rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Biały kitel powiewał gniewnie, gdy Eleanore Winfield w prędkim tempie przemierzała główny korytarz szpitala w Cairns. Włosy, związane teraz w kitkę, walczyły o uwolnienie — kosmyki niesfornie wydostając się spod ucisku ciemnej gumki, idealnie podkreślały to, co czuła. Bezradność. Początkowo nie sądziła, że poczuje z tym miejscem więź — nie, skoro wszyscy pacjenci tego przybytku byli ludźmi uprzywilejowanymi, nieznającymi skaz tego świata. Wiara w wojnę i żołnierzy cierpiących szczerze minęła jednak już pierwszego dnia, gdy przed Lean postawiono młodą kobietę bez szans na leczenie. W chwili, gdy informowała ją o pozostałych jej trzech miesiącach życia, poczuła się jak tam, w odległym kraju, gdy w jej ramionach konał kolejny z żołnierzy. Tamtego dnia skryła się na dachu szpitala i płakała tak długo, aż w końcu nie było w niej już nic, poza pustką.
Teraz to wszystko stało się rutyną. Będący w kiepskim stanie oddział onkologii polegał bardziej na przekazywaniu złych wieści niż faktycznym leczeniu. Pacjenci pojawiali się za późno, a o ratunku nie było mowy. Odbyte przed chwilą spotkanie na nowo pchnęło ją w ramiona mroku, jako że zamiast z pacjentem, rozmawiać musiała z jego rodziną. Bracia, siostry, wujkowie i dziadkowie walczyli o dobre prognozy, kiedy ona, stojąc samotnie pośród nich wszystkich, opowiadała o nieudanej remisji. Tak już bywa. Zawodzą leki, a ciało zbyt wyniszczone chemią, przestaje walczyć. Nie, nie ma w tym niczyjej winy; to wadliwe naczynia, w które powkładano dusze, niszczeją bez ostrzeżenia. To wszystko.
Wśród tych, którzy polegli na wojnie, nigdy nie było nikogo aż tak młodego. Mieć lat siedemnaście i przygotowywać się na śmierć to coś innego, niż gdy lat tych ma się już dwadzieścia parę — zresztą, na froncie każdy jest gotowy, a śmierć przeważnie szybka. Tutaj było inaczej; tu podawało się dokładny termin, a ludzie wpatrywali się w lekarzy jak w bogów, mogących jeszcze zmienić te wszystkie daty. Ale Lean nie mogła. Tak jak i nie mogła utrzymać powagi, gdy matka chłopca zalała się łzami, a to on — ten, który jako jedyny miał prawo do smutku — musiał ją pocieszać. Wtrącając nieśmiało, że zostawi ich teraz samych, a potem zaproponuje plan leczenia na nadciągający, ostatni miesiąc — tak, by choroba nie była zbyt bolesna — uciekła z tejże dusznej sali, znów zmierzając na szpitalny dach. Nikt nie mógł przecież odkryć jej słabości; nie, Eleanore Winfield była poważnym lekarzem, obojętnym na cierpienie i śmierć, wykonującym bezemocjonalnie swoje obowiązki. Nie przejmowała się przecież nikim, a los ludzi był jej obojętny.
Prawdopodobnie to roztargnienie sprawiło, że nie dostrzegła żółtej tabliczki z ostrzeżeniem. To albo twarz Almy ujrzana pośród tłumu, choć kryła się w tym przecież jakaś niedorzeczność. A jednak było to sprawcą bolesnego upadku Lean, która nie dostrzegając zalegających na ziemi popłuczyn, straciła równowagę. I, leżąc na tej brudnej ziemi, pozwalając przy tym, by woda przenikała jej ubrania, modliła się o to, by zniknąć. Tak po prostu wyparować, oddając może tym samym komuś, kto bardziej zasłużył, szansę na długie życie.

Alma Mulligan
sumienny żółwik
-
lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Spoglądając w ciemne, zbierające się na niebie burzowe chmury, nie wiedziała jeszcze co ją tego dnia czeka.
Snuć plany przestała kilka lat wcześniej, gdy ten jeden, konkretny i najważniejszy w jej życiu plan nie wypalił. Rzadko o nim opowiadała. Znacznie częściej wybierała mimowolne, niedbałe machnięcie ręką, które potrafiło powiedzieć drugiej osobie więcej, niż musiała ona. Nie była skłonna zmieniać swojego zdania i gdy raz postanowiła, że nie okaże więcej słabości - więcej jej nie okazała. Płakała za zamkniętymi drzwiami, brała leki za zamkniętymi drzwiami, za zamkniętymi drzwiami gabinetu terapeuty opowiadała o tym, z czym sobie nie radzi. A tego - zwłaszcza w ostatnim czasie, od momentu jej powrotu do Lorne Bay - było dużo. Zamiast jednak odkrywać przed każdą spotkaną na swojej drodze osobą, że w którymś momecie swojego życia przestała sobie radzić, stała się zobojętniała. Inna. Czasem zupełnie wycofana, innym razem normalna, ale z przybraną na twarzy maską. Swoje życie okryła tajemnicą, z dnia na dzień przestając być tą samą otwartą księgą, z której kiedyś każdy mógł coś wyczytać; człowiek stojący na tym samym przejściu dla pieszych, ekspedientka zza szklanej lady w cukierni czy pacjenci. Zwłaszcza jej pacjenci - na nich też w ostatnim czasie się zamknęła.
