Gdyby słyszał część myśli Zary, bez trudu by ją zrozumiał. Z chęcią ucieczki. Zniknięcia. Zapomnienia tego, co było wcześniej i rozpoczęcia życia na nowych warunkach z daleka od grzechów wcześniejszych dni. W końcu bez trudu mógł solidaryzować się z konfliktem wewnętrznym, a tyczącym się kłopotliwego małżonka aż nadto. Nawet jeżeli problemy Zary prezentowały się zupełnie w odmiennym świetle od tych, z jakimi zderzał się sam kapitan. I chociaż wiele podobieństw oraz porozumienia byłby w stanie z siebie wyłuskać, daleko było mu do reakcji, jakich podjęła się kobieta. Nie wspominając o samej pewności trzymania się od używek z dala, Ephraim zdecydowanie nie chciał uciekać. Nie miał takiej natury. W charakterze, a także wykutym w skale wojskowym doświadczeniu. Pomimo wszystkiego, co się wydarzyło między nim a Leonie, nie zamierzał po prostu zostawiać wszystkiego i pozwolić sobie na luksus rezygnacji. Wyparcia. Trwał mocno w swoich postanowieniach oraz słowach, a jeszcze silniej czynach. Ktoś mógłby wykłócać się z nim, że nie chciał walczyć o żonę, jednak czym innym była dla Burnetta walka o kogoś, kto na to zasługiwał, a co innego o... No, właśnie. Kogo? Kłamcę? Manipulantkę? Surowo ją osądzał czy mówił prawdę? Używał słów — według niego — adekwatnych, bo przecież sama Leonie zdawała się nie rozumieć, co zrobiła. Oczywiście też, że pragnął wynieść się z Lorne Bay i nie odwracać się za siebie i ktoś mógłby mu zarzucić w tym chęć ucieczki, lecz silnie by się pomylił. To nie była ucieczka. Nie w takim znaczeniu, w jakim widziała to Zara. Tak. Chciał wyjechać. Chciał odgrodzić się od przeszłości; wkrótce z wyjątkowym oddechem ulgi podpisując papiery rozwodowe i zabrać Teresę jak najdalej z tego pieprzonego miejsca. Nie prędzej niż przed załatwieniem wszystkich swoich sprawunków i zamknięcia definitywnie rozdziału. Bo tak jak mówił tamtej kobiecie, nienawidził Lorne Bay. Za to, co reprezentowało, za to, czym było w jego wspomnieniach. Za to, czego w nim doświadczył. Oczywiście, że nie brał pod uwagi wyprowadzki poza granice Australii, bo nie było takiej potrzeby. Do tego jako kapitan czuł wyjątkowe związanie z ojczyzną, ale nie. Queensland było za małe, aby pozwolić mu odetchnąć w spokoju.
Na szczęście coś — lub właściwie ktoś — kazało mu oderwać się od ciągle zajmujących mu umysł myśli i zajęcia się sprawą przy jego własnym aucie. Skłamałby, gdyby przez chwilę — z oddali — nie pomyślał, że przy jego samochodzie znajdowała się Leonie. Nie miał ochoty na dalsze rozmowy z żoną, które nie wiązały się ze zdrowiem psychicznym Teresy lub ich rozwodem. Będąc już bliżej, z łatwością dostrzegł swój błąd oraz w duchu odetchnął z ulgą. Nie zgadzał się wzrost, budowa sylwetki — kobieta przed nim miała zdecydowanie węższe biodra — a także i sama twarz, gdy odwróciła się do niego po usłyszeniu pytania.
Nie, dziękuję. Poradzę sobie.
Ephraim zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, iż znał — lub chociażby kojarzył — kobietę stojącą przed nim. Skąd? Chyba jeszcze nie potrafił dopasować tych rysów, ale zdecydowanie przyciągały spojrzenie i łatwo zapadały w pamięć. W połączeniu jednak z sytuacją, w jakiej przyszło mu zobaczyć blondynkę, wszelkie punkty kojarzenia, zdawały się mieć utrudnione zadanie. Nie chciał też stać obok i zastanawiać się, dlatego sięgnął do kieszeni garniturowych spodni i wyciągnął klucze. -
Rozumiem, ale to mój samochód - zauważył, nie chcąc być niegrzecznym. -
Pozwoli pani? - dodał, łapiąc się na tym, że wciąż analizował w głowie, z kim miał do czynienia i skąd znał nieznajomą. Być może także przypatrywał się jej dłużej, niż powinien, dlatego zmusił się do odwrócenia wzroku. Skontrolował także zakupy, które położył oparte o samochodowe koło i gdy podnosił siatkę z ziemi, coś pojawiło się w jego umyśle, co wyjątkowo go zaskoczyło. Wyprostował się i przez moment w ciszy na nowo zaczął przyglądać się kobiecie, na moment porzucając fakt, iż mogło się to jej wydać impertynenckie. Myśl, która przejęła męski tok myślenia była jednak zbyt silna. -
Przepraszam najmocniej. Ale jest może pani znajomą mojej żony? Leonie Turner? - odezwał się finalnie. Najwyżej miała zaprzeczyć, jednak Ephraim nie mógł pozbyć się uczucia, że właśnie miał do czynienia z kimś, kogo przedstawiła mu jego małżonka. Cóż... Wkrótce była. Teraz jednak nie miało to większego znaczenia.
Zara Lockard