Yo ho, yo ho, a pirate's life for me
: 12 sie 2021, 09:57
14.
Piątek, godzina dwudziesta druga trzy, Moonlight Bar. Czy przychodzenie do baru późnym wieczorem było dobrym pomysłem? Nie wiedziała nawet jak nieznajoma (o ile nie był to nieznajomy) ma na imię, ile ma lat, jak wygląda, a do tego nikomu nie powiedziała o swoim spotkaniu, co było równie głupie. Nie należała do osób, które panicznie bały się o swoje życie i to, co może im się stać, ale w obliczu jej życiowego pecha, który ostatnio raz za razem uderzał w dziewczynę, powinna się może trochę bardziej nad sobą zastanowić, a z pewnością nad swoimi decyzjami.
Otworzyła drzwi dość zatłoczonego miejsca, był jednak weekend, okazja do świętowania kolejnego przepracowanego tygodnia i dwóch dni wolnych od obowiązków, przynajmniej częściowych, a godzina wskazywała, że część klientów zaczęła już dużo wcześniej. Wyciągnęła z torebki telefon i ponownie spojrzała na wiadomość od nieznanego numeru, żeby upewnić się, czego szuka, chociaż gdzieś z tyłu głowy czaił się głosik, który mówił, że powinna się odwrócić na pięcie i wyjść, bo to straszna głupota. Może znowu Cole spróbował z jakiegoś innego numeru zwabić ją na spotkanie? Albo ktoś wysyłał jej wiadomości myśląc ciągle o zupełnie innej dziewczynie? Czy miała poważnie na pieńku z jakąś licealną koleżanką, żeby chciała ja zwabić na spotkanie? Czytała ostatnio o takiej modzie na wystawianie na tinderze, może więc stąd te wszystkie pomysły?
- Wasz najpodlejszy rum, dwa razy - rzuciła do barmana, stając obok tej jednej jedynej osoby w całym barze, która miała na sobie piracki kapelusz i posłała jej szelmowski uśmiech. Kiedy jednak postawiono przed nimi szklanki, szybko zmiękła. - Jeden będzie z colą, ty też chcesz? - picie dużych ilości alkoholu nie było jej mocną stroną, tym bardziej czystego, całe szczęście, ze Moonlight nie należał raczej do spelun, więc nawet ten najpodlejszy smakował pewnie na równi z czymś, z czego sama robiłaby mohito w domu, jeśli w ogóle robiłaby mohito w domu,
Yara Vanderberg
Piątek, godzina dwudziesta druga trzy, Moonlight Bar. Czy przychodzenie do baru późnym wieczorem było dobrym pomysłem? Nie wiedziała nawet jak nieznajoma (o ile nie był to nieznajomy) ma na imię, ile ma lat, jak wygląda, a do tego nikomu nie powiedziała o swoim spotkaniu, co było równie głupie. Nie należała do osób, które panicznie bały się o swoje życie i to, co może im się stać, ale w obliczu jej życiowego pecha, który ostatnio raz za razem uderzał w dziewczynę, powinna się może trochę bardziej nad sobą zastanowić, a z pewnością nad swoimi decyzjami.
Otworzyła drzwi dość zatłoczonego miejsca, był jednak weekend, okazja do świętowania kolejnego przepracowanego tygodnia i dwóch dni wolnych od obowiązków, przynajmniej częściowych, a godzina wskazywała, że część klientów zaczęła już dużo wcześniej. Wyciągnęła z torebki telefon i ponownie spojrzała na wiadomość od nieznanego numeru, żeby upewnić się, czego szuka, chociaż gdzieś z tyłu głowy czaił się głosik, który mówił, że powinna się odwrócić na pięcie i wyjść, bo to straszna głupota. Może znowu Cole spróbował z jakiegoś innego numeru zwabić ją na spotkanie? Albo ktoś wysyłał jej wiadomości myśląc ciągle o zupełnie innej dziewczynie? Czy miała poważnie na pieńku z jakąś licealną koleżanką, żeby chciała ja zwabić na spotkanie? Czytała ostatnio o takiej modzie na wystawianie na tinderze, może więc stąd te wszystkie pomysły?
- Wasz najpodlejszy rum, dwa razy - rzuciła do barmana, stając obok tej jednej jedynej osoby w całym barze, która miała na sobie piracki kapelusz i posłała jej szelmowski uśmiech. Kiedy jednak postawiono przed nimi szklanki, szybko zmiękła. - Jeden będzie z colą, ty też chcesz? - picie dużych ilości alkoholu nie było jej mocną stroną, tym bardziej czystego, całe szczęście, ze Moonlight nie należał raczej do spelun, więc nawet ten najpodlejszy smakował pewnie na równi z czymś, z czego sama robiłaby mohito w domu, jeśli w ogóle robiłaby mohito w domu,
Yara Vanderberg