strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
Mogę przed nimi posypać parę komplementów w twoją stronę – zapewniła Autumn, bo dla niej nie byłoby problemem piać peony chwalebne na cześć Remiego przed jego siostrami. Serio. Sama doskonale wiedziała, jak rodzeństwo może być wobec siebie krytyczne. W końcu też na pewno była wobec pozostałych członków rodziny Goldsworthy.
Postawię ci frytki, ale na tym się kończy moja wdzięczność – oznajmiła przekornie, szczerząc się promiennie, bo fakt faktem zrobiło jej się ciut lepiej po tej rozmowie z mężczyzną. Na pewno nieco jej ulżyło, że mogła zrzucić z serca kwestię Camdena i ktoś faktycznie powiedział jej, że nie było innego wyjścia niż to, które wybrała, bo nie warto było na siłę wmawiać sobie uczucia tylko po to, by kogoś zatrzymać przy sobie. – Obejdzie się. Odpuszczę na chwilę te randki… – oznajmiła ze zdecydowaniem. – Chyba, że… no nie wiem… masz jakiegoś fajnego, z którym mogłabym się hajtnąć i mieć trójkę dzieci? – spytała żartobliwie. Choć w tym żarcie tkwiło ziarno prawdy, nawet jeśli Autumn nie chciała tego przyznać na głos. Albo też nie była gotowa na to jeszcze w tej swojej całej upartości.
Spojrzała na niego ze współczuciem. – Przykro mi, że się rozczarowałeś… – powiedziała, lekko się przy tym krzywiąc. – Mogłeś mnie zapytać! Powiedziałabym ci gdybym uważała, że przesadziłeś z wizją randki… – dodała jeszcze, bo na pewno zniszczyłaby każdą bańkę perfekcyjnej randki, gdyby Remi za bardzo się wczuł. Poklepała go nawet współczująco po ramieniu. A później już pewnie dokończyli napoje i jedzonko, i ogarnęli kilka rundek w kręgle. Nie wiem kto wygrał, ale Autumn będzie opowiadać o tym wyjściu, zaznaczając, że zapewne ona, hehe. I bardzo cię przepraszam, ale muszę zejść troszkę z gier, bo trochę za dużo wzięłam dla Autumn, ale remi blackwell to nadworna psiapsi mojej Goldsworthy, więc pewnie poleci smsek i gra w przyszłości.

/zt
opiekun dla zwierząt | barista — schronisko dla zwierząt | sparrow coffee
22 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
And if I only could make a deal with God,
And get him to swap our places,
Be running up that road,
Be running up that hill,
Be running up that building
Wyjście na kręgle we czwórkę było bardzo typowym spędzaniem wolnego czasu dla dwóch par, które nie mają już wcale takich krótkich staży. Nie były to wypady na imprezy, więc nie zarywało się nocy, a tym samym nie przesypiało połowy kolejnego dnia - na co nie każdy z nich mógłby sobie pozwolić - ani nie upijało się kończąc z kacem i okropnym bólem głowy o poranku, a mimo to jak w simsach napełniał się pasek od „towarzystwa” i „zabawy”, bo grupka znających się osób, przekąski, piwo i nutka rywalizacji w tle, wystarczały żeby polepszyć sobie humor. Przynajmniej w teorii brzmiało to tak bardzo optymistycznie. W praktyce wypadało już nieco gorzej, bo wcale nie było ich czworo tylko troje. Chłopak Flo miał się spóźnić i początkowo nikt nie wnikał w to dlaczego, bo nie było ani takiej potrzeby ani żadne z uczestników chyba nie zakładało, że to nie będzie tylko poślizg w stylu kwadransa studenckiego. A Carrie chociaż zgodziła się na wyjście, to nie miała na nie zbyt wielkiej ochoty, a raczej była zbyt zajęta ciągłym przesiadywaniem w telefonie, jakby odświeżanie jednej strony co dziesięć sekund coś dawało skoro i tak miała dostać powiadomienie. Kolejny w paczce był Grant, który z osób wspomnianych do tej pory najbardziej wczuwał się w grę i ich małą rywalizację, którą o dziwo wygrywał, kto by się tego spodziewał. Jednak nie była to jedyna przyczyna, on po prostu był otwarty, towarzyski i wesoły, więc potrafił czerpać z takich spotkań jak to.
- Kurde! Tylko osiem, ale słabo - powiedział trochę za głośno, widocznie ekscytując się jakby te osiem pionów to był niezadowalający wynik. Mimo to na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, co było jasnym znakiem, że jego słowa były tylko częścią małego przedstawienia. - Carrie, twoja kolej - zawołał do swojej dziewczyny, odwracając się za siebie. Jednak zamiast niej ujrzał ich ostatniego gracza, który miał to nieszczęście tego wieczora być najczęstszym odbiorcą jego głupich żartów i komentarzy. Jednak akurat dziewczyna powinna już się do tego troszkę przyzwyczaić, w końcu pracowali już razem od jakiegoś czasu. - Flo, zaczynam odczuwać twój oddech na karku i szczerze mówiąc średnio mi się to podoba - skomentował, zerkając na tabelę wyników. Może gdyby nie wygłupiał się w połowie partii to nie straciłby punktów, a wtedy jego przewaga nie stopniałaby do tego poziom, że czuł się zagrożony. - Radzę ci, zastanów się nad tym czy chcesz wygrać, bo następnym razem gdy będziesz potrzebować zamienić się w pracy, to mogę się nie zgodzić - próbował mówić poważnie, jednak nie był w stanie opanować rozbawienia, które powoli wkradało się na jego twarzyczkę. Oczywiście jedynie żartował sobie, żeby nagle nie zaczęli zamulać. Taki z niego mały, prywatny wodzirej. Chociaż może akurat nie taki mały. Nawet nie tłumaczył się z tego kawału, tylko ruszył dalej w kierunku swojej dziewczyny, tymczasowo przenosząc na nią swoją uwagę. - Myszo, twoja kolej, słyszałaś? - zapytał, zajmując miejsce obok niej i odruchowo obejmując ją jedną ręką. Dziewczyna dopiero wtedy uniosła wzrok znad ekranu i spojrzała się na niego z widocznym zdezorientowaniem, jakby wyrwana z zamyślenia nie miała pojęcia o co mu chodziło. - Gra - powtórzył, kiwając brodą w stronę ich toru. - A no tak, gra, przecież to takie ważne - odburknęła wyraźnie niezadowolona i wywróciła oczami, po czym z ogromnym ciężarem podniosła swoje cztery litery i skierowała się w stronę toru.
