doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Siedmioletni Archer nie rozumiał, dlaczego jeden z najstarszych braci nie płakał po śmierci ojca. Ale sam nie do końca wiedział, co wtedy się wydarzyło. Nie mógł pojąć, dlaczego tata już nie wróci, jednak wujek Deek wytłumaczył mu, że to przez złego człowieka, który wyrządził mu krzywdę. Dopiero z czasem dotarło do niego, że ojciec został zabity. Zamordowany na służbie podczas jednej ze strzelanin pod Brisbane.
Casper był prawie najstarszy, a co za tym stało, w trudnych chwilach próbował stać się opoką na matki i młodszych braci. Bo tak trzeba było, bo to wydawało się słuszne. Mimo wszystko w okazywaniu łez nie było nic niewłaściwego. Nawet ich tata czasami płakał. I wujek Deacon. Przynajmniej tak wynikało z opowieści dziadka.
- Nie wrócisz - przytaknął skinieniem głowy, nie spuszczając wzroku z drogi. - Obronię cię przed tym dentystą - sadystą - zapewnił, choć faktycznie trochę pogrywał na uczuciach brata. Ale jak inaczej miał go okiełznać, kiedy ten wciąż był pod wpływem środków znieczulających, przez co wyjebało go w inny wymiar.
Zupa była już gotowa, pani Brooks wstawiła ją z rana, żeby pyrkała sobie na małym gazie, bo wiadomo, że im rosół dłużej się gotował, tym był smaczniejszy. Dlatego Archie już miał wspomnieć o tym, jak na księcia Casa czeka już wszystko w pełnej gotowości, ale ten zaczął się wydzierać się, zagłuszając muzykę. Normalnie jak jakiś nienormalny!
- Już nie wyolbrzymiaj, nie wyglądasz aż tak źle - właściwie ryj brata napuchł przeokropnie i z nich dwóch tylko Archer wiedział, że to chwilowe. I wprawdzie mógł go uświadomić, tylko po co? Po co, skoro widok przerażonej twarzy dawał mnóstwo frajdy? - W najgorszym wypadku wyślemy cię na operację plastyczną i wszystko wrócimy do normy. Tylko taki zabieg dużo kosztuje! Nie wiem czy cię stać, Cas - westchnął, udając wielce zmartwionego. - Jakoś przeżyjesz z taką mordą. Zajmujesz się zwierzętami w sanktuarium, laski lubią zwierzęta. Nigdy nie przyciągałeś ich charakterem tylko ładną buźką, to teraz będziesz je bajerował na kangury - sprzedał braciakowi zadziornego kuksańca w bok i skręcił gwałtownie w lewo. Dobrze, że Capser miał zapięty pas, inaczej wyjebałoby go przez okno gdzieś w przestworza.
Przez kilka mil jechał zawiłymi uliczkami aż w końcu odbił w prawo i zatrzymał się gdzieś na podjeździe rodzinnego domu we Flourite View.
- Wyskakuj - przyklasnął w dłonie, jakby tym sposobem próbował zachęcić mężczyznę do wyjścia z samochodu. Z początku trochę bez skutecznie, ale Cas w końcu łaskawie zdecydował się opuścić wnętrze chryslera. Biedny Cas. Był bezpieczny, ale dalej w szoku.

Casper Brooks
mistyczny poszukiwacz
-
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
Łzy same w sobie nie kojarzyły się Casperowi ze słabością. Pogrążenie się w smutku i rozpaczy, gdy wszyscy wokół poddali się tym samym uczuciom i mało kto zachował chłodny osad - inna sprawa. Cała ta tragedia była zresztą jakimś absurdem, ułudą, złym snem, z którego Cas nigdy się nie przebudził. Pamiętał ojca tak dobrze, że gdyby ktoś poprosił go o wyszczególnienie rys jego twarzy centymetr po centymetrze, zrobiłby to bez zająknięcia. Pamiętał, jak ojciec pomagał mu skręcić rower, jak opatrywał oparzenia i rany na kolanach. Jak razem polowali na komary w całym mieszkaniu, udając, że bohatersko ratują rodzinę przed chmarą krwiopijców. Minęło tyle lat, tyle czasu - i zabrakło chyba budzącego respekt faceta, który powiedziałby: "Chłopcze, ogarnij się". Te słowa w ustach wujka i dziadka nie miały dla Caspera specjalnego znaczenia, z całym szacunkiem do obu bardzo ważnych dla niego mężczyzn.
Otarł kącik oka, który z dziwnych przyczyn okazał się lekko wilgotny, kiedy Archer obiecał go bronić. Nagłym uderzeniem rzeczywistości okazało się uświadomienie, że Archer był zaskakująco duży. Za duży jak na te pięć lat. Czemu życie tak szybko przemijało?!
- Mam dwie niepotrzebne nerki, potrzebuje tej operacji - oświadczył twardo, dotykając palcami twarzy. Prawie jej nie czuł. Wiadomo, że potrzebował ładnej mordy bardziej niż umiejętności filtrowania moczu, na dobrą sprawę mógł przecież się podpiąć pod jakąś sztuczną nerkę i podrywać pielęgniarki. Nigdy nie wątpił w siłę swojego zniewalającego charakteru, ale czym że było cudowne wnętrze bez równie pięknego opakowania?!
