne Jona nigdy nie zdecydowałby się na zaadoptowania jakiegokolwiek zwierzęcia. W kółko powtarzał, że nie wykonywany zawód mu na to nie pozwalał. Tylko, że od pewnego czasu nie był już sam. Odkąd Mari zjawiła się w jego życiu, wiele się zmieniło. On sam także. Może nie jakoś diametralnie, ale pewne rzeczy w jego zachowaniu i patrzeniu na świat stały się inne. Czy lepsze, czy gorsze to już zależy od punktu widzenia, ale prawdopodobnie Chambers miała na Wainwrighta tylko dobry wpływ.
- Zgadza się - odpowiedział na pytanie postawione przez rudowłosą. Przy tym poczuł szczerą i nieopisaną radość, jakiej od dawna nie było mu dane doświadczyć. Uśmiechnął się więc, lekko mrużąc przy tym oczy, ale zaraz potem przeraził się zachowaniem Marienne. I chociaż to jej serce było chore, Jona sam miał wrażenie, że dostał czegoś na kształt zawału, gdy rudzielec tak gwałtownie rzucił się w jego ramiona. Oczywiście na tyle, na ile było to możliwe przytrzymał ją, ale przy tym samemu stracił równowagę lądując na plecach. - Na litość boską, Mari - rzucił pod nosem już bardziej przypominając naturalnego, gburowatego siebie. - Nic ci nie jest? - Dodał zaraz i jakoś średnio wierzył zapewnieniom Mari, ale nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu, pozwalając jej leżeć wtulonej w jego ciało. - Także się cieszę - oznajmił, bo mimo wszystko Gacuś miał swój urok i nie tylko poprawił humor Mari, ale także pozwolił Jonie w niewyjaśniony sposób zbliżyć się do Bena, który koniec końców odgrywał dość istotną rolę w życiu Chambers. Co prawda rozmowa o zwolnieniu i utracie pracy przez obydwoje była dość kiepskim tematem do nawiązywania bliższych relacji, ale Jona raczej lepiej radził sobie w tego typu dyskusjach niż konwersacji o niczym. - Dobrze, a teraz wstań, bo nie powinnaś... - Radość radością, ale stan Marienne nadal był poważny, więc w Jonie już miał włączyć się tryb doktora, gdy dziewczyna po raz kolejny zbiła go z tropu. - A za inne rzeczy mnie mocno nie kochasz? - Złapał ją za słówko, a potem podniósł się na mięśniach brzucha i cmoknął ją w nos. - Ja ciebie też mocno kocham, ale teraz powinnaś się położyć i wypocząć - oznajmił z mocą i tym samym skończył się ich wspólne leżenie na podłodze.
Gacuś przestał też stać przerażony z boku i podszedł bliżej, gdy Jona pomógł podnieść się Marienne. Może w salonie wielkich zmian nie było, bo Jonathan uznał, że tę przestrzeń muszą wspólnie przemyśleć. Bądź, co bądź on lubił swój minimalistyczny, loftowy styl, więc niekoniecznie chciał cokolwiek ulepszać. Jednak w sypialni sprawy miały się z goła inaczej.
- To nie koniec niespodzianek - oznajmił, gdy podszedł do przesuwnych drzwi, uprzednio zabierając torbę Marienne. - Oczywiście potrzebowałem przy tym pomocy, ale mam nadzieję, że efekt przypadnie ci do gustu - dodał zaraz, a widząc jak za Marienne człapie Gacuś spojrzał na niego i uniósł dłoń. - Zostań - rozkazał i ponownie zerknął na rudzielca. - Wie, że nie może wchodzić do sypialni. Ty także masz o tym wiedzieć - oznajmił, bo pewne zasady i nawyki Wainwrighta pozostawały bez zmian i nawet Gacuś musiał je respektować.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Faktycznie nie zachowywała się zbyt ostrożnie, ale to nie jej wina... to znaczy, przynajmniej tym razem, bo zwyczajnie cieszyła się z tego, co zrobił dla niej Jonathan i emocje wzięły nad nią górę.