Grant zacisnął wargi mocniej ze sobą, żeby czasem nie odezwać się niepotrzebnie. Odwrócił się w stronę swojej bardziej przyjaznej towarzyszki i uśmiechnął się w ten przepraszający sposób. - Kobiety, rozumiesz… - rzucił odruchowo, bo dla niego niemal każda okazja była dobra do żartu. Chociaż zaraz wyprostował się, oparł wygodniej, skoncentrował swoje spojrzenie na Carrie i zaczął mówić nieco ściszonym głosem. - Jest podenerwowana, bo czeka na odpowiedź w sprawie jakiegoś istotnego stażu. Więc może być dzisiaj niezbyt towarzyska - wytłumaczył swoją dziewczynę, po czym przeniósł swoje ciemne ślepia na rudowłosą. Gdyby Flo była wredna to rzuciłaby tekstem w stylu a to ona kiedykolwiek bywa towarzyska? Cóż, Carrie była specyficzna, jednak każdy miał swoje wady i zalety. Jej walory nie były po prostu zauważalne tak od razu. Ale mniejsza z nią, bo wykazała jakiekolwiek zainteresowanie grą. W tym momencie badała sytuacje na tablicy, a zaraz zajęła się wyborem odpowiedniej kuli. - Coś się stało, że tak się spóźnia? - zapytał już zauważalnie poważniej, mając na myśli jej chłopaka, a swojego dobrego kumpla. Jego nieobecność zaczynała troszkę niepokoić go, zresztą zwyczajnie nie była to miła i przyjemna sytuacja, skoro umówili się we czwórkę, a Florence była sama. - Nie to, żebym narzekał z tego powodu, no ale… - dopowiedział nim zdążyła dojść do słowa i przechylił się lekko w jej stronę, by jego ramię szturchnęło lekko jej i o to w ten sposób bezczelnie zaczepił sobie ją. Grant nie byłby sobą, gdyby niemal wszędzie gdzie się dało nie wciskał odrobiny poczucia humoru. Chociaż w rzeczywistości lubił spędzać czas z Flo. Odkąd zaczęli razem pracować i więcej przebywać w swoim otoczeniu, to czuł się w jej towarzystwie o wiele swobodniej, dzięki czemu też wiedział że mógł sobie pozwolić na ten lekko niestosowny żart, pod którym nic się nie kryło. Nic a nic. Totalna pustka. Próżnia. Nicość. Przynajmniej jemu samemu tak się wydawało, bo w końcu Florence była dziewczyną jego kumpla, a oni tylko kolegowali się, więc… wyrastał nam majstersztyk w łgarstwie.

Florence Langley
ambitny krab
wkurwix#7366
studentka | kelnerka — JCU | Sparrow Coffee
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
But then I heard you call my name
And it sounded like the sweetest song
1.

Podwójne randki w gronie przyjaciół zawsze były przyjemną formą spędzania czasu. Co prawda, w liceum takie wypady zdarzały się znacznie częściej, bo i obowiązków było o wiele mniej, ale nawet teraz, w tak zwanym dorosłym życiu, znajdowała się chwila na relaks. Florence miał się on przydać wyjątkowo mocno, bo ostatni czas był dla niej trudny, ale sposób, w jaki zaczęła ten dzień — od kłótni z chłopakiem — mówił jej, że wcale tak miło nie będzie. Kłócili się często i umieli stwarzać pozory przy znajomych czy rodzinie, ale sami na pewno nie czerpali zbyt wielkiej radości ze spotkań, podczas których ich głowy zaprzątały myśli zupełnie inne niż tu i teraz.
Lubiła Granta, a odkąd pracowali razem — nawet bardziej. Wcześniej też sporo się widywali, ale w pracy to co innego, bo mogli pogadać sam na sam, bez komentarzy Dylana czy Carrie. Zwłaszcza tego pierwszego, bo chłopak Flo zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych ludzi na świecie, a jego złośliwości, szczególnie wobec Langley, czasem wprowadzały niezręczność. Zamiast jednak czuć się głupio, Florence zwykle obracała to w żart, próbując tym samym przekonać towarzystwo, że Dylan nie mówił serio, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w większości przypadków tak właśnie było.
Jeśli zaś chodzi o Carrie, zdecydowanie nie były przyjaciółkami. Chyba nawet nigdy nie odbyły sam na sam jakiejś bardziej ambitnej rozmowy niż small talk. Dziewczyna Granta wydawała jej się pretensjonalna i wyniosła, sprawiała wrażenie, jakby przebywanie w towarzystwie innych osób urągało jej godności — a przynajmniej tak wyglądało to w oczach Flo. Tolerowały się, ale nic poza tym. Carrie na pewno nie była osobą, w której ramię Langley wypłakałaby się po kolejnej kłótni z Dylanem.
Na miejscu pojawiła się sama. Wracała od rodziców, a Dylan nie chciał po nią przyjechać, więc mieli spotkać się na miejscu. Gdy weszła do środka, napisał jej wiadomość, że się spóźni, ale nic poza tym, a gdy próbowała do niego zadzwonić, nie odbierał. Właściwie nie miała nawet pojęcia, gdzie był ani co go zatrzymało. Czas mijał, więc zaczęli grać we troje, a Flo starała się nie zerkać co chwila na telefon, czując rosnące zażenowanie.
Ja zawsze chcę wygrywać. I nie zapominaj o tym, że godzenie się na zamiany działa w obie strony — uniosła lekko brwi. Często mieli zmiany razem, ale nie zawsze. Co prawda, ona była kelnerką, a on baristą, ale nie było problemu w tym, by w razie potrzeby pomagali sobie w swoich zadaniach. W pracy współgrali naprawdę dobrze, a to z kolei przełożyło się na swobodniejsze relacje w życiu prywatnym. Teraz Grant był nie tylko kumplem jej chłopaka, ale również jej samej.
Zerknęła badawczo na obrażoną Carrie. Rzeczywiście, ten obrazek nie był niczym nowym, ale zrobiło jej się szkoda Grovera. Starał się, żeby atmosfera była miła i był naprawdę kochany, a w zamian dostawał jedynie fochy. No, pewnie lepsze rzeczy też dostawał, ale jednak taki właśnie obraz jego dziewczyny malował się w oczach Florence. Gdy Carrie poszła wybrać odpowiednią kulę, Langley posłała chłopakowi lekki uśmiech, mający chyba wyrażać zrozumienie.
Powiedzmy, że miałam czas, żeby przyzwyczaić się do jej nietowarzyskości — powiedziała z nutą rozbawienia w głosie. Zerknęła na rozświetlony ekran swojego telefonu, ale okazało się, że to tylko jakieś powiadomienie, a nie Dylan. Nie wiedziała, czy chciał jej zrobić na złość, czy naprawdę miał na głowie ważniejsze sprawy. Miała jednak świadomość, że poranna kłótnia nie będzie jedyną dzisiejszego dnia, chociaż nie zamierzała robić scen przy przyjaciołach.
Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia, co się stało. Napisał mi tylko, że się spóźni, ale już nie odpisuje ani nie odbiera. Cały Dylan — uśmiechnęła się smutno. — Przepraszam za niego.
Było jej głupio, bo nie pierwszy raz chłopak stawiał ją w takiej sytuacji. Zawsze czuła wstyd, a on później zjawiał się jak gdyby nigdy nic i nie widział problemu. Dylan był przystojny, charyzmatyczny i mimo wszystko ludzie go lubili, więc wiele mu wybaczali. A on z tego korzystał.
Zaśmiała się krótko na jego żart, bo nie widziała w nim nic złego. Zerknęła w kierunku wejścia, ale do środka wpadła jedynie grupa jakichś dzieciaków. Westchnęła cicho.
