: 07 sty 2022, 15:56
To nie było zależne do końca od samej Cassandry, jednakże robiła wszystko co tylko mogła, byle tylko opóźnić… no wszystko. Potrzebę przeszczepu, kolejną długą wizytę w szpitalu. Wiedziała, że kiedyś przyjdzie na to pora, miała to z tyłu swojej głowy, jednakże chciała wierzyć, że jeszcze trochę jej „oryginalne” serce trochę pociągnie. Stosowała się do wszystkich zaleceń swojego lekarza prowadzącego, nigdy nie ominęła żadnych leków, nie robi rzeczy, których jej robić nie wolno, je tylko produkty ściśle określone przez lekarzy. Miała szczęście, że w przypadku Hammond to działało, bo nie u wszystkich tego typu zabiegi się sprawdzały i czasem jedyną opcją był po prostu przeszczep.
– Dziękuję, Audrey. Jesteś wspaniała – odpowiedziała całkiem szczerze, uśmiechając się do przyjaciółki. Clark była przy niej… praktycznie zawsze. W tych dobrych momentach, w których była w domu, ale i w tych gorszych, gdy spędzała tygodnie w szpitalach, podpięta pod tonę aparatury, z rurką w nosie. To dla Cass było naprawdę bardzo ważne.
– Jako dziecko byłam pod opieką fundacji i lwia część została sfinansowana z rzutek… Gdy moja biologiczna rodzina mnie porzuciła, to na pierwsze operacje, które nie były finansowane z podstawowego ubezpieczenia, nazbierał cały szpital z rodzinami… Ci ludzie to anioły i moja druga rodzina. – Wzięło się jej trochę na wspominki. Cassandra wiele świąt (a w tym i swoich urodzin, bo na świat przyszła w wigilię) w szpitalu i po prostu zżyła się z całym personalem. – W sumie to się nawet cieszą. Nie ze względu na to, że nie muszą mi dawać pieniędzy, a fakt, że zdrowie mi na to pozdrawia. – Państwo Hammond pod tym względem akurat nie byli w żaden sposób problematyczni, wręcz przeciwnie! Wspierali ją w każdym kroku w stronę samodzielności i wspierają ją w każdej podjętej decyzji. Cass nie mogła sobie wymarzyć lepszych rodziców – a fakt, że była przez nich adoptowana niczego nie zmieniał.
To nie tak, że oceniała Aarona po plotkach, nic z tych rzeczy! Po prostu miała wrażenie, że jeżeli umarła mu żona… to może wciąż być w żałobie i nawet nie mieć głowy do takich rzeczy jak nowa relacja. Nie nastawiała się też na nic, po prostu czerpała przyjemność ze wspólnych rozmów o literaturze.
– Nie ma za co. Jesteś moją przyjaciółką i chcę, żebyś była szczęśliwa. Jeżeli związek daje Ci z szczęście, to nie widzę podstaw, bym miała być przeciwko. Wiek to tylko liczba, liczy się to, że się kochacie. – Nie mogło być inaczej, romantyczna dusza Cassandry nie pozwoliłaby jej na nie wspieranie ich związku. Gdyby Jeb był wobec Audrey niedobrym człowiekiem, to zapewne by starała się jej przemówić do rozsądku… jednak na chwilę obecną nic na to nie wskazywało, więc czemu nie miałaby jej wspierać. – Nie, jest idealnie. Naprawdę tęskniłam za takimi błahymi czynnościami jak chociażby spacer – odpowiedziała, uśmiechając się przy tym do przyjaciółki.
audrey bree clark
– Dziękuję, Audrey. Jesteś wspaniała – odpowiedziała całkiem szczerze, uśmiechając się do przyjaciółki. Clark była przy niej… praktycznie zawsze. W tych dobrych momentach, w których była w domu, ale i w tych gorszych, gdy spędzała tygodnie w szpitalach, podpięta pod tonę aparatury, z rurką w nosie. To dla Cass było naprawdę bardzo ważne.
– Jako dziecko byłam pod opieką fundacji i lwia część została sfinansowana z rzutek… Gdy moja biologiczna rodzina mnie porzuciła, to na pierwsze operacje, które nie były finansowane z podstawowego ubezpieczenia, nazbierał cały szpital z rodzinami… Ci ludzie to anioły i moja druga rodzina. – Wzięło się jej trochę na wspominki. Cassandra wiele świąt (a w tym i swoich urodzin, bo na świat przyszła w wigilię) w szpitalu i po prostu zżyła się z całym personalem. – W sumie to się nawet cieszą. Nie ze względu na to, że nie muszą mi dawać pieniędzy, a fakt, że zdrowie mi na to pozdrawia. – Państwo Hammond pod tym względem akurat nie byli w żaden sposób problematyczni, wręcz przeciwnie! Wspierali ją w każdym kroku w stronę samodzielności i wspierają ją w każdej podjętej decyzji. Cass nie mogła sobie wymarzyć lepszych rodziców – a fakt, że była przez nich adoptowana niczego nie zmieniał.
To nie tak, że oceniała Aarona po plotkach, nic z tych rzeczy! Po prostu miała wrażenie, że jeżeli umarła mu żona… to może wciąż być w żałobie i nawet nie mieć głowy do takich rzeczy jak nowa relacja. Nie nastawiała się też na nic, po prostu czerpała przyjemność ze wspólnych rozmów o literaturze.
– Nie ma za co. Jesteś moją przyjaciółką i chcę, żebyś była szczęśliwa. Jeżeli związek daje Ci z szczęście, to nie widzę podstaw, bym miała być przeciwko. Wiek to tylko liczba, liczy się to, że się kochacie. – Nie mogło być inaczej, romantyczna dusza Cassandry nie pozwoliłaby jej na nie wspieranie ich związku. Gdyby Jeb był wobec Audrey niedobrym człowiekiem, to zapewne by starała się jej przemówić do rozsądku… jednak na chwilę obecną nic na to nie wskazywało, więc czemu nie miałaby jej wspierać. – Nie, jest idealnie. Naprawdę tęskniłam za takimi błahymi czynnościami jak chociażby spacer – odpowiedziała, uśmiechając się przy tym do przyjaciółki.
audrey bree clark