Mary & Shane
: 14 sie 2021, 02:40
Była jeszcze obolała po porodzie, lecz się nie poddawała. Już w kilka godzin po tym, jak jej córeczka pojawiła się na świecie, Mary dźwignęła się na nogi i oporządziła. Macierzyństwo przynosiło nie tylko radość z powodu pociechy, ale także i trudy.
Macierzyństwo to te okropne majtki, które wrzynały się tu i ówdzie;
To nieprzespane noce i pogryzione sutki;
Piersi jak kamienie i płacz, kiedy Mia nie chciała spać w swoim łóżeczku, a w matczynych ramionach.
Rodzicielstwo to patrzenie, jak córka ginie w olbrzymich dłoniach ojca; a także i zasypianie na kanapie na jego klatce piersiowej.
Bycie rodzicem zweryfikowało mocno umiejętności radzenia sobie z dziećmi. Te w przedszkolu, w mniemaniu nauczycielki, były zdecydowanie prostsze w obsłudze przez fakt, że były już duże i w głównej mierze samodzielne. Tęskniła za małym Timem, który nauczył się korzystać z toalety i za słodką Ruby, która tak ładnie rysowała świecowymi kredkami. Za odrobiną spokoju i wytchnienia, które miała jeszcze za czasów wczesnej ciąży; lecz gdyby ktoś zapytał ją, czy chciałaby powrócić do panieństwa, Mary bez zawahania się by zaprzeczyła.
Nie wyobrażała sobie życia bez policjanta, który uwolnił ją od oprawcy i dał prawdziwy dom i szczęście. Pamiętała ten moment, w którym to Shane wtargnął do jej rodzinnego domu i potrząsnął Michaelem, a następnie zabrał ją do siebie. Pamiętała to, jaka była obolała, posiniaczona i pełna wstydu. Nie zapomniała również o tym, że to właśnie wtedy Reid scałował z niej całą gorycz i napełnił ją czymś innym – radością.
Na samą myśl o wszystkim, z twarzy blondynki nie schodził uśmiech. Wiele przeszli, lecz nie osłabiło to palącego się w nich uczucia. Miała dziwne wrażenie, że wręcz przeciwnie; że każda nieopatrzność tylko ich do siebie zbliżyła. Tortury, prześladowania, problemy z donoszeniem ciąży i przedwczesny poród. Wszystko to brzmiało tak, jak w jakiejś dziwnej książce. Aż nie mogła uwierzyć, że to było ich życie.
- No już, mała, no już. – zamruczała, poprawiając niewielką, tetrową pieluszkę na nogach córki. Było ciepło i wszelkie dogrzewanie dziecka było bezcelowe. Wózek osłaniał ją przed nazbyt intensywnymi promieniami słońca, a materiał, którym była przykryta, pilnował, aby przypadkiem się nie wychłodziła.
- Zaraz zobaczysz tatę. – dodała jeszcze, widząc, jak drzwi od komisariatu otwierają się i staje w nich jej mąż. Od razu się rozpromieniła i uniosła swoją dłoń, by pomachać mu na powitanie. Maleństwo poruszyło się i zakwiliło, najwyraźniej niepocieszone z jakiejś nieznanej przyczyny.
- Cześć Shane. – oparła rękę na wózku i zakołysała nim na boki, chcąc uspokoić dziecko.
- Muszę ją przewinąć. Myślisz, że będzie to problem? – zapytała, unosząc na niego swoje spojrzenie. Koledzy z komisariatu byli bardzo życzliwi dla niej i Reida. Dostali nawet wyprawkę, a w niej pluszowego misia ubranego w policyjny mundur. Większość kobiet gruchała do Mii, a panowie umawiali się z Reidem na opicie narodzin jego córki.
Shane W. Reid
Macierzyństwo to te okropne majtki, które wrzynały się tu i ówdzie;
To nieprzespane noce i pogryzione sutki;
Piersi jak kamienie i płacz, kiedy Mia nie chciała spać w swoim łóżeczku, a w matczynych ramionach.
Rodzicielstwo to patrzenie, jak córka ginie w olbrzymich dłoniach ojca; a także i zasypianie na kanapie na jego klatce piersiowej.
Bycie rodzicem zweryfikowało mocno umiejętności radzenia sobie z dziećmi. Te w przedszkolu, w mniemaniu nauczycielki, były zdecydowanie prostsze w obsłudze przez fakt, że były już duże i w głównej mierze samodzielne. Tęskniła za małym Timem, który nauczył się korzystać z toalety i za słodką Ruby, która tak ładnie rysowała świecowymi kredkami. Za odrobiną spokoju i wytchnienia, które miała jeszcze za czasów wczesnej ciąży; lecz gdyby ktoś zapytał ją, czy chciałaby powrócić do panieństwa, Mary bez zawahania się by zaprzeczyła.
Nie wyobrażała sobie życia bez policjanta, który uwolnił ją od oprawcy i dał prawdziwy dom i szczęście. Pamiętała ten moment, w którym to Shane wtargnął do jej rodzinnego domu i potrząsnął Michaelem, a następnie zabrał ją do siebie. Pamiętała to, jaka była obolała, posiniaczona i pełna wstydu. Nie zapomniała również o tym, że to właśnie wtedy Reid scałował z niej całą gorycz i napełnił ją czymś innym – radością.
Na samą myśl o wszystkim, z twarzy blondynki nie schodził uśmiech. Wiele przeszli, lecz nie osłabiło to palącego się w nich uczucia. Miała dziwne wrażenie, że wręcz przeciwnie; że każda nieopatrzność tylko ich do siebie zbliżyła. Tortury, prześladowania, problemy z donoszeniem ciąży i przedwczesny poród. Wszystko to brzmiało tak, jak w jakiejś dziwnej książce. Aż nie mogła uwierzyć, że to było ich życie.
- No już, mała, no już. – zamruczała, poprawiając niewielką, tetrową pieluszkę na nogach córki. Było ciepło i wszelkie dogrzewanie dziecka było bezcelowe. Wózek osłaniał ją przed nazbyt intensywnymi promieniami słońca, a materiał, którym była przykryta, pilnował, aby przypadkiem się nie wychłodziła.
- Zaraz zobaczysz tatę. – dodała jeszcze, widząc, jak drzwi od komisariatu otwierają się i staje w nich jej mąż. Od razu się rozpromieniła i uniosła swoją dłoń, by pomachać mu na powitanie. Maleństwo poruszyło się i zakwiliło, najwyraźniej niepocieszone z jakiejś nieznanej przyczyny.
- Cześć Shane. – oparła rękę na wózku i zakołysała nim na boki, chcąc uspokoić dziecko.
- Muszę ją przewinąć. Myślisz, że będzie to problem? – zapytała, unosząc na niego swoje spojrzenie. Koledzy z komisariatu byli bardzo życzliwi dla niej i Reida. Dostali nawet wyprawkę, a w niej pluszowego misia ubranego w policyjny mundur. Większość kobiet gruchała do Mii, a panowie umawiali się z Reidem na opicie narodzin jego córki.
Shane W. Reid