lorne bay — lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Szukając własnej drogi, nieoczekiwanie porzucił karierę ekonomisty, by gasić pożary w Lorne Bay.
Thadeus również pamiętał wszystkie te przyjaźnie ze szkolnej ławki, które to miały trwać latami. Za każdym razem, gdy poznawał kogoś, kto z biegiem czasu stawał się bliski jego sercu, marzył, aby relacja trwała do później starości. Liczył na masę wspomnień, uśmiechów i przygód, które podtrzymywały go na duchu w pochmurne dni. Niestety podobnie jak w przypadku Verde, on również nie miał tak wiele szczęścia jeśli w kwestii reakcji międzyludzkich. Owszem część przyjaźni ze szkolnej ławki przetrwała próbę czasu, pozostając w podobnej lub nieco rozluźnionej formie. Natomiast były to tylko nieliczne wyjątki, osoby, które z różnych przyczyn postanowiły pozostać z nim w kontakcie mimo dzielących ich kilometrów a z czasem także wielu innych piętrzących się przeszkód czy różnic na nowo kształtujących się charakterów. W jego przypadku tym przełomowym momentem, który sprawił, że grono jego przyjaciół zdecydowanie się uszczupliło, był moment przeprowadzki z Sydney, wiążący się równocześnie z ostatecznym porzuceniem kariery ekonomisty. Powiedzmy, że korporacyjna śmietanka nie bardzo odnajdywała się w towarzystwie świeżo upieczonego strażaka.
Z Verde było zupełnie inaczej, choć podobnie jak w przypadku innych relacji sprzed lat i ta nie zdołała przerwać burzliwych czasów dorastania. Niegdyś stanowowili naprawdę zgrany duet, osiedlowych włóczykijów, którzy czując się świetnie we własnym towarzystwie ,potrafili spędzac całe dnie na dworze,eksplorując najbliższą okolicę. Razem wspinali się po drzewach, budowali zamki z piasku, wywoływali duchy i śmiali się do rozpuku. Wcześniej ich reakcja była zupełnie kumpleska. Niewinna, dziecięca i przepełniona tą łobuzerską iskrą, którą dalej dostrzegał w spojrzeniu Verde.
Choć w momentach takich jak ten, rozumiał doskonale, że już nie są tymi łobuziakami sprzed lat. On wyrósł już z walki na szyszki, a stojąca obok niego brunetka w niczym nie przypominała rozrabiaki w trampkach i ogrodniczkach. Niezmiennie jednak wciąż potrafiła stawić, że w tej krótkich chwili czuł się szczęśliwy jak nigdy. Zupełnie jakby, momentalnie cofneli się w czasie, zostając wszystkie problemy za sobą. Dlatego, więc postanowił nie rozpamiętywać przeszłości a do tego co było przed nimi podejść z typowym sobie luzem. Co będzie, to będzie, nawet jeśli ich przyszłość okaże się równie ulotna i nieuchwytna co przeszłość.
-Ty skaczesz, ja nie skaczę Rose.- zawtórował jej rozbawiony tym nagłym oburzeniem. -Było zdecydowanie prościej. Jak przypomnę sobie to, co kiedyś uważałem za swoje największe problemy, cholera byłbym najszczęśliwszym na świecie, gdybym do końca roku mógł martwić się tylko tym czy mama nagra mi na kasetę nowe odcinki scobiego doo.- westchnął, po czym zaśmiał się krótko. Z perspektywy czasu jego dziecięce bolączki sprawiały wrażenie czegoś tak nieistotnego jak zeszłoroczny śnieg. Głupie, dziecinne i naiwne. Jednak przed laty to właśnie one spędzały mu sen z powiek. Pytanie tylko, czy wspomnieniu tego, co teraz uważał za nie do pokonania za. Parę lat będzie towarzyszył podobny wybuch śmiechu? -Teraz w zasadzie możemy zrobić, co tylko chcemy i w tym tkwi problem.- podsumował, bo taka była w jego odczuciu prawda. Mogli robić, co tylko przyszło im do głowy. Świat w teorii stał przed nimi otworem, wraz z całym swym urokiem. Sęk w tym, że i konsekwencje czaiły się na horyzoncie, a wraz z wiekiem dawna spontaniczność zdawała się zupełnie nieosiągalna. Nawet jeśli podczas ich krótkiego spaceru po parku czuł, że wszystko, o czym pomyśli, jest w zasięgu ręki.
Verde Hillbury
ambitny krab
e.