- Ale co ty, jak to nie charakterem? Jak.. jak ja mam... - zaciął się, bo tak ciężko zrobiło mu się z myślą, że będzie musiał wkładać jakiś WYSIŁEK w podrywanie babeczek. Przecież zawsze mu to przychodziło tak łatwo i lekko (z miernym jednakże skutkiem, bo raczej nie był brany pod uwagę jako ojciec dzieci, założyciel rodziny i poważna partia do ożenku), a teraz zawisły nad nim czarne chmury. - Będziesz musiał mi widocznie sprzedać swoje patenty, bo będę wyglądał jak ty - zauważył totalnie poważnie, bo Casper nawet na haju miał włączony w sobie tryb braciszka-chujka.
Nakaz wyjścia potraktował z oburzeniem. Nie mógł zostać tu, w bezpiecznym samochodzie? Miał się pokazać matce z taką mordą? A co jeśli zdecydowałaby się na spóźnioną adopcje? Co jeśli już googlowala najbliższe okno życia i miał zostać sierotą?
- Mama mnie porzuci - stwierdził z bólem, pogrążony w swoich odklejonych od rzeczywistości mżonkach.

Archer Brooks
ambitny krab
Misia
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Jemu nie było dane spędzić z ojcem tych wszystkich chwil, a jego głos pamiętał jak przez mgłę. Twarz też stałaby się zamazana, gdyby nie te wszystkie fotografie, które zdobiły kominek w rodzinnym domu i wpasowywały się pomiędzy pozostałe zdjęcia w albumach. Pamiętał, że ojciec dużo pracował i wracał do domu, kiedy on musiał kłaść się spać. Albo w ogóle wracał późną nocą, a z domu wychodził tak wcześniej, że mały Archie widział go dosłownie przez krótką chwilę. Ale jednego, czego nigdy nie zapomniał, co wsiąkło w niego na stałe, to sposób, w jaki tata mierzwił mu włosy. Tak samo robił wujek Deacon i chociaż to on był Archerowi bliższy niż ojciec, nigdy nie zastąpił jego miejsca.
- Musisz zostawić obie nerki, bo kiedyś jednej może potrzebować któryś z twoich sześciu braci - nieszczęścia chodziły po ludziach, prawda? W rodzinie Brooków były już dwie tragedie - śmierć pana Brooksa i upadek Archera z wysokości. Nie wiadomo, co może wydarzyć się w przyszłości, a przezorny zawsze ubezpieczony.
Niewątpliwie Casper zawsze był psem na baby. Zresztą, umówmy się, Brooksowie mieli dobre geny i żadnemu niczego nie brakowało, to charaktery mieli zupełnie różne. Dlatego w oczach niektórych Archer wyglądał na tego bystrego i elokwentnego, a Cas na uroczego, ale powierzchownego. Tak to już było, kiedy w głowie miało się tylko panienki.
- Jak ja? - powtórzył po bracie, prowadząc go do domu, po czym przekręcił klucz w drzwiach i wepchnął go do środka. - No to w końcu będziesz piękny! - jeśli starszy Brooks myślał, że tylko on miał miano chujka, to był w ogromnym błędzie i Arch zawsze odwdzięczał mu się pięknym za nadobne. - Już nie jojcz, mama nigdy cię nie kochała, więc co za różnica? - wzruszył beztrosko ramionami i ruszył wzdłuż korytarza wprost do kuchni.
Dom Brooksów był przestronny i na tyle duży, że swego czasu mieścili się w nim bez problemu. Oczywiście nie każdy miał swój pokój (dwóch najstarszych dzieliło jedną sypialnię, trzech środkowych zajmowało nieco większy pokój, a najmłodszym przypadł ten najmniejszy), ale nikt nie narzekał z tego powodu. Przynajmniej było wesoło. Teraz Archer mieszkał na włościach jako jeden z nielicznych braci, bo reszta dawno poszła na swoje. Ale on miał łeb do interesów i nie zamierzał na razie niczego wynajmować, skoro mógł dokładać się do czynszu i zaoszczędzić. I jeszcze dobrze zjeść, bo kuchnia mamy była niezastąpiona. Przez całe życie brakowało tutaj jedynie jakiegoś zwierzaka, ale niestety mama była uczulona na sierść i nie było mowy o posiadaniu czworonoga. A Archie tak strasznie kochał pieski!
- Siadaj, odgrzeję zupę. Mama pewnie ma jakieś korepetycje - pani Brooks uczyła matematyki w szkole podstawowej. To po niej najmłodszy syn odziedziczył ścisły umysł i smykałkę do liczb. - Zrobię tak, żeby nie była za gorąca. No i chyba nie powinieneś jeść makaronu - w tym stanie to Casper powinien pić zupę przez słomkę i raczej gryzienie pokarmów stałych nie wchodziło w grę.

