: 29 wrz 2021, 16:20
Powinien istnieć, jeśli naprawdę miała na uwadze dobro Alberta. Jeśli nie chciała dać mu szansy, nie mogła dłużej mieszać mu w głowie. I może powinna też zgodzić się na pewien dystans między nimi? Bo ta nagła bliskość też nie była dla niego dobra, na pewno nie w tej chwili, gdy jego uczucia do niej nadal były żywe. Nie był to sposób, żeby mógł o nich zapomnieć, a chyba na to powinien się zdecydować, jeśli nie miał u Carlie żadnych szans. Na pewno nie chciał być tym żałosnym gościem, który wiecznie wzdycha do dziewczyny, która już wielokrotnie dała mu do zrozumienia, że go nie chce, ale… Ale problem był w tym, że w jego głowie pojawiała się cały czas myśl, że może powinien spróbować jeszcze raz i teraz ta myśl odbijała się jeszcze głośniejszym echem niż w poprzednich dniach.
Kiedy Faulkner ponownie sięgnęła po jego dłoń, Raynott doszedł do wniosku, że najprzebieglej będzie zacisnąć ją w pięść i w ten sposób uniemożliwić jej dostęp do paznokci, dlatego właśnie to zrobił i zadowolony z siebie uśmiechnął się zadziornie. Tak, czuł się w tej chwili jak geniusz zbrodni. - Raczej ty. Nic się nie stanie jeśli odłożysz wreszcie ten lakier - odparł, nadal nie zamierzając pozwolić jej na pomalowanie swoich paznokci. - No chyba, że chcesz szorować, a może nawet kupić nową kanapę - dodał, mając nadzieję, że w ten sposób odwiedzie ją od kontynuowania tej walki. Nawet jeśli jego groźba była bez pokrycia, bo na pewno żaden wypadek nie zakończyłby się tym, że kazałby jej samodzielnie kupić nową kanapę. Nie był tak wredny, więc gdyby teraz lub kiedykolwiek coś się stało, nawet jeśli winę ponosiłoby tylko jedno z nich, na pewno czekałaby ich grupowa zrzutka. Taką już mieli tutaj zasadę z Ronem, ponieważ żaden z nich milionerem nie jest, więc nawet w takich sytuacjach zgadzali się na to, żeby dzielić się kosztami i odkąd Carlie zamieszkała z nimi, jej też to dotyczyło. Była przecież pełnoprawnym mieszkańcem tego domu, nawet jeśli ostatnio mogło wydawać jej się, że była tu nieproszona, bo nie dogadywała się z Albertem, co swoją drogą było totalną bzdurą. Nawet jeśli pewne sprawy trochę się między nimi skomplikowały, to Raynott chciał, żeby dzieliła z nimi dach nad głową. Gdyby się wyprowadziła, nawet jeśli gniewał się na nią, to i tak cholernie by mu jej brakowało. Przyjaźnili się, to nie zmieniło się, nawet jeśli była trochę paskudą.
Carlie Faulkner
Kiedy Faulkner ponownie sięgnęła po jego dłoń, Raynott doszedł do wniosku, że najprzebieglej będzie zacisnąć ją w pięść i w ten sposób uniemożliwić jej dostęp do paznokci, dlatego właśnie to zrobił i zadowolony z siebie uśmiechnął się zadziornie. Tak, czuł się w tej chwili jak geniusz zbrodni. - Raczej ty. Nic się nie stanie jeśli odłożysz wreszcie ten lakier - odparł, nadal nie zamierzając pozwolić jej na pomalowanie swoich paznokci. - No chyba, że chcesz szorować, a może nawet kupić nową kanapę - dodał, mając nadzieję, że w ten sposób odwiedzie ją od kontynuowania tej walki. Nawet jeśli jego groźba była bez pokrycia, bo na pewno żaden wypadek nie zakończyłby się tym, że kazałby jej samodzielnie kupić nową kanapę. Nie był tak wredny, więc gdyby teraz lub kiedykolwiek coś się stało, nawet jeśli winę ponosiłoby tylko jedno z nich, na pewno czekałaby ich grupowa zrzutka. Taką już mieli tutaj zasadę z Ronem, ponieważ żaden z nich milionerem nie jest, więc nawet w takich sytuacjach zgadzali się na to, żeby dzielić się kosztami i odkąd Carlie zamieszkała z nimi, jej też to dotyczyło. Była przecież pełnoprawnym mieszkańcem tego domu, nawet jeśli ostatnio mogło wydawać jej się, że była tu nieproszona, bo nie dogadywała się z Albertem, co swoją drogą było totalną bzdurą. Nawet jeśli pewne sprawy trochę się między nimi skomplikowały, to Raynott chciał, żeby dzieliła z nimi dach nad głową. Gdyby się wyprowadziła, nawet jeśli gniewał się na nią, to i tak cholernie by mu jej brakowało. Przyjaźnili się, to nie zmieniło się, nawet jeśli była trochę paskudą.
Carlie Faulkner