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Choć niewątpliwie jest to przykre, w ten sposób wyglądała chyba znaczna część relacji z czasów dziecięcych. W młodości człowiek podchodzi do przyjaźni dość naiwnie i zakłada, że ta będzie trwała przez całe życie, co wcale nie jest prawdą. Owszem, jakiś odsetek zdoła przetrwać próbę czasu, ale spora część takich znajomości po prostu ugina się pod presją wszelkich tych zmian, które zachodzą w życiu dwóch osób z biegiem lat. Verde doświadczyła tego na własnej skórze, najdobitniej chyba wtedy, kiedy po szkole średniej wszyscy zaczęli rozchodzić się na różne strony świata. Część jej znajomych została na miejscu, część wybrała studia w innych miastach, a jeszcze kilka osób obrało zupełnie inną ścieżkę i zdecydowało się rozpocząć nowe życie poza granicami kraju. Na początku spoglądała na to przychylnie i zakładała, że wszystko będzie dokładnie tak, jak być powinno. Ona zadomowi się tutaj, a w międzyczasie odwiedzać będzie swoich znajomych w ramach urozmaicenia od bezustannych telefonów. Prędko jednak okazało się, że loty są drogie, długodystansowe wyjazdy w obrębie kraju również, a czasu żadne z nich nie miało pod dostatkiem. Codzienne wymiany wiadomości w końcu zaczęły się kurczyć do cotygodniowych, comiesięcznych, a później wyparowały całkiem i ograniczyły się wyłącznie do tego, że obecnie Hillbury to z mediów społecznościowych dowiadywała się o zmianach, które zachodziły w życiach jej dawnych znajomych. Z Thadeusem do niedawna było podobnie i jeszcze kilka tygodni temu ani przez sekundę nie pomyślałaby o tym, że ich drogi mogłyby ponownie się skrzyżować, ale nie żałowała, że tak się stało. Głównie dlatego, że wiązał się z tą częścią jej przeszłości, którą Verde uznawała za wyjątkowo przyjemną, teraz budził w niej uczucia, które wywoływały na jej twarzy uśmiech. Odnowienie tej znajomości koiło też zszargane nerwy, które w ciągu ostatnich kilkunastu dni skutecznie ucierpiały. Teraz, kiedy siedzieli tutaj razem, choć jej życie nadal wywrócone było do góry nogami, Hillbury nie myślała o tym. Po prostu cieszyła się wspomnieniami o przeszłości, a także tym, jak swobodnie czuła się w jego towarzystwie. Ostatnio nie sprawdzało się to nawet pośród wieloletnich przyjaciół.
Zaśmiała się pod nosem. Doskonale wiedziała o czym mówił, a w chwili obecnej bardzo chętnie wymieniłaby swoje problemy na te, które doskwierały jej w dzieciństwie. Przynajmniej nie musiałaby wtedy martwić się tym, że za kilka miesięcy sama zostanie matką, a przecież nie miała na ten temat bladego pojęcia. Nie potrafiła obchodzić się z dziećmi i zupełnie się do tego nie nadawała, a co było w tym wszystkim najgorsze, nie miała przy sobie nikogo, kto mógłby jej w tym pomóc – nie jako partner, ponieważ rodzina raczej jej nie zostawi. - A nie masz czasami wrażenia, że każdy z dokonanych wyborów prowadzi do sytuacji, w której nie ma już żadnego dobrego wyjścia? - zapytała, przechylając głowę na bok. Tak, nagle przypomniała sobie o tym, że nie wszystko było kolorowe i zamiast cieszyć się chwilą spokoju, wróciła myślami do tego, co ostatnio spędzało jej sen z powiek. - Wróciłbyś do dzieciństwa, gdybyś mógł? Tak na poważnie? - zainteresowała się, a jedna z jej brwi powędrowała ku górze. Była to ciekawa kwestia, którą ona sama zaczęła właśnie rozważać. Obecnie nie było u niej dobrze i choć jeszcze niedawno umiała się cieszyć dorosłością, teraz chyba lepiej odnalazłaby się pośród tego, co było kiedyś. Na pewno czułaby się wtedy bezpieczniej.

Thadeus Woodsworth
ambitny krab
Magda
lorne bay — lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Szukając własnej drogi, nieoczekiwanie porzucił karierę ekonomisty, by gasić pożary w Lorne Bay.
Thadeus w zasadzie w pełni pogodził się z tym, że większość rzeczy składających się na jego codzienność jest tymczasowa. Z początku owszem, bolały go wszystkie rozstania, zerwane znajomości, a nawet utracone przedmioty materialne. Wszystkie te straty przezywał na swój sposób, tłumacząc sobie, że taka właśnie jest kolej rzeczy. Gdy opuszczał Sydney, kończąc tym samym karierę ekonomisty, początkowo także łudził się, że nie wszystkie mosty zostaną za nim spalone. Mimo iż dawne życie za biurkiem w mieście, które swym tempem onieśmiela niejednego, nigdy nie było spełnieniem jego marzeń, to wciąż miał w pamięci wiele pięknych chwil, które nierozerwalnie wiązały się z tym miejscem. Przyjaciele, których znał jeszcze ze studenckich czasów, znajomi imprezujący z nim do białego rana i pozostali współpracownicy. Wszystkie te osoby początkowo deklarowały chęć podtrzymywania relacji z Thadeusem mimo jego nieoczekiwanej przeprowadzki. Choć początkowo faktycznie obie strony stawały na rzęsach, by pielęgnować znajomość to z czasem, coś w końcu się wypaliło. Owszem zawsze istniała szansa ponownego pojednania, ale Woodsworth nie był na tyle naiwnym, by wierzyć, że jest to możliwe, gdy o wszystko zabiega tylko jedna ze stron.