Casper Brooks
mistyczny poszukiwacz
-
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
- Będzie miał jeszcze pięciu innych frajerów do oddania - odparł bez chwili namysłu Casper, rozkładając ramiona. Nie chciał myśleć o kolejnych nieszczęściach, chociaż Brooksowie mieli jakiś masochistyczny pociąg do wypakowywania się w tarapaty. Niejeden psycholog oddałby ciężko zarobiony hajs z dniówki, żeby móc udokumentować przypadek parszywej siódemki i wdowy, bo z pewnością doszukałby się tam nie jednej skazy na psychice. Mimo wszystko Cas wolał wierzyć, że najgorsze za nimi i lada moment mieli wejść na mistyczna, usłaną różami ścieżkę życia - gdzie mieliby swoje rodziny, wymarzone posady i miejsca zamieszkania. Choć może ich rodzinie nie było pisane całkowite szczęście? Może los chciał, by w którymś apsekcie po prostu cierpieli, bo był złośliwym skurczysynem?
Tam zaraz tylko panienki. Casper miał w głowie bardzo dużo innych rzeczy, naprawdę. Po prostu nie potrafił skupić się na nich zbyt długo, a piękne kobiety jednak otaczały go niemal nonstop; nie można było go obwiniać o to, że po prostu przyciągały jego wzrok. W zasadzie to była ich wina wręcz!
- Tobie to chyba po tym upadku na oczy też padło - mruknął starszy z braci, przecierając ręką twarz. Znieczulenie schodziło, czuł przytłaczającą niegodziwość rzeczywistości na swoich barkach. No i ból. Borze, zaczynało go boleć. - Oesu, daj mi coś przeciwbólowego, kaszojadzie. I chyba Ciebie - burknął wielce dojrzale na przytczka o braku miłości rodzicielki. NA PEWNO BYL KOCHANY.
Ostatecznie on przynajmniej był planowany. Nie był przekonany co do pozostałych, bo choć matuchna lubiła mówić, że chciała dużą rodzinę, to nie sądził, żeby miała na myśli siódemkę. Nie miał jednak zamiaru być aż takim złośliwym, bo jednak Archer miał sposobność napluć mu do zupy, a jakoś nie przepadał za daniem z wkładką.
Cas rozejrzał się, pocierając szczękę, jakby to miało mu pomóc w narastającym pulsowaniy w tej części szczęki. Dom zawsze napawał go spokojem, chociaż raczej nie tęsknił za dzieleniem pokoju, łazienki i pilota. Do najstarszego z braci miał cień respektu, ale ostatecznie uważał go jednak za wredne próchno, które potrafiło cofnąć go, gdy wychodził oknem na imprezę. Tak jakby sam nie wychodził nigdy!
"Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie"
Naprawdę cieszył się ze swojej kawalerki. Mimo wspaniałości mamijnej kuchni i ogromnej przestrzeni, nie potrafiłby już wrócić na stare śmieci. Irytowałby się. Irytowałby innych.
- Ale wyciągnij mi zielsko - zarządził, siadając przy stole i układając głowę na blacie. W nienawiści do pietruszki, tak został wychowany i nie zamierzał dotykać nawet łyżeczka tych pseudo glonów, które większość osób wrzucała do rosołu dla smaku. - Czemu w ogóle ty po mnie przyjechałeś, do cholery? Nie to, że źle mi, ale tak szczerze - wrobili cię?

Archer Brooks
Przepraszam, że tak wolno!
ambitny krab
Misia
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Im większa rodzina, tym więcej w niej tragedii. Jakby nie patrzeć, Brooksowie i tak mieli niezłe statystyki - jedna śmierć, jeden nieśmiertelny wypadek. I nadal nikt nie musiał oddawać nikomu nerki! Pani i panowie, ten wyczyn można uznać za ogromny sukces.
- Ja tam nie oddałbym mojej nerki żadnemu z was, śmiecie - powiedział Arch, rozglądając się po kuchni. Finalnie dopadł do lodówki i wyjął z niej kabanosa. Niestety nie poczęstował starszego brata, bo ten w dalszym ciągu nie mógł przyjmować stałych pokarmów. - Nawet ćwierć nerki - dodał, ale nie mówił poważnie. Archie kochał swoich braci. Kochał też mamę, wujka Deacona i dziadka Linda. To dzięki rodzinie mógł być w tym miejscu, w którym znajdował się obecnie i gdyby nie oni wszyscy razem wzięci, nie dałby sobie rady. Jasne, za małolata życzył braciom wszystkiego najgorszego i chciał, żeby powpadali pod ciężarówkę, ale już dawno z tego wyrósł. Ale umówmy się - byłoby co najmniej dziwnie, gdyby w dzieciństwie Brooksowie nie tłukli się po mordach i nie łypali na siebie spode łbów. Nawet teraz zdarzało się, że wyklepywali sobie gęby, ale najczęściej po to, żeby któryś z nich wziął się w garść.
