Łatwo się domyślić, że Happy raczej niewiele czasu spędził w swoim życiu na świeżym powietrzu wśród dzikiej przyrody… Pomijając ostatnie bliższe spotkanie z fauną czy florą, które miał podczas incydentu z kaczkami, gdy Sad próbowała
wyleczyć go z jednej z jego traum; dziką naturę miał okazję eksplorować we wczesnym dzieciństwie, jednak te doświadczenia były tylko krótkimi epizodami w morzu technologicznej rewolucji, która zdominowała jego życie. W szkole przedmioty przyrodnicze nigdy nie była dla niego priorytetem. Lekcje o roślinach, zwierzętach i ekosystemach były dla niego nudne, nieciekawe i przeważnie na nie nie chodził.
Wielkie, pulsujące miasto, gdzie tłumy anonimowych ludzi sunący ulicami niczym strumienie, a neonowe światła oświetlały chodniki do późnych godzin nocnych - to właśnie tam, w otoczeniu betonowych dżungli i wieżowców, Happy spędzał większość swojego życia,
nie licząc wszystkich tych zamkniętych pokoi, często bez klamek.
Dla niego życie toczyło się w cyfrowym labiryncie, gdzie świat rzeczywistości wirtualnej był bardziej atrakcyjny i ekscytujący niż rzeczywistość ulic. Od najmłodszych lat Happy był zafascynowany technologią. Komputery, konsole do gier, nowoczesne gadżety - to były rzeczy, które go pociągały. Spędzał godziny przed ekranem, eksplorując wirtualne światy, rozwiązując zagadki i walcząc z przeciwnikami. Tam, w wirtualnej rzeczywistości, czuł się silny i pewny siebie. Tam mógł być kimkolwiek chciał, bez ograniczeń rzeczywistości.
Nie można było więc oczekiwać od niego znajomości rzeczywistych gatunków roślin i zwierząt, skoro nigdy w realu nie widział ani żółwia, ani chrabąszcza. Dla niego chrabąszcz w grze mógł wyglądać tak samo jak rzeczywisty żółw - różnica między nimi była dla niego jakby nieistotna, choć gdyby Viper dowiedziała się o tym wcześniej, raczej nie zawracałaby sobie głowy by się z nim widywać.
Znał jej pociąg do insektów, do wypychania zwierzątek i innych tego typu dziwnych rzeczy. Szczerze mówiąc, nawet mu to imponowało i czasem słuchał tych wszystkich opowieści o aparatach gębowych szerszeni czy tam innych karaluchów. To, że ostatnimi czasy nie potrafił się skupić na jej potoku słów, to zupełnie inna sprawa.
-
To jest żółw. – powtórzył, przyglądając się zwierzęciu w swojej ręce –
Mogę go zatrzymać? – położył gada na swojej dłoni, był taki… obślizgły… co trochę go wzdrygało, ale powstrzymał się od tego by wytrzeć skórę o materiał spodni, chociaż bardzo chciał.
–
Nazwiemy go Michelangelo. – powiedział równocześnie z Monroe. Po czym zmierzył ją spojrzeniem, gdy wybrała dla zwierzaka imię kolejnego demona.
-
Dobra, niech będzie Baltazar, ale kolejny ma być żółwiem ninja. – zażądał, głaskając palcem po skorupie i jakby na jego słowa, zaraz w polu ich widzenia znalazła się kolejna zielonoskóra istotka. Odłożył więc Baltazara obok, aby nie czuły się samotne czy coś.
-
Ten wygląda jak Donatello! – tym razem nie zamierzał ustąpić w kwestii imienia –
Może jest tu ich więcej… – kucnął i rękoma zaczął przeczesywać zarośla, w których znaleźli świeżo wyklute żółwiki i wrzasnął nagle, czując ukłucie, co wytrąciło jego ciało z równowagi i wylądował tyłkiem na ziemi.
-
Kurwa. – syknął, przyciskając kciuk do bolącego miejsca i aż rozszerzyły mu się źrenice z wrażenia.
-
Ej Viper… To chyba twój krewny… – wskazał drżącym palcem przed siebie, wprost na kolejnego zwierzaczka, którego dane im było spotkać w tym jakże cudownym świecie australijskiej fauny i flory. Jego ciało było smukłe i giętkie, jak wstążka wywijająca się między gałązkami. Skóra, pokryta łuskami o delikatnej fakturze, lśniła w promieniach słońca, odbijając tęczowe barwy, które zdawały się tańczyć na powierzchni jego ciała. Każda łuska miała inny odcień zielonego, brązu lub żółci, tworząc misterny wzór, który rozbrzmiewał z niemal magiczną harmonią. Głowa węża tęczowego, smukła i proporcjonalna, była ozdobiona niezwykłymi szczegółami. Oczy, otoczone czarnymi pierścieniami, świeciły się jak dwie brylantowe perły, emanujące ciekawością i pewnością siebie. Czerwone i złote plamy podkreślały charakterystyczny kształt głowy, której kontury wydawały się stworzone do wyrażania tajemniczej inteligencji.
-
Baltazar! Donatello! – wrzasnął, choć zdecydowanie nie powinien był tego robić i złapał jednego z gadów, by zaraz schować go w dłoniach.
Nie dziś niebezpieczny wężu rzeczny!
viper monroe