32 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuje sobie ułożyć życie jako scenarzystka, ale coś, a raczej ktoś, jej w tym przeszkadza
  • I.
Lindsay zawsze zastanawiało, skąd brała się cała ta nagła motywacja do odmienienia czegoś w jej życiu. Przeszkadzało jej to strasznie, bo raz, że nie miała czasu, to dwa, po dwóch godzinach i tak zapominała o tym co chciała zrobić. Z pisaniem miała tak samo ━ jeśli wystarczająco szybko nie zapisała sobie tego, co wymyśliła, bo chwili już by o tym nie pamiętała i najpewniej nie uwzględniła tego zapewne wspaniałego pomysłu w scenariuszu. Nie miała wcale złej pamięci, wręcz przeciwnie, ale jej organizm najwidoczniej chciał ją ochronić przed nagłymi przypływami inspiracji i dziwnymi pomysłami. Zazwyczaj to działało, bo skutecznie wybijała sobie z głowy chęć do robienia zmian w apartamencie, ale tym razem jednak było inaczej. Poprzedniego dnia tak bardzo przestał jej się podobać kolor ścian w jej sypialni, że korzystając z tego, że miała kilka godzin później jechać do Cairns, kupiła sporą puszkę farby w innym odcieniu. Dobrała do tego też jakieś pędzle, które polecił jej pracownik sklepu, bo w mieszkaniu takich rzeczy normalnie nie trzymała. Szkoda tylko, że zamiast najpierw pomyśleć i rozważyć to, czy da radę sama przemalować cały pokój, który też specjalnie mały nie był, po prostu pojechała na zakupy. Dopiero gdy jakimś cudem udało jej się to wszystko wnieść na odpowiednie piętro, zdała sobie sprawę, że zupełnie się na tym nie zna. Jasne, jako dzieciak sporo malowała, ale były to obrazki wielkością nieprzekraczające jej szkolnego zeszytu, już nie wspominając o tym, że wyglądały okropnie. Na tym jednak kończyło się jej doświadczenie w posługiwaniu się farbą i pędzlami. Dlatego też musiała poprosić kogoś o pomoc, bo wiedziała doskonale, że sama sobie z tym nie poradzi. Co prawda, pewnie była dała radę, ale zajęłoby jej to o wiele za dużo czasu i jeszcze by pewnie było brzydko zrobione.
Jej lista kontaktów była długa, czasem miała wrażenie, że aż za. Większość tych ludzi jednak pochodziła z Cairns, bo poznała ich w pracy lub też gdzieś na mieście, a z drugą częścią rozmawiała co najwyżej raz na pół roku. Jeszcze by ją uznali za nawiedzoną gdyby napisała do nich późnym wieczorem, że potrzebuje pomocy z przemalowaniem swojej sypialni — na ich miejscu by tak zrobiła. Freddie też odpadał. Ten to by się nawet nie podniósł, żeby odebrać od niej telefon, a co dopiero przyjechać i pomóc. Nie, że się nie lubili, bo tak nie było, ale uwielbiali wkurzać siebie nawzajem, więc na niego w takiej sytuacji liczyć nie mogła. I właśnie w ten sposób ta jakże długa lista zamieniła się w coś, co Lindsay mogła policzyć na palcach jednej ręki. Miała szczęście, że jedną z tych osób, które jej zostały do wyboru, był Miles, który na szczęście się zgodził, bo coś jej mówiło, że ani jej młodszy brat, ani żadna z przyjaciółek by tego samego nie powiedziała. Zawsze mogła też zadzwonić po fachowca, ale Remington wolała robić wszystko po swojemu, nawet remontować mieszkanie.
Dzień malowania rozpoczęła od kawy w największym kubku, jaki tylko udało jej się znaleźć. Potrzebowała dużej ilości energii, żeby przetrwać najbliższe kilka godzin, więc taka ilość przecudownego napoju była wręcz idealna, a woń, która później roznosiła się w całym pomieszczeniu, jeszcze bardziej umilała jej poranek. Jednakże przeciwieństwie do kawy, Remington ani trochę nie lubiła zapachu farby, po prostu nie potrafiła go zdzierżyć. Dlatego też wcześnie otworzyła wszystkie okna w mieszkaniu, chcąc się przygotować na najgorsze. Szybko okazało się to jednak złym pomysłem, bo gdziekolwiek nie stanęła, z każdej strony słyszała jakieś dźwięki. Była przyzwyczajona do hałasu, bo przecież praktycznie codziennie bywała w Cairns, ale jej ludzie mieszkający w apartamentach nad nią bardzo uwielbiali się głośno się między sobą komunikować — dokładnie tak, jak jej sąsiad, który postanowił spędzić poranek na zewnątrz, najpewniej rozmawiając przez telefon. Brzmiało to jednak tak, jakby mówił do siebie, co po kilku minutach zrobiło się wręcz irytujące. Lindsay była zmuszona pozamykać więc okna, bo nie bardzo miała ochotę tego wszystkiego słuchać. Aczkolwiek, udało jej się pozbyć się większości mebli z sypialni. Właściwie to tylko je przesunęła je na środek i przykryła folią i starymi kocami, ale przynajmniej miała w miarę szerokie przejście i dobry dostęp do ścian. Dzięki temu była gotowa na zaplanowane dokładnie dzień wcześniej renowacje.
Obróciła w dłoni drewniany, szeroki pędzel i przekrzywiając głowę, spojrzała się na białą ścianę, którą zamierzała przemalować. Ostatni raz coś takiego robiła jak miała niecałe czternaście lat, bo uznała, że lawendowy ani trochę nie pasuje do jej pokoju. Elianna miała z nią wtedy mocno przerąbane, bo nie dawała jej spokoju przez dobre kilka dni — na to by dziewczyna zmieniła kolor ścian, zgodziła się tylko dlatego, żeby mieć święty spokój. Na tym się jednak nie skończyło, po później chodziła z bratem i matką po sklepie przez ponad trzy godziny, bo nie umiała się zdecydować na odpowiedni kolor. Już nawet pracownicy sklepu nie chcieli jej pomagać — każdy odcień, który proponowali, jej nie odpowiadał, bo przecież nie pasuje do mebli. Dobrze, że nie było tam wtedy z nimi Josepha, bo wtedy pewnie wszystko by poszło inaczej. Do samego malowania zatrudnili profesjonalistę, więc za dużo doświadczenia wtedy nie nabyła, ale i tak udało jej się wtedy podwędzić pędzel i kilka razy przejechać nim po ścianie. Nie pomogła ani trochę, bo powstały z tego tylko jakieś dziwne wzorki, ale liczą się chęci, czyż nie? Teraz jednak musiała załatwić to sama i ten pomysł wcale nie wydawał się tak świetny jak ten kiedyś.