Nie do końca był przekonany czy Casper był planowany przez rodziców. Na pewno chcieli mieć dziecko i w ten sposób powstał najstarszy Brooks, ale co z resztą? Wiadomo nie od dziś, że pierwsze dzieci są jak pierwsze naleśniki - zawsze nieudane, więc kolejne musiały nadrobić statystyki. I chyba dlatego państwo Brooks skończyli na Archerze, bo w końcu uzyskali satysfakcjonujący rezultat. Kurwa, musieli zrobić szóstkę dzieci, żeby w końcu wyszło im to doskonale idealne! Dlatego niech sobie Cas nie pochlebia, bo to Archer był oczkiem w głowie wszystkich, łącznie z wujem Deekiem i dziadkiem Lindem. A Casper? No cóż, był tylko jednym z wielu Brooksów. Nie wyróżniał się niczym szczególnym, w przeciwieństwie do najstarszego i najmłodszego brata. Bo wiadomo, najstarszy był pierworodnym, zawsze na czele. Ostatniego z kolei wszyscy rozpieszczali, był taką maskotką w rodzinie, ulubieńcem i słoneczkiem. Oczywiście Archie, mimo że takie, a nie inne zdanie miał o bracie, kochał wszystkich po równo. Jasne, miał wśród nich swoich ulubieńców, jak to w rodzinie bywało, ale kochał wszystkich całym, brooksowym serduszkiem.
- Masz - ukradkiem wcisnął mu dropsa w postaci paracetamolu, jakby sprzedawał mu najlepsze na rynku dragi. - Tylko nie mów mamie, że tak cię szpikuję przeciwbólowymi - wszak dopiero co wrócili z kliniki dentystycznej, więc podane tam środki powinny jeszcze działać. A potem zajął się nalewaniem ciepłej, ale nie gorącej zupy i wyjmowaniem z talerza Casa zieleniny. Niech zna jego łaskę. - Wrobili mnie - przyznał szczerze, bo nigdy nie lubił owijać w bawełnę. - Wujek nie mógł po ciebie przyjechać, bo wypadło mu coś pilnego, mama jest w Port Douglas u jakieś swojej psiapsi, a nikt inny po prostu nie chciał po ciebie przyjechać. Nie dziw się tak, przecież mówiłem, że cię nie kochają - chyba trochę przesadzał, ale faktycznie jakoś żaden z braci nie kwapił się, żeby urwać się z pracy i pojechać do Cairns.

Casper Brooks
mistyczny poszukiwacz
-
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
Jeśli jednak dodać do statystyk tragedii ilość złamanych serduszek, mega fatalne wesele, na którym Casowi nie wypadało mówić panu młodemu, że chujnia, bo to jednak brat i fakt, że mimo siedmiorga dzieci, pani Brooks nie doczekała się ani żadnej synowej, ani wnuka (choćby nieślubnego), można dojść do wniosku, że trochę problemów mieli.
- Twojej nikt by nie chciał, chujowych się nie oddaje - odparł Casper, przewracając oczami, co z jakiegoś dziwnego powodu wzmogło ból w szczęce. Do jasnego pierona, dlaczego nafutrowali go tak, że niemal leciał na smoku, by równie szybko z impetem zderzyć się z ponurymi konsekwencjami swojego zębowego wypadku.- Mało tego lepiej sobie ze swoim szczęściem zachowaj, bo ty lubisz odpieprzyć akcję - polecił, cmokając mu w powietrzu.
Archer nie musiał się nad tym zastanawiać, bo Casper wiedział, że na pewno był planowany. Nie dziwił się zresztą rodzicom; ujrzenie mordy pierworodnego i obserwowanie go przez krótką chwilę musiało państwu Brooks wystarczyć do stwierdzenia, że trzeba sobie szybko machnąć lepszą wersję, bo - jak to słusznie reguła naleśnika mówiła - pierwszy bobas był totalnie nieudany. Casper musiał być ich objawieniem i wielką miłością i, niesieni ekscytacją jego doskonałości, chcieli stworzyć więcej kaszojadów, żeby mógł nimi w spokoju pomiatać. Była to nader oczywista i rozsądna hipoteza, więc Cas nawet nie zawracał sobie głowy pytaniem starszych, czy rzeczywiście tak było.
Na Archerze skończyli, bo wystraszyli się, że młodsze będzie jeszcze głupsze - poza tym tak to zwykle jest, że jak rodzi się dziecko wymagające większej uwagi ze względu na liczne deficyty umysłowe, porzuca się myśl o dalszym potomstwie. Sama biologia, że tak ścisły umysł tego nie pojmował, to skandal.
Poza tym dlaczego wszyscy rozpieszczali Archera? Właśnie z powodu wskazanego wyżej! Gdy ma się parę dzieci zdrowych i jedno, które na loterii chyba wygrało dodatkowy chromosom, człowiek musi poświęcić się w całości temu najsłabszemu ze stada. Archie był ich małym kurczaczkiem, którego trzeba było chronić podwójnie, bo inaczej życie zrobiłoby z niego drobiowy pasztet. Wiadomo.
Casper ani myślał do siebie dopuszczać tę myśl, ale istniało ryzyko, że każdy z Brooksów wyjaśniał sobie w prosty sposób własną wyjątkowość i ewidentne spaczenie całej reszty.