- Nieładnie łapać rannego za słówka - wytknęła mu, przez chwilę więcej mając w sobie z gremlina, niż z radosnego chochlika, ale sam się o to prosił. - No tak, w końcu dawno nie leżałam i nie wypoczywałam - przewróciła oczami, bo w życiu by się nie przyznała do tego, że faktycznie ta podróż ze szpitala, jak i to wszystko, co zaszło, mocno wpłynęło na jej stan. Liczyła jednak na możliwość poleżenia na kanapie pod kocem i jej samej aż tak do sypialni się nie spieszyło. W końcu nie wiedziała, że Jonathan i tam wprowadził jakieś zmiany. Przychyliła więc głowę, nieco zaskoczona, kiedy pomógł jej wstać i zaraz skierował ich do wspomnianego pokoju.
- Jeszcze więcej niespodzianek? A co jak moje serce tego nie wytrzyma? - zażartowała, dreptając przed Gacusiem, więc kiedy Jona kazał mu zostać, automatycznie i Mari się zatrzymała. W dodatku po chwili zmarszczyła czoło, słuchając wyjaśnień blondyna. - Jak to? - jęknęła. - Przecież on był przez tyle lat samotny, nie zostawiajmy go za drzwiami - poprosiła, robiąc do Wainwrighta piękne oczy, a nawet wywróciła dolną wargę, wierząc, że w ten sposób będzie wyglądała bardziej uroczo i stopi nawet serce mężczyzny. - Przynajmniej dzisiaj musi wejść z nami, patrz jak się cieszy - dodała i uznała, że nie ma co za długo dyskutować, tylko lepiej te prośby uznać już za spełnione przez Jonathana. Dlatego też ruszyła się z miejsca i sama przeszła przez drzwi, otwierając je bardziej, tak, aby piesek również się zmieścił. W sumie przez sprawę Gacusia, zapomniała, w jakim celu w ogóle tutaj weszli, dlatego po kilku krokach dotarło do niej, że coś jest nie tak. To znaczy, wszystko było w porządku, w aż za dobrym.
- Zrobiłeś przemeblowanie! - rzuciła, jakby sam Wainwright o tym nie wiedział. - To inne łóżko, czy tylko dodałeś wezgłowie? - podeszła zaraz i dotknęła wspomnianego elementu, obitego miękkim, szmaragdowym materiałem. - Różowe poduszki w jaskini mrocznego Jonathana? - odwróciła się, szczerząc przy tym wesoło zęby, gdy jedną z nich rzuciła w blondyna. Nie były to wielkie zmiany, ale naprawdę jej się podobały, bo w końcu to pomieszczenie nie było po prostu piękne, ale dawało wrażenie osobistego ciepła. Usiadła więc na skraju łóżka, łapiąc przy tym za narzutę, której bliżej było do kremowego, niż różu, ale i tak doceniała ten wybór, bo wiedziała, że podjął go w oparciu o jej preferencje. - Jest cudownie, mega mi się podoba, o wiele bardziej, od szpitalnego łóżka - zaśmiała się i położyła na plecach, powoli rozumiejąc, że jest już wolną osobą. Przymknęła na moment oczy i otuliła się kocem, przez co oczywiście zrujnowała idealne posłanie, ale kto by się tym przejmował. - Kto ci pomógł? - zapytała jeszcze, gdy już jako kokon przeturlała się nieco bliżej krawędzi, a co za tym idzie, także Wainwrighta.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Pozwolił sobie przemilczeć jej komentarz o wypoczywaniu. Dobrze wiedział czego potrzebowała, to po pierwsze, a po drugie przyzwyczaił się do tego, że buńczuczna natura Chambers zwyczajnie nie pozwalała jej ulec jego zaleceniom. Nawet jeśli wiedziała, że Jona miał rację, ona po prostu musiała dodać swoje trzy grosze, bo bez tego nie byłaby przecież Marysią.