Po mojej kolejce idę po piwo. Chcesz też? — zapytała, przeczesując palcami rude kosmyki.

Grant Grover
ambitny krab
scarlett
opiekun dla zwierząt | barista — schronisko dla zwierząt | sparrow coffee
22 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
And if I only could make a deal with God,
And get him to swap our places,
Be running up that road,
Be running up that hill,
Be running up that building
W sumie Grant odruchowo nie pomyślał o tym, że sam mógłby kiedyś potrzebować zamienić się, więc Flo mogła mu się zrewanżować. Jednak przecież od samego początku, to były jedynie żarty, ale mimo wszystko ta próba odbicia piłeczki spowodowała przelotny uśmiech na jego buzi. To był ten typ, który lubił się droczyć i ścierać, a także lubił jak ktoś mu na to odpowiadał, a nie pozostawał zupełnie bierny czy po prostu go zlewał.
- Oj tam od razu nietowarzyskości. Carrie jest po prostu… jak Shrek. To znaczy... – urwał, wybuchając stanowczo zbyt głośnym śmiechem, co zwróciło uwagę osób, znajdujących się przy sąsiednim torze. Jednak szybko opanował swoje przesadne rozbawienie i wyjaśnił. - Chodziło mi o ten cytat z bajki, że ona jest jak cebula, ma warstwy, kojarzysz? - zapytał, chcąc nieco wytłumaczyć jej zachowanie. Prawda też była taka, że im więcej przebywało się z kimś, tym bardziej przywykało się do niego, a także do jego wad. Nawet kiedy dochodziło już do momentu, w którym nie powinno się ich tolerować. Ostatecznie machnął na to tylko ręką, bo w sumie nie było o czym gadać, szczególnie że w tej chwili dziewczyna właśnie rzucała, więc zaraz musiała do nich powrócić, a nieładnie byłoby zauważalnie nagle milknąć po jej przybyciu.
- Mnie nie przepraszaj. Ja dobrze bawię się… nawet bez niego - odpowiedział, a szczery, ciepły uśmiech nie schodził z jego twarzy. Hmm, takie sprytne obejście, żeby nie powiedzieć z tobą. Jednak po chwili kąciki jego ust skierowały się nieco ku dołowi, a on swoim zauważalnie zatroskanym spojrzeniem wlepił się w jej buzię, by dopowiedzieć już znacznie ciszej. - Jakby trzeba było to możesz mi się poskarżyć, a ja ustawię go do pionu - chociaż nadal słowa układały się w zabawny wydźwięk, to zmiana tonu i ściszenie głosu świadczyły o tym, że w ten sposób Grover przekazywał mniej więcej możesz na mnie liczyć, możesz ze mną pogadać gdybyś chciała. Chociaż sam z siebie Grant nie zakładał, że mogłyby istnieć jakieś problemy, które wymagałyby wzięcia Dylana na męską rozmowę, jednak człowiek w towarzystwie i w związku potrafił być naprawdę różny, a on zwyczajnie lubił Flo, więc gdyby mógł tylko jakoś jej pomóc i przydać się, to zawsze był do jej dyspozycji.
- Pewnie, chętnie. I tak wracam komunikacją. A Carrie nie będzie chciała, bo kieruje - odpowiedział od razu po propozycji piwa, gdy nagle rozległ się huk. Skutek mało odpowiedniego rzutu kulą przez jego dziewczynę. Grant przeniósł odruchowo wzrok na tor i skrzywił się lekko, patrząc jak kula pięknie toczy się w bok. Carrie mruknęła sobie coś tam pod nosem, szybko odwróciła się i ruszyła w stronę kanapy, ponownie wyciągając swój telefon. - Carrie, musisz bardziej przykucnąć, żeby tą kulę bardziej pchnąć, niż rzucić i wtedy… - zaczął mówić, gdy jeszcze szła, mając dobre intencje, to znaczy chcąc za darmo sprzedać jej krótką i prostą radę. - Nieważne - przerwała mu, zajmując obok miejsce i ponownie tracąc zainteresowanie grą i nim. Grover połączył ze sobą wargi, parsknął powietrzem z nosa i ponownie odwrócił się w stronę rudowłosej. - Okej… - mruknął cicho do siebie, uświadamiając sobie że może będzie lepiej, jak już nie będzie próbować jej zaczepiać. Przynajmniej przez jakiś czas. Dlatego też podniósł się z miejsca razem z Flo, od razu zaczął przeglądać kule, szykując się już do swojego rzutu. Po tym oddanym przez koleżankę, podziękował jeszcze zawczasu za piwo i ustawił się na swoim miejscu. Rzut wyszedł mu nienajlepszy przez co rudowłosa szła już z nim łeb w łeb. Przeniósł swoje ciemne ślepia z tablicy na Carrie i raz ją zawołał, lecz ta ponownie całkowicie go zignorowała. Nie miał zamiaru prosić się jej, więc oddał rzut za nią. Byle jak, to i tak nie miało znaczenia, bo nie liczyła się w grze. Wkrótce potem Flo pojawiła się z powrotem, a Grant odebrał od niej piwo z takim szerokim, ale jednocześnie szemranym uśmieszkiem na buzi.
- Wyrobiłaś się, zobacz… - powiedział, odrywając jeden palec od kubka z piwem i wskazując na tablicę wyników. - Tylko dwa punktu różnicy. To praktycznie nic. Więc… co ty na to, żebyśmy się o coś założyli? Taka dodatkowa motywacja - zaproponował. Kiedy można było coś wygrać czy zyskać, to człowiek od razu starał się o wiele bardziej i zwyczajnie chciał zdobyć to zwycięstwo. Grant świetnie bawił się z dziewczyną i sam lubił rywalizować, więc czemu nie podkręcić trochę tego pojedynku?

Florence Langley
ambitny krab
wkurwix#7366
studentka | kelnerka — JCU | Sparrow Coffee
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
But then I heard you call my name
And it sounded like the sweetest song
Florence też lubiła się droczyć i żartować. Może ostatnio było to mniej widoczne, bo miała na głowie sporo zmartwień i raczej słaby humor, ale Grant na pewno miał okazję poznać ją z tej weselszej strony. To kolejny powód, dla którego nie pasowała do Dylana: poważnego i zdystansowanego, studiującego poważny kierunek, patrzącego na wiele osób z góry. Gdyby nie zakochała się w nim po uszy jako nastolatka, dzisiaj pewnie nie zdobyłby w żaden sposób jej zainteresowania. Ale nie ma co gdybać, byli razem i mimo wielu nieporozumień kochała go, wiadomo. Chociaż coraz częściej zastanawiała się czy z wzajemnością, bo Dylan ani nie był wylewny, ani nie umiał okazywać uczuć w inny sposób, na przykład drobnymi gestami.
Zaśmiała się dźwięcznie, gdy Grant porównał swoją dziewczynę do Shreka. Oczywiście kojarzyła tę scenę i rozumiała, co miał na myśli, ale i tak zabrzmiało to zabawnie. Całe szczęście, że Carrie nie mogła ich usłyszeć — chyba, bo wyglądała na średnio zainteresowaną grą i momentami Flo bała się, że ktoś tą kulą oberwie, bo dziewczyna nawet nie starała się trafiać nią w kręgle.