- To ketonal? - spytał, oglądając dokładnie tabletkę, jakby po powłoczce był w stanie ocenić substancję. Nie był.[/b] - Bo to silne, a mnie silnie boli, wiesz?[/b] - zauważył, licząc, że brat mu przytaknie. Nawet jeśli było to coś słabszego, to nie chciał wiedzieć, bo jednak wierzył w potęgę placebo i wmawiania sobie. Przesunął palcem wyimaginowany suwak na ustach, dając do zrozumienia, że w tym ćpuńskim światku są wolni od donoszenia do matki, a potem łyknął tabletkę i połknął, krzywiąc się. Bez popicia. Taka to była desperacja przy bólu.
- W sumie też bym to zrzucił na ciebie, jakby przydarzyło się komuś innemu - oświadczył z pełnym zrozumieniem, wyczekując klarownego rosołku. Od tego przecież ten ich mały Archer był, jak już dostał prawko to pewnie posypały się zamówienia taksówki po imprezach starszych braci. - Może i mnie nie kochają, ale zobacz jak strasznie muszą nie kochać ciebie, że musisz po mnie jeździć.

Archer Brooks
ambitny krab
Misia
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Jak widać, każdy z nich miał swoją teorię w byciu doskonałym dzieckiem swoich rodziców, choć Archer i tak uważał, że był ze wszystkich Brooksów najfajniejszy i najzabawniejszy. Może nie najmądrzejszy, bo tę cechę miał przypisaną wujek Deacon, ale na pewno nie brakowało mu ścisłego rozumu. Liczby, numerki cyferki. Już od najmłodszych lat wykazywał się miłością do matematyki i trzyletni wówczas Archie wiedział, że dziesięć marchewek rosło w ogródku dziadka, osiem kropek miała biedronka na swoim pancerzyku, a dwa uderzenia zegara zawiadamiały o porze obiadowej. Piętnaście płatków miała stokrotka, a tulipan tylko sześć. Pięć palców u dłoni mamy i pięć również u taty. A fortepian, na którym dziadek Lind uczył go grać, miał pięćdziesiąt dwa białe klawisze i trzydzieści sześć czarnych, a siedzący przy nim Archer bujała nogami, bo nie umiał jeszcze dosięgnąć trzech pedałów, żeby zmienić brzmienie i pozwolić swobodnie drgać struną.
- A żebyś wiedział, że je sobie zachowam. Obyś nigdy mnie nie błagał, żebym ci którąś oddał - powiedział wesoło, bo akurat nerki to miał zdrowe, gorzej z kręgosłupem i nerwami, które nie działały zbyt poprawnie, stąd niesprawność lewej nogi.
Casper oczekiwał przytaknięcia w kwestii mocy tabletki, więc Arch pokiwał zgodnie głową, jakby w ten sposób obdarowywał pigułkę jeszcze większą siłą.
- Silne. Tak silne, że może cię zmieść z planszy - równie dobrze mógł wcisnąć bratu witaminę C, a ten i tak stwierdziłby, że przeciwbólowy proszek zadziałał. - Muszę ci to dawkować, żebyś się nie przekręcił - jeszcze zrobiłby z niego rasowego ćpuna i co wtedy? Cas był już wystarczającą zakałą rodziny.
Ustawił dwa głębokie talerze na dużym, okrągłym stole w części kuchennej. Tym samym, przy którym siadali do obiadu, kiedy jeszcze cała parszywa siódemka mieszkała z matką pod jednym dachem.
- Nikt tego na mnie nie zrzucił - wywrócił teatralnie oczami, nurkując łyżką w rosole. - Zlitowałem się nad tobą, bo było mi cię po prostu żal. W innym wypadku spędziłbyś noc w klinice dentystycznej o szklance wody z dystrybutora, a tak to przynajmniej przyczyniłem się do tego, że możesz zjeść pożywną zupę - no dobra, najbardziej to przyczyniła się do tego pani Brooks, ale ona nie wiedziała, że tego dnia starszy syn pojawi się w rodzinnym domu. - Smakuje ci? - Archie zerknął na brata, jakby sam ugotował gar rosołu jeszcze długo przed odebraniem go od dentysty. - W ogóle jak się mają twoje kangury? Mogę wpaść do sanktuarium trochę się z nimi poboksować? - właściwie nie wiedział, skąd dokładnie wziął się ten symbol australijskiego sportu i pewności siebie, ale pamiętał, że wizerunek kangura w rękawicach bokserskich, ale pierwszy raz ujrzał go w animowanych filmach Walta Disneya.

Casper Brooks
mistyczny poszukiwacz
-
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
W pewnym sensie Cas podziwiał dziwna fascynację liczbami. Nie był wśród braci najlotniejszy w słowach (choć gdy szło o podryw to brylował niczym łosoś, opierający się wszelkim negatywnym prądom kobiecych dąsów), nie radził sobie bez kalkulatora przy odbieraniu reszty. Nie robił pięknych zdjęć, nie tańczył i nie potrafił śpiewać, choć nieszczęśliwie dla wszystkich posiadaczy sprawnych uszu wciąż to robił. Potrafił się skupić i nauczyć, ostatecznie w końcu skończył weterynarię (jak?, pytała sceptycznie pełna wiary w swe dziecię matka) - nie można było jednak określić go mianem jakiegoś specjalnego geniusza. Ot, przeciętna intelektualnie jednostka, ameba wśród jenotów wiedzy i jednocześnie klapek Kubota pośród bazarowych laczków debilizmu.
