-A Ty co się tak tej randki złapałaś, co?-zapytała z lekkim rozbawieniem. -Do pięćdziesiątki jeszcze mamy mnóstwo czasu!-przewróciła oczami. W końcu to Olive stwierdziła, że wcześniej to nawet nie zamierza myśleć o tym, aby się związać z przyjaciółką tylko po to, aby nie zostać samej na starość. Angie rzuciła to raczej jako żart, a Halsworthówna wzięła to dość poważnie, ale też dość ostrożnie. Chciała dać sobie jednak niecałe dwie dekady, aby móc zrobić cokolwiek, byle tylko do tego nie doszło. Super, no naprawdę zajebiście. Każda kobieta chciała coś takiego usłyszeć od swojej przyjaciółki. Również kobiety hetero, którą Angie była. A przynajmniej za taką się uważała!
-Nie żebym miała coś do Twoich obrazków, ale co ja robię z nimi wszystkimi?-zapytała, dzielnie krocząc ścieżką po środku dżungli, przed przyjaciółką. Ona zaproponowała ten spacer, to ona powinna prowadzić i przecierać szlaki. No i nieco mniej się chyba bała wszelakich stworów, bo jednak pół swojego życia (albo nawet więcej, nie była wcale dobra w matematykę) spędziła w Tingaree i dobrze się tam bawiła. W końcu wierzyła w to, w co jej przodkowie, wierzyła że to ma sens, jest odpowiednim podejściem do życia. Dopiero później w jej życiu pojawili się ludzie, którzy próbowali ją przekonać, że to przestarzałe i zacofane i w ogóle, tylko ich prawda jest prawdziwa i właściwa.
-Oczywiście, że jesteś wyjątkowa i zajmujesz wyjątkowe miejsce w moim sercu!-zaśmiała się. No wiadomo, że Olive i Angie były psiapsi już na całe życie, wątpliwe było, aby cokolwiek im to popsuło. Besties for Life! Może jedynie gdyby ten sam typ sypiał z nimi dwiema, to by mogło poróżnić blondynki. Ale to byłaby wina typa, nie ich!
No dobrze, może i na Halloween przygody Olive miały miejsce w lesie, ale w zupełnie innym lesie, po ciemku (chyba) i w ogóle wszystko było inne! A teraz były po prostu na wycieczce i nic złego nie miało prawa się wydarzyć, okej? Nie z Angie!
Olive Halsworth