Thadeusowi również dopisywał humor. Ta krótka wycieczka do beztroskich dziecięcych lat, którą właśnie sobie fundowali, w najlepszy możliwy sposób oddziaływała na jego zszargane codziennymi bolączkami nerwy. W towarzystwie Verde czuł się coraz bardziej beztrosko i radośnie, zupełnie jakby w tym właśnie przypadku nieplanowana przerwa w ich dawnej znajomości okazała się nadwyraz sprzyjająca. Może i nie byli na bieżąco ze swoimi aktualnymi problemami i życiowymi celami, ale w pamięci nosili tak wiele wspomnień, które wciąż sprawiały, że mogli czuć się sobie bliżsi, niż przypuszczali.
-Zawsze jest jakieś wyjście.- odparł z pełnym przekonaniem, przyglądając jej się uważnie. Nagła zmiana nastroju Verde nie utknęła jego uwadze. Zupełnie jakby dziecięca bańka, w której się znajdowali od kilku kwadransów, nieoczekiwanie została przebita. Nie miał bladego pojęcia jak ponure myśli krążą po świadomości Verde, ale w zasadzie nie wiedział, czy powinien się w to zagłębiać. Czy powinien przekazać tę subtelną granicę, która pokazałaby, że naprawdę mu na niej zależy? Że martwi się o nią tak jak niegdyś? - Czasem może wydawać się, że nic już nie jesteśmy w stanie zrobić, ale chcę myśleć, że ta cała beznadzieja, która czasem nam towarzyszy jest tylko przejściowym stanem.- dodał nieco wymijająco, mając nadzieję, że da jej do myślenia, swoją powiedzmy, że radą. Swoją drogą nigdy nie był zbyt dobry w udzielaniu porad. W gorącej wodzie kompany, uparty i spontaniczny Tadek zdecydowanie nie nadawał się do obmyślania planów naprawczych dla świata lub jednostek.
-Nie, tak na poważnie to chyba nie.- przyznał, po dłuższej chwili namysłu. Gdy żartowali o cofnięciu się do dawnych czasów, zupełnie spontanicznie stwierdził, że kiedyś wszystko było i lepsze i prostsze. Po poddaniu tego stwierdzenia nieco głębszej refleksji naszły go zasadnicze wątpliwości. -Może tak naprawdę kiedyś nie było lepiej? Po prostu nie rozumieliśmy tego co się obok nas działo na tyle, by dostrzegać te problemy.- podsumował, spoglądając gdzieś w niebo. Jak dzieciak nigdy nie był wtajemniczany w rodzinny budżet, konflikty najbliższych, a wiadomości nadawane w jednej z głównych stacji telewizyjnych traktował jak przerywnik między kreskówkami. To, co teraz spędzało mu sen z powiek, kiedyś także istniało. Z tym że w swoje dziecięcej naiwności niekoniecznie zdawał sobie z tego sprawę.
Verde Hillbury
ambitny krab
e.
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
W życiu nic nie dzieje się bez przyczyny i Verde była jedną z tych osób, które głęboko w to wierzyły. Znajdowała się co prawda w takim punkcie swojego życia, kiedy to przeklinała los i zastanawiała się nad tym, jakie grzeszki popełniła, że ten zdecydował się pokarać ją w taki sposób, ale nadal trzymała się wersji, wedle której istniała jakaś siła wyższa, która dla każdej osoby miała jakiś plan. I najwyraźniej to samo tyczyło się jej relacji z Thadeusem, która te kilkanaście lat temu musiała odrobinę osłabnąć, aby teraz na nowo urosnąć w siłę. Nie miała już co prawda tego samego kształtu, ale to wcale nie czyniło jej gorszą. Mało tego, Hillbury naprawdę odpowiadało to, jak wyglądała ona obecnie, nawet jeżeli nie do końca umiała ją zdefiniować. Po prostu dobrze czuła się w towarzystwie bruneta, a przy okazji zapominała przy nim o własnych bolączkach, co w znacznym stopniu czyniło tę znajomość wyjątkową.