- Byle czego nie biorę, ten organizm odrzuciłby twoją nerkę ze wzgardy. - Zamachał w powietrzu palcem niczym stereotypowa fryzjerka z Bronxu, by podnieść wagę swoich słów. Choć po prawdzie datowanemu kangurowi w torbę się nie zagląda, więc gdyby jednak nerki potrzebował to wziąłby nawet taką od żula. Żule musieli mieć kapitalnie przepłukane nerki, żadnych zastojów, filtracja pełną gębą.
Pokiwał poważnie głową, wielce zadowolony z odpowiedzi najmłodszego z kaszojadów. Tego oczekiwał, musiał przyćpać i zapomnieć znów o bólu. Może nawet odpłynąć myślami w krainę fantazji, jak poprzednio, choć nie do końca pamiętał co się działo podczas powrotu; nie był tego jednak ciekawy. Dotarł w jednym kawałku, Archer lał mu rosół, więc istniało prawdopodobieństwo, że przeżyli wspaniałą i radosną podróż dwóch szanujących się braci.
Chyba.
- Sam z siebie podjąłeś decyzję, że przyjedziesz i będziesz niańczył starszego brata? - upewnił się, kiwając głową z mieszaniną politowania i zażenowania. - Znajdź sobie dziewczynę. Chłopaka. Przyjaciół? - zaproponował troskliwie, jak przystało na starszego brata. On w życiu z własnej woli po nikogo by nie przyjechał, bo nie miał czasu . Nie potrafił go znaleźć nawet dla dziewczyny, którą lubił, więc co dopiero dla jakiegoś obsrańca z własnej rodziny? Matka musiałaby mu zagrozić deportacją albo wydziedziczeniem, żeby podjął się takiego zadania, serio. - Nie chce żebyś skończył jako frajer, zmarnujesz nam geny.
O, taki był rozkosznie zaniepokojony o dobro rodziny.
- Kocham. Gdyby niebo miało smak, smakowałoby rosołem mamy - zauważył, bo jeśli w czymś był jednak dobry, to w roli wazeliniarza. Chociaż naprawdę rosół mamy był wybitny i Archer na pewno o tym wiedział.
Przewrócił oczami.
- Nie masz formy, żeby się boksować nawet z tymi, które jeszcze z torby nie wyszły. Ale możesz przyjść, jeden młody opuścił torbę matki i szaleje, to znajdziecie wspólny język.
Bo obydwoje byli kaszojadami. Znaczy kangur był bardziej zieloskojadem, ale wiadomo o co chodziło

Archer Brooks
ambitny krab
Misia
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
To wspaniale, że doszli do konsensusu - Casper nie chciał nerki Archera, a Archer i tak nie miał zamiaru mu jej ofiarować w razie takiej potrzeby. Wszystko było jasne, normalnie jak słoneczko. I choćby skały srały, a mury pękały, nie ugnie się. Nawet jakby miał siedem nerek, to Cas nie dostanie ani jednej. No cóż, najwyraźniej nie zasłużył sobie na miano ulubionego brata.
- Zapamiętam sobie na przyszłość, żeby nie wykazywać się nadmiernym altruizmem i na drugi raz też zostawię cię na pastwę losu, skoro inni mają się głęboko w poważaniu - wymierzył w brata łyżką, którą zaraz znów brodził w talerzu. - Mam przyjaciół, moje życie towarzyskie jest bardzo bujne. Doceniam udawaną troskę, ale nie musisz się martwić A dziewczynę to ty mógłbyś sobie znaleźć, bo mama niepokoi się, że coś z tobą nie tak. Trzydziestka na karku, a ty dalej sam jak palec. Tłumaczyłem jej, że na twój widok kobiety po prostu wątpią w męski gatunek i masowo stają się lesbijkami, ale ona po cichu liczy na wnuki. No nic, czeka ją ogromne rozczarowanie, bo żadna panna przecież cię do siebie nie dopuści. Na szczęście jest jeszcze pozostała szóstka, nazwisko zostanie zachowane - Archie wykonał w powietrzu znak krzyża, dziękując w duchu, że nie wszyscy Brooksowie to zakały rodziny i tylko Cas miał upośledzenie mózgowe, z którym pani Brooks już dawno się pogodziła. Inaczej matka musiałaby powiesić się na gumce od własnych majtek. Ale jeden na siedmiu to bardzo dobre statystyki, zawsze mogło być znacznie gorzej.
Mama w ogóle gotowała najlepiej na świecie i mniemaniu najmłodszego syna już dawno powinna przebranżowić się z księgowej na kucharkę i otworzyć własną knajpkę z domowym jedzeniem. Przecież ludzie ustawialiby się w milowych kolejkach, żeby spróbować nieba w gębie.