Chyba rozumiem, co miałeś na myśli. I tak dobrze, że nie nazwałeś jej Fioną, za dnia pięknością, w nocy zaś szkaradą — uniosła lekko kącik ust. Carrie była ładna, to niezaprzeczalny fakt. Ale jej charakter do najlepszych nie należał i chyba wiedzieli o tym oboje, choć żadne nie mówiło tego na głos. Nie było sensu się nad tym rozwodzić, a Florence nie chciała aż tak mocno wtrącać się w ich sprawy, chociaż miała nadzieję, że Grant wiedział, iż zawsze mógł z nią porozmawiać.
Dzięki, zapamiętam, ale Dylan jest niereformowalny. Nie da się ustawić, a na domiar złego obrazi się jeszcze na ciebie — wzruszyła ramionami. Nie miała z nim lekko, ale nie chciała wciągać w to osób trzecich. Dylan potrafił być czarujący i kochany, ale nie zdarzało mu się to zbyt często, a przynajmniej nie wobec własnej dziewczyny. No ale Flo wytłumaczyła sobie, że taki już był i nic nie dało się z tym zrobić, musiała się przyzwyczaić.
Nie będziecie wracać razem? — zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Nie chciała zabrzmieć wścibsko, a w sumie nie była to jej sprawa, więc zaraz posłała przyjacielowi przepraszający uśmiech i zerknęła na powracającą Carrie. Dziewczyna Granta zupełnie ją ignorowała, a sama Florence nie należała do osób zabiegających o czyjąkolwiek uwagę. Poza tym, najwyraźniej ten brak większej sympatii leżał po obu stronach i w sumie nic dziwnego, bo Carrie zdawała się nie lubić nikogo.
Nie chciała się wtrącać w ich rozmowę, a właściwie w monolog Granta, dlatego lekko zakłopotana dość szybko uciekła po to piwo, w duchu modląc się, żeby Dylan wreszcie przyszedł. Im nas więcej, tym weselej czy jakoś tak. Nie, żeby jej chłopak był typem wodzireja, ale bawić się umiał — czasem nawet aż bardzo, czym niejednokrotnie denerwował Florence.
Przez chwilę zastanawiała się, czy wziąć coś bezalkoholowego dla Carrie, ale uznała, że na pewno i tak nie trafi w jej gust, więc wzięła dwa piwa i wróciła do ich toru. Podała jeden napój Grantowi i podążyła wzrokiem za jego ręką, na tablicę wyników. Cóż, dużej konkurencji nie mieli, w zasadzie rywalizowali jedynie między sobą, co nie było zbytnio ekscytujące, ale Flo i tak bawiła się świetnie. Uśmiechnęła się szeroko, gdy zaproponował zakład i ochoczo pokiwała głową. Nie miała pojęcia, o co mogli się założyć, ale sam pomysł brzmiał naprawdę ciekawie.
Dobra, zgadzam się, ale musisz przygotować się na porażkę, bo nienawidzę przegrywać i tego nie robię — ostrzegła go i upiła łyk piwa, żeby zaraz odstawić je na stolik. — O co się zakładamy? O to, kto stawia następne piwo?
Wybrała odpowiednią kulę i zerknęła raz jeszcze na Granta, nie mogąc powstrzymać się od cwaniackiego uśmiechu. Propozycja rywalizacji najwidoczniej lekko ją ożywiła. Odgarnęła włosy, żeby jej nie przeszkadzały i przykucnęła lekko, chcąc oddać idealny rzut.
Gotowy na porażkę? — zapytała, po czym pchnęła kulą i zamarła, w napięciu patrząc na jej drogę… Zbiła prawie wszystkie kręgle, oprócz dwóch.

Grant Grover
ambitny krab
scarlett
opiekun dla zwierząt | barista — schronisko dla zwierząt | sparrow coffee
22 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
And if I only could make a deal with God,
And get him to swap our places,
Be running up that road,
Be running up that hill,
Be running up that building
Grant musiał mocno powstrzymać się, żeby nie wybuchnąć śmiechem po usłyszeniu tego drugiego cytatu z bajki. I chyba też lepiej i bezpieczniej dla niego byłoby żeby tego nie komentował, bo zarówno potwierdzenie i zaprzeczenie tym słowom wydawałoby się mocno nie na miejscu. Przynajmniej na takim poziomie znajomości, na której obecnie znajdował się z Flo, bo wiadomo że jeżeli chodziło o męskie pogaduszki to rozmawiało się o różnych sprawach, mniej i bardziej przyzwoitych czy prywatnych, a czasem nawet intymnych. Natomiast co do Dylana, to Grover jedynie ze zrozumieniem przytaknął głową. Znał go przecież dobrze - co prawda od zupełnie innej strony niż Flo, bo oni jedynie kumplowali się - jednak zdawał sobie sprawę, że chłopak potrafił pokazać się też z nie najlepszej strony. Jednak w razie czego zakomunikował, że mogła się do niego zwrócić, gdyby uważała że jakkolwiek mógłby pomóc.
Tego pytania, które prawdopodobnie wymsknęło się Flo też nie skomentował. Zerknął tylko na nią przelotnie i uśmiechnął się tak słabo i nieprzekonywująco. Cóż, Carrie miała różne swoje foszki i zachciewanki, a jej dzisiejsza była taka, że nie życzyła sobie gościć Granta u siebie w mieszkaniu, tak więc na samym początku ustalili, że później każde z nich pojedzie do siebie. W ramach odpowiedzi na to pytanie wzruszył jedynie bezradnie ramionami, nie chcąc w tym momencie psuć sobie zabawy bardziej niż było to konieczne.
- Ojojo, proszę, proszę. W kimś drzemie duch rywalizacji. Bardzo dobrze, ja też nie lubię przegrywać. Będzie ciekawie - odpowiedział uśmiechając się przebiegle, po czym upił dwa większe łyki zimnego piwa. Udało mu się tylko skinąć głową, tak odruchowo bez większego zastanowienia, potwierdzając propozycje gry o piwo. Wzrokiem zawiesił się prawdopodobnie nieco za długo na jej buzi, gdy posłała mu ten pewny siebie uśmiech. - Ja? Nigdy w życiu. Źle trafiłaś - odpowiedział, po czym bacznie obserwował jej kolejne ruchy. Oczywiście starał się jakkolwiek nie zareagować na jej dobry rzut i nie dać po sobie pokazać, że robiło to na nim jakiekolwiek wrażenie. A wręcz przeciwnie. - Tylko osiem… - mruknął, specjalnie zaczepiając ją w ten sposób o czym świadczył uśmiech, który chciał wkraść się na jego twarzyczkę, a on z nim uparcie walczył. Odstawił piwo na stoliczek i ruszył po kulę. Wybrał tą trochę cięższą niż zazwyczaj, przygotował się i rzucił… strącając siedem pionów. Skrzywił się odruchowo i zerknął na tablicę wyników. Dzielił ich już tylko jeden punkcik, czyli praktycznie nic a nic.
