: 03 wrz 2022, 20:41
Aaron znał pisarzy, którzy pokłóciliby się z malarzami, które z wykonywanych przez nich zajęć jest trudniejsze. On sam zaś nie czuł się tak w pełni pisarzem, w końcu jedyne, co spod jego ręki zostało wydane, to prace naukowe. Nic ciekawego i zapewne jest też paru tzw. mistrzów pióra, którzy z pełnym przekonaniem powiedzieliby, że dopóki nie wydałeś nic, co wpasowałoby się w ramy jednego z trzech gatunków literackich, to pisarzem nazwać się nie możesz. Choć Barnard ma pełną szufladę różnego rodzaju krótszych czy dłuższych tekstów literackich, to nigdy nie spróbował swoich sił, wysyłając teksty do wydawnictw, więc akurat on nie będzie kłócił się z Cherry o wyższości malarzy nad pisarzami i odwrotnie.
- Co prawda nie jest to Aspen, ale mam nadzieję, że też będzie fajnie. - uśmiechnął się. Z tymi korzeniami zapuszczanymi w rodzinnych stronach, to mężczyzna miał takie przemyślenia, że dom rodzinny położony na wsi i całe dorastanie tam spędzone, sprawia, że bardzo trudno jest wyrwać te przysłowiowe korzenie. Niemniej rozumiał, że Whitehouse chodziło bardziej o to, że w ostatnim czasie nie miała czasu i okazji na wyściubienie nosa poza Carnelian Land, więc nie poruszał tego jakże filozoficznego wątku, który przyszedł mu do głowy. Może właśnie o tym powinien napisać pierwszą powieść, którą spróbuje wydać, a więc napisze od początku do końca, bo to zawsze w podtrzymaniem zapału do danego projektu ma największy problem. W każdym razie to też pozostało tylko w sferze jego myśli. Mieli tutaj spędzić miło czas, a jeśli już rozmawiać na poważne tematy, to Aaron miał być tym słuchającym. Cherry już tyle razy wysłuchiwała jego zrzędzenia, że ten jeden raz powinien jej darować i w końcu odwdzięczyć się tym samym. W ogóle ostatnio dość ważne stało się dla niego, odwdzięczanie bliskim, którzy trwali przy nim w tych najtrudniejszych chwilach.
- Tam już jest teren chroniony, ale może tutaj coś znajdziemy. - rozejrzał się po terenie wokół parkingu, jednak jak wzrokiem sięgnął, dostrzegał tylko żwir, którym wysypany był parking i równo przycięte trawniki, co innego nieco dalej. Aczkolwiek wolałby jednak nie niszczyć natury, więc pozostaje im porzucić tej pomysł.
- Kto wie, kto wie, do halloween już właściwie całkiem niedługo... - powiedział enigmatycznie. Nie szykował się raczej na żadną imprezę, a już na pewno nie na taką z przebieraniem, ale wiedział, że mają z Cherry na tyle podobne poczucie humoru, że szatynka w mig go zrozumie. - Może tylko namaluję sobie zadrapania i rozcięcia i będę mówił, że właśnie stoczyłem walkę z wielką złą małpą. - podsumował, wyjątkowo nie skupiając wzroku na swojej rozmówczyni, a na naturze ich otaczającej.
Cherry Whitehouse
- Co prawda nie jest to Aspen, ale mam nadzieję, że też będzie fajnie. - uśmiechnął się. Z tymi korzeniami zapuszczanymi w rodzinnych stronach, to mężczyzna miał takie przemyślenia, że dom rodzinny położony na wsi i całe dorastanie tam spędzone, sprawia, że bardzo trudno jest wyrwać te przysłowiowe korzenie. Niemniej rozumiał, że Whitehouse chodziło bardziej o to, że w ostatnim czasie nie miała czasu i okazji na wyściubienie nosa poza Carnelian Land, więc nie poruszał tego jakże filozoficznego wątku, który przyszedł mu do głowy. Może właśnie o tym powinien napisać pierwszą powieść, którą spróbuje wydać, a więc napisze od początku do końca, bo to zawsze w podtrzymaniem zapału do danego projektu ma największy problem. W każdym razie to też pozostało tylko w sferze jego myśli. Mieli tutaj spędzić miło czas, a jeśli już rozmawiać na poważne tematy, to Aaron miał być tym słuchającym. Cherry już tyle razy wysłuchiwała jego zrzędzenia, że ten jeden raz powinien jej darować i w końcu odwdzięczyć się tym samym. W ogóle ostatnio dość ważne stało się dla niego, odwdzięczanie bliskim, którzy trwali przy nim w tych najtrudniejszych chwilach.
- Tam już jest teren chroniony, ale może tutaj coś znajdziemy. - rozejrzał się po terenie wokół parkingu, jednak jak wzrokiem sięgnął, dostrzegał tylko żwir, którym wysypany był parking i równo przycięte trawniki, co innego nieco dalej. Aczkolwiek wolałby jednak nie niszczyć natury, więc pozostaje im porzucić tej pomysł.
- Kto wie, kto wie, do halloween już właściwie całkiem niedługo... - powiedział enigmatycznie. Nie szykował się raczej na żadną imprezę, a już na pewno nie na taką z przebieraniem, ale wiedział, że mają z Cherry na tyle podobne poczucie humoru, że szatynka w mig go zrozumie. - Może tylko namaluję sobie zadrapania i rozcięcia i będę mówił, że właśnie stoczyłem walkę z wielką złą małpą. - podsumował, wyjątkowo nie skupiając wzroku na swojej rozmówczyni, a na naturze ich otaczającej.
Cherry Whitehouse