: 17 gru 2023, 18:31
Morgan miała bardzo podobnie. Naprawdę nie myślała, że wychodząc na randkę będzie musiała walczyć o życie i zaczepiać nieznajomych, żeby pomogli jej się z tej randki wymigać. Ostatecznie wyszło na to, że ta randka była naprawdę udana. Oczywiście jeżeli pominie się człowieka, który był jej rzeczywistą randką. Dawno się tak dobrze nie bawiła. Zapomniała o wszystkich swoich tragicznych przeżyciach. Na ten wieczór miała nową osobowość, nową historię i nawet rodzinę. Wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie podziękować tajemniczemu mężczyźnie, który był jej rycerzem w zbroi. Ratował ją śpiewająco. Wczuł się w rolę tak bardzo, że Morgan w pewnym momencie naprawdę miała wyrzuty sumienia, że porzuciła swoje dzieci na rzecz randki.
- Tak. Owszem. Właśnie tak było. A wiesz dlaczego? – Spojrzała na niego z pretensją. – Bo ciebie nigdy nie ma w domu. Nigdy! Wiecznie tylko praca, która wnosi do naszego życia absolutnie nic. A jak nie praca to siedzisz u swojej matki. Chociaż… kto wie czy rzeczywiście u niej siedzisz. – Kto by pomyślał, że odgrywanie toksycznego i nieszczęśliwego małżeństwa może być taką frajdą. Dosłownie musiała się pilnować, żeby nie zacząć się wydzierać. W końcu nie chciała sobie narobić siary na całe miasto. Mieszkała w okolicach.
- Nie musiałam go nawet bajerować. Niektórzy mężczyźni są po prostu zainteresowani. – Prychnęła. – Poza tym niewiele było tam rozmawiania. Więcej zdjęć. – Tutaj to akurat za bardzo się wczuła próbując zranić swojego udawanego męża.
- Wcale tak nie… – Morgan uciszyła go gestem ręki. To nie był dobry moment, żeby jej przerywać. Za bardzo poddała się tej roli. W sumie to nawet nie wiedziała jakim cudem w rozmowach z Tomem przeoczyła to, że był taki nudny.
- Dopiero zaczęliśmy się poznawać i rozmawiać. – Znowu skierowała się w stronę „Matthew”. Chociaż w jej świecie taki mąż nie zasługiwał na żadne wyjaśnienia. Z drugiej jednak strony naprawdę nie chciałaby dopuścić do tego, że byłaby taką żoną i matką. Zostawiać dzieci, żeby się umawiać na randki z typami z Tindera. Obrzydliwe.
Adler nawet nie bawiła się w to, żeby zapamiętywać szczegóły. Jasne, nie chciała się wkopać, ale jednocześnie naprawdę wątpiła w to, żeby Tom wszystko zapamiętywał. Chociaż z drugiej strony to jednak trochę ją przerażało to, że nadal tutaj siedział. Każdy inny albo stanąłby w obronie Morgan, albo by sobie po prostu poszedł. Ten twardo trzymał się swojego krzesła co zaczynało irytować Morgan.
- Zwariowałam to ja osiem lat temu jak poszłam z nim do łóżka. – Wskazała na „Matthew”. – No suń się. – Ponagliła biednego Toma, który już nawet nieco pobladł. Morgan trochę zaczęła mu nawet współczuć. Ale tylko trochę, bo jednak nadal tu siedział zamiast sobie iść. – Nie jedz tego. Wezmę dla dzieci. Już jest zapłacone, a kolacji pewnie im nie zrobiłeś. – Przewróciła oczami, a później udawała załamaną, że Tom chce sobie iść. – Nie. Błagam nie idź. – Zrobiła błagalną minę, a później przeniosła wzrok na męża. – Dobra. Przepuść go, bo zaraz tutaj zejdzie. – Udała, że ociera łzę z powodu nieudanej randki.
- Tak. Owszem. Właśnie tak było. A wiesz dlaczego? – Spojrzała na niego z pretensją. – Bo ciebie nigdy nie ma w domu. Nigdy! Wiecznie tylko praca, która wnosi do naszego życia absolutnie nic. A jak nie praca to siedzisz u swojej matki. Chociaż… kto wie czy rzeczywiście u niej siedzisz. – Kto by pomyślał, że odgrywanie toksycznego i nieszczęśliwego małżeństwa może być taką frajdą. Dosłownie musiała się pilnować, żeby nie zacząć się wydzierać. W końcu nie chciała sobie narobić siary na całe miasto. Mieszkała w okolicach.
- Nie musiałam go nawet bajerować. Niektórzy mężczyźni są po prostu zainteresowani. – Prychnęła. – Poza tym niewiele było tam rozmawiania. Więcej zdjęć. – Tutaj to akurat za bardzo się wczuła próbując zranić swojego udawanego męża.
- Wcale tak nie… – Morgan uciszyła go gestem ręki. To nie był dobry moment, żeby jej przerywać. Za bardzo poddała się tej roli. W sumie to nawet nie wiedziała jakim cudem w rozmowach z Tomem przeoczyła to, że był taki nudny.
- Dopiero zaczęliśmy się poznawać i rozmawiać. – Znowu skierowała się w stronę „Matthew”. Chociaż w jej świecie taki mąż nie zasługiwał na żadne wyjaśnienia. Z drugiej jednak strony naprawdę nie chciałaby dopuścić do tego, że byłaby taką żoną i matką. Zostawiać dzieci, żeby się umawiać na randki z typami z Tindera. Obrzydliwe.
Adler nawet nie bawiła się w to, żeby zapamiętywać szczegóły. Jasne, nie chciała się wkopać, ale jednocześnie naprawdę wątpiła w to, żeby Tom wszystko zapamiętywał. Chociaż z drugiej strony to jednak trochę ją przerażało to, że nadal tutaj siedział. Każdy inny albo stanąłby w obronie Morgan, albo by sobie po prostu poszedł. Ten twardo trzymał się swojego krzesła co zaczynało irytować Morgan.
- Zwariowałam to ja osiem lat temu jak poszłam z nim do łóżka. – Wskazała na „Matthew”. – No suń się. – Ponagliła biednego Toma, który już nawet nieco pobladł. Morgan trochę zaczęła mu nawet współczuć. Ale tylko trochę, bo jednak nadal tu siedział zamiast sobie iść. – Nie jedz tego. Wezmę dla dzieci. Już jest zapłacone, a kolacji pewnie im nie zrobiłeś. – Przewróciła oczami, a później udawała załamaną, że Tom chce sobie iść. – Nie. Błagam nie idź. – Zrobiła błagalną minę, a później przeniosła wzrok na męża. – Dobra. Przepuść go, bo zaraz tutaj zejdzie. – Udała, że ociera łzę z powodu nieudanej randki.