Bujanie w obłokach
: 30 wrz 2021, 18:25
Upływały kolejne tygodnie pobytu w Lorne Bay, a Chandra nie posuwała się ani o krok do przodu w swoim śledztwie, które przecież miało ją szybko i bezboleśnie odprowadzić do tajemniczego Lorgana, o którego istnieniu dowiedziała się niespełna trzy miesiące temu. Bywały dni, że Ginsberg zaczynała przypuszczać, że ów mężczyzna, ten jej przyszywany brat nie jest wytworem fantazji jej ojczyma - wszak staruszek od dłuższego czasu współpracował z jej matką tworząc języki do fantastycznych seriali, których ona była producentką. Tylko ta wiadomość od Lyry, którą zignorowała kilka lat temu, a teraz ją odnalazła, nie dawała jej spokoju.
Jakiś koleś nazywa się tak samo jak ty! Lorgan Ginsberg, lol!
Prędzej czy później musi wpaść na jego trop, choć póki co na jego temat panuje dziwna zmowa milczenia…
Niestety wraz ze wzrostem australijskiego stażu nie rosła liczba znajomych Chandry, co raczej nie powinno nikogo dziwić, bo Ginsberg do najsympatyczniejszych osób nie należała, na dodatek często odnosiło się wrażenie, że pozjadała wszelkie rozumy, choć tak naprawdę o życiu nie wiedziała nic - co na każdym kroku dało się zaobserwować. Wyjątkiem była akcja z pijawkami, które sprytnie przepłoszyła swoimi ulubionymi perfumami. Właśnie jej resztki wypsikała właśnie dziś, szykując się na lot balonem, który był ciężko zapracowaną nagrodą podczas festynu. Jako, że z braku laku dobry kit, postanowiła wybrać się na niego z Riverem, uznając, że skoro ratował ją podczas szlajania się na mokradłach, w razie czego wybawi ją z opresji także w powietrzu, gdyby się okazało, że balon jest dziurawy albo wydarzy się inna nieprzewidziana podniebna awaria. Prawdą jednak było, że Sheppard nie był kitem, a jedną z niewielu poznanych jej osób, z którymi kontakt się jako tako utrzymał, a nie zerwał po pierwszych kilku minutach, po których Ginsberg wypraszano albo jeszcze inaczej dawano znać, że nie chce się mieć z nią do czynienia.
Nic nie wskazywało na to, że numer, z którym kontaktowała się Amerykanka, nie należał do Rivera. Co prawda od momentu, kiedy wymienili się namiarami minęło trochę czasu, a komórka Chandry musiała być wymieniona, bo po przykrym incydencie z bumerangiem, roztrzaskał się jej wyświetlacz… ale przecież Sheppard odpisywał! Co prawda postawiła go przed faktem dokonanym proponując konkretną datę i godzinę spotkania przy balonie, ale chyba chłopak przywykł, że to był jej styl i wiadomość: spotkamy się na miejscu, bądź punktualnie, bynajmniej nie powinna go dziwić!
W dzień lotu dodatkowo w stronę Rivera poleciał zaczepny sms:
Gdybyś zapomniał jak wyglądam, to na pewno poznasz mnie po zapachu
- było to nawiązania do chmury perfum, która pozostała po pijawkowej akcji ratunkowej, co prawda tylko potęgując zawroty głowy Amerykanki, która jednak wcale nie zamierzała narzekać, gdy w związku z tym była noszona na rękach.
Będąc już na miejscu Chandra pstryknęła sobie kilka selfików i niecierpliwie spoglądała na zegarek, przygotowując w myślach wiązankę jaką pośle Riverowi, że tak długo kazał jej na siebie czekać. Po kilku minutach wysłała sms’a (albo pięć), pytając gdzie jest i oznajmiając w którym miejscu czeka. Dodała, że jak się nie pospieszy, to leci bez niego. Co prawda nie była sama, bo jakiś długowłosy gość (którego póki co nie rozpoznała), kręcił się w okolicy, ale przecież nie przypominał Shepparda, więc nie miała w planach go zaczepiać, ani tym bardziej przepuszczać w kolejce do balonu, kiedy spostrzegła, że rusza w jej stronę!