- A może coś bardziej wyzywającego? - zapytał, sięgając ponownie po swoje piwo i opierając się o stolik. Uniósł jedną brew do góry, licząc że rudowłosa po tym pytaniu poczuje się bardziej zaintrygowana. - Jak wygram, to pojedziesz z nami na runmageddon. W sensie, ze mną i z Dylanem, bo Carrie oczywiście powiedziała, że nie ma takiej opcji. A jak ty wygrasz to… a niech cię wyobraźnia poniesie - zaproponował, licząc że dziewczyna podejmie się tak ciekawego wyzwania i nie stchórzy. Zresztą w ramach swojego zwycięstwa mogła wymyśleć coś równie trudnego dla niego. Nie miał pojęcia, czy Dylan wspominał wcześniej Flo cokolwiek o tym ich pomyśleć, ale jeżeli nie to… Grant ją zaprosił, bo w sumie czemu nie? Akurat wydawało mu się, że dziewczyna jak ona mogła spokojnie dać sobie radę na tym wydarzeniu, oczywiście jeżeli nie bałaby się trochę przy tym pobrudzić.

Florence Langley
ambitny krab
wkurwix#7366
studentka | kelnerka — JCU | Sparrow Coffee
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
But then I heard you call my name
And it sounded like the sweetest song
Zauważyła, że go rozbawiła, choć starał się to ukryć. Może wyłapała uniesienie kącika ust przez ułamek sekundy, a może zobaczyła to w jego oczach? Trudno sprecyzować, ale w sumie odetchnęła z ulgą, bo równie dobrze mógłby się na nią obrazić. Nie powinna w ten sposób komentować jego dziewczyny i doskonale o tym wiedziała, ale co zrobić, skoro czasem było to silniejsze od niej? Starała się nigdy tego nie okazywać, lecz nie przepadała za Carrie i była absolutnie pewna, że to działało w obie strony — z tym, że nie przejmowała się tym, bo jej zdaniem dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby nikogo nie lubiła. Nawet własnego chłopaka.
Rzeczywiście, ich znajomość nadal nie była jakoś mocno rozwinięta. Wprawdzie znali się już dość długo, ale zawsze spotykali się w grupie i nie mieli okazji poznać się tak po prostu, aż do momentu, w którym zaczęli razem pracować. Teraz ich stosunki trochę się zacieśniły, ale wciąż nie na tyle, by Grant żalił się Flo na Carrie, a ona jemu na Kaza… Chyba. Właściwie to bardzo potrzebowała się komuś wygadać, ale nie lubiła obarczać innych swoimi troskami, a kumpel jej chłopaka szczególnie nie wydawał się do tego najlepszym wyborem. Nie, żeby mu nie ufała, ale czułaby się dziwne i nie w porządku w stosunku do Kaza.
Pokiwała jedynie głową, na znak, że rozumie, chociaż… Nie rozumiała. Mimo wszelkich nieporozumień, lubiła spędzać czas z Kazem i starała się robić to jak najczęściej. Tęskniła za nim, gdy czasem mijali się jedynie w mieszkaniu i to też był jeden z licznych powodów ich kłótni. Po minie Granta zorientowała się, że decyzję o osobnych powrotach podjęła Carrie, nie on i zrobiło jej się w sumie przykro. Grover nie zasługiwał na takie traktowanie. Chociaż wiadomo, że każdy medal ma dwie strony.
Zdrowa rywalizacja nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Na szczęście wyrosłam już z obrażania się, kiedy mi nie wychodzi — zaśmiała się. Jako mała dziewczynka rzeczywiście potrafiła strzelić porządnego focha, gdy przegrała w cokolwiek, ale później pojawił się na świecie jej brat i okazało się, że nie tylko musi być we wszystkim najlepsza, ale też czasem powinna ustąpić.
Rzut nie poszedł po jej myśli, więc lekko zirytowana tupnęła nogą. Przewróciła oczami na komentarz Granta i sięgnęła po swoje piwo, by upić łyk, jednocześnie obserwując każdy ruch przyjaciela, chociaż przecież w tej grze nie za bardzo da się oszukiwać… Gdy odwrócił się po rzucie w jej kierunku, uśmiechnęła się do niego lekko złośliwie, choć pewnie w jej wykonaniu było to jednak całkiem urocze.
Ojej… Tylko siedem? — zapytała teatralnie zatroskanym tonem i odstawiła ponownie piwo, żeby wybrać odpowiednią kulę. Trzymając ją w dłoniach, zerknęła na Granta, słuchając jego propozycji. Runmageddon brzmiał… męcząco, a choć Sophie lubiła sobie pobiegać, poćwiczyć czy pojeździć na rowerze, to obawiała się, że takie coś może ją przerosnąć. Ale nie zamierzała wymiękać! A fakt, że Kaz nic jej o tym pomyślę nie powiedział, postanowiła przemilczeć, bo chyba było jej trochę głupio, że ich komunikacja leży aż tak.
Jeśli ja wygram… — zastanowiła się przez chwilę. Patrzenie mu w oczy lekko ją rozpraszało, więc opuściła wzrok na kulę. — To wtedy na każdej wspólnej zmianie robisz mi tyle kawy, ile będę chciała i nie marudzisz, że jak wypiję kolejną, to stanie mi serce.
Wyciągnęła w jego kierunku rękę, żeby uścisnęli je na znak zawarcia zakładu, a na jej usta znowu wkradł się delikatny uśmiech.

Grant Grover
ambitny krab
scarlett
opiekun dla zwierząt | barista — schronisko dla zwierząt | sparrow coffee
22 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
And if I only could make a deal with God,
And get him to swap our places,
Be running up that road,
Be running up that hill,
Be running up that building
- Całe szczęście. Pula fochów na mnie dzisiejszego dnia już się wyzerowała, więc w razie czego nie płacz jak cię rozgromię - odpowiedział, na pewno przesadzając z tym „rozgromieniem”, bo gdyby faktycznie był pewien swojej wygranej, to ta zabawa nie miałaby w ogóle sensu i tym bardziej nie byłoby powodów, żeby się o cokolwiek zakładać. Jednak odgrywanie pewniaka powinno zwiększać jego szansę i powodować, że Flo będzie się bardziej irytować, a tym samym częściej pudłować. Chociaż do tej pory, to akurat jemu szło coraz gorzej. Co było trochę dziwne, bo zazwyczaj jak się rozegrał to trzymał już dobrą passę. Jednak tak, tylko siedem. Widział ten uśmieszek na jej twarzy i wiedział, że nie był on wcale taki szczery, więc w odpowiedzi zmrużył jedynie swoje śliczne oczka i pokiwał głową przecząco, jakby rozczarowany jej postawą - nieważne, że wcześniej zachowywał się dokładnie w ten sam sposób.