- Fajnie. Wpadnę w wolnej chwili, żeby się nim zaopiekować, bo ty pewnie jesteś w tym beznadziejny - podsumował umiejętności brata, bo on też zadawał sobie odwieczne pytanie, jakim cudem Casper skończył weterynarię. Jak nic musiał przelecieć wszystkie semestry na ściągach i urabianiu starych próchen, żeby te zlitowały się nad nim i wstawiły mu zaliczenie. - Lepiej się czujesz? Myślałem, że po wybitym zębie i wstawieniu nowego będziesz mniejszym zjebem, ale nic bardziej mylnego - westchnął z pożałowaniem, kończąc zupę, po czym z zadowoloną miną najedzonego Archiego odstawił talerz na bok.

Casper Brooks
mistyczny poszukiwacz
-
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
Casper, jak przystało na starszego i niebywale dojrzałego mężczyznę, wzór do naśladowania dla braci i przykładnego syna swej wspaniałej matki... po prostu wytknął język i wywrócił oczami.
- Jestem Archie, mam trzy włosy na klacie, znam definicje altruizmu i już się wymądrzam - sparodiował głos młodszego, tym samym udowadniając, że uwaga Archera wbrew wszystkiemu nieco go ukłuła. Naprawdę nie wiedział jak miałby się odciąć na słuszną poniekąd zaczepkę dotyczącą jego życia osobistego. Jednak nie przemyślał użycia tej broni przeciwko kaszojadowi i teraz ostrze zwróciło się ku niemu, do licha. Musia jednak zachować minimum nonszalancji, bo przecież nie zamierzał pozwolić, by Archie rozłożył go na łopatki. - Jeśli się tak z mamą martwicie moim życiem, to ja mogę zacząć sprowadzać tu siksy na obiadki niedzielne, ale nie chciałem stawiać was w niekomfortowej sytuacji, w której zaczniecie mylić ich imiona - odparł, uśmiechając się półgębkiem, by zatrzeć zranionego ego. Czasem Casper zapominał, że najmłodszy z nich bywał równie złośliwy i zajadły co cała reszta rodzeństwa razem wzięta.
Skrzyżował ręce na torsie, odchylając się na krześle i bujając, tak jak robił to przez całe lata, słuchajac w międzyczasie o tym, że na pewno się wywali i rozwali sobie głowę. Tymczasem w rodzinie mieli tylko jedną wypadkową sierotę i na szczęście nie on pełnił tę niezaszczytną funkcje. To już wolał być zakałą, niszczycielem nieskazitelnej statystyki i innymi takimi (zwłaszcza, że wcale tym nie był, on wciąż podnosił tej rodzinie prestiż, halo!).
- Totalnie jestem beznadziejny, ale dobrze, że jesteś ty, który dzięki swojemu doświadczeniu z kangurami kupił sobie mieszkanie i opłacił mnóstwo wycieczek... A nie, czekaj - mruknął sarkastycznie, po czym ułożył podbródek na złączonych dłoniach i uśmiechnął się słodko. Szybko jednak wrócił do wyjadania resztki zupy, w razie gdyby Archer miał mu ją jednak zwinąć sprzed nosa. Generalnie jadł szybko, biorąc pod uwagę wychowywanie w towarzystwie tyłu braci.
Nie miał w zwyczaju szydzić z profesji braci, bo sam dobrze wiedział, że skończenie weterynarii było u niego mieszanina fartu, pomyłki i zwyczajnej chęci pokazania, że potrafi. Nie był głąbem, nie musiał skończyć jako śmieciarz, wbrew proroctwom najstarszego, ani jako prostytutka według zapowiedzi zazdrosnych kumpli.
- Wiem, że z anatomia u ciebie krucho, ale zęby rzadko kiedy mają bezpośrednie połączenie z fragmentami mózgu odpowiedzialnymi za zachowanie. Tak tylko mówię - oznajmił radośnie, wcale nie przejmując się tym, że został nazwany zjebem. Archer mógł się tylko cieszyć, że byli już dorośli i Casper nie zamierzał biec do matki że skargą, bo przeklinanie było w tym domu traktowane niemal jak zabójstwo. - Ale czuje się już lepiej, pewnie wrócę niedługo do domu. Może zaproszę kogoś, kto się mną zajmie i nie będzie mi przy tym ciągle marudził, wiesz?

Archer Brooks
ambitny krab
Misia
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Może i Casper był PRAWIE najstarszy pośród całej siódemki, ale często zachowywał się tak, jakby NAPRAWDĘ pierwszy wyskoczył z łona matki. A wcale tak nie było. Był drugi. Drugi! A drugie miejsce zawsze było gorsze od wszystkich innych. Bo tak blisko pierwszego stopnia podium, a jednak tak daleko. Niewątpliwie chciał być tym pierwszy, a mógł jedynie poszczycić się niedojrzałością.
- Serio uważasz, że obeszłoby mnie, gdybyś przyprowadzał do domu jakieś randomowe laski? - Archer parsknął śmiechem w szklankę gazowanego napoju, który jeszcze przed momentem chłodził się w lodówce. - Jedynie współczułbym im tej desperacji - no bo która chciałaby się z nim umawiać? Chyba tylko jakaś frustratka.