- Nic mu się nie stanie przez tych kilka minut - burknął pod nosem, bo nie podobała mu się wizja wpuszczania psa do sypialni. Tylko, że w tamtym momencie nie umiał być na tyle asertywnym, aby powiedzieć pięknym oczom Marysi "nie". Westchnął więc wymownie, a co za tym idzie zgodził się, aby ten jeden, jedyny raz, Gacuś zawitał w ich sypialni. Chociaż zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie Mari w przyszłości niekoniecznie będzie chciała respektować tę zasadę i trochę się obawiał, że tym wyjątkowym razem, dał jej argumenty, których ta ze swoich dłoni już nie wypuści.
Aczkolwiek nie to było najistotniejsze, a zaskoczenie jakie Jonathan dostrzegł na jej twarzy. Sam uśmiechnął się widząc jak Chambers z niedowierzaniem przemierza wzrokiem pomieszczenie i dostrzega zmienione w nim elementy.
- Tylko domówiliśmy wezgłowie - odparł i złapał poduszkę, którą Marysia rzuciła w jego kierunku. Podszedł też bliżej, stając przy krawędzi łóżka i obserwując jak rudowłosa siada na miękkie posłanie z zadowoleniem. - Nie było łatwo mnie przekonać, ale ostatecznie uległem - przyznał, może nazbyt szczerze, ale nie uznawał, aby musiał podzielać zachwyt nad bladoróżowym odcieniem dodatków, na które uparła się Wanda. Faktycznie przełamywały one silny, szmaragdowy ton, ale Jona niekoniecznie był ich fanem, chociaż musiał przyznać, że razem wszystko komponowało się w bardzo estetyczną całość. - Cieszę się, bo ty byłaś głównym i jedynym powodem dla tych zmian. Chciałem, abyś czuła się tutaj dobrze - przyznał, a gdy Mari zakręciła się w koc, na twarzy Jony pojawiło się coś na kształt uśmiechu, gdy jeden z kącików jego ust uniósł się nieznacznie. - Wanda - odpowiedział od razu... I chociaż miał na końcu języka, aby powiedzieć Marysi o problemach przyjaciółki uznał, że to nie odpowiednia pora i przy innej okazji jej o tym wspomni. - Wpierw zrobiła ze mną wywiad na temat tego co lubisz, a dopiero potem pomogła mi trochę tu pozmieniać - wyjaśnił i przysiadł obok Marysi, na tyle blisko, że mógł przyciągnąć ją ku sobie, aby ułożyła swoją rudą główkę na jego udzie. - Ograniczyłem się do sypialni, bo uznałem, że salon i reszta powinna być już naszą wspólną pracą, ale na wszystko przyjdzie czas - dodał i schylił się, aby cmoknąć Chambers w nos.
W tym też momencie rozległ się huk, a zaraz potem ciche skamlenie. Przerażony Gacuś przydreptał chowając się za łydką Jony po tym jak próbował wcisnąć się między ścianę i wysoką lampę, która leżała na podłodze.