A jednak dla niej byłaby skłonna to zmienić. Choć jeszcze tego nie wiedziała, nie mając przy tym pojęcia, jak niewielka odległość dzieliła je od kilku miesięcy, przed nią otworzyłaby się na nowo. Powiedziała o tym, czego nie może zapomnieć, przyznała się do tego, co chciałaby zmienić. Nie sądziła jednak, że mogłaby mieć do tego kiedykolwiek okazję. Temat Lean zdawał się zostać zamknięty na wieki, od kiedy na żaden z wysłanych do niej listów nie dostała ani jednej odpowiedzi.
Dlatego wciskając trzymaną w dłoni kartę pacjenta stażyście, z którym Alma pracowała po raz pierwszy dopiero w tamtym tygodniu, nie sądziła, że chcąc pomóc brunetce, która kilka metrów dalej upadła na podłogę, wyciąga rękę w stronę tej samej osoby, która kiedyś wyciągnęła ją do niej. Choć gdyby tylko to wiedziała - ciężko powiedzieć, czy zamiast tego nie zdecydowałaby się uciec.
– Czy mógłby ktoś to posprzątać, czy ta woda będzie tutaj stać aż ktoś jeszcze zrobi sobie krzywdę? DZIĘKUJĘ! – pełen pretensji głos Mulligan przebił się przez panujący na korytarzu chaos dokładnie w tym samym momencie, w którym jeszcze bez pytania chwyciła dłoń kobiety, w typowy dla siebie sposób przekraczając granice cudzej przestrzeni. – Nic ci nie jest? Przysięgam, że za chwilę pójdę do dyrektora złożyć jakąś skargę, bo w tym tygodniu ciągle coś się dzieje, coś jest wylane, nikt tego nie sprząta i... och, czekaj, jesteś cała mokra – widząc przemoczony materiał jasnego ubrania brunetki jęknęła głośno, zwracając na siebie uwagę kilku kolejnych osób. – Masz coś na przebranie? Powinnam mieć w szafce drugi komplet na zmianę, więc gdybyś tylko chciała mogę go... – zaskoczenie malujące się na twarzy kobiety kazało jej nagle przerwać, choć zanim zorientowała się w czym problem, w myślach zdążyła ułożyć pięć kolejnych, długich zdań. Jak nie więcej. – Jezu, przepraszam, za dużo na raz! Po kolei, dobrze? Nic ci nie jest?

Eleanore Winfield
niesamowity odkrywca
n.
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Nie było to jej potrzebne. Przyjaciele, relacje, interakcje. Miłe słówka, troska, wsparcie. Pamięć. Sporo listów i zdań, które sprawdzić się mogły tylko w tej jednej sytuacji, później tracąc na ważności. Przestała odpisywać, bo wiedziała, jak to się skończy — prędzej czy później obie doszłyby do wniosku, że to nie przyjaźń, a pomyłka. Łatwiej jest ludzi odcinać w dogodnym dla siebie momencie, skoro ich udział i tak bywa sporadyczny. Przychodzą, łamią serce i znikają, ot cała filozofia. Kiedy więc Eleanor czuła, że ktoś jest zbyt blisko, odcinała się, uciekała, wmawiając sobie uparcie, że to nic. Że ta jedna osoba w jej życie nie wniosła niczego, że nie stała się ważna, że łatwo będzie zamazać jej wspomnienie gorzkim alkoholem, tanimi papierosami, kolorowymi pigułkami.
