lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Dzień jak co dzień – większość czasu spędziła w stadninie, zajmując się swoimi podopiecznymi. Po godzinie dziesiątej, kiedy większość wierzchowców otrzymała tabletki, zastrzyki i smarowidła, mogła zająć się drugą częścią swojej pracy: szkoleniem jeźdźców. Jako instruktorka zajmowała się głównie małymi dziećmi i ich rodzicami. Uczyła ich podstaw, jakimi była kompleksowa obsługa konia, siedzenie w siodle czy schodzenie ze zwierzęcia, aby go nie spłoszyć i samemu nie zrobić sobie krzywdy.
Dzisiaj skończyła wcześniej – aby móc wyszykować się do baru, gdzie umówiła się ze swoimi znajomymi ze studiów. Mieli przecież małą tradycję, która polegała na tym, by raz w miesiącu spotykać się w większym gronie i opowiadać o tym, co takiego w ich życiu uległo zmianie.
Susan była już szczęśliwą mężatką, a Todd rozpoczął przygodę w rezerwacie koali. Sarah kupiła mieszkanie, a Tom – jak to Tom – wciąż podrywał młodsze studentki, samemu będąc wykładowcą na uczelni.
Max nie wiedziała, czy było coś, czym mogła się pochwalić. Owszem, miała stabilną pracę, miała chłopka, który raczej nie myślał o ożenku, a na pewno nie z nią, nie kupiła mieszkania, ani nie była w ciąży.
Na całe szczęście, lub też i nie, nie musiała dzisiaj intensywnie myśleć o tym, co powinna powiedzieć.
Pierwsze dwadzieścia minut przesiedziała, spoglądając na telefon i czekając na jakikolwiek znak od swoich przyjaciół. Cisza była nieznośna. Kolejne dwadzieścia minut postanowiła wypić jedno piwo, przerywając jedynie po to, by wykonać telefon i przekonać się, że dzisiaj nie będzie żadnego spotkania. Każdy z towarzystwa miał odpowiednią wymówkę, dla której dzisiaj nie stawił się w barze. Pech chciał, że najwyraźniej zapomnieli wspomnieć o tym Hammond.
Odrzucając telefon na bok, Max zgrzytnęła swoimi zębami i ukryła twarz pod stertą ciemnych pukli. Podrapała się po głowie i rozejrzała dookoła, dostrzegając samotną ofiarę przy stoliku obok schodów.
Zamówiła kolejkę, którą były dwie butelki ciemnego, schłodzonego piwa i podeszła do Viggo.
- Można? – zapytała, rozsiadając się naprzeciwko. Następnie podała mu trunek.
- Przychodzisz sam się alkoholizować, czy może Ciebie też wystawiono? – zapytała, posyłając mu uśmiech.

viggo kidman
sumienny żółwik
13#9694
35 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Babe, there's something wretched about this, something so precious about this. Oh what a sin.
#6

Owszem, to był dzień jak co dzień. Spędził go w pracy, trochę na wypełnianiu papierów i czytaniu teczek ze sprawami, które dostał, trochę na biagniu po mieście na przepytywanki świadków ostatniego incydentu. Zakończyło się jednak małym sukcesem, bo udało mu się ująć głównego podejrzanego napaści z bronią w ręku - konkretnej była to kradzież portfela pod groźbą zadźgania niewinnego, lekko pijanego studenta. Wszystkie dowody wskazywały, że typ był sprawcą, więc Viggo nie miał wątpliwości, że nazajutrz będzie mógł zamknąć sprawę. Przez to wszystko zagapił się i znów wyszedł z roboty później, więc popędził do domu, nakarmił psa i wyprowadził go na długi spacer po plaży... A potem co miał robić?
Jak co wieczór wybrał się więc do swojego ulubionego, pobliskiego baru. Przychodził tu prawie codziennie i rzadko kiedy się z kimś umawiał. Ot, pretekst do poznania nowych ludzi albo pogadania sobie z barmanem, który już od razu mu polewał "to, co zawsze", kiedy Viggo tylko przestąpił próg.
Tym razem bar był oblegany, więc wziął swoje whisky i usadowił się przy małym stoliku dla dwóch osób. Wyciągnął notes i po prostu zagłębił się we własnych notatkach, obmyślając jutrzejszy dzień. Był pracoholikiem? Może. Sam sobie tłumaczył to w ten sposób, że chciał pomagać ludziom. Może nie były to jakieś fajerwerki i mrożące krew w żyłach tropienie seryjnych morderców, ale nadal sprawiało mu to satysfakcję.
Podniósł głowę, słysząc nieznajomy głos i uniósł lekko brwi, widząc dwie butelki piwa w rękach nieznajomej. Ktoś tu chyba miał podobną strategię, co on - kup komuś piwo i zagadaj. Zawsze działa.
Jasne, alkoholu ani nowych znajomości nigdy nie odmawiam. - uśmiechnął się i zamknął notes, odsuwając go na bok. - Zwykle przychodzę sam, tak jak i dzisiaj. Kto ciebie wystawił w takim razie? - zagadnął, biorąc piwo do ręki i stuknął butelką o tę, trzymaną przez brunetkę, po czym upił nieco piwa.
Gdzież moje maniery, nazywam się Viggo, a ty...? - wyciągnął do niej zaraz dłoń.