Blaise, cholera, zostaw to, bo sobie sierść pobrudzisz. ━ mruknęła, gdy tylko zobaczyła, jak jej rudy kocur zbliża się do otwartej już puszki farby. Zapomniała zamknąć drzwi do pomieszczenia jak schodziła do środka i najwidoczniej zwierzak zdołał się wślizgnąć do środka gdy nie patrzyła. Odłożyła pędzel na szafkę i szybkim krokiem podeszła do kota z zamiarem wyniesienia go z pokoju. Jednakże Blaise widząc swoją Panią zmierzająca w jego kierunku, z jeszcze większym zainteresowaniem włożyć pyszczek do środka. Na szczęście się udało jej się go podnieść w odpowiednim momencie i jego plany pomalowania swojego nosa na beżowo legły w gruzach. No i właśnie dlatego nie powinna się za to zabierać, nawet kota nie potrafi upilnować.
Z sypialni wywabił ją dopiero dzwonek do drzwi, który był tak głośny, że Lindsay czasem się zastanawiała czy słychać go też w mieszkaniu obok. Wciąż z kotem na rękach udała się w stronę wejścia do apartamentu, tym razem już zamykając wejście do sypialni. Mona by raczej nie poszła w ślady brata, ale z takimi to nigdy nic nie wiadomo. Gdy otworzyła drzwi, jej oczach ukazała się bardzo znajoma twarz, na której widok od razu robiło jej się lepiej.
Cześć ━ przywitała się, opierając się o ścianę w korytarzu. Blaise wyskoczył z jej ramion i pobiegł w głąb apartamentu, najpewniej po to, by dalej pozwiedzać inaczej wyglądającą sypialnię. ━ Mam nadzieję, że założyłeś coś, za czym nie będziesz tęsknić. ━ dodała, uśmiechając się delikatnie w stronę Milesa. Jasne, farbę dało się sprać jeśli się wystarczająco postarało, ale mimo wszystko lepiej było nie brudzić swoich wejściowych ubrań, zwłaszcza z takim partnerem do malowania jak Lindsay.

Miles Vanderberg
powitalny kokos
shade
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
four
Ciepły, lekko wilgotny wiatr wpada przez uchyloną szybę samochodu, mierzwiąc mi włosy i pozostawiając je w jeszcze większym nieładzie niż dotychczas. To jeden z tych leniwych dni, podczas których nie muszę ani odsypiać ani szykować się na nocną zmianę w barze, bo ktoś inny przejął pałeczkę. Nie mam większych planów na zaledwie dwudniowy urlop, choć najchętniej wyjechałbym gdzieś na łono natury, z dala od ludzi i poukładał sobie parę rzeczy w głowie. Takich jak na przykład to, że zacząłem uciekać ze swojego mieszkania. No, może nie uciekać. Bardziej unikać czterech ścian domu, wiedząc, że moja nowa współlokatorka próbuje zbudować sobie przyszłość na nowo oraz nawiązać ze mną jakiś większy kontakt. Nie powiem, by nasz ostatni wieczór nie należał do całkiem udanych — Violet pragnęła wkupić się w moje łaski i zakopać topór wojenny, przyrządzając domową pizzę. A ja jestem niestety beznadziejnym przypadkiem znanego powiedzenia przez żołądek mężczyzny do serca. Przynajmniej nie miałem powodów do irytacji i dodatkowych wyrzutów sumienia ze swojego zachowania, i udało mi się na moment przypomnieć, że przecież nie jest moim wrogiem. O nowej dziewczynie w apartamencie nie miałem okazji jeszcze wspomnieć tylko mojej Lindsay. Początkowo zastanawiałem się, czy w ogóle warto, skoro zaraz i tak zniknie z mojej codzienności i stanie się jedynie wspomnieniem osoby, która kiedyś dzieliła ze mną łazienkę i półkę w lodówce. Jednak nie zamierzam podburzać zaufania w naszym związku na rzecz czegoś tak bezsensownego jak ukrywanie prawdy o współlokatorce. Była to po prostu mała, niefortunna zmiana — zamiast dodatkowej pary jaj, posiadaczka pary cycków. Niezłych cycków, i to są tylko i wyłącznie słowa Scotta, których absolutnie nie podzielam. Dlatego dzisiaj jej powiem, napomknę o tak drobnym szczególe, dodam jak bardzo jest irytującą osobą i jak bardzo nie mogę wysiedzieć w mieszkaniu, kiedy ona tam jest, a moja dziewczyna tylko wzruszy ramionami i zajmiemy się czasem dla siebie.
Z tak idealnie ułożonym planem wjeżdżam do podziemnego garażu w jej bloku i parkuję na wyznaczonym miejscu. Gdyby nie fakt, że od rana załatwiałem swoje sprawy na mieście, mógłbym wyjść ze swojego apartamentowca, przejść parę kroków i wejść do jej klatki piętrowej. Naprawdę, nie mogliśmy narzekać na odległość. Jeślibym chciał, z okna swojego pokoju miałem całkiem dobry widok na jej salon, co często wykorzystywałem, dzwoniąc do niej ze sprośnymi prośbami. Ot tak, for fun.
Niemalże biegnę w kierunku windy, która zasuwa się wraz z jakąś kobietą, w porę udaje mi się zatrzymać drzwi ręką. Uśmiecham się niemalże przepraszająco, naciskam odpowiednie piętro i niecałą minutę później dzwonię dzwonkiem pod numerem 14b. Mogłem kupić kwiatki, ale mój urok osobisty powinien wystarczyć.
Wrota do jej królestwa otwierają się, a ja kolejny raz czuję się niebywałym szczęściarzem.