Wzruszyła lekko ramionami. Miał rację, wyjście istniało zawsze, ale czasami żadna z możliwości nie była dobra. Takie wrażenie miała teraz, kiedy stała prawdopodobnie nad jednym z najważniejszych wyborów w swoim życiu i nie potrafiła go podjąć. Woodsworth nie był jednak osobą, z którą mogłaby na ten temat porozmawiać, no bo niby co miałaby mu powiedzieć? Prawdę? Wówczas zniszczyłaby to, co udało im się osiągnąć, a skoro obecnie był jedyną osobą, przy której czuła się na tyle swobodnie, nie chciała tego zaprzepaścić. - Teraz zabrzmiałeś trochę jak urodzony filozof. Może powinieneś zapuścić sobie dłuuugą brodę i kupić cylinderek? - zapytała z przekąsem, a jej usta wygięły się w uśmiechu. Najwyraźniej nie musiał robić wiele, aby odrobinę się rozpogodziła, co było kolejną przesłanką opowiadającą się za tym, że nie powinna psuć ich relacji spostrzeżeniami, których on mógłby nie chcieć słuchać. - A teraz niby rozumiemy? - zapytała, kiedy uważnie przeanalizowała jego słowa. Miała bowiem wrażenie, że sama nieszczególnie odnajdowała się w dorosłości, skoro popełniała błąd za błędem. Może jako dziecko robiła to samo? Nie zauważała tego jednak, ponieważ wtedy jej problemy nie były aż tak poważne. - To chyba wina tej huśtawki, wiesz? Powrót tutaj sprawił, że zrobiłam się sentymentalna - stwierdziła, a jednak nie było to tak do końca prawdą. Podobne myśli wywoływały w niej tarapaty, w których obecnie się znalazła i z którymi zupełnie nie potrafiła sobie poradzić. Dlatego tęskniła za byciem dzieckiem, które mogło podchodzić do życia z taką beztroską.

Thadeus Woodsworth
ambitny krab
Magda
lorne bay — lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Szukając własnej drogi, nieoczekiwanie porzucił karierę ekonomisty, by gasić pożary w Lorne Bay.
Thadeus też coraz częściej utwierdzał się w przekonaniu, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Z tym że widział to nieco bardziej złowróżbnie. Nic nie dzieje się bez przyczyny, wspomnianą przyczyną były najczęściej jego życiowe idiotyzmy i błędy, których nie potrafił się ustrzec. Za każdym razem, gdy poczuł ten wiatr w przysłowiowych żaglach i robił krok w przód, to jego pechowość dawała o sobie znać i szybko czekał go kubeł zimnej wody, a wraz z nim dwa kroki w tył. Z jednej strony potrafił być z siebie dumny i to tak, że sam się temu dziwił. Szybko uniezależnił się finansowo, rozpoczął życie na własny rachunek. Jednak wciąż, mimo upływu lat pozwalał by los stawiał go w pozycji dziecka zagubionego gdzieś pośród gęstych mgieł.
Przez ten cały czas przyglądał jej się uważnie, wyczuwając napięcie, które pojawiło się między nimi niemalże znikąd. Był zdania, że prawda zawsze była najlepszym rozwiązaniem. Owszem mało kiedy doprowadzała do szczęśliwego zakończenia, ale jak na złość po raz kolejny tylko ona była jego gwarantem. Wszystko to było tak przewrotne, że najpewniej nie potrafiłby doradzić Verde w tej patowej sytuacji, gdyby znał więcej szczegółów. Ogólniki i gdybanie, w tym był doskonały. Co do reszty? Niekoniecznie.
-Cylinderek bardzo chętnie, ale z brodą wyglądałbym jak Rasputin. To byłoby chyba trochę niepokojące, prawda? Dzieciaki w parku uciekałyby na mój widok, co byłoby zabawne, ale wciąż...niepokojące.- uśmiechnął się szelmowsko, po czym rozpoczął swój monolog. Niezależnie od tego, na jakie tematy rozmawiali, czuł się nadzwyczaj dobrze w jej towarzystwie i zdecydowanie nie chciał tego zepsuć. Verde odkąd tylko na nowo zawitała do jego życia, odblokowała w nim głęboko skrywane pokłady radości i optymizmu, o których istnieniu już dawno zapomniał. -Pewnie nie, ale o tym przekonamy się za kolejne piętnaście lub dwadzieścia lat. Z drewnianą laską pod ręką i siwizną, której nie zakryję żadną farbą, na pewno będę miał wiele do powiedzenia.- skrzywił się delikatnie, pozwalając by kąciki jego ust, wykrzywiły się w grymasie. Starość była tym, czego obawiał się najbardziej. Stać u schyłku życia, wiedząc, że zbliża się ku końcowi. Wszystkie błędy nabierają nowego wyrazu, całe życie ma zupełnie inne znaczenie lub nie ma go wcale. Koszmar. -Huśtawki?- zdziwił się, wciąż nie odrywając wzroku z Verde. Wiedział, że coś kręciła, ale nie potrafił stwierdzić co. -Jeśli chcesz, możemy pójść gdzieś indziej, za rogiem mają fajną kawiarnię. Na dzisiaj chyba starczy nam wspomnień z dzieciństwa.- zaproponował, chcąc ratować sytuację. Nie miał śmiałości, by przekonać ją do zwierzeń. Wolał by otworzyła się na niego wtedy gdy będzie gotowa.
Verde Hillbury
ambitny krab
e.