Grant wpatrywał się w nią takim specyficznym, ciężkim spojrzeniem, którym poniekąd próbował wymusić w niej zgodę, ale zwyczajnie z powodu chęci tej rywalizacji. Gdyby dziewczyna zaparła się, że nie, bo coś tam, to wcale nie namawiałby jej na siłę. Jednak ta wersja pojechania tam z Flo wydawała mu się… o wiele weselsza. Gdyby pojechał sam Grover z Kazem, to zapewne zakończyłoby się na właśnie wzmożonej rywalizacji i zrobieniu wszystkiego jak najprędzej, zupełnie zapominając o tym, że mimo wszystko to powinna być dobra zabawa. Tak więc, nawet gdy ona spuściła swoje spojrzenie, to on nie miał zamiaru odpuścić i z zaintrygowaniem czekał na jej propozycję.
- To jest niesprawiedliwe, Flo - odpowiedział od razu, z przesadnym i słyszalnym oburzeniem. - Namawiasz mnie, żebym uczestniczył w narażaniu twojego stanu zdrowia. Już bezpieczniejszy jest ten runmageddon… No ale niech ci będzie. Skoro tego sobie życzysz - dopowiedział po krótkiej pauzie i widocznym zastanowieniu, wyciągnął rękę i uścisnął lekko jej dłoń, przy tym machając nią przesadnie zamaszyście i trzymając trochę za długo. Na sam koniec posłał jej jeszcze oczko, po czym puścił jej delikatną dłoń i ruszył po kule. Pierw ponownie rzucił byle jak, wykonując ruch za Carrie, która dalej siedziała wpatrzona w telefon tak, że nie zwracała na nic i nikogo uwagi. Do kolejnego - czyli tego swojego rzutu - przyłożył się już o wiele bardziej, do samego końca obserwując trasę pokonywaną przez kulę. Odwrócił się z szerokim, pewnym siebie uśmiechem, mówiąc z ogromną dumą. - Dziewięć… powodzenia, mała - zażartował sobie, określając ją celowo jeszcze takim a nie innym pojęciem, by może wywołać w niej jakieś oburzenie? Bo jak on to tak mógł zwracać się do niej w ten sposób. Zresztą ten wzrok - którym zerkał na nią ukradkiem popijając swoje piwo - także pokazywał że nawet oczekiwał jakiejś reakcji z jej strony.

Florence Langley
ambitny krab
wkurwix#7366
studentka | kelnerka — JCU | Sparrow Coffee
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
But then I heard you call my name
And it sounded like the sweetest song
Jeśli chodzi o grę w kręgle, Florence zdecydowanie nie była zbyt pewna siebie. Grała w nie kilka razy w życiu, niezbyt regularnie i zawsze traktowała to stricte jako rozrywkę. Raz szło jej lepiej, raz gorzej, zależało od dnia i przeciwników. Dzisiejsza nuta rywalizacji dodawała jednak smaczku całemu spotkaniu, więc zgodziła się. Starała się też nie okazywać swojej niepewności przed Grantem, żeby nie dawać mu psychologicznej przewagi — zwłaszcza, że szło jej całkiem nieźle, co zdecydowanie dodawało wiatru w żagle. Jej, bo jemu pewnie podcinało skrzydła.
Zaśmiała się, widząc jego reakcję na odbijanie jego zachowania. Cóż, mężczyźni to rzeczywiście duże dzieci, ale miała nadzieję, że Grant nie obrazi się na nią na śmierć i życie, gdy okaże się, że jednak uda jej się wygrać… A była tego coraz pewniejsza, widząc, jak nie poszedł mu kolejny rzut. Tylko siedem. Cóż, dla niej to lepiej, więc nie zamierzała mu teraz współczuć.
Oczywiście, że się zgodziła. Nie lubiła odpuszczać, była uparta i ambitna, więc inaczej być nie mogło. Co prawda, nie wiedziała jeszcze, co na to Kaz — a była niemal pewna, że nie ucieszy się z propozycji Granta — ale hej, przecież nie zabroni jej jechać. Poza tym… Miało to marginalne znaczenie, bo Florence nie zamierzała tu dzisiaj przegrać.
Dla mnie jednak bezpieczniejszą opcją jest kawa, wiesz? Jestem przekonana, że na runmageddonie miałabym prawdziwy armagedon — zaśmiała się. Lubiła sport, ale nie zawsze miała na niego czas, więc wcale nie była pewna, czy podołałaby temu wyzwaniu. Ale bez ryzyka nie ma zabawy, prawda? Lubiła wyzwania, a że z charakteru była raczej zawzięta, to zwykle szło jej całkiem nieźle. Miała nadzieję, że podobnie będzie i tym razem. W razie czego.
Spojrzała na ich dłonie, złączone rzeczywiście odrobinę za długo, ale nic nie powiedziała. Po prostu solidnie przypieczętowali zakład! Gorzej, że później ciężko będzie się z tego wycofać, ale chyba oboje byli zbyt uparci, żeby w ogóle coś takiego rozważać. Trafiła kosa na kamień. Wbiła wzrok w chłopaka, gdy przyszła jego kolej i aż zacisnęła w napięciu drobne piąstki. No i poszło mu dobrze, aż za dobrze, co lekko ją zestresowało — dobra, to nie były mistrzostwa świata, ale zależało jej na wygranej niezależnie od okoliczności. Przygryzła lekko wargę i zerknęła na mijającego ją Granta. Dobra, zbił ją z tropu, bo liczyła, że jednak pójdzie mu gorzej.
Mała? Mam na to dobrą ripostę, ale nie będę już taka, wystarczy, że zaraz będziesz rozpaczał po przegranej — uśmiechnęła się, unosząc lekko brwi i podeszła do stanowiska z kulami. Wybrała tę, która wydawała jej się odpowiednia, chociaż była naprawdę ciężka i lekko przeważyła w pierwszej chwili jej rękę. Nie zdecydowała się jednak na zmianę i po prostu pchnęła kulę po torze, uznając, że im więcej będzie kombinować, tym gorzej na tym wyjdzie. Wstrzymała oddech, patrząc w napięciu, jak kula toczy się i… Nagle zmienia kierunek, by zboczyć z środka toru i ledwie musnąć jeden z kręgli, który przewrócił się i zahaczył o inny. Dwa! Dwa zbite kręgle nie dawały jej wygranej w żadnej konfiguracji. Odwróciła się do swoich towarzyszy i westchnęła.
No cóż, dałam ci fory — uznała, rozkładając bezradnie ręce. Podeszła do stolika i sięgnęła po telefon. Żadnej wiadomości od Kaza. To zmartwiło ją bardziej niż przegrana, ale zacisnęła jedynie usta w wąską kreskę i wsunęła smartfona do kieszeni spodni.

Grant Grover
ambitny krab
scarlett
opiekun dla zwierząt | barista — schronisko dla zwierząt | sparrow coffee
22 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
And if I only could make a deal with God,
And get him to swap our places,
Be running up that road,
Be running up that hill,
Be running up that building
Nie wiedząc czemu Grant zakładał, że Flo odnajdzie się w tym runmagedonie. Pewnie to przez jej zdeterminowanie, kiedy okazało się że nie traktują gry w kręgle tylko jako zabawy, ale jako rywalizację. Wbrew pozorom do udziału w tym wydarzeniu nie trzeba było mieć wielkich predyspozycji czy przygotowania. Jeżeli ktoś chciał ustalić dobry czas, to oczywiście że tak. Jednak jeżeli ktoś startował jedynie dla siebie, by przejść wszystkie etapy, to wystarczyło trochę zaangażowania i silnej woli. Grover dostrzegał w rudowłosej tą zawziętość, która w jego mniemaniu umożliwiałaby jej ukończenie tego ekstremalnego biegu z przeszkodami.