— Cześć — mówię, chłonąc każdy, niemalże najmniejszy detal jej twarzy z szerokim uśmiechem na ustach. Nie jestem w stanie się powstrzymać, minęło tyle lat, a ja nadal czuję się jak głupi, zakochany nastolatek. Jest idealna — oliwkowa cera, piękne niebieskie oczy okolone wachlarzem ciemnych rzęs, idealne, gęste brwi i ten uśmiech, przeznaczony tylko dla mnie. Chcę wyciągnąć do niej ręce i porwać ją w ramiona, ale nagle coś wyskakuje z jej dłoni i pędzi w przeciwnym kierunku. Ach, Blaise! Największy koci zazdrośnik tej epoki. W poprzednim wcieleniu z pewnością musiał być jakimś arystokratą, bo zbyt łatwo było go obrazić. Wystarczyło nie zwracać na niego uwagi przez pierwsze piętnaście minut znajomości, a już potrafił nasikać komuś do butów. Niestety, tym kimś byłem ja. Nic dziwnego, że zwiał na mój widok. Chociaż może to po prostu męska zazdrość? W końcu żaden z nas nie zamierzał się dzielić Lindsay. Słysząc jej słowa, krzywię się delikatnie i kręcę głową, łapiąc w dwa palce materiał szarego tshirta, który udało mi się na prędko narzucić z rana.
— No cóż, Armani to to nie jest, ale wolałbym nie pobrudzić. Chociaż... — nie potrafię się powstrzymać. Podchodzę bliżej, chwytając ją za szlufki spodni i przyciągam jej biodra do siebie, nosem trącając jej policzek. Od razu lepiej. — Zawsze mogę pracować bez — i zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, zamykam jej usta czułym pocałunkiem, pokazując, jak bardzo się stęskniłem przez miniony tydzień. Muskam jej miękkie, ciepłe wargi, by zaraz przesunąć czubkiem języka po dolnej z nich. Powstrzymuję się od westchnięcia, czerpiąc przyjemność z tej krótkiej chwili jak tylko jestem w stanie. Znając jej sąsiadów, jeszcze minuta i staniemy się obiektem głównych plotek. Nie, żebym miał coś przeciwko — gdybym mógł, stałbym w progu i całował ją do końca dnia, jednak w końcu poprosiła mnie o pomoc, a ja przyjechałem poratować damę w potrzebie jako idealny chłopak, pokazując, że może na mnie liczyć. Udaje mi się od niej oderwać, a mimo to przywieram czołem do jej czoła, nie chcę być dalej niż to konieczne. Chyba że wciąż masz moją koszulę w szafie. W końcu parę rzeczy zostawiłem przypomniałem jej, udając sporą niechęć do zakładania jakichkolwiek ubrań w jej obecności. W końcu byliśmy ze sobą na tyle długo, że zarówno ona zostawiała u mnie swoje kosmetyki i inne ciuchy, jak i ja, najpotrzebniejsze z najpotrzebniejszych. Co prawda, to wciąż nie był kamień milowy w naszej wspólnej przyszłości razem, jednak nie musieliśmy o tym przynajmniej rozmawiać.

Lindsay Remington
przyjazna koala
naleśnik puchaty
32 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuje sobie ułożyć życie jako scenarzystka, ale coś, a raczej ktoś, jej w tym przeszkadza
Od zawsze miała problem z wykonywaniem czynności, które wymagały od niej jakichkolwiek umiejętności manualnych lub też bardziej skomplikowanej wiedzy. Być może to dlatego, że zarówno Joseph, jak i Elianna nie przekazali swoim dzieciom wielu ważnych informacji. Nie mieli przecież kiedy, nigdy nie było ich w domu. Jej matka co prawda nigdzie nie wyjeżdżała, ale uwielbiała wychodzić ze swoimi przyjaciółkami, które ani trochę się od niej nie różniły, więc nie miała dla nich czasu — znalazła go dopiero wtedy, kiedy rozwiodła się z ich ojcem, bo została odcięta od pieniędzy, a oni zostali z nim. Także Lindsay nawet nie była zdziwiona, że brakowało jej paru ważnych umiejętności, skoro tak wyglądało jej dzieciństwo. Starała się, jak mogła, oczywiście, ale najwidoczniej należała do grona tych osób, które do czynności manualnych się ani trochę nie nadawały. Pewnie dlatego też wybrała karierę, która wymagała od niej właściwie tylko skupienia i głowy pełnej pomysłów. W końcu praca scenarzystki opierała się głównie na pisaniu, co akurat sprawiało jej ogromną przyjemność. To by wyjaśniało jej ogromną ilość zajęć pozaszkolnych ściśle związanych z kreatywnością — kółko teatralne, pisarskie, a nawet taniec. To przynajmniej lubiła i umiała czerpać przyjemność z każdej minuty, jaką poświęciła na uczestnictwo w tego typu zajęciach. Nawet nie chciała myśleć o tym, co by było, gdyby poszła w ślady ojca i została kucharzem. Była w stanie spalić nawet najprostsze dania jeśli nie poświęciła im wystarczająco dużo uwagi, a co dopiero bardziej skomplikowane potrawy. Jeszcze by cała kuchnia, lub co gorsza, mieszkanie, poszło z dymem! Mogłaby być jedynie czymś w rodzaju kulinarnego suflera: zamiast scenariusza odpowiadałaby kucharzom przepisy. Każdy zapomniany składnik, przyprawa czy chociażby kolejny krok — dzięki niej czegoś takiego problemów by już nigdy nie mieli. Pamięć do receptur miała akurat bardzo dobrą i często dawała swoim znajomym propozycje odnośnie tego, co mogą ugotować, bo sama nie była w stanie tego zrobić. W dzieciństwie czytała sporo książek kulinarnych, bo Joseph miał je porozstawiane po całym domu, więc z braku lepszych rzeczy do roboty po prostu zabierała je z półek i przeglądała. Rzadko jednak odstawiała je na miejsce i za każdym razem gdy Joseph wracał do domu, denerwował się, bo nie mógł ich nigdzie znaleźć. Nigdy chyba jednak się nie zorientował, że to ona mu je podbierała, albo po prostu nie miał na to czasu. No, ale przynajmniej dzięki temu znała wiele przepis aż do teraz. To wcale nie tak, że nie zawsze szanowała książki i czasem wyrywała kartki, żeby je sobie zatrzymać.