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Podobne myśli kłębiły się teraz w ich głowach. Verde bowiem była żywym przykładem tego, że człowiek najmocniej mógł rozczarować się właśnie wtedy, gdy pewien był swojego sukcesu. Jeszcze niedawno wydawało jej się przecież, że noc spędzona z przyjacielem była dla nich wróżbą czegoś więcej, szczęśliwego zakończenia, o którym ona od pewnego czasu marzyła, ale minęło zaledwie kilka dni, a wówczas okazało się, że były to tylko czcze nadzieje. Nie nacieszyła się swoim szczęściem długo, a gdyby tego było mało, w ślad za porażką przyszła również świadomość tego, że popełniła prawdopodobnie największą głupotę w swoim życiu. Co więcej, jej konsekwencje miały ciągnąć się za nią przez resztę życia, bo niezależnie od decyzji, którą miała w najbliższym czasie podjąć, albo za kilka miesięcy na tym świecie pojawi się jej dziecko, albo będzie zmuszona żyć z myślą, że nie dała mu na to szansy. Nie brzmiało to zbyt pokrzepiająco.
Usłyszawszy jego wywód zaśmiała się szczerze. Porównanie może i trafne, ale dodatkowo też zabawne, a przynajmniej dla Verde, która to nazwisko kojarzyła nie tyle z dawnym, rosyjskim kaznodzieją, co raczej z piosenką, która przed kilkoma dekadami była przecież bardzo popularna. - Czy ja wiem? Pamiętasz co śpiewali o nim Boney M? Russia’s greatest love machine? Niejeden facet zabiłby za takie porównanie - zauważyła, nie przestając się uśmiechać. Niczego nie była w stanie poradzić na to, że w chwili obecnej jej usta same wyginały się do uśmiechu. Nawet jeżeli atmosfera między ich dwójką zdołała zgęstnieć, najwyraźniej nie było to na tyle permanentne, aby nie mogło minąć. - Wtedy to już na pewno będziesz musiał kupić sobie ten cylinderek. I prochowiec do kompletu, a wtedy na wszystkich dookoła będziesz robił wrażenie - czy nie w każdym, owianym tajemnicą serialu pojawiał się taki staruszek? Zawsze posiadał największą wiedzę i przed ludźmi budził respekt. Czasami mieli go też za prawdziwego szaleńca, ale ten scenariusz jakoś jej do Thadeusa nie pasował. Był inteligentnym facetem, ale do wariata było mu jednak daleko. I chyba po raz kolejny udowodnił to, kiedy zaoferował się ją stąd zabrać. To rzeczywiście mogło im dobrze zrobić, jeśli nie chcieli, aby ten wieczór zakończył się pod zgęstniałą atmosferą. - W porządku. Gorąca czekolada dobrze mi zrobi - przyznała, po czym zeskoczyła z huśtawki, na której siedziała, a później posłała brunetowi ponaglające spojrzenie. Jak na osobę, która jeszcze przed chwilą przygnieciona była przez sentymenty, całkiem szybko zmieniła nastawienie.

Thadeus Woodsworth
ambitny krab
Magda
lorne bay — lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Szukając własnej drogi, nieoczekiwanie porzucił karierę ekonomisty, by gasić pożary w Lorne Bay.
Chciałoby się powiedzieć, że życie Thadeusa było, więc dużo prostsze. Sęk w tym, że na ten moment mógł być jedynie nieświadomym duchów przeszłości, które się za nim ciągnęły. Odciął się od Sydney grubą kreską, ale tak na dobrą sprawę i jego przeszłość mogła kiedyś dać o sobie we znaki. Być może nie w postaci dziecka, o którego istnieniu nie miałby pojęcia, ale wciąż istniała całkiem duża szansa, że cos prędzej czy później zniweczy jego pozornie unormowaną codzienność.
-To brzmi całkiem optymistycznie i kusząco. Chociaż skończył całkiem...marnie.- zaśmiał się na wspomnienie nieszczególnie optymistycznego życiorysu Rasputina. Skąd u niepozornego strażaka tak rozległa wiedza odnośnie życiorysu tajemniczego kaznodziei? Filmy dokumentalne były jego tajną bronią, gdy w grę wchodziła bezsenność spowodowana nieregularnymi godzinami pracy. Gdy nie potrafił zasnąć po nocnych akcjach w straży, włączał sobie coś w ten deseń, a powieki momentalnie zamykały mu się gotowe do snu.
-Co do prochowca to też mam kilka nieszczególnie pozytywnych skojarzeń, ale pozwolisz, że na razie oszczędzę ci szczegółów.- roześmiał się perliście, jednak po chwili skrzywił się nieznacznie na wspomnienie jednego z ekshibicjonistów w ciemnobrązowym prochowcu, na którego natchnął się podczas wieczornego joggingu po parku. Był to widok, którego niestety długo nie mógł wyzbyć się ze swojej pamięci. Uwielbiał wieczorne spacery po swojej okolicy, ale pech chciał, że zdarzał mu się tego typu nieprzyjemne przygody, które na dłuższą metę skutkowały, chociażby niechęcią do pewnego rodzaju okryć wierzchnich. Mogło być gorzej.