I jakby naraz znalazła się znów tam, w Kandaharze. Nigdy jej nie słyszała, ba, nigdy jej nie widziała, a jednak wiedziała, że to ona. Że Alma. Musiała groteskowo wyglądać na tej brudnej ziemi, mokra, z oczyma zaciskanymi tak mocno, jak to tylko możliwe — bo gdyby je zamknąć odpowiednio, ten koszmar minie. Ale to wszystko było prawdą, a ona musiała wstać w końcu i skonfrontować się z tym, co nieuniknione. — To moja wina — wydukała cicho, gdy wzrokiem napotkała Almę, która była tak blisko, tak realnie, że to wszystko jeszcze bardziej zdawało się kuriozalne. Początkowo oczekiwała jakiegoś przebłysku, złości lub niepotrzebnej ckliwości wobec tego, że się w końcu odnalazły. Kiedy jednak z jej pomocą podniosła poobijane ciało z ziemi, wpatrując się w nią co najmniej dziwnie, zdała sobie sprawę z tego, że Alma jej nie zna. Nie zna tak prawdziwie. Nigdy jej nie widziała, prawda? Winfield miała przewagę, tak więc mogła brnąć w kłamstwa, mogła udawać, mogła nie przejmować się tym, czym przejąć się powinna. Bo oto bowiem obie pracowały w tym samym pieprzonym szpitalu. — Nie, nie, dziękuję, poradzę sobie — mruknęła z krzywym uśmiechem na twarzy, udając, że nie dostrzega tych gapiów wszystkich, ostentacyjnie komentujących to wodę na ziemi, to jej komiczny upadek. — Pracujesz tutaj, tak? Dziwne, że nas sobie nie przedstawiono — brnąc w kłamstwa popełniała błąd, ale nie potrafiła inaczej. Kłamała odkąd zjawiła się na tym świecie, to było częścią jej duszy. Wolałaby jednak odejść. Poszłaby do dyrektora, złożyła słowne wymówienie i znalazłaby inny szpital, bo tego wcale do szczęścia nie potrzebowała. A Alma o niczym by się nie dowiedziała. To wszystko jednak było tak strasznie skomplikowane! Kitel może i znalazłby się tu dla niej drugi, ale ubrań na zmianę nie miała. I niby odżałować mogła te mokre plamy na golfie, ale pacjenci raczej niechętnie spowiadaliby się jej ze swoich zmagań w takim stanie, prawda? No i ręka. Bolała jak diabli, łokieć pulsował, a ona zamiast to zamaskować jakoś, prawą dłonią masowała obolałe miejsce.

Alma Mulligan
sumienny żółwik
-
lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Naiwnie wierzyła, że zapomnieć będzie łatwo; że by wyrzucić z pamięci obecność Lean w najgorszych momentach jej życia wystarczy przetrwać kilka dłużących się w nieskończoność miesięcy. Że pozostałą po niej pustkę wypełnić zdołają nowe znajomości, nowe otoczenie, nowi ludzie w jej życiu. Że bez trudu przyjdzie jej nie myśleć, nie czytać, nie próbować więcej do niej napisać.
Myliła się.
Zapomnieć o niej było równie trudno, co o Jasonie. Z początku nie sądziła nawet, że myśląc o nim, będzie też myśleć o niej. Nie przewidziała, że jego ostatnie chwile życia będą związane z nią do tego stopnia, by wyrzucenie kilku kartek papieru okazało się równie niemożliwe, co pozbycie się pierścionka zaręczynowego. Pomogło jej dopiero przyzwyczajenie. Pojawiło się z biegiem czasu, ułatwiając przetrwanie dłużących się w nieskończoność dni, tygodni, aż wreszcie i miesięcy. To dzięki niemu zaakceptowała wymuszone na jej życiu zmiany i to dzięki niemu pogodziła się z tym, że oboje musieli odejść w zapomnienie niemal w tym samym momencie. I choć to samo przyzwyczajenie z czasem pozwoliło jej nie przypominać sobie o nich na każdym kroku, nigdy nie zapomniała. Chodziła na grób Jasona, trzymała sukienkę, którą dostała od niego na urodziny, w głęboko schowanej w szafie skrytce ukryła też wszystkie listy. Będąc na mieście zastanawiała się, czy któraś z kobiet mijanych na ulicach może być podoba do Lean.
Ale czy pomyślała tak kiedykolwiek patrząc na Lean? Tę, którą teraz miała przed sobą?
Mimowolnie pokręciła głową na boki, pozwalając, by kąciki ust wygięły się ku górze, tworząc na jej twarzy blady, współczujący uśmiech. – Byłaby twoja, gdybyś to ty wylała wodę. Ale wtedy to chyba na ciebie musiałabym złożyć taką skargę? – cień żartu przebijający się przez głos Almy świadczyć miał o tym, że nie zamierzała tego robić. Wręcz przeciwnie - widząc brunetkę w takim stanie, kurczowo trzymającą się za łokieć, chwilę później zapomniała już, że jeszcze przed momentem rozważała pójście prosto pod drzwi dyrekcji. – Na pewno? – choć nie spodziewała się innej odpowiedzi niż ta, którą dostała przed chwilą, musiała się upewnić. Sama nie wiedziała, czy to przez pracę w szpitalu, czy sposób bycia - od dawna jednak nie wystarczało jej już jedno potwierdzenie, a zadane pytania coraz częściej powtarzała po dwa razy, naiwnie licząc na to, że odpowiedź może się jeszcze zmienić. – Och, tak. Dosyć krótko, bo dopiero niedawno wróciłam do miasta, ale tak – odparła, uświadamiając sobie, że brunetka ma rację. Nie była jednak jedyną osobą, której Alma nie zdążyła jeszcze poznać. Spośród całego personelu szpitala, z imienia znała może połowę; więcej niż jedno zdanie zamieniła natomiast z nie więcej niż jedną trzecią pracowników. – Alma – a ty jesteś..? – Musi być stłuczony, ale dla pewności zrobiłabym RTG. Jeśli chcesz to mam teraz chwilę, bo mój stażysta i tak chyba już ode mnie uciekł – mówiąc to rozejrzała się po korytarzu, potwierdzając tylko swoje przypuszczenia, że kilka lat młodszy chłopak, z którym ostatnio pracowała, ulotnił się z momentem, gdy dostał do ręki kartę ich pacjenta. Lean więc była na nią skazana. Co najmniej przez najbliższych kilkanaście minut.