Problem leżał w tym, że nawet kariera kulinarna nie potrafiła malować za nią ścian. Mogły to zrobić jedynie jej ręce, albo profesjonalista, ale tę drugą opcję już dawno wykluczyła. Nie miała więc wyjścia — scenarzystka czy nie, ktoś to załatwić musiał. Dlatego też tak się cieszyła, że jednak Vanderberg się na to zgodził. W końcu dodatkowa para rąk nie mogła zaszkodzić, wręcz na odwrót. Chłopak idealny, naprawdę. Byli razem już dosyć długo, ale i tak za każdym razem gdy się widzieli przypominała sobie jak wielkie szczęście musiała mieć, że na niego trafiła. Zresztą, gdy go poznała, to nawet nie przypuszczała, że niedługo później zostaną parą. W niektórych aspektach różnili się od siebie niemalże drastycznie, ale też jakimś cudem potrafili być jak dwie krople wody, co chyba najbardziej ułatwiło im komunikację.
Owinęła swoje ramiona wokół jego szyi, jakby chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej siebie. Oddała jego pocałunek, chcąc wyrazić w ten sposób swoją tęsknotę. Nie widzieli się w końcu z dobry tydzień, co dla Lindsay było naprawdę długim okresem czasu. Wbrew pozorom jej życie toczyło się w bardzo szybkim tempie, więc niekiedy nawet kilka dni było dla niej jak kilka tygodni. Zwłaszcza gdy nie spotykała się za często ze swoimi przyjaciółkami, a co dopiero z osobą jeszcze bliższą jej sercu. ━ Wiesz, obie opcje są dobre... ━ powiedziała, gdy tylko się od siebie oderwali. Była to oczywiście propozycja nie do odrzucenia, ale nie mogła tak od razu jej zaakceptować, czyż nie? ━ Ale przyznam, że pierwsza brzmi lepiej. ━ ich czoła nadal były złączone, więc mogła bez problemu spojrzeć mu prosto w oczy, co tylko pomogło jej w zachowaniu tej “budującej napięcie” pauzy między swoimi wypowiedziami. To nie tak, że w ogóle to w ten sposób nie działało. ━ O wiele lepiej ━ dodała tonem zbliżonym do szeptu, zaraz po tym uśmiechając się delikatnie.
Mam nadzieję, że jesteś gotowy znowu stać się głównym celem rozmów wśród moich ulubionych sąsiadów. ━ zaczęła po chwili, robiąc powoli krok w tył, tym samym oddalając się od swojego chłopaka o kilkanaście centymetrów. Delikatnie pociągnęła go za koszulkę, by razem z nim wejść do mieszkania. Mimo wszystko nie bardzo chciała wysłuchiwać tego wszystkiego. Mogła być przyzwyczajona po takim długim czasie mieszkania tutaj, ale i tak gdy słyszała gdzieś swoje, lub też po prostu znajome imię, musiała się wsłuchać. Wystarczył krótki spacer po chodniku przed budynkiem, a przypływ nie zawsze prawdziwych informacji potrafił rozsadzić człowiekowi głowę. Starsi mieszkańcy tej części Opal Moonlane, głównie kobiety, uwielbiały wściubiać nos w nieswoje sprawy i później siedzieć w swoich jakże kolosalnych balkonach i wymieniać nowo zdobyte historyjki, praktycznie drąc się do swojej sąsiadki przez ścianę. Były tak głośne, że każdy przechodzień mógł zakryć sobie uszy, znajdując się kilkadziesiąt metrów od ich zarośniętych balkonów, a i tak doskonale je słyszał. Tak naprawdę były o wiele gorsze od takiego sąsiada, który od samego rana rozmawiał za oknem przez telefon — to było tymczasowe, pogawędki osiedlowych plotkar miały miejsce prawie codziennie. Remington nie była w stanie zliczyć, ile razy była już głównym celem tychże rozmów. Przynajmniej raz na miesiąc, jak nie więcej. Może ją kiedyś wpuszczą na takie spotkanie, skoro tak często o niej mówią?
I nie "parę" rzeczy. ━ uniosła dłoń w górę, by nakreślić w powietrzu cudzysłów, jakby chcąc podkreślić to jedno ważne słowo. ━ Tylko tyle, że musiałam na nie zwolnić jedną półkę w szafie. ━ Dokończyła, śmiejąc się. Może i trochę przesadziła, bo wcale nie było ich tak wiele, ale nie lubiła jednak kręcić za dużo w swojej szafie, więc po prostu musiała odstąpić jedną ze swoich cennych półek, żeby nic się ze sobą za bardzo nie mieszało. Nie, żeby jej jakoś specjalnie przeszkadzało przypadkowe zakładanie ubrań Milesa, bo lubiła w nich chodzić, ale przynajmniej ładnie to wyglądało.Chodź. ━ poprowadziła go w głąb mieszkania, z gracją omijając porozrzucane po podłodze zabawki jej kotów. Doskonała pułapka na ewentualnego złodzieja czy innego nieproszonego gościa. Szkoda tylko, że tak szybko traciły nimi zainteresowanie, bo musiała je chować, a to oznaczało mniejsze szanse na schwytanie intruza. Matko, jak absurdalnie to brzmiało.
Otworzyła ostrożnie drzwi do swojej sypialni, nie chcąc, by Blaise znowu przypadkiem wślizgnął się do środka i wpuściła mężczyznę do środka. Pomieszczenie na pierwszy rzut oka wyglądało przerażająco, nawet bardzo, zwłaszcza gdy już na samym początku zwraca się uwagę na dziwacznie ustawione meble. Szczerze mówiąc, nie było nawet widać, że są to meble przez grubą warstwę koców i folię. Smaku dodawał fakt, że te dwa materiały się przeplatały — już na samym łóżku było pełno przeróżnych wzorów na przemian z przezroczystym plastikiem. Jeśli by wystarczająco wysilić wyobraźnię, można by uznać, że cała ta wystawa na środku jest swego rodzaju dziełem sztuki prosto z galerii. Chociaż dla niektórych wyglądałoby to pewnie po prostu jak jeden wielki chaos. Opuszczone lokum czy coś w tym rodzaju. ━ Wygląda tu jak wygląda, ale zrobiłam co mogłam ━ odwróciła się twarzą do Milesa, jednocześnie opierając się o białą, na szczęście jeszcze niepomalowaną ścianę. Wolną dłonią wskazała na stojącą po drugiej stronie pomieszczenia, sporych rozmiarów puszkę farby. ━ A tam jest gwiazda dzisiejszego wieczoru. ━ W jej głosie było słychać ironię. Z daleka przedmiot wyglądał tak niepozornie, że jeszcze chwila, a blondynka pomyślałaby, że faktycznie nie będzie z nim żadnych problemów. Och jakże się jednak myliła. ━ Czy też poranka.