-W takim razie zapraszam.- uśmiechnął się do niej z nieskrywaną ulgą w głosie. Z uśmiechem, więc pokonał obszar na, którym znajdował się plac zabaw, zakręcając wraz z Verde do najbliższej alejki. Cieszył się, że był w stanie nieco ponieść ją na duchu, chociażby przez tak pozornie mały gest. Gdy tylko zorientował się, że Verde spochmurniała głowił się jak nigdy by wykaraskać ich z tego impasu. Na ten moment radośnie kursowali między jednym sielskim spotkaniem a kolejnym i w jego odczuciu nie byli jeszcze na etapie poważnych rozmów o życiu. A przynajmniej w takim przekonaniu utwierdził się po dzisiejszej wymianie zdań, gdy sam złapał pietra, gdy na placu zabaw zawitała ta mrożąca krew w żyłach powaga.
/zt x2 do jakiejś kawiarni pewnie?
Verde Hillbury
ambitny krab
e.
lorne bay — lorne bay
20 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
jestem sierotką, co konstruuję marsjańskie łaziki i pomaga bratu układać życie na nowo, a w międzyczasie robię bałagan w swoim własnym.
- 2-

Wyrwana z rytmu codziennej rutyny, odłożyła książki na bok i bezgłośnie przez kilka sekund analizowała smsa od przyjaciółki. Nie było sensu dłużej zwlekać, a dalsze skanowanie książki z rozszerzonej matmy nie przyniosłoby pożądanych efektów. Wysunęła nos przez drzwi, upewniając się, że korytarz jest pusty, i że nie wpadnie na ciotkę,, która zada jej stos pytań, które wyczytała najprawdopodobniej poprzedniego wieczoru z książki "Jak rozmawiać z dziećmi", ani też na pokojówkę Wandę, która rozpoczęła kolejne wdrażanie swoich rytuałów i najczęściej do nich wykorzystywała George i jej unikatową moc znajomości miejsc wszystkich środków do dezynfekcji. Nie było nikogo. Dopiero przy drzwiach wyjściowych zorientowała się, że w salonie ktoś zerka na nią pytająco znad gazety, więc burknęła tylko, że niebawem wróci i zanim zdążył tą informację przetrawić, zatrzasnęła za sobą drzwi.
To był ładny dzień. W odróżnieniu od ostatnich wiatr nie zacinał mroźnymi ostrzami, zostawiając swoje pokłosie w formie czerwonawych pręg. Było znośnie, a nawet przyjemnie, kiedy tak przystanęła na środku skrzyżowania, wystawiając twarz do słońca.
Gniewne trąbnięcie przepędziło ją z ulicy, jakby poddawała się robieniu czegoś wyjątkowo niestosownego. Świat ewidentnie jej czasem nie rozumiał, ale i ona nie rozumiała świata, a tym bardziej stworów po nim stąpających, worków skóry wypełnionych w większości wodą, co stały w kolejkach i trącały się nawzajem, co by dać znać osobie z przodu, że "ja tu jestem, pamiętaj o tym", jak gdyby człowiek nie był tego już wcześniej świadom.
Zjawiła się w miejscu umówionym, ale nikogo jeszcze nie było. Przyszła za wcześnie, ale każda minuta dłużej spędzona w domu, obfitowała w ryzyko nadziania się na którąś z osób, które chciała ominąć. Wyciągnęła z paczki papierosa ii odpaliła, zaciągając się powoli dymem.
- Taka ładna, a pali - mruknął ktoś przechodząc obok, rzuciwszy tekst z najstarszej kasety, takiej co przewijał ją ołówkiem do samego początku żeby upewnić się, że na bank przyswoi wszystkie przestarzałe odzywki. Wywróciła tylko oczami, oparłszy się o murek przy placu zabaw.. Po krótkiej chwili zawiechy, zobaczyła majaczące na horyzoncie rozwiane włosy, a do nich przytwierdzoną przyjaciółkę. Zamachała szaleńczo, zrywając się z ów murka i wybiegła jej naprzeciw.
- Halo, mów co się dzieje, jestem na Twoje rozkazy - przysięgła uroczyście, wysuwając do góry dwa palce w przyrzeczeniu, że co by się nie stało na George może liczyć.
niesamowity odkrywca
bowie
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
21.