Maxine Hammond
sumienny żółwik
maximoff
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Hammond posłała mu krótki uśmiech, jednocześnie unosząc swoje brwi. Nie spodziewała się, że w barze pojawiali się ludzie, którzy zasiadali samotnie gdzieś w najbardziej zaciemnionym kącie; że brali w dłonie długopis, notes i tworzyli swój świat, pełen zapisków poprzetykanych drobnymi kleksami. Zastanawiała się co takiego pisał. Czy notował własne myśli? A może był kimś pokroju Rowling, na której to książkach wychowała się połowa dzieci z jej rocznika?
Na własne nieszczęście, dziewczyna odwróciła wzrok od małego zeszyciku i utkwiła w twarzy mężczyzny spojrzenie, tym samym odrzucając rozkosz poznania jego słodkiej tajemnicy. Uniosła kufel z piwem do ust i napiła się, a następnie starła wierzchem rękawa resztki białej, buzującej piany.
- Jestem Max. - odparła i skinęła swoją głową, poprawiając kitkę na czubku własnej głowy. Rzadko kiedy pozwalała sobie na nazywanie się pełnym imieniem, uznając je za zbyt kobiece, niż w rzeczywistości by chciała. Ojciec zawsze traktował ją jak chłopczycę. Przez przeszło dwadzieścia osiem lat zdążyła przywyknąć tak bardzo, że nie sposób było już tego odkręcić.
- I byłam umówiona z ekipą z czasów studiów. – dodała zaraz, nie zamierzając być przecież niewychowaną. Viggo przedstawiał nienaganne maniery, dlaczego więc i ona nie mogła mu się odpłacić tym samym?
- Raz w miesiącu umawiamy się w knajpce, aby powymieniać się doświadczeniami. Na studiach co weekend spotykaliśmy się w Moonlight Bar. Niestety, ale nasza tradycja powoli umiera. – mało kto z nich nie miał już żadnych zobowiązań, a teraz Maxine wydawało się, że została sama jak palec na tym placu boju.
- Ale może najwyższa pora wybierać się samej? – zawsze to możliwość poznania ciekawych ludzi i tym samym tworzyć nowe relacje.
- Czy jesteś pisarzem, Viggo? – zapytała, nim jeszcze raz zanurzyła usta w piwie.

viggo kidman
sumienny żółwik
13#9694
35 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Babe, there's something wretched about this, something so precious about this. Oh what a sin.
Viggo był jedną z tych niewielu osób, które przychodziły do baru po prostu spędzać czas. Szklaneczka dobrej whisky, czasem piwo, czasem jakiś dobry koktail... I książka albo notes. Gdyby tylko umiał pisać, to pewnie pisałby kryminały, w końcu miał dużo inspiracji z pracy. Zamiast tego jednak, jak to prawdziwy pracoholik zbyt wciągnięty w swoją pracę - rozpracowywał niektóre sprawy po godzinach.
Skinął głową, zapamiętując jej imię. Nie był zbyt dobry w tym i często po pięciu minutach rozmowy już nie pamiętał jak nazywa się osoba, z którą rozmawiał... Ale Max przynajmniej miała krótkie i proste imię, da radę.
Brzmi fajnie, może oprócz tego, że wasza mała tradycja powoli umiera. - uśmiechnął się. - Ale cóż, życie toczy się dalej i takie rzeczy czasem nie przetrwają próby czasu. Oczywiście życzę ci, żeby to mimo wszystko dało radę. - dodał, po czym napił się piwa. Odstawił też swoją pustą już szklankę po whisky na róg stolika, żeby obsługa mogła ją zabrać bez sięgania między nich. Tyle czasu tu spędzał, że nauczył się już ułatwiać im życie, ba, czasem nawet pomagał im zamykać i przecierał stoliki.
Przychodzenie tu samemu nie jest złe. Jestem tu prawie codziennie i często poznaję różnych ludzi. Jednych już więcej nie zobaczę, a z innymi utrzymuję stały kontakt i prawie zawsze jest się do kogoś przysiąść. - wzruszył ramionami, zerkając na dziewczynę. Po co było się uzależniać od innych? Jasne, miło wyjść z kimś znajomym, ale on się do tego nigdy nie ograniczał.
Zaśmiał się, kiedy spróbowała zgadnąć czym się zajmuje.
Chciałbym. Ale nie, nie jestem. Zgaduj dalej, potem ja spróbuję. - zaproponował. Ona przynajmniej miała ten notes jako punkt zaczepienia, on miał całe nic... Nie no, był detektywem, cośtam w niej wypatrzy przecież.