Eleanore Winfield
niesamowity odkrywca
n.
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Otworzyć się było łatwo. Odnaleźć w sobie sympatię i ciepło, wyciągając do kogoś pomocną dłoń — nawet przez moment nie pożałowała tych złamanych procedur, które zabraniały jej kontaktowania się z Almą. Umierający Jason łamał jednak jej serce doszczętnie, a ta korespondencja, którą poczęła wymieniać z Mulligan, łatała je na nowo. Nie sądziła, że się zakocha. W nim, w niej, w tejże sytuacji. Jakkolwiek było to absurdalne, oni oboje, tkwiąc w swoim cierpieniu, stali się jej bliżsi niż ktokolwiek, kiedykolwiek. Kłamać więc mogła dowoli, twierdząc, że śmierć Jeana i zerwanie kontaktu z Almą nie wpłynęły na jej późniejszy wybór, ale... Gdy decydowała się na samobójstwo, byli pośród tych myśli, które wypełniały całe jej ciało.
— Och, śmiało, dyrekcja co najmniej raz dziennie otrzymuje skargę, której jestem w przedziwny sposób zawsze częścią — odparła niemalże śmiejąc się, ale Eleanore od dawna nie była w stanie śmiać się prawdziwie. To tylko taka poza, maskująca ten wszechobecny smutek — wyglądająca w oczach innych pewnie jak sztuczna poza, czyniła z Lean kobietę wyrachowaną. Teraz jednak łatwo było odsuwać od siebie wszelkie nieszczęście, mając Almę tak blisko. Dowiadując się, że w rzeczywistości jest piękniejsza, niż na zdjęciach. Pogodniejsza niż w zapisanych przez siebie słowach. Opiewająca o ideał, który mógłby stać się jej definicją. Jednocześnie cieszyło ją to, że ta nie wie, z kim ma do czynienia, a z drugiej... Jakiś niemy krzyk cisnął się jej na usta, byleby tylko Alma zrozumiała, by ją dostrzegła tak prawdziwie. — Gdzie byłaś? — spytała mimowolnie, nieco tracąc kontrolę nad rzeczywistością. Dlaczego nie wiedziała o tym, że Mulligan wyjechała? Zreflektowała się jednak prędko, bo jako nieznajomą nie powinno ją tego typu zwierzenie interesować. — Jestem trochę wścibska, przepraszam — powiedziała, przy czym policzki jej zabarwiły się lekkim różem, błagając o to, by w pytaniu tym nie odnalezione zostało drugie dno. Wciąż jednak mogła się mylić. Byłoby to niedorzeczne i zabawne, ale mogła ją wziąć za kogoś innego. Kiedy ta jednak się przedstawiła, Lean jeszcze bardziej zapragnęła jednocześnie uciec i zostać tutaj z nią, na tym korytarzu, na długi czas. Oczywiście nie przedstawiła się w ramach odpowiedzi, a jedynie uśmiechnęła dość nieśmiało, przegryzając dolną wargę. — Jeśli to nie problem — powiedziała, działając wbrew sobie. Nie miała prawa postępować w ten sposób, ale to było silniejsze od niej. Czy Alma by ją polubiła, gdyby poznały się raz jeszcze na nowo? Czy zdawało się jej tylko, że Lean jest kimś ważnym przez to, że dbała tych kilka lat temu o Jasona?

Alma Mulligan
sumienny żółwik
-
lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Gdyby nagły huk dochodzący z drugiego końca korytarza nie odwrócił uwagi Almy, być może dostrzegłaby tę nieszczerość. Być może zauważyłaby ten sztuczny śmiech i wykrzywione na siłę ku górze usta, w niczym nie przypominające prawdziwego, radosnego uśmiechu. Spojrzenie jednak na moment odbiegło w przeciwną stronę; powodując tym samym, że zanim na powrót przeniosła je na twarz Lean, ta nie wyrażała już niczego. Niczego, co Alma byłaby w stanie dostrzec. – Niemożliwe, już dawno bym o tym usłyszała – pokręciła głową, pozwalając, by przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu, gdy pomagając Winfield podnieść się z podłogi jednocześnie wyzbywała się uciążliwego przeświadczenia, że oczy wszystkich skierowane są w ich stronę. Bo w istocie były; jeszcze przez krótką chwilę, nim stanęły na nogach, a każdy jak za sprawą magicznej różdżki wrócił do swoich spraw, odwrócił wzrok, utkwił spojrzenie w trzymanych przez siebie papierach lub stojących obok współpracownikach. – W Sydney. Nie pytaj tylko dlaczego tu wróciłam, sama tego nie rozumiem – wbrew pozorom odpowiedź przyszła jej naturalnie. Bez typowego w takich sytuacjach cienia skrępowania spowodowanego zbyt bezpośrednim pytaniem, które pojawiało się zwykle wtedy, kiedy ktoś chciał wiedzieć o niej za wiele. W obecności Lean nie czuła się skrępowana. Nie do końca rozumiała jaki jest tego powód, ale nie próbowała go też podważać - zamiast tego kiwnęła głową, posłała jej blady uśmiech, rzuciła krótkie żaden w odpowiedzi na jej następne słowa, a po chwili znalazła się przy oznaczonej wielkimi napisami recepcji, kątem oka upewniając się, że brunetka nadal jest w polu jej widzenia, w przeciwieństwie do stażysty, z którym prędzej czy później będzie musiała się skonfrontować.