- Nie przesadzaj. Jestem przekonany, że dałabyś sobie radę. I pomyśl sobie, że to takie dwa w jednym. Niby wysiłek fizyczny, ale jednocześnie zabieg kosmetyczny z błotka - zażartował sobie, a szeroki i przebiegły uśmiech nie opuszczał jego twarzy. To wyobrażenie Flo upaplanej w tej brudnej mazi niesamowicie go bawiło, a gdy wychodziło na to, że miało szansę zrealizować się, to cieszyło go to jeszcze bardziej.
- No chciałbym ją usłyszeć - odpowiedział, odprowadzając dziewczynę wzrokiem do stanowiska. Zmarszczył brwi, obserwując jej kolejne ruchy. Nie rozumiał trochę wyboru tej stanowczo za ciężkiej kuli. Rzut nią mógłby być o wiele bardziej precyzyjny, ale tylko w przypadku kiedy zostałby prawidłowo wykonany. Bardzo ryzykowane podejście, ale może taką miała właśnie taktykę? Wszystko albo nic. Z zaciekawieniem obserwował jej kolejne poczynania, a potem tocznie się kuli po torze, a gdy ta strąciła tylko dwa kręgle, to widocznie walczył z uśmiechem, który chciał wcisnąć mu się na buzię. - Fory? O nie, nie. Nie wytłumaczysz się tak - powiedział, kierując się po kulę, chociaż jego wygrana była już tylko formalnością. Musiałby zbić tylko jednego, by nie dobić do stu punktów i dalej grać. Nie przyłożył się nawet za bardzo do tego rzutu. Strącił tylko sześć pionów, co normalnie uznałby za porażkę, ale i tak przekroczył tą magiczną barierę i oficjalnie wygrał. - Gramy jeszcze jedną… czy jednak nie? - zapytał, podchodząc do dziewczyny, która zdążyła już chyba myślami oderwać się od zabawy i skoncentrować się na swoich sprawach.
To przynajmniej skłoniło Granta, żeby przypomniał sobie o swoich „problemach”, które w postaci bardzo rzeczywistej zajmowały miejsce na kanapie i dalej nie odrywały wzroku od swojego smartfona. Chyba ją też wypadałoby zapytać? Chociaż pewnie bezpieczniej byłoby się wcale nie odzywać, skoro Carrie była mocno zauważalnie nieprzystępna tego wieczoru. Grover zrobił te dwa kroki w jej stronę, zatrzymując się nad nią, nawet nie siadając obok - bo to jeszcze mogłoby się jej nie spodobać - i spoglądając w dół. - Grasz z nami? Bo jak nie to poproszę, żeby usunęli cię z listy graczy, żebyś nam nie przeszkadzała - powiedział, brzmiąc już trochę szorstko, bo jednak jasno pokazał, że poza zatruwaniem atmosfery Carrie nie wprowadzała nic ciekawego do ich spotkania. Tymi słowami prawdopodobnie nadepnął jej na odcisk, bo spojrzenie dziewczyny wystrzeliło w górę, pełne złości i rozdrażnienia. - W pierwszej kolejności wcale nie chciałam tu przychodzić - oburzyła się, jednocześnie podnosząc się z miejsca i stając naprzeciwko swojego chłopaka. Jakby w ten sposób próbowała podkreślić, że ten pomysł od początku w ogóle nie podobał się jej, więc teraz Grant nie mógł mieć pretensji o jej nieodpowiednie zachowanie. - Pytałem, czy wolisz zostać w mieszkaniu, obejrzeć jakiś film i… - zaczął mówić zgodnie z prawdą, odbijając w ten sposób piłeczkę. Przecież nie wyciągał jej siłą ani nie namawiał do wyjścia z jego znajomymi, więc zupełnie nie rozumiał czemu… - Ale ja nie chciałam siedzieć z tobą w mieszkaniu, nie rozumiesz?! - powiedziała już słyszalnie za głośno, nadmiernie emocjonując się wypowiadanymi przez siebie słowami. Granta momentalnie ścięło, bo łatwo dało się wywnioskować, że sednem problemu miał być on i spędzanie czasu z nim. Więc chyba nie rozumiał, bo skoro byli parą to przebywanie razem wydawało się koniecznością. Widocznie zdezorientowany i jednak lekko zaniepokojony wpatrywał się w jej buzię, chcąc wyrzucić z siebie dlaczego?, lecz zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że wolałby nie słyszeć odpowiedzi na to pytanie. - Wracam do domu… - mruknęła jeszcze pod nosem, zabrała swoją torbę po czym tak po prostu odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę szatni, zostawiając go samego z tamtymi słowami. No, może nie tak do końca samego.
Grant stał tak sztywno wyprostowany z zaciśniętymi pięściami, kompletnie nie rozumiejąc tego co właśnie się wydarzyło. Czasem nie nadawali z Carrie na tych samych falach, jednak ostatnio było tylko coraz gorzej. Odprowadził jeszcze swoją dziewczynę wzrokiem, rozważając ewentualne ruszenie w jej kierunku żeby porozmawiać, jednak to ona nie chciała w ogóle go oglądać, więc postanowił odpuścić. Głośno wypuścił powietrze z płuc i w geście rezygnacji opuścił głowę. Szybko jednak ogarnął się i odwrócił do tyłu, napotykając spojrzeniem swoją koleżankę z pracy. Uśmiechnął się do niej niepewnie i przepraszająco za ten cały „cyrk”. - To co robimy? - zapytał już o wiele mniej entuzjastycznie niż wcześniej.

Florence Langley
ambitny krab
wkurwix#7366
studentka | kelnerka — JCU | Sparrow Coffee
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
But then I heard you call my name
And it sounded like the sweetest song
Zawziętość na pewno była cechą, która pozwalała Florence odnajdywać się w wielu wymagających sytuacjach. Z wyzwaniem rzuconym przez Granta na pewno też dałaby sobie radę, ale na razie brzmiało to jednak lekko przerażająco. Przegrała i zamierzała się wywiązać — o ile Kaz nie strzeli focha, gdy powie, że jedzie z nimi — ale jej entuzjazm w tej kwestii był raczej umiarkowany. Gdyby wiedziała, że Grover ma takie szalone pomysły, pewnie wolałaby pozostać przy zakładzie o kolejne piwo. No ale nie przewidziała, że przegra, bo do pewnego momentu szło jej naprawdę dobrze.
Zabiegi kosmetyczne są fajne i potrafią mocno zrelaksować, ale na te z błota nigdy się nie zdecydowałam — skrzywiła się lekko. — Ale kąpiel w czekoladzie była… pyszna, polecam.
