Grupa 5
Uwielbiała to święto. Stragany, zabawy, przebrania, parady, przedstawienia - co roku brała udział właściwie we wszystkim, ale był to pierwszy rok, w którym mogła zapisać się do oficjalnych, głównych poszukiwań skarbu. Nawet nie próbowała kryć ekscytacji podczas losowania i doboru drużyn - tym bardziej, że wśród zgłoszonych znalazła się jej kuzynka - ale mina szybko jej zrzedła, gdy doszło do odczytania nazwisk osób z grupy numer pięć. I to nawet nie dlatego, że nie wylądowała w tej samej co Tilly, ani że jako tę
najmłodszą przydzielono ją do zabawy z tym
najstarszym ze wszystkich zgłoszonych. W jednej i drugiej sytuacji potrafiłaby się odnaleźć bez problemu, w końcu od dawna już nie była małą dziewczynką i właściwie większość swojego życia spędziła z osobami od siebie starszymi. Obecność Elijah jednak... Cóż, to już była zupełnie inna bajka. Niby minął już dobry rok, jej dawno przeszło, a chłopak pewnie nawet nie wiedział o jej istnieniu (a przynajmniej - o matko, oby! - nie zdawał sobie sprawy z tego ogromnego krasza, którego miała na jego punkcie, kiedy jeszcze był w liceum), ale i tak poczuła się niezręcznie i nagle gdzieś w środku zapragnęła jednak z całej zabawy zrezygnować. Tym bardziej, kiedy okazało się, jakie jest ich pierwsze zadanie...
-
Mogłabym to założyć na swoje ubranie? - zapytała właścicielkę straganu, odbierając od niej wybrany dla niej strój, ale nie zaskoczyła jej nawet odpowiedź odmowna. Jeśli nie chciała pozbawić siebie i swojej drużyny szansy na wygraną (lub chociaż niezłą frajdę), musiała się naprawdę przebrać. -
Nie trzeba... - zwróciła się w pierwszej chwili do Samira, gdy wyszedł z propozycją zrobienia dla niej prowizorycznego parawanu, ale szybko się poprawiła. Nie zamierzała się przecież rozbierać przy tych wszystkich ludziach. -
To znaczy... Dzięki. To nie potrwa długo - dodała więc, pozwalając się osłonić. Niestety była zbyt zestresowana, a po głowie natrętnie chodził jej tylko
Elijah, Elijah, Elijah, więc gdy przyszło co do czego wszystko leciało jej z rąk. Sprzączka paska nie chciała się rozpiąć. Koszulka nie chciała gładko przejść jej przez głowę. Kapelusz prawie poleciał z wiatrem i ledwo zdążyła go złapać, nim zniknąłby jeszcze gdzieś w tłumie. Źle pozapinała guziki koszuli i to dwukrotnie, nim każdy znalazł się w odpowiedniej dziurce. W końcu węższe niż sądziła nogawki spodni pirata zablokowały się na jej martensach, których postanowiła nie zdejmować, by przyspieszyć cały proces... Jak widać niezbyt mądrze, bo kolejne parę minut musiała poświęcić na przeciąganie każdej nogawki centymetr po centymetrze.
Gdy skończyła, miała wrażenie, że jest cała mokra, a jej twarz musiała być zabarwiona czystą czerwienią. Przysłoniła więc jej część włosami, nim wcisnęła na głowę piracki kapelusz i w końcu, zbierając z ziemi i pakując do swojej torby na ramię prywatne ubrania, wydusiła z siebie słabe: -
Już. Wasza kolej - i przesunęła się nieco na bok, by im nie przeszkadzać. A przede wszystkim po to, by przypadkiem nie spojrzeć Elijah w oczy, bo była pewna, że odczytałby wtedy jej wszystkie myśli. Nigdy nie była w takiej sytuacji - dotychczas durzyła się po cichu w osobach dla niej jakkolwiek niedostępnych i nie miewała z nimi kontaktu również po
wyleczeniu się z krasza - więc sama nie do końca rozumiała, co się z nią dzieje. I miała nadzieję, że szybko jej przejdzie, bo inaczej naprawdę zepsuje całą zabawę nie tylko sobie, ale i reszcie drużyny...
elijah johnston
Samir Ibn Sahim