Miles Vanderberg
powitalny kokos
shade
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
To, że Lindsay nie odziedziczyła talentu kulinarnego po swoim ojcu, wiedzieli chyba wszyscy, którzy zdążyli ją poznać. Nie chcę nawet wiedzieć, jak musiała się czuć, stojąc w cieniu tak szanowanego celebryty; z iloma niespełnionymi oczekiwaniami musiała się spotkać. W końcu to jego córka, taki talent z pewnością był dziedziczny! Nikt jednak nie pomyślał o tym, że miała swoje własne zainteresowania i talenty, które pielęgnowała przez lata. Wiedziałem o niej wiele, a przynajmniej tyle, ile skłonna była sama mi o tym opowiedzieć. Słuchając o wszystkich jej kółkach teatralnych czy pisarskich, które ostatecznie przysłużyły się w wyborze jej kariery, zaczynałem żałować, że sam nie miałem tak barwnego dzieciństwa. Rodzice nas kochali, oczywiście. Tego nie można im zarzucić, na dobrą sprawę mieliśmy każdą, nawet najmniejszą zachciankę prędzej czy później. I może Finn czy Yara korzystali z dodatkowych zajęć pozalekcyjnych, chcieli odkrywać samych siebie i swoje zainteresowania. Ja jednak nie czułem takiej presji. Żyłem z dnia na dzień, spełniając obowiązki jako całkiem dobry uczeń, kapitan drużyny footballowej, pierwszy i najstarszy syn, większy brat… A reszta zainteresowań? Miałem tylko muzykę — muzykę, która stała się małą, praktycznie niewiele znaczącą dla życia błahostką, którą zajmowałem się wtedy, kiedy miałem jakikolwiek czas. Z początku pielęgnowałem grę na gitarze, szkoliłem się sam z nutami w dłoni, próbując je rozszyfrować i nie ranić sobie zbytnio opuszków palców jednocześnie. Teraz nie tyle ile brakowało mi czasu, ale chęci. Nie ruszyłem instrumentu od kilkunastu lat, nie odkąd ostatni raz grałem na nim z Finnem.
Pomijając to wszystko, byłem samcem, rosłym chłopem — to było pewne, że mój ojciec przyłoży się bardziej do inwestowania czasu w rzeczy praktyczne takie jak naprawa silnika czy remont mieszkania niżeli transportowanie mnie na dodatkowe zajęcia. W końcu kiedyś miałem założyć swoją własną rodzinę, musiałem dostosować się do bycia dorosłym. A malowanie ścian? Jaka niby była w tym trudność? Co prawda to prawda, ze wzrostem Lindsay nie poradziłaby sobie tak łatwo z sufitem, a ja w końcu od czegoś byłem. Nie przeszkadzało mi, że zadzwoniła do mnie tak rano; właściwie byłem już na to przygotowany wcześniej, kiedy ogłosiła, że planuje zrobić remont.
Tęskniłem za nią, i dopiero w momencie, gdy czuję jej usta na swoich, uświadamiam sobie jak bardzo. Najchętniej przywarłbym ją w tym momencie do ściany i zatracił się w niej bez końca.
— Mhmmm, też mi się tak wydaje — mruczę, przesuwając oddechem po jej policzku, w stronę ucha, kiedy dziewczyna znacząco się odsuwa i pozostawia mnie z nieco rozmarzoną miną. Jęczę głośno w proteście, jakby była to największa kara, bo jednak jest — wolałbym robić znacznie przyjemniejsze rzeczy niż bawienie się w robotnika, jednak zbyt dobrze znałem te wszystkie babcie z naszej dzielnicy. To właśnie na nie uwielbiałem narzekać najbardziej — nie było rzeczy, która by im nie przeszkadzała. Ciężka muzyka? A to młodzież nie może słuchać czegoś przyjemniejszego? Przypalony tost? Gotować nie umie, spalą chałupę! Głośny seks? Bezbożnicy! Kiedyś miałem ochotę urządzić im cały seans ze swojego mieszkania, który nie skończyłby się tak szybko, jednak wiedziałem, że to je tylko rozjuszy. Z takimi babami się nie wygra, Jezus i mohery są po ich stronie.
Daję się pociągnąć w stronę mieszkania, kopniakiem zamykając za sobą drzwi, jednocześnie szczerząc do niej zęby w uśmiechu. Szuflada jest powodem do szczęścia jak i nadchodzących kłopotów jednocześnie. Co prawda ona również zostawiła u mnie swoje rzeczy, ale były rozrzucone po całym mieszkaniu. Własne miejsce na półce to chyba już całkiem poważnie? I tak cieszę się, że nasz związek pomimo upływu czasu wciąż jest owocny i nie mierzymy się z żadnymi większymi przeszkodami, do tej pory udało się nam pokonać je wszystkie, ale cholera — do tej pory nadal nie powiedziałem jej połowy rzeczy o sobie. Na przykład tego, że zabiłem człowieka. I to nie byle jakiego człowieka, bo swojego własnego brata. Na samą myśl o tym mina nieco mi rzednie, a po ciele przechodzi dreszcz, dlatego rozglądam się za jej plecami, jak gdyby w panice, szukając czegokolwiek, by zatrzymać strumień myśli. — Przyznaj, po prostu lubisz wąchać moje rzeczy — żartuję, co nie wychodzi tak lekkim tonem, jakim bym sobie życzył. Odchrząkuję więc tylko i dodaję. — I sypiać w nich też — chociaż o wiele bardziej podoba mi się jej wizja spania nago niż w jednym z moich T-shirtów. Podążając jej śladem, udaje nam się dotrzeć do sypialni, gdzie idę na sam środek, rozglądając się po pomieszczeniu z miną eksperta. Dla dodania efektu podpieram się pod boki i opieram o jedno z prześcieradeł.