- Zabawne - mruknął Jonathan. Z jednej strony poczuł zdenerwowanie i chciał zbesztać zwierzę, ale nadal zbyt wielki wpływ miała na niego zaistniała sytuacja z tym całym powrotem Marysi do domu i odzyskiwaniem zdrowia. Nie umiał, a może wręcz nie chciał się zezłości tak jak zwykle. Chociaż z chęcią by zapalił. Jednakże głównie dla Mari, powściągnął nerwy i westchnął głęboko, na kilka sekund zaciskając mocniej dłoń. - Nie miał pojęcia, że to ty będziesz jego właścicielką, a już się do ciebie tak upodabnia - dokończył swoją myśl, oczywiście odwołując się do tego, że zarówno Gacuś, jak i Marienne mieli niezwykłą tendencję do sprawiania kłopotów. - Podniosę to - dodał, a zaraz potem wstał i w sumie dobrze się złożyło, bo telefon Marienne zadzwonił, a więc przy okazji Wainwright mógł go jej podać. Potrzebował też momentu by odetchnąć i zapanować nad nerwami, a skupienie się na naprawieniu lampy, właśnie taką chwilę mu zagwarantowało.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nie dziwiło ją to, że Jonathan nie był fanem pudrowego różu, ale przez to jeszcze bardziej nie mogła uwierzyć, że zdecydował się na te dodatki w swojej sypialni, tylko z uwagi na Marienne. Ostatecznie rudowłosa przecież nie wiedziała, że Wainwright proponując jej, aby przyjechała do niego po szpitalu, miał na myśli stałą przeprowadzkę, a nie kilku dniowy pobyt, po którym Chambers wróci do siebie.
- Wanda? - wymsknęło jej się jednak, bo cóż... pamiętała doskonale, jak kiedyś Wanda została u Jony na noc, o czym wówczas mężczyzna nie raczył wspomnieć i wywiązało się z tego niemałe nieporozumienie. Trudno więc się dziwić Mari, że ta, chociaż całkowicie niesłusznie, nie pałała do przyjaciółki Wainwrighta największą sympatią. - Myślałam, że sam to przygotowałeś - mruknęła, bo była tylko kobietą i niekoniecznie cieszyło ją to, że kiedy ona leżała w szpitalu, to Jonathan zapraszał tutaj swoje atrakcyjne przyjaciółki. Ułożyła głowę na jego udzie, ciesząc się, że w końcu może sobie na podobną bliskość pozwolić. Brakowało jej tego... niestety Jonathan nie był, jak ci romantyczni buntownicy z filmów o szpitalach, którzy każą się pacjentce przesunąć i kładą się obok niej na szpitalnym łóżku. Raz Mari mu to zaproponowała i dostała wykład o szwach i kablach aparatury, za co nazwała go przesadnym służbistą i już więcej o to nie prosiła. - Myślałam, że lubisz swój salo i resztę - zmarszczyła nos, bo nie do końca rozumiała. Tam skąd pochodziła remonty robiło się, gdy... w zasadzie w jej domu nigdy nie było remontu, nie licząc czasu, gdy mając 15 lat, pomalowała jedną ze ścian, bo na wcześniejszą farbę wylała z koleżankami piwo i plama wyglądała obskurnie. Jej grymas jednak zniknął, jak tylko Jona pocałował ją w nos i szczerze mówiąc, Mari liczyła na nieco więcej czułości, ale przez nagły huk sama pisnęła, łapiąc się za serce. Dopiero po dwóch, czy trzech sekundach zrozumiała, co się stało.
- Zasadniczo, to ty jesteś jego właścicielem. Mi by go pewnie nie oddali - zauważyła, patrząc na Gacusia. No, a już szczególnie teraz, kiedy formalnie nie miała pracy, ale o tym niekoniecznie chciała Wainwrightowi mówić, przynajmniej na razie. Miała mu za to powiedzieć, aby olał lampę, ale on zdążył już wstać, a do niej ktoś dzwonił. Niekoniecznie chciała teraz rozmawiać z mamą, więc po prostu wyciszyła telefon i spojrzała na Wainwrighta. - Przyjdziesz do mnie w końcu na trochę dłużej, niż pięć sekund? - mruknęła, ponosząc się, aby sobie wygodniej klęknąć na materacu i znaleźć się nieco wyżej, jakby to jej postawie miało dodać powagi. Była szczęśliwa, w końcu wyszła ze szpitala, więc chciała mieć go obok, a nie gdzieś w kącie podnoszącego lampy. Może i Jonathan myślał, że Marienne zaraz położy się grzecznie, ale ona chciała chociaż odrobiny normalności, nawet jeśli sama czuła, że nie jest w pełni sił. - Powygłupiaj się ze mną trochę - wyciągnęła w jego stronę rękę. - A potem zamówmy do jedzenia coś, czego sam nigdy byś nie zamówił - poprosiła, szczerząc się głupio i licząc, że Wainwright nie będzie się sprzeciwiał jej idealnym planom na ten dzień.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Niestety musiał rozczarować Marysię, bo wiele był wstanie dla niej zrobić, ale posiadał też sponsor ograniczeń, których przekroczyć nie potrafił. Znajdował więc rozwiązania ułatwiające mu życie, a jednym z nich było skorzystanie z pomocy przyjaciółki. Zresztą, gdyby nie Wanda, to Jona zapewne wynająłby projektanta wnętrz, bo najzwyczajniej w świecie samemu nigdy nie podjąłby się takiego "kreatywnego" zadania. Umiał powiedzieć czego chce i oczekuje, ale na tym jego inicjatywa i kreatywność się kończyły.