– Sprawdzisz proszę, czy RTG jest wolne? I jak możesz zajmij mi je od razu, potrzebuję zrobić dosłownie jedno zdjęcie – słowa skierowała do siedzącej na recepcji dziewczyny, wykrzywiając usta w ledwo zauważalnym grymasie, gdy w odpowiedzi usłyszała tylko, że musi poczekać co najmniej pół godziny. Nie miała pół godziny; trzydzieści minut wystarczyłoby, by i jej przełożona zorientowała się, że stażysta, który powinien trzymać się Almy na każdym kroku zrobił sobie przerwę, poszedł samodzielnie do ich pacjenta lub zniknął niepostrzeżenie z terenu szpitala, kłopoty ściągając w pierwszej kolejności nie na siebie, a nadzorującą go Mulligan. – Och, aż tyle? A co jeśli kość jest złamana? Bardzo boli? – wymowne spojrzenie posłane w stronę Lean musiało wystarczyć, by ta zrozumiała, że najlepiej będzie jeśli niezależnie od prawdy albo pokiwa twierdząco głową, albo potwierdzi pytanie Almy krótkim tak, które miało im pomóc w znalezieniu szybszego terminu. – O, zobacz, może być tutaj, doktor Williams na pewno się nie obrazi, jeśli chwilę poczeka – mówiąc to nachyliła się nad blatem, by bez pozwolenia wyraźnie niezadowolonej recepcjonistki wzrok utkwić w wyświetlanym na ekranie komputera harmonogramie i wskazać na kilkuminutową przerwę między pozostałymi lekarzami. – Mam u ciebie dług! – i zanim ta zdążyła zaprotestować, Alma robiła już trzy kroki w tył; dziewczynie posyłając szeroki uśmiech, a stojącej obok brunetce kolejne znaczące spojrzenie, za którym kryło się jedynie krótkie chodź za mną.
– Powinnam to odpukać, żeby naprawdę nie okazała się złamana, ale... chyba nie boli aż tak bardzo? Boże, powiedz, że nie, bo będę miała wyrzuty sumienia – jęknęła, spoglądając na stłuczony łokieć dopiero, gdy odeszły kilka metrów dalej, tym samym znikając z pola widzenia wszystkich siedzących na recepcji osób. – Ach, będę musiała odbić się w systemie, żeby Williams faktycznie nie robił żadnych problemów, więc wpiszę też ciebie i to jedno zdjęcie, dobrze? A jakby ktoś pytał, bolało cię baaaardzo mocno – dodała, wbrew wszystkiemu, czego uczono jej po rozpoczęciu pracy w szpitalu - by najpierw zrobić wywiad, wykluczyć inne opcje, a na prześwietlenia, zdjęcia i kosztowne rezonanse decydować się dopiero w ostateczności. Dlaczego? Dlatego, że te kilka minut wystarczyło, by zdążyła polubić Lean; nawet jeśli sympatia nieuchronnie wiązała się w tym przypadku z odczuwanym wobec niej współczuciem. – Jak się nazywasz?

Eleanore Winfield
niesamowity odkrywca
n.
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Rozdygotane serce otwierało na nowo zabliźnione już rany, podczas gdy umysł głosem surowym upominał ją, że sama tego przecież chciała. To nie Alma wykluczyła ją ze swego życia, to nie ona przestała odpisywać, to nie ona nieczule przekreśliła łączącą je bliskość. To Lean. Jej decyzje i podjęte wobec tego czyny, wedle których Almy nie spotkać miała już nigdy. Dokładnie zadbała o to przecież, by kontakt został zerwany — tymczasem tkwiły w jednym szpitalu, połączone zobowiązaniami, zmuszone do ponownego skrzyżowania ze sobą swego życia. I choć Eleanore zdawało się, że to nic, że da radę, nie chciała zaczynać tejże znajomości od nowa. A przynajmniej serce jej nie chciało i widmo Jasona, choć wciąż tę dwójkę zagłuszał rozgniewany umysł. Usta drgnęły ponownie, unosząc kąciki ku górze — tym razem szczerze, swobodnie, nieco tęsknie. — Chyba każdy w końcu tu wraca. Ja też nie chciałam, a jednak… — odparła, wzruszając lekko ramionami. Upinała się co chwila; nie, nie zdradzaj nic ponad to, co niezbędne. Ucieknij, nim będzie za późno. Nogi odmawiały jednak posłuszeństwa, a ciekawość pchała ją do przodu, powodując, że po raz pierwszy od dawna Lean czuła cokolwiek. A więc Sydney. Czego tam szukała? Czy wśród gwaru miasta pragnęła zgubić podążającego za nią ducha Jasona? Eleanore próbowała, ale mężczyzna nadal jakby był w jej życiu obecny. A przecież był po prostu jednym z wielu.