- A rzeczywiście mogłem przyjechać samochodem - po niedzielnym rodzinnym obiedzie u rodziców, na którym nie było ani jednego kieliszka wina, Rusty i Odette wracali przez swoją dawną dzielnicę spacerem. Pogoda niby była ładna, ale do domów mieli jeszcze kawał drogi, a do tego szli dość powoli, typowo spacerowym tempem i jakoś nieszczególnie im się chyba rzeczywiście spieszyło. Każda wizyta u rodziców była połowicznie świetną okazją do spędzenia rodzinnego czasu, a jednocześnie męczącym wywiadem z tymi samymi pytaniami. A kiedy sobie w końcu kogoś znajdziesz? Trzydzieści lat to już późno na zakładanie rodziny, co planujesz? Gdyby nie byli rodzicami, już dawno chciałby się od nich odciąć, ale nie mógł przecież tego zrobić.
- O, coś pusto tutaj jak na środek niedzieli. Pamiętasz jak spadłaś z tej zjeżdżalni, a miałem cię pilnować? Mama była taka wściekła - zatrzymał się przed placem zabaw, który doskonale znali z dzieciństwa, jednocześnie uśmiechając się nostalgicznie. Wyżynali w drewnianych deskach swoje podpisy i daty, zakopywali w piachu kapsuły czasu, które odkopywali po roku i zostawiali sekretne liściki i szyfry dla kolegów z tego samego osiedla, bawiąc się dość beztrosko, może z pomijaniem momentów, kiedy wspinali się na różne rzeczy i z nich spadali, jednocześnie ścierając sobie łokcie, kolana i brody, z których musieli się potem przed dorosłymi tłumaczyć, wymyślając wymówki, które dla nich były niesamowicie wiarygodne, a dla dorosłych zajeżdżały jedną wielką ściemą. Rusty'emu jeszcze zdarzało się wyjść z tego obronną ręką, dobrze radził sobie ze słowami od najmłodszych lat, ale niektórzy koledzy przez kolejny tydzień nie mogli się bawić poza domem.

Odette Overgaard
przyjazna koala
nata#9784
stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Odette od czasu przedświątecznej wizyty lekarskiej – a także wszystkiego, co działo się w święta i po nich – była raczej mocno przygaszona. Zgodnie z obietnicą daną Rusty’emu powiedziała rodzicom o tym, czego się dowiedziała i że dostała całą litanię leków, ale wszystko ma pod kontrolą i generalnie… ogarnia. Jest dorosła i ogarnia (wcale nie… aktualnie nic nie ogarniała, ale oni wcale nie musieli o tym wiedzieć). Dlatego spotkania rodzinne oprócz standardowych pytań dlaczego są starzy i samotni, kiedy śluby i dzieci, teraz jeszcze obfitowały w pytania o stan zdrowia, które doprowadzały ja do wścieklizny. Nie chciała ciągle o tym mówić. Nie chciała o tym myśleć. I nie chciała, żeby ich rodzina znowu była monotematyczna. Więc, gdy Rusty zaproponował, żeby się zbierać – była mu wdzięczna, cholernie wdzięczna.

[akapit]

- Mogliśmy też po prostu zamówić ubera, ale nieee… przejdziemy się. Kto w dzisiejszych czasach chodzi gdziekolwiek? – raczej mało ludzi, co zresztą było po społeczeństwie widać. Zaśmiała się pod nosem i kopnęła kamyk na chodniku, który się przed nią znalazł – Hm? – spojrzała za nim na plac zabaw i wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu – Tak to jest jak dziecku daje się pilnować drugie dziecko. – była między nimi tak mała różnica wieku, że z perspektywy czasu nie potrafiła zrozumieć jak rodzice zgadzali się na to, żeby kiedykolwiek się nią zajmował, gdy sam był dzieciakiem – Ale pamiętam… oczywiście, że pamiętam. Pamiętam też, że się popłakałam, kazałeś mi przestać, więc byłam złośliwa i powiedziałam mamie, że mnie zepchnąłeś. Dlatego była wściekła. – wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu, bo byli młodzi i głupi! – A rzadko na ciebie skarżyłam, więc wtedy musiałeś mi mocno podpaść. Bardzo mocno. – zaśmiała się i usiadła na jednej z huśtawek, faktycznie było na placu pusto, co było aż przerażające. Co dzisiaj robiły dzieciaki? Gdzie się bawiły? Wszyscy mieli własne place w ogródkach? Czy raczej wszyscy siedzieli przed komputerami? – Wpakowałam się w coś głupiego, Rusty… – zaczęła poważniej, wbijając wzrok w czubki własnych butów – Poznałam kogoś… i ten ktoś kogoś ma. A ja nie potrafię się wykręcić z tego trójkąta. – chyba wreszcie musiała o tym komuś powiedzieć, bo inaczej zwariuje. Nie mogła powiedzieć mu wszystkiego, co łączyło ją z Lorenzo, ale chociaż ogólniki… no musiała!


Rusty Overgaard
sumienny żółwik
nie#5225
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Ja chodzę, nawet lubię, można sobie pomyśleć o... rzeczach - a on rzeczywiście to lubił. Szwendał się czasem wieczorami po Pearl Lagune, najczęściej z papierosem między palcem wskazującym i środkowym, rozmyślając. Lubił porządkować swoje myśli, jednocześnie się ruszając, a dodatkowe kroki były tylko przyjemnym efektem ubocznym, na który wcale nie narzekał. I wcale nie uważał, że ludzie tego nie robili, co było widać po turystach, którzy czasem próbowali dostać się na plażę przez jego ulicę, najlepiej skrótami, przez działkę jego, czy któregoś z sąsiadów.