Pokiwał więc przytakująco głową na jej pierwsze pytanie.
- Sam to tu wniosłem i zamontowałem, jeśli to się liczy - odpowiedział spokojnie. - Poza tym stale konsultowałem wszystko z Wandą - dodał na swoje usprawiedliwienie, aczkolwiek sam był dumny z siebie i tego, że w ogóle postanowił cokolwiek zmienić. Nie rozumiał więc skąd to niezadowolenia u Mari, ale żył nie od wczoraj i zdążył przyzwyczaić się do tego, że kobiety zawsze znajdowały jakieś "ale"... - Lubię, ale ty nie lubisz - mruknął po nosem. Marysia nie raz wypominała mu minimalistyczny i chłodny wystrój jego loftu. On czuł się w takich aranżacjach doskonale, ale Chambers niekoniecznie przypadały one do gustu, więc oczywistym było, że powinni coś z tym zrobić. Może nie jakoś drastycznie, ale podobnie jak z sypialnią pójść na swego rodzaju kompromis.
- On wie już do kogo należy... - burknął podnosząc lampę, bo jakoś nie trafiało do niego wyjaśnienie Mari. zresztą gdyby Jona sam (023,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,- **nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn - Muniek) wybierał psa z schroniska, to po pierwsze by nie wziął żadnego psa(Podobnie jak Muniek, może stąd jego wtrącenie w post), a po drugie jak już zdecydowałby się na jakąś mądrzejszą i większą rasę. Dlatego też bez dwóch zdań to Marienne miała zostać panią Gacusia i najwyraźniej sam czworonóg już o tym wiedział. - Już idę - oznajmił, gdy wszystko stało na swoim miejscu. Podszedł do rudzielca i stanął przy łóżku spoglądając na jej wyciągnięte dłonie. Jedną z nich pochwycił, przez moment bawiąc się palcami dziewczyny. - Powygłupiaj? To słowo brzmi dziwnie - rzucił pod nosem zastanawiając się nad wieloznaczeniowością tego określenia. - Powinnaś wypoczywać, słońce - dodał zaraz, a widząc jak twarz Marysi się zmienia szybko się zreflektował jako tako domyślając się co miała na myśli. - Sam też jestem wykończony, więc w sumie możemy poleżeć razem - oznajmił, bo w końcu miał za sobą dyżur, więc porządna drzemka była jak najbardziej na miejscu. Już nawet miał zamiari pocałować Mari w czoło, ale nim jego wargi dotknęły skóry Chambers, Jona zamarł w pół ruchu. - Odpada - zakomunikował i potem faktycznie cmoknął Marienne. Nie wszedł jednak od razu na materac, bo wpierw musiał pozbyć się swojej garderoby i w odróżnieniu od Chambers zwykł to robić w miejscu ku temu przeznaczonym (jedynie, że okoliczności były bardziej niespodziewane), ale pozostawianie odzieży na fotelu, czy też podłodze zdecydowanie nie było w stylu Wainwrighta. - Zaraz wrócę - oznajmił z zamiarem udania się do garderoby, ale wpierw zdjął z siebie sweter i jeszcze nim odszedł rozejrzał się po pomieszczeniu lokalizując Gacusia, bo jego obecność w sypialni, także nie była Jonie na rękę i szczerze mówiąc chciał go wyprosić do salonu, nim pójdzie odpoczywać.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nie chciała narzekać, więc po prostu porzuciła już ten temat, skupiając się na tym, że Jonathan chciał jej zrobić przyjemność, a to, że pomagała mu przy tym Wanda, nie powinno mieć już dla niej znaczenia. Dziwiło ją przy tym samo to, że chciał się bawić w takie remonty, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Najważniejsze było jednak to, że w końcu do niej podszedł, a wówczas złapała za jego dłoń i na kilka chwil się uśmiechnęła. Naturalnie zaraz jego słowa sprawiły, że wyraz ten uległ zmianie.