Podążając za nią wzrokiem, przyciskając do piersi obolałą dłoń, wsłuchiwała się w jej słowa. Chęć ucieczki nieomal wygrała, gdy powiedziano im, że poczekać muszą tak długo, ale nim zdecydowała się powiedzieć cokolwiek, padły kolejne słowa. Skinęła natychmiastowo głową, wlepiając spojrzenie w recepcjonistkę. Nie chcąc wtrącać się w tę wymianę zdań, choć to jej, nie Almie, powinno zależeć, pozwoliła jej zająć się tą sytuacją. Bo może tego potrzebowała. Jeszcze chwili sympatii i ciepła, jeszcze gdy prawda nie rozdzieliła ich ponownie pod naporem pretensji i żalu. Ruszyła więc za nią do odpowiedniej sali, lekko zawstydzona, trochę niepewna. — Myślę, że to tylko stłuczenie. To znaczy, mam nadzieję, bo mam zbyt wiele zaplanowanych zabiegów, by wykręcić się nagle złamaniem. I to w tak idiotyczny sposób — powiedziała, przyglądając się pulsującemu źródłu bólu. Głupio było jej niezwykle, głupio bo Alma się tak starała, bo kłamała z jej powodu, bo obie mogły mieć problemy, jeśli ta sala byłaby teraz komuś innemu bardziej potrzebna. — A może… — zaczęła nagle, słysząc jej propozycję. Nie. Nie mogła się na to zgodzić. Ale musiała, prawda? Musiała, by faktycznie ta sytuacja im nie zaszkodziła. — To faktycznie dobry pomysł. I boli naprawdę mocno, ale nie mów nikomu — poprosiła z lekkim rozbawieniem, nawet jeśli panika coraz bardziej wypełniała jej ciało. — Eleanore. Winfield — dodała oficjalnym tonem, wiedząc, że stąd bliska droga do odkrycia prawdy — choć w listach podpisywała się jako Lean, łatwo będzie pewne fakty ze sobą połączyć. Powinna wyprzedzić pewne wydarzenia. Wciąż miała szansę na to, by przyznać się i wyjaśnić na tyle swe zachowanie, by nie wypaść w jej oczach aż tak źle, ale… Nie potrafiła.

Alma Mulligan
sumienny żółwik
-
lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Spoglądając w ekran komputera, nie wiedziała jeszcze jaką odpowiedź niedługo usłyszy. Nie wiedziała kogo ma przed sobą, nie spodziewała się niczego, przez myśl nawet nie przeszło jej, że poznana przed momentem rezydentka (bo była rezydentką, prawda? Specjaliści nigdy nie są aż tak mili) jest osobą, z którą przed trzema laty wymieniała listy, przeżywając zbliżającą się śmierć Jasona w zupełnie inny niż mogłaby się tego spodziewać sposób. Być może to dlatego czuła wszechogarniający spokój - to on wypełniał jej ciało, pozwalał panować nad tonem głosu, to dzięki niemu swobodnie uśmiechała się do Lean, proponując swoją pomoc. To za jego sprawą czuła się przy niej dobrze - nie jak przy osobie, która nagle zerwała z nią kontakt, nie podając żadnego powodu.
I to dlatego nadal się uśmiechała. Co chwila zerkając w stronę brunetki dla upewnienia, że nie tylko idzie za nią w stronę sali, ale i stłuczony łokieć nie boli aż tak bardzo, jak właśnie nakłamała na recepcji. – Zaraz zobaczymy – odparła, przepuszczając Lean w drzwiach od pracowni. – Na jakim oddziale pracujesz? – nie zapytałaby, gdyby nie leżąca w jej naturze ciekawość, często mylnie uznawana za dociekliwość. Alma w końcu nie była dociekliwa - pytała o to dlatego, że pracowały w jednym szpitalu. Jeśli miały się tu ze sobą spotykać, chciała wiedzieć gdzie. Jeśli miały kiedyś razem współpracować, chciała wiedzieć jak. Jeśli miała kiedyś jeszcze zobaczyć Lean na szpitalnych korytarzach, chciała wiedzieć na którym piętrze. W której sali. Na jakim oddziale.
