friends will be friends
: 22 wrz 2021, 22:28
Obchodzenie dziewięćdziesiątego pierwszego dnia bez kokainy wydawało mu się abstrakcyjnym pomysłem. Nie dość, że nie było dnia w którym nie myślałby o tym białym proszku i idealizował go tak jak pijak dziewczynę o czwartej nad ranem, to jeszcze cholera, momentami miał wrażenie, że nachapał się tego tak dużo, że jakby ktoś zaczął nim gwałtownie pociągać… to mieliby białe święta w Australii. Mimo wszystko jednak chciał spędzić czas z Horsie, czując, że zaniedbywał ją ostatnio.
Poprawka, od wszystkich odciął się grubą linią, bo zdawał sobie sprawę, że bez tej jednej usypanej nierówno, jest lekko nieobliczalny. Może to i prochy sprawiały, że zachowywał się jak naćpany sadysta, ale bez nich również nie czuł się sobą. Tylko jakimś przymulonym egocentrykiem, który nawet nie umie zagaić rozmowy, więc przesiaduje pół dnia na kanapie i rozmyśla, w jaki sposób można sobie jeszcze spierdolić życie.
Właściwie powinien wydać taki poradnik. Na pewno miałby większe wzięcie niż program kulinarny jego starego, który właśnie przewijał się w tle. Prawdziwy Netflix&chill, nawet jeśli powziąłby tak absurdalny pomysł, żeby zabrać się za swoją najlepszą przyjaciółkę, to widok ojca oblizującego śmietanę z palców jakiejś hostessy skutecznie mu to wybijał z głowy. Były też inne przeciwskazania, na przykład fakt, że Canavan jako jedna z niewielu osób traktowała go w miarę dobrze, więc psucie takiej relacji seksem zakrawało na desperację.
Za to alkohol wchodził jak złoto, połowa Jacka już poszła, a on wciąż robił kolejne drinki (z colą, barbarzyńca), czując, że pewnie przekreśla jakąś kolejną złotą zasadę terapii. Powinien być w ogóle czysty, ale nie był święty i wiedział, że bez butelki sobie nie poradzi. Zwłaszcza, że mieli powód do świętowania, jak i do picia na smutno. Do wyboru, do koloru, ty debilny, uzależniony od wszystkiego toksycznego, człowieczku.
- Widziałem się z Lorry – przyznał się jej, gdy Netflix postanowił dokonać żywota i sam się wyłączył. Szkoda, że to nie działało z jego ojcem na żywo. Życie byłoby znacznie prostsze, gdyby nie musiał udawać zainteresowanego przy walkach o kasę ze swoją macochą. – Chyba już pozmiatane. Niby mnie nie kocha, ale nie chce. W sumie nawet się nie dziwię – podzielił się jakże dojrzałą refleksją człowieka, który spieprzył wszystko, co było do spieprzenia i teraz tak naprawdę tylko babrał się w bagnie coraz bardziej.
Nalał jej i sobie kolejną porcję alkoholu, po czym wziął się za przegryzanie chipsów, które maczał w dipach według receptury jego cudownego starego.
- Myślisz sobie czasem, że powinniśmy się bzyknąć? – pytanie całkiem na serio, choć uśmiech nie bardzo.
hortense canavan
Poprawka, od wszystkich odciął się grubą linią, bo zdawał sobie sprawę, że bez tej jednej usypanej nierówno, jest lekko nieobliczalny. Może to i prochy sprawiały, że zachowywał się jak naćpany sadysta, ale bez nich również nie czuł się sobą. Tylko jakimś przymulonym egocentrykiem, który nawet nie umie zagaić rozmowy, więc przesiaduje pół dnia na kanapie i rozmyśla, w jaki sposób można sobie jeszcze spierdolić życie.
Właściwie powinien wydać taki poradnik. Na pewno miałby większe wzięcie niż program kulinarny jego starego, który właśnie przewijał się w tle. Prawdziwy Netflix&chill, nawet jeśli powziąłby tak absurdalny pomysł, żeby zabrać się za swoją najlepszą przyjaciółkę, to widok ojca oblizującego śmietanę z palców jakiejś hostessy skutecznie mu to wybijał z głowy. Były też inne przeciwskazania, na przykład fakt, że Canavan jako jedna z niewielu osób traktowała go w miarę dobrze, więc psucie takiej relacji seksem zakrawało na desperację.
Za to alkohol wchodził jak złoto, połowa Jacka już poszła, a on wciąż robił kolejne drinki (z colą, barbarzyńca), czując, że pewnie przekreśla jakąś kolejną złotą zasadę terapii. Powinien być w ogóle czysty, ale nie był święty i wiedział, że bez butelki sobie nie poradzi. Zwłaszcza, że mieli powód do świętowania, jak i do picia na smutno. Do wyboru, do koloru, ty debilny, uzależniony od wszystkiego toksycznego, człowieczku.
- Widziałem się z Lorry – przyznał się jej, gdy Netflix postanowił dokonać żywota i sam się wyłączył. Szkoda, że to nie działało z jego ojcem na żywo. Życie byłoby znacznie prostsze, gdyby nie musiał udawać zainteresowanego przy walkach o kasę ze swoją macochą. – Chyba już pozmiatane. Niby mnie nie kocha, ale nie chce. W sumie nawet się nie dziwię – podzielił się jakże dojrzałą refleksją człowieka, który spieprzył wszystko, co było do spieprzenia i teraz tak naprawdę tylko babrał się w bagnie coraz bardziej.
Nalał jej i sobie kolejną porcję alkoholu, po czym wziął się za przegryzanie chipsów, które maczał w dipach według receptury jego cudownego starego.
- Myślisz sobie czasem, że powinniśmy się bzyknąć? – pytanie całkiem na serio, choć uśmiech nie bardzo.
hortense canavan