- Cały czas wypoczywałam, chcę nacieszyć się swoją wolnością - przyznała, bo chociaż nie czuła się najlepiej, to wolała pokazywać przed Jonathanem, że jest pełna energii. Dlatego mimo wszystko jej niekoniecznie podobała się wizja pójścia spać, nawet przy Jonathanie. Liczyła na jakiś głupi serial w jego salonie, może trochę czułości na kanapie i zjedzenie jakiejś pycha pizzy, czy chińszczyzny, a w efekcie dostała kubeł zimnej wody, bez przestrzeni na negocjacje. - Wow, wspólne leżenie, totalnie o tym marzyłam przez ostatnie dni - mruknęła, chyba licząc na to, że Jonathan jeszcze zmieni swoje zdanie. - A co z moją obiecaną pizzą? - rzuciła za nim i zaraz się podniosła z łóżka, wchodząc do garderoby, w której był już Jonathan. W sumie to głównie przyszła do niej, aby rozpocząć dyskusję, ale jak już zauważyła, jak Wainwright zdjął marynarkę, a potem odpiął spinki w koszuli, to jakoś tak oparła się o framugę i uśmiechnęła głupio.
- Brakowało mi tego widoku - przyznała zgodnie z prawdą i jeszcze chwilę tak sobie patrzyła, aż w końcu ruszyła z miejsca, skracając między nimi dystans. Wślizgnęła się między wieszaki z ubraniami, a Jonathana i ułożyła palce na kołnierzu koszuli, jednoznacznie dając mu do zrozumienia, że pomoże przy jej rozpinaniu. - Wiesz, że ostatnio całujesz mnie tylko w czoło? - mruknęła, niby, jak gdyby nigdy nic, ale jednak było to dość sugestywne. Może i nie czuła się najlepiej, ale nadal była zdrową kobietą, która miała przed sobą mężczyznę, którego kochała. - To kochane i totalnie to uwielbiam, ale zaczynam mieć niedosyt - przyszła odpinając jego koszulę do końca, po czym od razu przejechała dłońmi po jego torsie, bokach i plecach, obejmując go w chwili, w której się zbliżyła do jego ciała. Nosem delikatnie potarła okolice jego mostka, zachwycając się tym, że w końcu może sobie na to pozwolić. Jak gdyby nigdy nic, złożyła delikatny pocałunek na jego skórze, najpierw jeden, potem drugi, a po trzecim uśmiechnęła się, nadal nie zwiększając między nimi dystansu. - Moglibyśmy jakoś uczcić moje wyjście ze szpitala, wiesz? - zauważała niby nonszalancko, po czym jeszcze raz cmoknęła jego tors, przysuwając się nawet bardziej. - Skoro już tak bardzo chcesz ograniczać się do łóżka - zażartowała, a jedna z jej dłoni zahaczyła niby nieznacznie, o jego pasek od spodni. Jeśli o nią chodzi, totalnie nie mieli się już czego obawiać. Wyszła ze szpitala, więc teraz należało zapomnieć o tym, że kiedykolwiek musiała spędzać tam tyle czasu.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Według Jony to Marienne w ogóle nie wypoczywała, bo całą energię jaką zgromadziła marnowała potem a marudzenie i narzekanie na szpital. Oczywiście nie miał zamiaru dzielić się z nią swoją obserwacja, ale swoje już wiedział. Poza tym nie raz powtarzała, że w domu lepiej by się jej wypoczywało, więc powinna wreszcie to zrobić, skoro szpital był takim utrapieniem.