A może tak naprawdę pytała, bo dostrzegła w niej osobę, z którą mogłaby spędzać przerwy? Może pytała, bo poza Dianą i kilkoma znajomymi twarzami na plastycznej, chciała mieć kogoś jeszcze? Może dostrzegła w niej kogoś, na widok kogo mogłaby machać ręką z drugiego końca korytarza, z kim mogłaby chodzić razem na lunch, z kim dzieliłaby się swoim życiem? Może Lean wydała jej się bliska? Nienaturalnie bliska, jakby znała ją od dawna?
Odtrąciła jednak te myśli na bok z momentem, w którym wyciągnęła w jej stronę rękę, niemo dając do zrozumienia, że zanim zrobi zdjęcie chciałaby spojrzeć na jej łokieć. Ale nim cokolwiek zdążyła zrobić, usłyszała jej imię. Znajomo brzmiące imię, ze znajomymi inicjałami, które oznaczać mogły jedno - to ta Lean.
Mimo to nie zorientowała się od początku. Uśmiechnęła jeszcze szerzej, już prawie chwytając rękę brunetki, gdy... – Eleanore? Ojej, nie znam chyba jeszcze żadnej Eleanore. Jak je zapisać? Przez eo, czy ea? – zapytała, pozwalając, by ich spojrzenia na moment się skrzyżowały. I ten właśnie moment okazał się wystarczający - by z jej ust wyrwało się ciche och, w miarę jak do niedawna wykrzywione w uśmiechu wargi zmieniały się już w prostą linię, nie pozostawiając po sobie choćby cienia życzliwości, z jaką traktowała brunetkę od samego początku. By nagle zrozumiała, że znajomo brzmiące imię może być nie tylko zbiegiem okoliczności. By wypowiedziane na głos Eleanore Winfield, rozłożone na części pierwsze coraz bardziej zaczynało rozbrzmiewać w jej głowie jako E-lean-ore Winfield, od którego coraz bliższa droga była do Lean. Lean W.
I choć usilnie próbowała wmówić sobie, że spotkanie osoby, która również mogłaby podpisywać się jako Lean W. jest dziełem przypadku, serce podpowiadało jej coś innego. Jak oszalałe waląc od środka w klatkę piersiową, jak gdyby usilnie próbowało znaleźć drogę ucieczki, uniemożliwiając Almie podejmowanie decyzji pod jego wpływem. Oto bowiem na myśl przyszła jej już kolejna - by zapytać, wspomnieć o Lean, dowiedzieć się więcej. By wyjść na idiotkę przed kimś, kto mógł nie mieć nic wspólnego z poznaną trzy lata temu Lean W. – M-może... pokaż mi ten łokieć – wymamrotała wreszcie, wyciągając raz jeszcze cofniętą wcześniej odruchowo rękę. I - choć sama nie była pewna tego, co zrobi za moment - chwilowo porzucając każdy irracjonalny pomysł. Była tu bowiem z jednego powodu - żeby zrobić to cholerne zdjęcie. Żeby pomóc Eleanore Winfield.

Eleanore Winfield
niesamowity odkrywca
n.
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Miło było pobyć przez moment kimś innym. Bez całej tej przeszłości ciemnej i gęstej jak smoła, bez każdej pomyłki i łatki, którą było po prostu jej imię. A jednak kobieta bywała kimś innym w całym swym życiu, Almie dając się poznać od tej najgorszej strony. Zastanawiała się, czy polubiłby ją kiedyś, te naście lat temu, gdy z uśmiechem wykrzywiającym usta śmiała się wesoło, radością zarażała innych i wbrew wszelkim zasadom przedstawiała się jako Nellie. Po prostu. Dziwne było w tym wszystkim to, że dopiero dziś, właśnie przy niej, na nowo poczuła się tamtą szczęśliwą nastolatką, niewiedzącą jeszcze, jak życie bardzo ją skrzywdzi.
— Na onkologii. A ty? — gdzieś jeszcze tliła się w niej nadzieja na nowy początek. Bez Jasona, bez listów i tego wszystkiego, co złe. Udawałaby, kłamała, jak to ona. Może dzięki Almie ciemny umysł znów by się rozświetlił, być może odnalazłoby się w nim coś, co uznawała za martwe. Bo jakoś przy niej sama czuła się bardziej żywa niż dotąd. Mogło się to udać. Mogło, bo Lean W. wybrałaby pracę na oddziale ratunkowym, bo po tym przeklętym Kandaharze wyłącznie tam mogła się odnaleźć. Onkologia brzmiało jak kłamstwo, jedno z wielu, a ona sama wskazać nie potrafiła, dlaczego właśnie tę rozrywającą serce specjalizację wybrała. Może po prostu potrzebowała otaczać się śmiercią.