Maxine Hammond
sumienny żółwik
maximoff
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Rzeczywiście – Hammond nie spotkała na swojej drodze nikogo, kto chciałby przychodzić do baru samemu i co więcej, robił notatki na przyniesionym przez siebie notesie. Tym bardziej jego zachowanie ciekawiło ją i nie sposób było stwierdzić, że jest inaczej.
Uniosła kąciki ust, a potem pochyliła swoją głowę. Najwyraźniej pech lubił dreptać jej po piętach, a to, co na pierwszy rzut oka zdawało się być czarne, nosiło różne odcienie barw, daleko jednak było im do tego ponurego koloru.
- Kurczę – wypaliła, a potem zmarszczyła brwi, kiedy wspomniał coś o znajomych. Uniosła na niego swój wzrok. Czy to znaczyło od razu o tym, że ich znajomość dogasała, przypominając płomienie w ognisku? Prócz tego, że dziś się nie spotkali, zazwyczaj utrzymywali ze sobą kontakt. A Max nauczyła się, że im więcej osób, tym trudniej dobrać odpowiednią datę i godzinę, aby pasowała każdemu.
- Nie sądzę. Czasem może coś wypaść. – zauważyła wreszcie i wzruszyła ramionami. Jedynym problemem było to, że nikt nie raczył jej poinformować. Miała nadzieję, że nie stało się nic poważnego i żadne z nich nie ucierpiało w wypadku, kiedy jechali do baru.
- Zdarza się. A gdyby nie ta sytuacja, to pewnie nie odważyłabym się do Ciebie podejść. A sam zauważyłeś, że przychodzenie tutaj nie jest złe, chociaż Maverick zaraz mówiłby, że popadnę w alkoholizm. – prychnęła z rozbawieniem na myśl o przytykach własnego brata. Co było zabawniejsze, Mav nie wylewał za kołnierz i sam był częściej gościem w takich miejscach, niż ona.
- W porządku. – odchyliła się do tyłu i oparła plecami o oparcie krzesełka.
- Jesteś z działu HR jakiegoś wielkiego korpo i szukasz ludzi, których można tu zatrudnić. Albo jesteś z księgowości? – zaczęła celować w niego palcem, próbując rozszyfrować to, czym się trudnił.

viggo kidman
sumienny żółwik
13#9694
35 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Babe, there's something wretched about this, something so precious about this. Oh what a sin.
Wyglądało na to, że był wyjątkowy. Czasem obserwował podobnych sobie - ludzi, którzy przychodzili do baru czytać książkę, niektórzy szkicowali innych, a jeszcze kolejni, jak on, robili jakieś tylko sobie znane notatki. Jednak to się zdarzało raczej rzadko i jeśli Max zwykła wychodzić na miasto z przyjaciółmi, to nic dziwnego, że był pierwszą osobą tego typu, jaką poznała. Jak się siedzi samemu, to się obserwuje innych. Jak się siedzi z innymi, to się człowiek skupia na swojej grupie i było to całkowicie normalne.
Nie mówię, że tak musi być koniecznie z twoją grupą. - uśmiechnął się łagodnie. Tak już miał, że bywał raczej pesymistą, a wiele jego relacji umarło śmiercią mniej lub bardziej naturalną, spowodowaną przez brak kontaktu. W szczególności tak się stało z jego byłą, co nadal przeżywał, więc ciężko było nie być pesymistą w tym obszarze. - A, tam alkoholizm. Nie twoja wina, że cię wystawili. Chociaż mnie ten Maverick mógłby śmiało nazwać alkoholikiem. - zażartował, chociaż nie sposób było ukryć, że zaciekawiła go ta wspomniana postać. - A tak w ogóle kto to? Twój chłopak, znajomy? - zapytał, unosząc brew. Przez myśl przeszło mu jeszcze "brat", ale jakoś jego umysł powędrował najpierw w stronę tych bardziej romantyczych relacji. Cholera, rzeczywiście nadal miał złamane serce i nawet podświadomie zjeżdzał na takie tory.
Obserwował ją uważnie, kiedy sama zgadywała, co by wypatrzeć w niej jakieś wskazówki na temat tego czym się dziewczyna zajmuje.
Oj nie, baaardzo zimno. - roześmiał się. Nie wyobrażał sobie siebie w korpo, aczkolwiek uświadomił sobie, że w swojej błękitnej koszuli mógł przywodzić jej na myśl takie skojarzenia.

Maxine Hammond
sumienny żółwik
maximoff
ODPOWIEDZ