You drive me..
: 15 wrz 2021, 14:05
Nie zamierzała być chujową towarzyszką podróży, ale kiedy Presley uparła się, że będzie prowadzić, Calie skorzystała z okazji i dosypiała na fotelu pasażera. Wciąż nie czuła się najlepiej. Miewała taki silnego bólu brzucha, więc leki dodatkowo ją przymulały. W rekonwalescencji nie pomogło także to, że przez ostatnie wieczory balowała jak dzika. Miała gdzieś późniejszego kaca, trudności w pracy i całą resztę. Chciała się odciąć od nieznośnego uczucia towarzyszącego jej od dnia, kiedy wylądowała w szpitalu. Podświadomie wiedziała, że to złudne, zaś skutki były krótkoterminowe, ale i tak z tego korzystała. Czuła, że musiała. Albo to albo depresja, bo z jej poziomem emocjonalności właśnie tak mogło się skończyć (albo nawet gorzej). Radziła sobie jak mogła starając się wszystko ukryć przed innymi. Uśmiechała się i robiła swoje, ale w domu wolała leżeć w łóżku, co teraz zamieniła na sen w pożyczonym od Prescottów aucie.
Nie przeszkadzała jej muzyka puszczana przez Presley, to jak klęła na niektórych kierowców lub walczyła z klimatyzacją. Calie przewracała się na drugi bok i spała dalej rzucając najpierw pytaniem, czy Presley sobie radziła (a miała co do tego wątpliwości w momencie, gdy przekleństwa zamieniły się w całą wiązankę połączoną z trąbieniem. Ten drugi na pewno sobie zasłużył).
Obudziła się około ósmej i rozejrzała orientacyjnie za jakimś znakiem, którego nie dostrzegła. Przeciągnęła się i dopiero wtedy skierowała wzrok na towarzyszkę oceniając jej stan funkcjonowania i zadowolenia (nocną jazdą).
- Śniadanie i kawa? – zasugerowała znów kierując wzrok na drogę, z której niespodziewanie zjechały. Calie uśmiechnęła się na widok przydrożnego baru i można by rzec, że czytały sobie w myślach.
- Mam nadzieję, że nie chrapałam. – Przeczesała długie włosy i sięgnęła do tyłu po swój plecak.
Wyszła z samochodu rozglądając się dookoła i ziewnęła zakrywając dłonią usta. Musiała przyznać, że to wygodne, gdy ktoś prowadził auto za nią. Wprawdzie Calie nie należała do takich osób i wcale nie musiała żyć w najwyższych standardach, ale kiedy zdarzała się taka okazja to ją doceniała.
Wolnym krokiem ruszyła w stronę budynku, a kiedy podeszła do drzwi, stanęła między nimi a Presley, ku której się odwróciła.
- Dalej ja prowadzę a ty odpoczywasz – postawiła warunek z upartą miną patrząc na towarzyszkę. – Twój brat nie musi wiedzieć. – A Goldsworthy wcale nie była złym kierowcą. Może na taką wyglądała (na roztrzepaną), ale umiała się ogarnąć. – Albo niech wie, ale i tak prowadzę. – Dziabnęła Prescott w mostek i koniec kropka. Tak miało zostać.
Nie czekając na odpowiedź weszła do baru, w którym od razu zaatakowało je ciężkie powietrze wypełnione palonym tłuszczem. Stali bywalcy spojrzeli na nie jak na dziwne stworzenia i przypatrywali się aż do momentu, gdy zajęły miejsce.
- Mówiłaś bratu po co bierzesz auto? A raczej kto będzie w nim siedział? – zapytała luźno z delikatnym uśmiechem, bo wcale nie zdziwiłaby się gdyby Jeffrey nie zareagował na to z entuzjazmem. O ile Presley się przyznała a sądząc po tym, jak wolała unikać Otis'a, zapewne nie pisnęła ani słowa.
Presley Prescott
Nie przeszkadzała jej muzyka puszczana przez Presley, to jak klęła na niektórych kierowców lub walczyła z klimatyzacją. Calie przewracała się na drugi bok i spała dalej rzucając najpierw pytaniem, czy Presley sobie radziła (a miała co do tego wątpliwości w momencie, gdy przekleństwa zamieniły się w całą wiązankę połączoną z trąbieniem. Ten drugi na pewno sobie zasłużył).
Obudziła się około ósmej i rozejrzała orientacyjnie za jakimś znakiem, którego nie dostrzegła. Przeciągnęła się i dopiero wtedy skierowała wzrok na towarzyszkę oceniając jej stan funkcjonowania i zadowolenia (nocną jazdą).
- Śniadanie i kawa? – zasugerowała znów kierując wzrok na drogę, z której niespodziewanie zjechały. Calie uśmiechnęła się na widok przydrożnego baru i można by rzec, że czytały sobie w myślach.
- Mam nadzieję, że nie chrapałam. – Przeczesała długie włosy i sięgnęła do tyłu po swój plecak.
Wyszła z samochodu rozglądając się dookoła i ziewnęła zakrywając dłonią usta. Musiała przyznać, że to wygodne, gdy ktoś prowadził auto za nią. Wprawdzie Calie nie należała do takich osób i wcale nie musiała żyć w najwyższych standardach, ale kiedy zdarzała się taka okazja to ją doceniała.
Wolnym krokiem ruszyła w stronę budynku, a kiedy podeszła do drzwi, stanęła między nimi a Presley, ku której się odwróciła.
- Dalej ja prowadzę a ty odpoczywasz – postawiła warunek z upartą miną patrząc na towarzyszkę. – Twój brat nie musi wiedzieć. – A Goldsworthy wcale nie była złym kierowcą. Może na taką wyglądała (na roztrzepaną), ale umiała się ogarnąć. – Albo niech wie, ale i tak prowadzę. – Dziabnęła Prescott w mostek i koniec kropka. Tak miało zostać.
Nie czekając na odpowiedź weszła do baru, w którym od razu zaatakowało je ciężkie powietrze wypełnione palonym tłuszczem. Stali bywalcy spojrzeli na nie jak na dziwne stworzenia i przypatrywali się aż do momentu, gdy zajęły miejsce.
- Mówiłaś bratu po co bierzesz auto? A raczej kto będzie w nim siedział? – zapytała luźno z delikatnym uśmiechem, bo wcale nie zdziwiłaby się gdyby Jeffrey nie zareagował na to z entuzjazmem. O ile Presley się przyznała a sądząc po tym, jak wolała unikać Otis'a, zapewne nie pisnęła ani słowa.
Presley Prescott