— Mogłaś zadzwonić po mnie wcześniej, nie musiałabyś wtedy dźwigać tego wszystkiego sama — może to i męska duma, ale czuję się trochę urażony tym, że poradziła sobie z przesuwaniem mebli samodzielnie. Nie przyszedłem tutaj jednak, by ją osadzać, a pomóc z całą resztą. Zerkam na wskazaną przez nią puszkę i przygotowane szczotki, wszystko oczywiście wciąż w oryginalnych opakowaniach. — Cała sypialnia ma być w jednym kolorze? — pytam dla pewności, zakasując rękawy. Zaraz jednak przypominam sobie, że przecież miałem zmienić górę ubrania, dlatego jednym ruchem ściągam koszulkę w przez głowę i rzucam w jej kierunku. Jak coś, miało to wyjść seksownie i mam nadzieję, że przynajmniej to mi się udało. — Dobra, mała. Daj mi jakąś moją starą koszulę, może być ta czerwona w kratę i zabieram się do roboty — i jak mówię, tak robię. Zaczynam się krzątać po pokoju, sprawdzając, czy na pewno wszystko dobrze jest przykryte, odkrywam wieczka puszek, przepłukuje pędzle, a kiedy wszystko wygląda na przygotowane do pracy, odwracam się do niej z jawnym przerażeniem na twarzy. — Gazety, Lindsay! Zapomnieliśmy o czapkach na pirata, bez nich się nie ruszam! — mówię całkowicie poważnie, tylko wtedy będę całkowicie gotowy.

Lindsay Remington
przyjazna koala
naleśnik puchaty
32 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuje sobie ułożyć życie jako scenarzystka, ale coś, a raczej ktoś, jej w tym przeszkadza
Ten remont, który tak właściwie polegał jedynie na przemalowaniu ścian, Lindsay planowała od bardzo dawna. No i oczywiście nie tylko jeden raz — przynajmniej raz w tygodniu informowała swoich znajomych o tym, że zamierza się za to zabrać, ale nigdy faktycznie tak nie robiła. Zapominała o swoich planach po jednym czy dwóch dniach i przypominała sobie, że chciała coś zrobić tydzień później. Swego rodzaju rutyna, do której wszyscy byli już tak przyzwyczajeni, że nawet nie zwracali uwagi. W końcu Lindsay miała ochotę zmieniać coś w swoim życiu dosłownie co chwilę, nie dało się więc tego brać na poważnie, widząc, że prędzej czy później i tak porzuca swoje plany. Dlatego pewnie ogromnym zdziwieniem dla każdego było to, że faktycznie zabrała się do roboty. Chociaż “zabrała” to może być złe stwierdzenie, bo sama niewiele zrobiła, więcej z pewnością pomogli jej inni. W tym właśnie Miles, co jednak bardziej zaliczała jako okazję do porozmawiania po tym tygodniu rozłąki. Pomalowanie ścian to jedno, spędzenie czasu to drugie. I z pewnością też o wiele ważniejsze.
Nawet jeśli, to doskonale wiesz, że bym się do tego nie przyznała ━ puściła w jego stronę oko, po czym odbiła się od ściany, by pomóc mężczyźnie w ogarnianiu miejsca pracy. Z pewnością był to jeden z dłuższych, jak i nie najdłuższy związek, w którym była, co było dla niej dosyć szokujące. Nie, że jej to przeszkadzało, bo tak nie było, ale do czasu poznania Milesa, niezbyt pchała się w długie związki. Można powiedzieć, że wręcz ich unikała, bo z jakiegoś powodu żaden z nich nie trwał dłużej niż kilka tygodni. Prawdopodobnie przez mocną różnicę poglądów i charakteru, co też były obecne w jej aktualnym związku, ale tutaj na szczęście wcale jej to nie przeszkadzało. Mogłaby nawet uznać, że jej się podobało. Remington była gadatliwa, czasem aż za bardzo, i potrafiła nawet nieznajomemu opowiedzieć całą swoją historię życiową w skrócie lub też ze wszystkimi szczegółami, zwłaszcza gdy za dużo wypiła. Nie miała też z tym żadnego problemu na trzeźwo, więc chyba każdy, z kim kiedykolwiek wyszła gdzieś na miasto lub po prostu na kawę wiedział o niej o wiele więcej, niż powinna wiedzieć przeciętna osoba. Zazwyczaj omijała jednak imiona, bo przecież reputacja ojca była taka ważna — wcale nie zdradzało jej nazwisko, nie? A jeśli chodziło o Milesa, to miała czasem wrażenie, że Vanderberg wiedział o niej wszystko, a ona o mimo wszystko nadal bardzo mało. To była właśnie ta największa różnica — ilość informacji, którym się dzielili. Nie chciała jednak naciskać, nie zamierzała nawet, bo w przeciwieństwie do swojej historii, szanowała prywatność i przeszłość innych. To, że byli w związku nie oznaczało przecież, że muszą znać każdy szczegół, nie? I tak jej już wystarczało, że wiedziała o swoim bracie to, czego nie chciała się nigdy dowiadywać.