Z niewzruszoną miną słuchał o osiągnięciach brata. No tak, jaki to ten Casperek nie był zdolny, jaki oczytany. Nikt nie uważał go za głąba (chociaż pewnie Archer trochę tak), ale nikt też nie chwalił go pod niebiosa. W tych czasach ukończenie studiów było czymś normalnym, a i one nie stanowiły wyznacznika umiejętności. Archer miał kumpla bez studiów, który pracował w budowlance i dorobił się własnego domu, a przy tym domu, to mieszkanie Casa mogło się schować. A Archie? Był młody, miał jeszcze sześć lat, żeby być w miejscu, w którym był teraz PRAWIE najstarszy brat i dzięki pracy w banku, ówcześnie kończąc rachunkowość i finanse, miał na to bardzo dużo szanse. O ile dożyje tej chwili, bo kilka lat temu już praktycznie był jedną nogą w grobie, więc różnie to się może życie potoczyć.
Fakt, Arch dużo ironizował, a sarkazmu i małej złośliwości używał jako broń. Był najmłodszy i gdyby nie uszczypliwość, sześciu starszych braci pożarłoby go żywcem, a on nie mógł sobie pozwolić, jeśli chciał przetrwać. Takie istniało prawo w rodzinie Brooksów, odzwierciedlające prawo dżungli.
- W porządku, Capser. Jak chcesz, to możesz iść. Ja wykonałem swoją powinność, kiedy reszta rodziny miała cię w głębokim poważaniu. Odebrałem cię z klinki i nakarmiłem, więc mam czyste sumienie. Możesz śmiało wracać do domu i zaprosić kogoś, kto zaopiekuje się trzydziestolatkiem z mentalnością pięciolatka - nie wyganiał go, ale skoro Cas czuł się taki zaniedbany i miał zamiar użalać się nad sobą, droga wolna. Nikt go na siłę nie trzymał, skoro było mu tutaj TAK źle.

Casper Brooks
mistyczny poszukiwacz
-
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
Wciąż lepiej drugi niż ostatni, kchem, kchem.
- Wciąż mocne słowa, jak na kogoś, kto nie sprowadziłby nawet desperatki - Casper dziarsko wzruszył ramionami, bo co jak co, ale nie ruszały go kompletnie intencje umawiających się z nim lasek. Chciały tylko seksu? Lubiły jego ładną buzię? Kręciły je zniżki do wybiegu kangurów? Whateva, tak czy siak miał się z kim włóczyć i na brak uwagi narzekać nigdy nie mógł i nie musiał. Jasne, były kobiety, z którymi znacznie bardziej chciał niekiedy spędzać czas, ale życie jawiło mu się jako krótkie i niewystarczające, żeby marnował czas. Mógł mieć przy sobie kogoś, kogo szczerze uwielbiał i wciąż nie czuł wyrzutów sumienia z powodu umawiania się z innymi. Po prostu. Nie zawsze dostawało się to, czego się pragnęło, ot dorosłe życie.
Może i dla większość ukończenie studiów było rzeczą tak naturalną i prostą, jak zdjęcie pokrywki z jogurtu, ale sam Casper nie uważał tego czasu za szczególnie bezproblemowy. Nie na darmo wieść o otrzymaniu dyplomy bardziej zaskoczyła, niż ucieszyła jego mateczkę - choć oczywiście radość również nadeszła, więc dostał całusa w polik i niedźwiedzi uścisk, kiedy już uzmysłowiła sobie, że ten wiercipięta naprawdę zdołał usiedzieć tyle lat w jednym miejscu i coś skończyć. Więc Casper rzeczywiście był z siebie kurewsko dumny, a co mu tam! Nie mógł się pochwalić bliskim spotkaniem ze śmiercią, narzeczona uciekającą z ołtarza, własną wystawą zdjęć i resztą tych rzeczy, którymi chwalili się bracia, to się chwalił tym, że nikt nie wykopał go za karanie zielska i brawurowe ucieczki przed nocnymi stróżami na kampusie.
Przewrócił oczami.
- Dzięki, smarku, jesteś naprawdę dobrą duszyczką tej rodziny. Wznosić ci będą posągi i pisać peany za Twój wkład w ratowanie innych członków rodziny, zwłaszcza tych, którzy karmili cię słoiczkami i obmywali tyłek z kupy. - Ukłonił się nisko, zamaszystym ruchem zdejmując wyimagowany kapelusz z głowy. Ten ruch trochę mu zamieszał pod kopułą, ale udał, że jest w porządku. - Dobra, serio dzięki, nie dąsaj się jak bobas. Wychodzę, bo jak mateczka wróci, to będę musiał zostać na noc, bo nie umiem jej odmówić. - Pokręcił sam do siebie głową, jakby uległość wobec własnej rodzicielki bywała ciężarem, choć wcale tak nie było. Kochał matkę nad życie, ale nie chciał znów być ciągnięty za język przez pół wieczoru odnośnie swoich planów na życie i ewidentnego zmierzania w stronę faktycznej dorosłości, anizeli dziecięcej błazenady.
Żegnając się tak czule, opuścił domowe mury, obiecując jeszcze bratu piwo. Niech ma.

<koniec> *fanfary, ryk lwa z czołówki jakiegoś studia, którego nie pamiętam*

Archer Brooks
ambitny krab
Misia
ODPOWIEDZ