Florence nie należała do kobiet, które regularnie spędzają u kosmetyczek długie godziny. Nigdy jej to nie bawiło, raz na jakiś czas spoko, ale częściej? Niekoniecznie. Jedyne, na co chodziła regularnie, to paznokcie, a o cerę i ciało na szczęście dawała radę sama zadbać. I to chyba z całkiem niezłym skutkiem, czasem miała wrażenie, że z lepszym niż jej koleżanki, które częściej widywały kosmetyczkę niż własnych rodziców i wiecznie miały problemy z cerą.
Hej, ja wiem lepiej czy dałam ci fory, czy nie — przewróciła oczami. — Możemy zagrać jeszcze raz, zobaczysz, że to przed chwilą to był tylko wypadek przy pracy!
Nie miała żadnych innych planów, a i tak jeszcze czekali na Kaza, chociaż zaczynała już wątpić, czy chłopak się pojawi. Nie lubiła, kiedy tak robił — wolałaby, żeby powiedział wprost, że nie da rady przyjść i żeby Florence wytłumaczyła go przed przyjaciółmi. A teraz? Martwiła się, bo poza lakoniczną wiadomością nie miała z nim żadnego kontaktu i nie sądziła, że zastanie go po powrocie do domu. Nie umiała sprecyzować dlaczego, ale z dnia na dzień ich relacja stawała się coraz trudniejsza. Nawet nie wiedziała, w którym momencie wszystko się spieprzyło.
Ale nie tylko ona miała problemy w związku. Zerknęła na podchodzącego do Carrie Granta i nie chcąc im przeszkadzać, znów sięgnęła po telefon, dopijając jednocześnie swoje piwo. Naprawdę nie chciała się wtrącać, jednak nagle ich rozmowa stała się na tyle głośna, że zwróciła uwagę nie tylko Florence, ale też dzieciaków z toru obok. Słowa wypowiedziane przez dziewczynę wybrzmiały w uszach Langley głośno i wyraźnie. W pierwszej chwili poczuła się zakłopotana, a później… Później zrobiło jej się okropnie żal Granta. Nie miała pojęcia, jak wyglądało ich życie, być może miał swoje za uszami, ale na tyle, na ile go znała, trudno było jej uwierzyć, że zasługiwał na takie traktowanie. Poza tym, co innego pokłócić się w domu, a co innego publicznie. Nie było to miłe, może w pewnym sensie nawet upokarzające — a przynajmniej ona w takiej sytuacji poczułaby się upokorzona. Miłość to skomplikowana sprawa, coś o tym wiedziała.
Odprowadziła Carrie wzrokiem, zerkając na Granta, bo spodziewała się, że za nią podąży i nie zamierzała mieć o to pretensji. Chłopak podjął jednak inną decyzję, która w sumie ją zaskoczyła, ale nie planowała go w żaden sposób umoralniać. Spojrzała na niego niepewnie, starając się nie oblewać go teraz współczuciem. W jej oczach mógł jednak dostrzec pełne zrozumienie. Zastanowiła się przez chwilę nad jego pytaniem, po czym sięgnęła po swoją ciemnozieloną kurtkę.
Wiesz co, olać te kręgle. Zgaduję, że Kaz i tak już nie przyjdzie. Masz ochotę na spacer? — zaproponowała, uznając, że dalsza gra nie ma sensu.

Grant Grover
ambitny krab
scarlett
opiekun dla zwierząt | barista — schronisko dla zwierząt | sparrow coffee
22 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
And if I only could make a deal with God,
And get him to swap our places,
Be running up that road,
Be running up that hill,
Be running up that building
Chociaż zachowanie Carrie było mocno nieprzyjemne, a kontekst wypowiadanych prze nią słów go zaskoczył, to Grant postanowił dać jej przestrzeń. Znali się już na tyle, by w pewnym stopniu rozumieć swoje zachowania i chłopak zdawał sobie sprawę, że naciskanie teraz na swoją dziewczynę nie przyniesie pozytywnych skutków. Jeżeli w pewnym sensie miała ona przesyt czasu spędzanego z Groverem, to namawianie do rozmowy i rozwiązanie tego problemu teraz mogło jedynie pogorszyć sprawę. Nie czuł się z tym wcale dobrze. Nie wyglądało jakby machnął na nią ręką i miał ją zupełnie gdzieś. Zwyczajnie wiedział, że najlepsze co mógł teraz zrobić, to zejść jej z oczu i dać jej przestrzeń. Z drugiej strony było mu bardzo głupio za tą całą akcję i przedstawienie, którego świadkiem byli obcy ludzie i Flo. Takie sceny w miejscu publicznym zawsze były mocno krępujące. Jeszcze gdyby tylko otaczali go nieznajomi to jedno, ale domyślał się że rudowłosa też dobrze wszystko słyszała i pewnie swoje sobie pomyślała. Jednak chyba wolał nie pytać, bo zakładał jakąś solidarność jajników czy coś takiego, więc wolał od kolejnej osoby nie usłyszeć czegoś przykrego, tylko spróbować przejść nad tamtymi wydarzeniami i pójść do przodu. Przynajmniej w teorii i w tym momencie, bo było wielce prawdopodobne, iż po powrocie do domu wyrzuty sumienia sprawią, że zacznie dobijać się do Carrie.
- Nadal ci nic nie napisał? - zapytał ze zdziwieniem, nie rozumiejąc zachowania kumpla. Była opcja, że naprawdę mu coś wypadło, jednak napisanie wiadomości trwało moment, więc o wiele bardziej prawdopodobne było, że Kaz specjalnie nie pojawił się i nie kontaktował ze swoją dziewczyną. Ani nawet z nim. Grant sięgnął po komórkę, którą miał w kieszeni, by upewnić się czy nie napisał może do niego. Cisza. Zerknął też w wiadomości od Carrie, ale tam także nie pojawiło się nic nowego. Grant wiedział, że po takim wyjściu raczej nie wróciłaby z powrotem, ale może po drodze zmieniłaby zdanie i napisała chociaż jakiegoś krótkiego sms-a. Jednak jego też nie otrzymał. - Więc… mówisz spacer? W sumie to bardzo chętnie. Przyda mi się świeże powietrze. Możemy odprowadzić cię do domu… jakąś okrężną drogą? - zaproponował na koniec, zdobywając się na resztki słabego uśmiechu. Jakby w ten sposób próbował pokazać, że Flo nie musi obawiać się jego smucenia i smęcenia przez całą drogę, a przynajmniej nie takiego na głos. Złapał jeszcze za swoje piwo, by dokończyć je jednym duszkiem. W końcu szkoda byłoby zostawiać je na zmarnowanie. - Chodź. Spadamy stąd. Najwyżej rozgromisz mnie następnym razem - powiedział, powracając do żartobliwego tonu i unosząc jedną brew do góry, jakby jego słowa nie zabrzmiały wystarczająco dwuznacznie. Po czym kiwnął głową w stronę szatni. Tam musiał zmienić tylko obuwie i zabrać swoją kurtkę, a dalej mogli już kierować się gdziekolwiek Florence miałaby ochotę ich zaprowadzić.

[ 2 x zt ] Florence Langley
ambitny krab
wkurwix#7366
ODPOWIEDZ