Bez przesady ━ posłała w stronę Milesa delikatny uśmiech, po czym zwróciła swój wzrok w stronę zbiorowiska w centrum pomieszczenia. ━ Meble to nie było jakieś duże wyzwanie, nie trzeba było w końcu nic składać ━ nie żeby nie umiała tego zrobić, ale nie przepadała, bo instrukcje dołączone do mebli zawsze były strasznie zawiłe. Trudno było dojść do tego, co powinno się tak naprawdę robić dalej, ale kilka prób i Lindsay była w stanie złożyć wszystko bez problemu. Była to jej swego rodzaju duma — ścian pomalować nie umiała, ale za to bez problemu mogła składać większość mebli. W drugą stronę w zasadzie też, z tym to było nawet łatwiej. ━ Poza tym, chyba tylko podłoga ucierpiała, ale to się zakryje dywanem i nie będzie widać. ━ rozwiązanie prostsze niż mogło się wydawać. ━ A jak będzie, to się wymieni. Żaden problem. ━ wzruszyła ramionami, biorąc ponownie pędzel do ręki. Obróciła go kilkukrotnie w dłoniach, swój wzrok w pełni skupiając na nim i na wspomnianej wcześniej podłodze ━ Chociaż do tego to już chyba będzie mi potrzebny fachowiec. ━ dodała po chwili, zamyślona. Nie wyobrażała sobie siebie zrywającej panele w pokoju. Miała problem ze zwykłym malowaniem ścian, a co dopiero z czymś tak zaawansowanym. Jeszcze by taką dziurę zrobiła, że by mogła podać bezproblemowo rękę osobie w mieszkaniu niżej. Chociaż musiała przyznać, perspektywa zdenerwowania sąsiadki z dołu brzmiała świetnie. I kto wie, może by znalazła jakąś tajną skrytkę w podłodze, jak to czasem robią bohaterowie książek. Być może poprzedni właściciel mieszkania zostawił tam jakąś pamiątkę czy też pieniądze, a ona by to odnalazła i przez przypadek wplątała się w przedziwną tajemnicę lub została milionerem — bardzo prawdopodobne, nieprawdaż? No, ale jak to mówią, nadzieja matką głupich, więc mogła sobie pomarzyć. Ale musiała przyznać, że mimo wszystko dywan był o wiele tańszą i łatwiejszą opcją. Byleby tylko dobrać coś pod kolor ścian i po problemie. No i tak go przyczepić do tych paneli, żeby koty nie ścigały się o to, kto ten dywan bardziej przesunie podczas zabawy z przysmakami lub zwykłymi patyczkami kosmetycznymi. Mali złodzieje, co chwilę kradli jej je z łazienki i później odnajdywała je całe poszarpane w różnych kątach mieszkania. Najgorsze było zbieranie ich — Blaise jak tylko widział, że kradnie mu coś, czym znudził się już jakiś czas temu, zaczynał bronić swojego ponownie ulubionego przedmiotu. Często musiała go przekupywać przysmakami, co w większości przypadków działało, bo przecież jedzenie było o wiele ważniejsze. No, ale przynajmniej działało.
Przewróciła oczami gdy koszulka Milesa wylądowała w jej ramionach i szybko składając ją na pół, wrzuciła ją pod jeden z koców. Wyszło mu to faktycznie w miarę seksownie, ale mimo wszystko nie mogła powstrzymać się od zaśmiania się. Krótko, niezauważenie, ale i tak. ━ W jednym, w jednym. ━ odpowiedziała szybko, marszcząc nos. Musiała się mocno powstrzymywać od nagłej zmiany decyzji, której pewnie po chwili zaczęłaby żałować. Wybrała taki kolor, to przy takim najwidoczniej miała zostać. Pokręciła więc głową dosyć gwałtownie i cofnęła się o kilka kroków, żeby odnaleźć pędzel, który jeszcze przed chwilą trzymała w dłoniach. ━ Czapki z gazet? Naprawdę? ━ zaśmiała się, lecz widząc wyraz twarzy mężczyzny, szybko spoważniała. Najwidoczniej nie był to żart, więc wyglądało na to, że faktycznie musiała ogarnąć pirackie kapelusze, bo inaczej za nic nie ruszą się z tym malowaniem. No, gorzej, że Lindsay nie trzymała w domu normalnych gazet, bo wszystkie wiadomości ze świata wyciągała albo z porannych programów telewizyjnych, albo po prostu z artykułów w internecie. Gdzieś tylko leżały stare magazyny modowe, które na ten moment były jej jedynym ratunkiem. Lubiła je kiedyś przeglądać, a przez jakiś czas nawet mogła się pochwalić sporą kolekcją, jako że kupowała nowe wydania tego samego dnia, w którym zostały wydane. Ta swego rodzaju "obsesja" już dawno jednak minęła, dzięki czemu nie dość, że oszczędzała pieniądze, bo nie musiała ich co chwilę wydawać na kolejne magazyny, to jeszcze nie musiała na nie robić nigdzie miejsca. I tak miała już pełno niepotrzebnych rzeczy rozstawionych po całym domu. Wmawiała sobie, że kiedyś je przejrzy i wyrzuci, odda, albo zrobić z nimi cokolwiek, co pomogłoby jej się ich pozbyć, ale nadal tego nie zrobiła. Klasyk. ━ No dobrze, piracie, odnajdę twój zaginiony kapelusz ━ trochę dramatycznie, ale czego to się nie robi dla dobrego efektu. Ukłoniła się, jakby chcąc jeszcze mocniej zaakcentować swoje słowa i wyszła do salonu, gdzie najprawdopodobniej znajdowały się gazety.
Chwilę jej to niestety zajęło. Miała na regałach i szafkach tyle pudeł, że nie sposób było w nich coś znaleźć. Co śmieszniejsze, poszukiwanych przez nią gazet wcale tam nie było — odpoczywały sobie w najlepsze w jednej z szuflad i pewnie jeszcze śmiały się z niej przez cały czas, widząc jej starania. Zabrała je więc stamtąd jak najszybciej i wróciła do sypialni, omal nie potykając się o kulę rudego futra. ━ Sukces! ━ prawie że krzyknęła, gdy tylko przekroczyła próg. Podniosła znalezisko i pomachała sobie nim przed twarzą, samą siebie upewniając w ten sposób, że przyniosła to co miała. ━ Wysokiej jakości kapeluszy z tego nie będzie, ale przynajmniej coś mamy. ━ dodała jeszcze, rzucając magazyny na podłogę. Towarzyszył temu lekki huk, bo mimo wszystko cały tej plik gazet do najlżejszych nie należał, ale Lindsay nie zwróciła na to szczególnie uwagi. Sama zajęła miejsce zaraz obok, otworzyć jeden z magazynów na losowej stronie. ━ To co, pomożesz mi? ━ spojrzała na niego z uniesioną brwią, licząc, że dołączy do niej w tym jakże absurdalnym, ale i zabawnym zadaniu. ━ Poza tym, skoro i tak składamy kapelusze, możesz mi opowiedzieć o tym tygodniu. Może chociaż ty spędziłeś go... ━ przerwała na chwilę w celu wyrwania jednej z kartek, prawdopodobnie z jakimś wywiadem. ━ ...bardziej produktywnie niż ja. ━ na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech, ale jej wzrok był skupiony tylko i wyłącznie na stronie z magazynu. ━ A myślę, że nawet Blaise i Mona tak zrobili. ━ dodała, krzywiąc się na myśl o tym, że i koty miały ciekawszy tydzień.