- Rzadko na mnie skarżyłaś? Noo, nie wiem czy bym się zgodził - on inaczej pamiętał to dziecinne dokuczanie. A przez bardzo małą różnicę wieku, rywalizacja była u nich naturalnie widoczna. Jeśli tylko Odette jako pierwsza opanowała jakąś umiejętność, mały Rusty był wręcz wściekły, a rodzice mieli ich pewnie momentami dosyć, każdy rodzic musiał mieć czasem takie wrażenie, dzieci w końcu zachowywały się jak jakiś inny gatunek. - Byłaś małą manipulantką - dodał jeszcze z lekkim uśmiechem, bo tak to teraz mógł wspominać, ale kiedyś? Kiedyś mocno przeżywał każde skarcenie, czy szlaban, który zarobił, bo wersja siostry wygrała w oczach rodziców.
- W co takiego? - zapytał niepewnie, bo coś głupiego to mogło być dosłownie wszystko, od samochodowej stłuczki po poważne kłopoty, a znając szczęście młodszej Overgaard, nie powinien się nastawiać na nic pozytywnego. - O, to fa... - urwał przedwcześnie entuzjastyczną reakcję. - Okej, jednak nie do końca. A ten ktoś jest w takim prawdziwym związku, czy się luźno spotyka, czy jak? - bo choć zdrada nie była dla Rusty'ego czymkolwiek do wybaczenia, to jednak istniała jakaś różnica między świeżą relacją, a związkiem małżeńskim. - No i czy ten ktoś od tego kogoś o tobie wie? - jak właściwie wyglądał ten ich trójkąt miłosny?

Odette Overgaard
przyjazna koala
nata#9784
była policjantką — jest właścicielką winnicy
28 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
My soul hit the floor and it hurt to the core
And I didn't have nobody to tell
Znak zakaz palenia, integralna część zdjęć pośród portali społecznościowych osobników okresu adolescencji, przejawiających pierwsze oznaki buntu, zwisała smutno z ogrodzenia, być może w pośpiechu naderwana przez nieuważnych bywalców. Tych, którzy plac zabaw odwiedzali wyłącznie po zmroku, bynajmniej nie celem wypróbowania huśtawek. Ewentualnie tych emocjonalnych, patrząc z punktu arsenału mieszczącego się przeważnie w dwóch foliowych torbach i jednej samarce. Czasem kilku w zależności od upodobań wysokościowych względem przewidywanych lotów. Ogrodzenia nawet nie było, choć może mignęło w planach, jakby w trakcie ktoś zdał sobie sprawę, że i tak chuj to wszystko strzeli, robota na marne, bo za godzinę czy dwie albo nawet nim słońce skryje się za horyzontem, ktoś stanie w tym miejscu i na nie naszcza.
Ze smutkiem na to się patrzyło, zwłaszcza paląc papierosy, gdy z góry (to niemal pewne) patrzył potępiający wzrok. A czyj? To już nieważne. Być może rodziców, złożonych już ponad cały rok temu w zimnym grobie, bo raczej nie Boga, do którego modły składała tylko czasem (zwykle w największej potrzebie).
Choć słońce zdążyło zgasnąć, pozostawiwszy na straży nieśmiertelne latarnie uliczne, wciąż czuła się nieswojo, wydmuchując tytoniowy dym na najwyższej barierce wieńczącej szczyt plastikowych zjeżdżalniami w kolorze zupełnie bezpłciowym - bo szarym. Wybór miejsca był zgoła kontrowersyjny, nawet jeśli intencje miała czyste, a niedopałki wrzucała kolejno do pustej puszki po energetyku. Mimo to, przychodziła tu niegdyś często, wciąż tylko tutaj potrafiła na chwilę oderwać się od codzienności, gryzącej po cichu w kark niezapłaconą ratą kredytu.
- Kot, ej kot, kici-kici, kici-ci-ci - z ust wysypała jej się nieskładna koci-mowa, kiedy próbowała zsunąć się z czarnej rurki, w kierunku puszystego, czarnego (być może) przyjaciela z białym freskiem na ogonie, wędrującego po belce wnoszącej się poniżej. Widok zgoła zabawny, bo gdy tak zawisła wpół wyciągnięta w stronę kota, szlufka spodni postanowiła wejść w okres buntu młodzieńczego (choć spodnie stare jak świat) i zahaczyła się o wystający, drewniany kołek, pozbawiając właścicielkę reszty mobilności.
Szlag! - mogłoby wyrwać się z jej ust, ale wydarło się zeń coś znacznie gorszego.
ambitny krab
nick
ODPOWIEDZ