- Zajęte! - powiedziała stanowczo (i tak, jakby zajmowała kabinę w toalecie, a nie kulturalnie oczekiwała podniebnej przygody), zagradzając mu drogę.
Hyde O. Terrell
Jakiś koleś nazywa się tak samo jak ty! Lorgan Ginsberg, lol!
Prędzej czy później musi wpaść na jego trop, choć póki co na jego temat panuje dziwna zmowa milczenia…
Niestety wraz ze wzrostem australijskiego stażu nie rosła liczba znajomych Chandry, co raczej nie powinno nikogo dziwić, bo Ginsberg do najsympatyczniejszych osób nie należała, na dodatek często odnosiło się wrażenie, że pozjadała wszelkie rozumy, choć tak naprawdę o życiu nie wiedziała nic - co na każdym kroku dało się zaobserwować. Wyjątkiem była akcja z pijawkami, które sprytnie przepłoszyła swoimi ulubionymi perfumami. Właśnie jej resztki wypsikała właśnie dziś, szykując się na lot balonem, który był ciężko zapracowaną nagrodą podczas festynu. Jako, że z braku laku dobry kit, postanowiła wybrać się na niego z Riverem, uznając, że skoro ratował ją podczas szlajania się na mokradłach, w razie czego wybawi ją z opresji także w powietrzu, gdyby się okazało, że balon jest dziurawy albo wydarzy się inna nieprzewidziana podniebna awaria. Prawdą jednak było, że Sheppard nie był kitem, a jedną z niewielu poznanych jej osób, z którymi kontakt się jako tako utrzymał, a nie zerwał po pierwszych kilku minutach, po których Ginsberg wypraszano albo jeszcze inaczej dawano znać, że nie chce się mieć z nią do czynienia.
Nic nie wskazywało na to, że numer, z którym kontaktowała się Amerykanka, nie należał do Rivera. Co prawda od momentu, kiedy wymienili się namiarami minęło trochę czasu, a komórka Chandry musiała być wymieniona, bo po przykrym incydencie z bumerangiem, roztrzaskał się jej wyświetlacz… ale przecież Sheppard odpisywał! Co prawda postawiła go przed faktem dokonanym proponując konkretną datę i godzinę spotkania przy balonie, ale chyba chłopak przywykł, że to był jej styl i wiadomość: spotkamy się na miejscu, bądź punktualnie, bynajmniej nie powinna go dziwić!
W dzień lotu dodatkowo w stronę Rivera poleciał zaczepny sms:
Gdybyś zapomniał jak wyglądam, to na pewno poznasz mnie po zapachu
- było to nawiązania do chmury perfum, która pozostała po pijawkowej akcji ratunkowej, co prawda tylko potęgując zawroty głowy Amerykanki, która jednak wcale nie zamierzała narzekać, gdy w związku z tym była noszona na rękach.
Będąc już na miejscu Chandra pstryknęła sobie kilka selfików i niecierpliwie spoglądała na zegarek, przygotowując w myślach wiązankę jaką pośle Riverowi, że tak długo kazał jej na siebie czekać. Po kilku minutach wysłała sms’a (albo pięć), pytając gdzie jest i oznajmiając w którym miejscu czeka. Dodała, że jak się nie pospieszy, to leci bez niego. Co prawda nie była sama, bo jakiś długowłosy gość (którego póki co nie rozpoznała), kręcił się w okolicy, ale przecież nie przypominał Shepparda, więc nie miała w planach go zaczepiać, ani tym bardziej przepuszczać w kolejce do balonu, kiedy spostrzegła, że rusza w jej stronę!
- Zajęte! - powiedziała stanowczo (i tak, jakby zajmowała kabinę w toalecie, a nie kulturalnie oczekiwała podniebnej przygody), zagradzając mu drogę.
Hyde O. Terrell