Miles Vanderberg
powitalny kokos
shade
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
W ciągu minionych paru randek Miles zdołał się nasłuchać na temat remontu. Bądźmy szczerzy, nawet nie przypuszczał, że dziewczyna zabierze się za to w tym roku. Zbierała się z tym jak sójka za morze — najpierw coś wspominała o kolorach ścian i o zmianach dekoracyjnych, potem zaczęła już nawet planować kiedy, jednak terminy zmieniały się prawie z każdym spotkaniem. Mógłby przysiąc, że usłyszał też coś o feng shui, a tylko techniką dedukcji musiał dojść do tego, że to nie jest odmiana sushi, na które właśnie ją zaprosił. W końcu jednak się udało, za co przyszło mu zapłacić straconym z nią czasem, bo kobieta wręcz stała się niedostępna. Z wyjątkiem zaledwie paru krótkich, a czasami sprośnych telefonów, na które czekał jak głupi. Co też ona z nim wyprawiała?
— Co nie zmienia faktu, że następnym razem chcę zobaczyć, jak sobie z tym radzisz — mówi, delikatnie wydymając usta, jakby rzeczywiście był na nią obrażony. Nie chciał, by brudziła sobie ręce w jakikolwiek sposób. Może i podejście miał nieco staroświeckie, ale wychodził z założenia, że to facet powinien zajmować się takimi rzeczami, a kobieta powinna jedynie od czasu do czasu pomagać w czymś banalnym, jak otarcie czoła z potu czy zrobienie herbaty. Dobra, pierdolenie. Tak naprawdę to Miles niczego bardziej w życiu nie chciał, jak tylko czuć się potrzebnym. Dlatego byle jaki telefon od Lindsay, gdzie mógł wykazać się w związku i poczuć się jak bohaterem, był dla niego na miarę złota. — Zarysowałaś tylko czy zrobiłaś dziurę na wylot? — pyta nieco uszczypliwie, rzucając w jej stronę kolejny ze swoich firmowych uśmiechów. — Fachowiec — to słowo niemalże wypluł, wznosząc oczy ku niebu. A raczej splamionemu czymś sufitowi, chwila moment… czy to był przyklejony żelek? — Poradziłbym sobie i w tym — mówi, siląc się na poważny ton głosu, wciąż wpatrzony w zniekształconą czerwoną kulkę na suficie — ale do tego rzeczywiście przyda się cała ekipa — kończy, dokładnie w tym samym momencie, w którym jego płuca odmawiają posłuszeństwa i wybucha gromkim śmiechem. Nie pora jednak na żarty, musiał zdziałać cokolwiek, by usłyszeć jakiekolwiek pochwały i tak połechtać swoje męskie ego.
— Nie wydajesz się zbyt przekonana — rzeczywiście mówi to takim tonem i tak szybko, jakby zaraz miała zmienić swoją decyzję i pluć sobie w brodę do lat starości za nieodpowiedni odcień farby. — O przepraszam — zaczyna Miles, podpierając się pod boki, przy czym wygląda dość komicznie — mocno potargane włosy od uprzedniego ściągnięcia koszulki, wyraz twarzy wręcz krzyczący pardon? I ta postura, zakrawająca na pozę top modelki. Oczywiście zdaje sobie z tego sprawę, nie robi tego na poważnie, aczkolwiek jego oburzenie jest prawdziwe. Jak to tak, miałby pracować bez pirackiej czapki? Nawet jego ojciec w wieku pięćdziesięciu lat wciąż pierwsze co robił po pojawieniu się z puszkami farby w drzwiach, rzucał się w stronę starych gazet i tworzył wymyślne kształty. Nic więc dziwnego, że Miles przejął jego nawyki i teraz rozpoczynał całą tyradę na ten temat — Kochanie, ta czapka z papieru to nie tylko zabawa. To symbol prawdziwego męstwa, to symbol przemiany z chłopca w mężczyznę! Wolałabyś, żeby w Twoim salonie pojawił się tabun starych pryków, w poplamionych Bóg wie czym ogrodniczkach, wyżerający Ci zapasy z lodówki czy — tu, wciąż nagi, pręży w jej stronę jeden z muskułów. W tym momencie może jedynie dziękować za ciężkie miesiące, a nawet lata ciągłych treningów — sam półnagi Adonis, który jedyne czego pragnie to Twojej miłości, ale jest piratem? I zanim zdążysz odpowiedzieć, pamiętaj, że to ja dzisiaj miałem szykować kolacje — dodaje szybko, wyciągając w jej stronę palec wskazujący, aby uważała na swe słowa. Zawsze ze spaghetti mogło wyjść najgorsze danie świata. Najwidoczniej cała przemowa odniosła sukces, bo po paru minutach blondynka powraca z całym stosem gazet. A raczej kolorowych magazynów, z których nic dobrego raczej nie wyjdzie. — Ech, kobiety — komentuje jedynie, zajmując swoje miejsce tuż obok niej i łapiąc za jedno z czasopism. Nie patrząc nawet na zawartość, wyrywa jedną stronę po drugiej, lecz kiedy próbuje stworzyć coś sensownego, papier nie chce współpracować. Mimo to starannie zawija boki, pokazując jej jednocześnie, jak to się robi, aby tylko nie zaczynać tej rozmowy. Dobrze wie, że w końcu musi jej powiedzieć, lecz sama świadomość, że Lindsay miałaby się dowiedzieć o nowej współlokatorce przyprawia go o ciarki. Rzadko się kłócili, choć nie byli związkiem idealnym, więc ostatnie czego chciał to, żeby przez Violet wynikła jakakolwiek awantura. Dlatego zaczyna od bezpieczniejszego tematu — Oprócz tego, że było przeraźliwie nudno bez Ciebie i tęskniłem za Twoim damskim chrapaniem — tu posyła jej kuksańca — to wziąłem dodatkowe zmiany w tym tygodniu, więc większość popołudni odsypiałem. A wieczorem pojawiał się Scott — i Violet, ale to jakoś ugrzęzło mu w gardle — i jakoś to mijało. I… Hmm, zgłosił nam się ktoś na wynajem — teraz już odkłada swoją gotową czapeczkę na ziemię, by skupić całkowitą uwagę na swojej Lindsay — Dziewczyna. Ma na imię Violet.

Lindsay Remington
przyjazna koala
naleśnik puchaty
ODPOWIEDZ