- Cały czas byłaś wolna, Mari - westchnął. - Powinnaś popracować nad terminologią i określeniami, które stosujesz mówić o szpitalu. Może jakbyś wypowiadała się o nim w mniej pejoratywny sposób, byłoby ci łatwiej zaakceptować pewne fakty - zrobił jej jeszcze wykład nim zniknął w garderobie i uznał, że ostatnie dwa zdania, które wypowiedziała rudowłosa powinny pozostać bez komentarza. W szczególności to ostatnie, bo póki co mowy nie było, aby jakiekolwiek ciężko strawne potrawy znalazły się w menu Chambers.
Prawdopodobnie milczenie było dobrym pomysłem, bo po kilku chwilach Mari zaglądnęła do garderoby przykuwając uwagę Jonathana, który spojrzał na nią pytająco. Uśmiechnął się w odpowiedzi na jej słowa, po czym odłożył krawat na miejsce, ale nim złapał za guziki koszuli, rudowłosa sama postanowiła się tym zająć.
- Tak? - Podpytał, bo nie miał pojęcia czemu poruszyła ten temat, ale po chwili wszystko stało się jasne. Jemu samemu brakowało bliskości i intymności, która w ich związku odgrywała niezwykle ważną rolę. Uwielbiał być z Marienne i tylko z nią. W zasadzie nie potrzebował żadnych innych ludzi poza Chambers. Momenty, które dzielił z nią były tymi na, które czekał najbardziej, tymi w których czuł się dobrze i swobodnie, chociaż nadal jeszcze wiele spraw pozostawiał przed dziewczyną w mroku. Jej bliskość była narkotykiem, od którego był już właściwie uzależniony. Jednak bliskość ta poza oddaniem, zaufaniem i przyjemnością była czymś więcej, czymś co rozumieli tylko poprzez seks, bo brakowało im słów by to opisać. - Miło mi to słyszeć, słońce - mruknął układając dłonie na jej biodrach. Naprawdę za nią tęsknił i chociaż przez moment chciał poczuć się jak te kilka tygodni wcześniej, gdy jako taki ich życie wyglądało normalnie. Z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę z sytuacji w jakiej obecnie się znajdowali, więc chociaż sam cierpiał, musiał zachować zimną krew i nie pozwolić na to, aby pragnienia brały górę nad zdrowym rozsądkiem. - Mmmm... Wiem, kochanie - szepnął jeszcze przez chwilę będąc pod wpływem uroku jaki rzuciły na niego gesty Marienne. Czerpał przyjemność z tego jak go dotykała, jak adorowała jego ciało, jak wtulała się w jego ramiona, a jednocześnie cierpiał, bo wiedział, że przyjdzie mu to przerwać. Dlatego złapał za jej rękę, gdy sięgnęła do paska od jego spodni. - Wiem co masz na myśli i też bardzo bym chciał, ale nie możemy - oznajmił, po czym złożył na placach Marysi kilka pocałunków. - Jeszcze przez jakiś czas musimy się powstrzymać, by nie narażać twojego serca. Przykro mi, Marysiu - dodał i chociaż jego serce też bolało to odsunął się od niej, by dokończyć to co zaczął samemu.
