Choć się w końcu zabawimy
: 10 paź 2021, 12:27
#8
Gdyby ktoś z boku spojrzał na wszystkich znajomych Kellana, doszedłby do wniosku, że mężczyzna kompletnie nie zastanawia się nad ich doborem. Były to osobistości w różnym wieku, o zupełnie innych zainteresowaniach i charakterach. Był też Jebbediah – indywiduum na skalę światową.
Nie zapominajmy też o Enrici, szanowanej pani neurochirurg, dla Kallena jeszcze kobiecie w kwiecie wieku. Szkoda tylko, że ona chyba siebie nie widziała w ten sam sposób. Stateczna, sztywna jak kij od miotły. Typowa angielka. Jej zachowanie często Jonesa bawiło i sam już nie pamiętał, ile to razy próbował namówić ją na coś szalonego. Według niego, gdyby choć raz odpuściła i dała się namówić np. na zabawy dla nastolatków, od razu by odżyła.
Kellan nie był jednak na tyle głupi, by od razu proponować Enrice skoki ze spadochronem, czy polowanie na wombaty. Na to było jeszcze stanowczo za wcześnie. Najpierw, postanowił ją upić. Ale nie jakimś drogim, wyszukanym winem. Nawet nie wódką. Postanowił, że do tego celu wykorzysta domowej roboty bimberek. Przepis znalazł w internecie i męczył się długo, by ten trunek nadawał się do spożycia.
Zanim też, udał się do posiadłości pani Macnee, sprawdził jej grafik w pracy przynajmniej piętnaście razy. Jak to zrobił? Zadzwonił do szpitala, podając się za jedno z jej dzieci. Iście szatański plan. Potem, upewnił się, że wspomniane wyżej latorośle Enrici nie będą im przeszkadzać, a na sam koniec w pewien sobotni wieczór, wskoczył na swojego Harleya i ruszył do przyjaciółki.
Miał tylko nadzieję, że nic jej nie wyskoczyło. Że któryś dzieciak nie dostał kataru, gorączki, czy cholera wie czego innego i nie zostało w domu. Albo co gorsza, że Macnee, nie będzie chciała się z nim zabawić.
Podejrzewał, że warkot jego motoru było słychać dużo wcześniej. Gdy tylko zajechał na miejsce, zaparkował gdzieś na uboczu, domyślając się, że jeśli zdoła namówić przyjaciółkę na popijawę, nie wróci tego wieczoru do domu.
Zadzwonił dzwonkiem i czekał aż ktoś mu łaskawie otworzył. Nie zapowiedział się wcześniej, więc sądził, że Enrica będzie zaskoczona jego widokiem.
– Cześć. Niespodzianka! - Zawołał, kiedy tylko drzwi stanęły przed nim otworem. - Dziś nie zajmujemy się niczym innym, tylko piciem. - Powiedział z szerokim uśmiechem na ustach, wyciągając zza poły swojej kurtki butelkę po mleku, wypełnioną bimberkiem. – Sam robiłem. Musisz koniecznie posmakować i nawet nie próbuj się wywinąć. - Dodał po chwili, grożąc jej palcem. - Czas, żebyś wyjęła ten kij z tyłka i zaczęła się bawić.
enrica duke-macnee
Gdyby ktoś z boku spojrzał na wszystkich znajomych Kellana, doszedłby do wniosku, że mężczyzna kompletnie nie zastanawia się nad ich doborem. Były to osobistości w różnym wieku, o zupełnie innych zainteresowaniach i charakterach. Był też Jebbediah – indywiduum na skalę światową.
Nie zapominajmy też o Enrici, szanowanej pani neurochirurg, dla Kallena jeszcze kobiecie w kwiecie wieku. Szkoda tylko, że ona chyba siebie nie widziała w ten sam sposób. Stateczna, sztywna jak kij od miotły. Typowa angielka. Jej zachowanie często Jonesa bawiło i sam już nie pamiętał, ile to razy próbował namówić ją na coś szalonego. Według niego, gdyby choć raz odpuściła i dała się namówić np. na zabawy dla nastolatków, od razu by odżyła.
Kellan nie był jednak na tyle głupi, by od razu proponować Enrice skoki ze spadochronem, czy polowanie na wombaty. Na to było jeszcze stanowczo za wcześnie. Najpierw, postanowił ją upić. Ale nie jakimś drogim, wyszukanym winem. Nawet nie wódką. Postanowił, że do tego celu wykorzysta domowej roboty bimberek. Przepis znalazł w internecie i męczył się długo, by ten trunek nadawał się do spożycia.
Zanim też, udał się do posiadłości pani Macnee, sprawdził jej grafik w pracy przynajmniej piętnaście razy. Jak to zrobił? Zadzwonił do szpitala, podając się za jedno z jej dzieci. Iście szatański plan. Potem, upewnił się, że wspomniane wyżej latorośle Enrici nie będą im przeszkadzać, a na sam koniec w pewien sobotni wieczór, wskoczył na swojego Harleya i ruszył do przyjaciółki.
Miał tylko nadzieję, że nic jej nie wyskoczyło. Że któryś dzieciak nie dostał kataru, gorączki, czy cholera wie czego innego i nie zostało w domu. Albo co gorsza, że Macnee, nie będzie chciała się z nim zabawić.
Podejrzewał, że warkot jego motoru było słychać dużo wcześniej. Gdy tylko zajechał na miejsce, zaparkował gdzieś na uboczu, domyślając się, że jeśli zdoła namówić przyjaciółkę na popijawę, nie wróci tego wieczoru do domu.
Zadzwonił dzwonkiem i czekał aż ktoś mu łaskawie otworzył. Nie zapowiedział się wcześniej, więc sądził, że Enrica będzie zaskoczona jego widokiem.
– Cześć. Niespodzianka! - Zawołał, kiedy tylko drzwi stanęły przed nim otworem. - Dziś nie zajmujemy się niczym innym, tylko piciem. - Powiedział z szerokim uśmiechem na ustach, wyciągając zza poły swojej kurtki butelkę po mleku, wypełnioną bimberkiem. – Sam robiłem. Musisz koniecznie posmakować i nawet nie próbuj się wywinąć. - Dodał po chwili, grożąc jej palcem. - Czas, żebyś wyjęła ten kij z tyłka i zaczęła się bawić.
enrica duke-macnee