: 17 mar 2024, 10:37
Może faktycznie, ich przeszłość nie należała do takich, o których chciało się zapomnieć i nigdy tego nie wspominać. Byli ze sobą dość długo, bo około trzech lat, dopiero ostatnie miesiące ich związku były ciężkie. Nie tylko z powodu Jamesa, nie bójmy się tego powiedzieć. Sytuacja życiowa Molly nie była idealna, co też zwiększało jej frustrację. Na pewno nie zamierzała kłamać i udawać, że układało im się do końca związku, ale też skłamałaby, gdyby nie powiedziała, że w pewnych momentach naprawdę kochała Amarta i chciała z nim spędzić całe życie. Tak było, oczarował ją sobą, swoim zrozumieniem, dorosłością i podejściem do wielu spraw. Jednak teraz, po tych sześciu miesiącach i kilku poprzedzających ich rozstanie... Trudno było powiedzieć, co teraz do niego czuła. W tym momencie na pewno nie była pewna, czuła się nieco zagubiona. Była w innej sytuacji. Jakby wyjazd do rodzinnego miasteczka był jej kaprysem, dalej była singielką, to może łatwiej jej byłoby powiedzieć, czy po prostu zrobić coś, aby zapomnieć wszystko, co się wydarzyło i wrócić do Jamesa, rzucić się w jego ramiona i pójść z nim do łóżka. Teraz musiała myśleć też o dziecku. I choć Sally była jeszcze za mała, aby zadać pytanie, czy to jest jej nowy tatuś, to jednak trzeba było o tym myśleć. A rolę matki Adams brała bardzo poważnie.
-Nie dziwię się-cóż. James doskonale wiedział, jak w młodości Molly uwielbiała wielkie miasta, jak ceniła to, że może wyjść na moment z mieszkania i pójść do każdej knajpy, na zakupy. Nie raz odwiedzali wspólnie Lorne Bay, bo cała rodzina Adams znała Jamesa, ale wiadomo było, że to nie to, co ona potrzebuje w życiu. A tu taka zmiana...
-No tak, tak. Chodzi mi o ten konkretny-niestety, a może na szczęście, każdy producent tworzył jednak coś innego, by każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Molly jednak w tym momencie, wybierając mebel na ostatni moment, kiedy cała reszta była już gotowa do postawienia pod odpowiednim adresem, musiała dopasować go do reszty.
-Możliwe- jeśli poznawała nowe osoby, a nawet spotykała starych znajomych, musiała mówić, czy nawet zaznaczać, że Sally nie była jej biologiczną córką, że ich sytuacja jest dziwna, skomplikowana prawnie i tak dalej. Przy królu kanap nie musiała udawać, ani się stresować, bo on doskonale wiedział jaka jest sytuacja. Nie poprawiała go, że nie jest matką, a jedynie było to najbliższe doświadczenie dla niej, na jakie może liczyć. Pewnie, wspólnie rozmawiali o tym, że skoro nie będą mieć własnych dzieci, to może adoptują, wezmą jakieś dzieci pod opiekę, czy zdecydują się na jakiś inny krok, więc to nie było tak, że opieka nad Sally była jedyną możliwą opcją, na którą nie byłoby szans, gdyby z nim została, absolutnie. Jednak było w tym coś innego, dziwnego... Może jakby zdradziła Jamesa w taki sposób, że ona była tym rodzicem, a on nie? Choć on w każdym momencie mógł zostać ojcem, wystarczyło znaleźć jakąś dziewczynę. Miał prawo się pocieszać po rozstaniu z nią, choć nie bójmy się powiedzieć, był on takim pracoholikiem w ostatnim etapie ich związku, że na bank nie miał czasu na takie głupoty.
-Świetnie. Wybacz, że Cię tak wykorzystuje, wiem, że nie jesteś tutaj od tego...-powiedziała zbierając swoje rzecz. Jednak miło jej było, że brunet nie odwrócił się na pięcie na jej widok, czy nie wysłał jakiegoś etatowego pracownika, by pomógł jej z jej potrzebami. Był synem właściciela całej sieci sklepów. Pewnie zajmował się zupełnie innymi rzeczami, a nie obsługą klientów. -To jest ten?-zapytała, widząc jedną z aranżacji. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz była na wycieczce w jakimkolwiek sklepie meblowym. Uwielbiała kiedyś włóczyć się po takich wnętrzach, oglądać meble, przedmioty, szukając inspiracji. Teraz zamawiała głównie z internetu, bo jednak mając dziecko, które zaczyna chodzić, trudno było wyrwać się na kilka godzin, na samotną wycieczkę do Ikei, czy do Amart Furniture.
James Amart
-Nie dziwię się-cóż. James doskonale wiedział, jak w młodości Molly uwielbiała wielkie miasta, jak ceniła to, że może wyjść na moment z mieszkania i pójść do każdej knajpy, na zakupy. Nie raz odwiedzali wspólnie Lorne Bay, bo cała rodzina Adams znała Jamesa, ale wiadomo było, że to nie to, co ona potrzebuje w życiu. A tu taka zmiana...
-No tak, tak. Chodzi mi o ten konkretny-niestety, a może na szczęście, każdy producent tworzył jednak coś innego, by każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Molly jednak w tym momencie, wybierając mebel na ostatni moment, kiedy cała reszta była już gotowa do postawienia pod odpowiednim adresem, musiała dopasować go do reszty.
-Możliwe- jeśli poznawała nowe osoby, a nawet spotykała starych znajomych, musiała mówić, czy nawet zaznaczać, że Sally nie była jej biologiczną córką, że ich sytuacja jest dziwna, skomplikowana prawnie i tak dalej. Przy królu kanap nie musiała udawać, ani się stresować, bo on doskonale wiedział jaka jest sytuacja. Nie poprawiała go, że nie jest matką, a jedynie było to najbliższe doświadczenie dla niej, na jakie może liczyć. Pewnie, wspólnie rozmawiali o tym, że skoro nie będą mieć własnych dzieci, to może adoptują, wezmą jakieś dzieci pod opiekę, czy zdecydują się na jakiś inny krok, więc to nie było tak, że opieka nad Sally była jedyną możliwą opcją, na którą nie byłoby szans, gdyby z nim została, absolutnie. Jednak było w tym coś innego, dziwnego... Może jakby zdradziła Jamesa w taki sposób, że ona była tym rodzicem, a on nie? Choć on w każdym momencie mógł zostać ojcem, wystarczyło znaleźć jakąś dziewczynę. Miał prawo się pocieszać po rozstaniu z nią, choć nie bójmy się powiedzieć, był on takim pracoholikiem w ostatnim etapie ich związku, że na bank nie miał czasu na takie głupoty.
-Świetnie. Wybacz, że Cię tak wykorzystuje, wiem, że nie jesteś tutaj od tego...-powiedziała zbierając swoje rzecz. Jednak miło jej było, że brunet nie odwrócił się na pięcie na jej widok, czy nie wysłał jakiegoś etatowego pracownika, by pomógł jej z jej potrzebami. Był synem właściciela całej sieci sklepów. Pewnie zajmował się zupełnie innymi rzeczami, a nie obsługą klientów. -To jest ten?-zapytała, widząc jedną z aranżacji. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz była na wycieczce w jakimkolwiek sklepie meblowym. Uwielbiała kiedyś włóczyć się po takich wnętrzach, oglądać meble, przedmioty, szukając inspiracji. Teraz zamawiała głównie z internetu, bo jednak mając dziecko, które zaczyna chodzić, trudno było wyrwać się na kilka godzin, na samotną wycieczkę do Ikei, czy do Amart Furniture.
James Amart