Tak i jemu było łatwiej, bo nie pozostawał obojętny obecność i bliskość Mari. Nie chciał więc doprowadzić do sytuacji, w której uległby pokusie. Dlatego od pewnego czasu unikał wszelkich sytuacji, w których mogłoby dojść między nimi do gestów bardziej intymnych. Takich nad którymi, przy odpowiednich warunkach, Jona nie byłby już w stanie tak łatwo zapanować.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Chwila, w której położył dłonie na jej biodrach, była naprawdę obiecująca. Ostatnio stale słyszała tylko zakazy, więc chciała jakoś uczcić swoje wyjście ze szpitala. No, a wspólna drzemka może i by jej odpowiadała... gdyby miała o jakieś czterdzieści lat więcej. Teraz niekoniecznie takie rozrywki były jej w głowie, bo nieco nieracjonalnie podchodziła do kwestii swojego zdrowia. Dla niej temat szpitala była zamknięty, a to, że tam się źle czuje i ją boli... zaciśnie zęby, nie pierwszy, nie ostatni raz. Tylko, że kiedy ona sobie snuła swoje fantazje, Jonathan złapał ją za rękę i wtedy już wyczuła, że cały klimat szlak trafił. Przy tym wszystkim nieco się speszyła, bo jednak... ona tu inicjowała jakieś zbliżenie, a on wylał na nią kubeł zimnej wody.
- Przecież nie mówię o nie wiadomo jakich szaleństwach - burknęła, czując, że nieco się rumieni. Odsunął się od niej, sam zajął się ściąganiem garnituru. Jej duma po prostu mocno została nadszarpnięta, a przez to poirytowała się nieco, bo było jej niesamowicie głupio. Była od niego młodsza, była też kobietą, więc chyba normalne, że taka sytuacja nie była dla niej najłatwiejsza. - Z resztą nieważne, wcale nie miałam na nic ochoty... po prostu sądziłam, że ty nie dajesz rady, jako facet - mruknęła i odwróciła się na pięcie z zamiarem wyjścia z garderoby, ale kiedy już dochodziła do wyjścia, coś przy ścianie przykuło jej uwagę. Zatrzymała się w pół kroku i spojrzała do boku, marszcząc brwi. Miała nadzieję, że jej się wydaje, ale zaraz podeszła do stojaka na kroplówkę, którego na pewno nigdy wcześniej tutaj nie widziała. - Co to tutaj robi? - oczywiście, że wiedziała co to tutaj robi, ale nie pytała, żeby się dowiedzieć, pytała, żeby pokazać, jak bardzo nie podoba jej się to znalezisko. Odwróciła się przez ramię na Jonathana, nawet nie ukrywając swojego niezadowolenia. - Robisz ze swojego apartamentu drugi szpital? - burknęła, ale nie chciała nawet dawać mu okazji do odpowiadania. Musiała się czymś zająć, więc czym prędzej wyszła i cmoknęła na Gacusia, zabierając z łóżka kocyk, z którym udała się do salonu. Chciała mieć coś ze swojego wyjścia do domu. Normalnie zjadłaby pizzę, albo coś w tym stylu, ale tutaj mogła jedynie rozsiąść się na kanapie i przykryć kocem, po czym pomóc Gacusiowi się do niej wdrapać. Przynajmniej przy nim odzyskiwała szybko dobry humor. Piesek był najlepszym co ją dzisiaj spotkało, więc po włączeniu telewizora, opowiadała mu, gdzie go zabierze, jak poczuje się lepiej. Aktualnie czuła się... raczej kiepsko. Przez to, że się podenerwowała, serce zaczęło bić szybciej, a ciśnienie poszło w górę i cóż... Sama czuła, że jest źle. Musiała się położyć wygodniej, przestać bawić się z Gacusiem i na moment przymknąć oczy. W zasadzie to cieszyła się, że wyszła do salonu, bo niekoniecznie chciałaby, żeby Jonathan ją teraz widział. Irytowało ją to niesamowicie, że jej ciało tak reaguje, że jest nawet słabsze, niż zwykle. Nie umiała sobie z tym kompletnie poradzić.

jonathan wainwright
ODPOWIEDZ