Coincidence, fate or luck.
: 17 wrz 2021, 13:56
22. + Outfit
Sameen do baru weteranów zamierzała już wrócić następnego dnia. Naprawdę czuła, że tamten wieczór, kiedy tańczyła sobie w ich towarzystwie, był najlepszym dniem w jej życiu. Jak weźmiemy pod uwagę jej życie to widać, że poprzeczka nie była jakoś wysoko, ale mimo wszystko. Sameen dawno nie bawiła się tak dobrze. Przypadkowe wejście do tego baru była najlepszą decyzją jaką podjęła od czasów kiedy zadecydowała, że chce pracować na własną rękę.
Niestety nie mogła tam wrócić, bo przyjęła kontrakt, który wymagał od niej szybkiego wylotu do Szwecji, gdzie spędziła kolejne półtora tygodnia. Do Lorne Bay dotarła niecałą godzinę temu. Była wykończona, nie spała od dwóch dni, albo i dłużej, sama już traciła rachubę. Jedyne o czym marzyła to o powrocie do domu, położeniu się do łóżka i parugodzinnym śnie. Na później zaplanowała sobie gorącą kąpiel w ramach relaksu dla obolałych mięśni. Zanim jednak wróciła do siebie, musiała zajechać do marketu na mini zakupy. Wsadziła do koszyka dwa kilogramy jabłek, które wybierała bardzo dokładnie. Spędziła nad nimi około piętnastu minut. Mimo zmęczenia, jej obsesja na punkcie tego owocu, nie pozwoliła wybrać byle czego. Wzięła też dwie zgrzewki wody i skierowała się do działu z jedzeniem. Nie potrafiła gotować, spieprzyłaby nawet najprostsze danie. Przeglądała dania gotowe i poczuła jak robi jej się niedobrze na myśl o tego typu jedzeniu. Zrezygnowała i z tego pomysłu uznając, że zje jabłko, pójdzie spać i jak wstanie to albo coś zamówi, albo skorzysta z lodówki Zoyi, która jednocześnie była jej sąsiadką. Daleko więc nie miała. Żeby jednak nie wyjadać przyjaciółce jedzenie za darmo postanowiła, że kupi jej jakieś wino. To był najłatwiejszy prezent, bo Henderson piła to wińsko litrami.
Podeszła do działu z alkoholami, od razu skierowała się na wina i sięgnęła po jakąś butelkę, która wydawała się w miarę interesująca i zaczęła czytać etykietę. Po chwili, kątem oka dostrzegła ruch niedaleko siebie, a jednak o tej godzinie market był w miarę pusty, a już z pewnością dział z alkoholem. Podniosła wzrok i rozpoznała swoją znajomą z baru. -Eve. - Przywitała się podchodząc do niej i żałowała, że zapewne wygląda jak siedem nieszczęść. -Myślałam o tobie ostatnio. - Dodała, bo wolała coś takiego niż głupie zapytanie o to co u niej słychać.
Eve Paxton
Sameen do baru weteranów zamierzała już wrócić następnego dnia. Naprawdę czuła, że tamten wieczór, kiedy tańczyła sobie w ich towarzystwie, był najlepszym dniem w jej życiu. Jak weźmiemy pod uwagę jej życie to widać, że poprzeczka nie była jakoś wysoko, ale mimo wszystko. Sameen dawno nie bawiła się tak dobrze. Przypadkowe wejście do tego baru była najlepszą decyzją jaką podjęła od czasów kiedy zadecydowała, że chce pracować na własną rękę.
Niestety nie mogła tam wrócić, bo przyjęła kontrakt, który wymagał od niej szybkiego wylotu do Szwecji, gdzie spędziła kolejne półtora tygodnia. Do Lorne Bay dotarła niecałą godzinę temu. Była wykończona, nie spała od dwóch dni, albo i dłużej, sama już traciła rachubę. Jedyne o czym marzyła to o powrocie do domu, położeniu się do łóżka i parugodzinnym śnie. Na później zaplanowała sobie gorącą kąpiel w ramach relaksu dla obolałych mięśni. Zanim jednak wróciła do siebie, musiała zajechać do marketu na mini zakupy. Wsadziła do koszyka dwa kilogramy jabłek, które wybierała bardzo dokładnie. Spędziła nad nimi około piętnastu minut. Mimo zmęczenia, jej obsesja na punkcie tego owocu, nie pozwoliła wybrać byle czego. Wzięła też dwie zgrzewki wody i skierowała się do działu z jedzeniem. Nie potrafiła gotować, spieprzyłaby nawet najprostsze danie. Przeglądała dania gotowe i poczuła jak robi jej się niedobrze na myśl o tego typu jedzeniu. Zrezygnowała i z tego pomysłu uznając, że zje jabłko, pójdzie spać i jak wstanie to albo coś zamówi, albo skorzysta z lodówki Zoyi, która jednocześnie była jej sąsiadką. Daleko więc nie miała. Żeby jednak nie wyjadać przyjaciółce jedzenie za darmo postanowiła, że kupi jej jakieś wino. To był najłatwiejszy prezent, bo Henderson piła to wińsko litrami.
Podeszła do działu z alkoholami, od razu skierowała się na wina i sięgnęła po jakąś butelkę, która wydawała się w miarę interesująca i zaczęła czytać etykietę. Po chwili, kątem oka dostrzegła ruch niedaleko siebie, a jednak o tej godzinie market był w miarę pusty, a już z pewnością dział z alkoholem. Podniosła wzrok i rozpoznała swoją znajomą z baru. -Eve. - Przywitała się podchodząc do niej i żałowała, że zapewne wygląda jak siedem nieszczęść. -Myślałam o tobie ostatnio. - Dodała, bo wolała coś takiego niż głupie zapytanie o to co u niej słychać.
Eve Paxton