Just one shot and go
: 16 sie 2021, 22:09
- Pepermint! Masz prywatny taniec w szóstce! – Gabriel żuł gumę niczym w amerykańskich filmach z szeroko rozdziawioną kwadratową szczęką. Mielił to coś bez smaku i udawał wielkiego pana, chociaż był tylko menagerem tego przybytku pilnującym, żeby każda dziewczyna robiła co do niej należało. Dbał też o to, żeby klienci nie pozwalali sobie na więcej niż zapłacili, ale najbardziej uwielbiał tę władzę, którą miał nad panienkami. – Jakiś problem?
- Jorge chciał mnie zobaczyć przed wyjazdem – oznajmiła stanowczo i spojrzała w kierunku schodów prowadzących do biura Jorge Péreza. Szef tego przybytku był nie tylko właścicielem jednego klubu, ale większości w tej okolicy, a także był mocno zaangażowany w przemyt, transport oraz zatrudnienie młodych, często niepełnoletnich, dziewcząt. To miejsce było jego domem. Głównym centrum dowodzenia. Tu nie przyjmowało się byle szumowin. Luksus bił po oczach a ceny w menu mówiły same za siebie. Nawet szyby, które wstawił na górze, dzielące go od ogromnego klubowego pomieszczenia, były kuloodporne.
- Piętnaście minut. Im więcej zarobisz tym bardziej twój tatko będzie zadowolony. – Zaśmiał się chrapliwie i klepnął ją w tyłek w ramach zachęty.
Pepermint pomyślała tylko, jakby ta ręka wyglądała, gdyby przycisnęła ją do gorącego pieca.
Nie kryjąc niechęci powędrowała korytarzem w stronę prywatnego pokoju z krzywo powieszonym numerem sześć. Nie czekając, nie pukając ani nie nabierając odwagi (bo tej miała aż za nadto) otworzyła drzwi i weszła przez nie kocim ruchem.
- Kojarzę cię – stwierdziła na widok kobiety, której obecność nie była zaskakująca, acz te rzadko bywały w klubach. Jeszcze rzadziej zamawiały prywatne tańce, ale darowanemu nie zaglądało się w zęby. – Siedziałaś przy scenie, gdy tańczyłam. – Całkiem niedawno. Dosłownie dziesięć minut temu fundowała gościom jeden ze swoich występów. Na ogół nie skupiała się na widowni, aż na moment nie odsuwała się od rury i nie wyginała na skraju sceny. To wtedy napotkała na to konkretne spojrzenie, które ją zaciekawiło; nic dziwnego, nieznajoma była jedyną kobietą siedzącą tak blisko (jak nie jedyną nietańczącą w klubie).
- Ja ci na imię, skarbie?
Nie czekała na żadne słowo. Jak weszła, tak powoli zaczęła się kołysać. Robiła to wręcz automatycznie, jakby ciało nigdy nie wykonywało innych ruchów prócz wolnego tańca, podczas którego małymi kroczkami zbliżyła się do kobiety. Tańczenie dla niej nie było problemem, acz o wiele łatwiej czytało się z reakcji mężczyzn. Tych znała. Ci gapili się na nią 24/7. Z kobietami było inaczej. Ta konkretna.. wydawała się bardziej tajemnicza od plam na pościeli w burdelu po drugiej stronie ulicy.
- Podoba ci się? – zapytała po paru ruchach i zgrabnie, wciąż w rytmie, kucnęła naprzeciwko nieznajomej. Złapała za jej kolana, rozchyliła i tak, jakby była z gumy, wygięła się do przodu i sunęła do góry stanikiem muskając spodnie, a potem górną część garderoby kobiety. Była jak wąż, aż w pełni wyprostowana odwróciła się tyłem do klientki, wypięła pośladki (nie za mocno) i powiodła nimi w dół dociskając do damskiego krocza.
Sameen Galanis
- Jorge chciał mnie zobaczyć przed wyjazdem – oznajmiła stanowczo i spojrzała w kierunku schodów prowadzących do biura Jorge Péreza. Szef tego przybytku był nie tylko właścicielem jednego klubu, ale większości w tej okolicy, a także był mocno zaangażowany w przemyt, transport oraz zatrudnienie młodych, często niepełnoletnich, dziewcząt. To miejsce było jego domem. Głównym centrum dowodzenia. Tu nie przyjmowało się byle szumowin. Luksus bił po oczach a ceny w menu mówiły same za siebie. Nawet szyby, które wstawił na górze, dzielące go od ogromnego klubowego pomieszczenia, były kuloodporne.
- Piętnaście minut. Im więcej zarobisz tym bardziej twój tatko będzie zadowolony. – Zaśmiał się chrapliwie i klepnął ją w tyłek w ramach zachęty.
Pepermint pomyślała tylko, jakby ta ręka wyglądała, gdyby przycisnęła ją do gorącego pieca.
Nie kryjąc niechęci powędrowała korytarzem w stronę prywatnego pokoju z krzywo powieszonym numerem sześć. Nie czekając, nie pukając ani nie nabierając odwagi (bo tej miała aż za nadto) otworzyła drzwi i weszła przez nie kocim ruchem.
- Kojarzę cię – stwierdziła na widok kobiety, której obecność nie była zaskakująca, acz te rzadko bywały w klubach. Jeszcze rzadziej zamawiały prywatne tańce, ale darowanemu nie zaglądało się w zęby. – Siedziałaś przy scenie, gdy tańczyłam. – Całkiem niedawno. Dosłownie dziesięć minut temu fundowała gościom jeden ze swoich występów. Na ogół nie skupiała się na widowni, aż na moment nie odsuwała się od rury i nie wyginała na skraju sceny. To wtedy napotkała na to konkretne spojrzenie, które ją zaciekawiło; nic dziwnego, nieznajoma była jedyną kobietą siedzącą tak blisko (jak nie jedyną nietańczącą w klubie).
- Ja ci na imię, skarbie?
Nie czekała na żadne słowo. Jak weszła, tak powoli zaczęła się kołysać. Robiła to wręcz automatycznie, jakby ciało nigdy nie wykonywało innych ruchów prócz wolnego tańca, podczas którego małymi kroczkami zbliżyła się do kobiety. Tańczenie dla niej nie było problemem, acz o wiele łatwiej czytało się z reakcji mężczyzn. Tych znała. Ci gapili się na nią 24/7. Z kobietami było inaczej. Ta konkretna.. wydawała się bardziej tajemnicza od plam na pościeli w burdelu po drugiej stronie ulicy.
- Podoba ci się? – zapytała po paru ruchach i zgrabnie, wciąż w rytmie, kucnęła naprzeciwko nieznajomej. Złapała za jej kolana, rozchyliła i tak, jakby była z gumy, wygięła się do przodu i sunęła do góry stanikiem muskając spodnie, a potem górną część garderoby kobiety. Była jak wąż, aż w pełni wyprostowana odwróciła się tyłem do klientki, wypięła pośladki (nie za mocno) i powiodła nimi w dół dociskając do damskiego krocza.
Sameen Galanis