Ale za późno było już na cokolwiek. I choć to niedorzeczne, gdy wymówiła to swoje imię, wbrew sobie i tym wszelkim nadziejom wiedziała, że to koniec. Nie dotarł do niej nawet sens zadanego pytania, bo wzrok już usiłował odnaleźć w tamtej zrozumienie, wstręt i rozczarowanie. Niema reakcja posłużyła więc jako dowód wszystkiego, a z oczu Lean zniknął na dobre ten uśmiech, którego od dawna w sobie nie czuła. Nie było jednak słów, które mogłaby wypowiedzieć. Nie było zdań, które jakkolwiek mogłyby ją wybronić, to zniknięcie sprzed lat i tę obłudę dnia dzisiejszego. Bo Alma musiała wiedzieć, że Winfield wie, że od samego początku wiedziała. I że ukrywała to wszystko, brnąc w jakąś idiotyczną grę, pozbawioną sensu i zasad. Trwanie w zawieszeniu wybijało rytm kolejno mijających sekund, które zdawały się jej wiecznością. I choć to absurd liczyła na tę ciszę, mając nadzieję, że dzięki niej wszystko się jakoś naprawi. Samo. — Nie byłam pewna... czy... — zaczęła dławiąc się swoją głupotą, której nie sposób było zrozumieć. Wzrok utrzymywany jeszcze przez moment na kobiecie powędrował w końcu na ziemię, a urwane zdanie nigdy nie miało zostać dokończone. — Nie, nie, lepiej będzie jak pójdę, Alma — wymamrotała spoglądając na tę dłoń niepewnie wyciągniętą, która tylko z poczucia obowiązku chciała jej pomóc. I w tej chwili Lean mogła pewnie przeprosić, tłumaczyć, szukać winnego tego wszystkiego, ale po prostu zbliżając się do wyjścia zamierzała uciec. Jak tych kilkadziesiąt miesięcy temu.

Alma Mulligan
sumienny żółwik
-
lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Choć wszechświat zdawał się nie sprzyjać im przez ostatnie trzy lata, które Alma spędziła trwając w dziecinnie naiwnym przekonaniu, że napisany do Lean list nigdy nie spotkał się z odpowiedzią i nigdy też do niej nie dotarł, teraz ponownie zdecydował się połączyć ze sobą ich losy, w sposób tak absurdalny, że żadnej z nich nie przeszedł nawet przez myśl. Bo oto były w tym samym szpitalu - nie jako jego pacjentki a osoby, które nagle, niczego nie przewidując, znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Których możliwości ograniczone były przez podpisane na kilka miesięcy do przodu umowy i których jedną z opcji nie mogła stać się ucieczka, niezależnie od tego czy tylko ze szpitala, czy na drugi koniec świata. W przeciwieństwie do tego jak sytuacja wyglądała przed trzema laty, gdyby teraz któraś z nich znów chciała urwać kontakt, nie byłoby to takie proste - i Alma zdawała sobie z tego sprawę.
Być może dlatego zamiast uciec z sali w momencie, w którym uświadomiła sobie, że siedząca przed nią Eleanore jest nikim innym jak jej Lean, sama zastygła w miejscu, dopiero po dłuższej chwili zmuszając się do wyciągnięcia w jej kierunku ręki, która ostatecznie i tak zawisła tylko w powietrzu. Nie potrafiła bowiem zdobyć się na odwagę, by ją chwycić. Nie potrafiła również wydusić z siebie słowa, złożyć sensownie brzmiącego zdania czy przejść do przeprowadzania wywiadu, który rozpoczęła jeszcze na tej nieszczęsnej mokrej podłodze, przez którą ich losy ponownie zostały ze sobą złączone. Bo gdyby nie upadek Lean, Alma by jej nie zauważyła. Gdyby nie rozlana woda, nie wyciągnęłaby do niej ręki. Gdyby nie czyjaś nieuwaga, nie zaoferowałaby pomocy - a tym samym nie wiedząc co robi nie zmieniłaby stanu rzeczy, w którym obie zupełnie nieświadome swojej obecności pracowały w tym samym szpitalu.
Może tak było lepiej?
Odruchowo pokręciła na boki głową, gdy myśl ta znalazła w niej dla siebie miejsce, uparcie nie opuszczając Almy jeszcze przez dłuższą chwilę. – Czy..? – wyrzuciła naiwnie w powietrze, przez moment licząc jeszcze na dokończenie przerwanego w połowie zdania. Na krótkie wyjaśnienia, chwilę rozmowy, na wytłumaczenie dlaczego nigdy więcej się do niej nie odezwała. Dlaczego przeczytała list i zostawiając ją bez odpowiedzi zniknęła na długie miesiące, odnajdując się dopiero teraz - zupełnym przypadkiem. – Tak, tak będzie lepiej – nie była nawet świadoma kiedy z jej gardła po raz kolejny wydarły się krótkie słowa, którymi choć chciała, nie zatrzymała kierującej się w stronę drzwi Lean. I choć powinna też dodać coś jeszcze, nie zrobiła tego. Nie zrobiła nawet zdjęcia, nie zobaczyła stłuczenia, nie udzieliła jej pomocy. Pokręciła na boki głową, zamilkła i pozwoliła, by Eleanore wyszła, nim sama zmieni zdanie.
Pozwoliła jej zniknąć. Znowu.

koniec

Eleanore Winfield
niesamowity odkrywca
n.
ODPOWIEDZ